Rozdział 24 - „Zazdrość czy jednak brak zaufania?"
Poprzednio:
Minęła godzina a cała trójka spędzała czas w swoim towarzystwie dobrze się bawiąc. Blondynka nie myślała już o Nicku a Draco nie myślał o Levim. Śmiali się i upijali w najlepsze.
— Byłaś u fryzjera? — Draco zaczął dotykać ręką jej włosów.
— Trochę podcięłam — odwróciła do niego głowę będąc wstawiona.
— A gdzie zgubiłaś tego narkomana? — rozejrzał się.
— Został w tyle — popatrzyła na jego usta.
— Gdzie? — spojrzał za siebie. Nie widział chłopaka, ani nikogo innego.
— Tutaj — odwróciła jego głowę w swoją stronę i złożyła pocałunek na ustach ślizgona.
Draco oddał pocałunek dziewczyny i położył swoją dłoń na jej kark. Blaise zmierzył ich wzrokiem i po chwili rozdzielił dwójkę uczniów.
— Ej, ej, spokojnie — uśmiechął się pod nosem.
— Dobrze całujesz — stwierdziła po chwili.
— Ładnie pachniesz — puścił jej oczko.
— To miał być komplement, Malfoy? — cicho się zaśmiała spoglądając w stronę blondyna.
— Nie chce przerywać waszych amorków, ale co wy to, by iść na spacer? — zaproponował lekko wstawiony.
— To genialny pomysł przyjacielu — wstał z kanapy podając rękę ślizgonce — mogę prosić panią do tańca? — wysilił się na szarmancki ton.
— Ależ oczywiście, Panu nie wypada odmawiać — podała mu rękę i podciągnęła się do góry.
— Blaise, zabierz jeszcze dwie butelki — poszedł z dziewczyną do wyjścia.
— Się robi szefie! — podszedł do barku i wyjął dwie szklane butelki ognistej.
Trójka ślizgonów opuściła pokój wspólny i udała się w stronę błoni. Wyszli po cichu ze zamku i rozglądali patrząc czy nikt za nimi nie idzie. Podeszli do jeziorka i usiedli na jego brzegu. Draco zabrał jedną butelkę od przyjaciela i napił się z gwinta. Victoria śmiała się pod nosem, a Blaise odkręcał drugą.
— Za... eee — próbował wymyślić okazje do picia.
— Głupie związki! — oznajmiła dziewczyna i chwile później wyśmiała to co powiedziała. Oparła się głową o kolana Malfoy'a i spojrzała w gwieździste nocne niebo. Przeszedł ją dreszcz przez odczuwalną na dworze temperaturę.
— Za głupie związki! — dodał Draco i przybił butelkę z ciemnoskórym chłopakiem.
Draco podał butelkę Victorii i spojrzał w tafle jeziora. Czuł się dobrze nie myśląc o swoich problemach i „związku" z brunetem. Skupił się na tym, by o tym zapomnieć i dobrze się bawić. Spojrzał kątem oka na Victorie i znowu między nimi zrobiło się cicho. Dziewczyna zapatrzyła się w szaro niebieskie oczy ślizgona. Była pijana i nie myślała racjonalnie. Po kilku minutach trwania w takim stanie znowu zbliżyła się do chłopaka i ucałowała jego usta. Blaise nie przejął się wyczynami swoich znajomych, wszyscy byli tak samo pijani, więc winę można było zrzucić na alkohol.
Blondyn oddał jej pocałunek najlepiej, jak potrafił, schylił sie tak, by dosięgać ust dziewczyny i nie odrywał się jeszcze przez kilka sekund. Przygryzł jej wargę zostawiajac na niej małe zadrapanie.
W tym czasie pewien gryfon wracał z boiska, Nigdy nie zwracał uwagi na otaczające go środowisko, ale tym razem było inaczej. Skupił wzrok na trójce uczniów przy jeziorze. Na początku to zignorował, ale wtedy rozpoznał te jasne blond włosy. Zacisnął mocno pięści i do nich podszedł. Zmierzył wzrokiem Victorie i zauważył na jej wardze zadraśnięcie, przerzucił wzrok na Malfoya gdzie natrafił na jego ustach szminkę dziewczyny. Krew zagotowała mu się w żyłach i pociągnął blondyna za koszule do góry.
— Całowałeś ją?! — krzyknął nie umiejąc się opanować.
— Oho, siwy dym — roześmiał się ciemnowłosy ślizgon.
— Zabini ty to się zamknij. Pytam się o coś. Całowałeś ją?! — powtórzył pytanie mocniej ściskając materiał.
— Nick? Co ty tu robisz? — była zdziwiona, nie miała pojęcia co robił tu o tej godzinie.
— Całowałem — uśmiechnął się wrednie w jego stronę — i powiem ci coś jeszcze, Evans — nie zmieniał wyrazu twarzy — niczego nie żałuje.
Z całej siły popchnął go na ziemie. Przykucnął przy nim i łapiąc go z tylu za szyje pochylił go nad jeziorem. Zanurzył jego głowę i nie puszczał.
— Kurwa, Nick! Zostaw go — wydarła się na starszego chłopaka.
— Chłopie on nie ryba, nie oddycha pod wodą — dalej się śmiał. Nie brał na poważnie tej sytuacji.
— Nie waż się robić tego ponownie — trzymał głowę blondyna pod wodą. Ściskał mocno jego kark przez co próby chłopaka, by się wynurzyć były marne w skutkach.
— Nick, puść go! — próbowała odepchnąć szatyna.
— Stary, już wyluzuj — podszedł do niego i próbował go odciągnąć. Gryfon odepchnął go z dużą siła przez co ten upadł na trawę.
Na chwile wyjął głowę chłopaka z wody. Draco nie rozumiał co się dzieje przez wypity wcześniej alkohol. Oddychał ciężko i wypluł z buzi strumień wody. Czuł, jak jego ciało się trzęsie, a uścisk na szyi jest tak samo mocny, jak wcześniej.
— Jeżeli jeszcze raz ją dotkniesz — zanurzył jego głowę i wyjął po kilku sekundach — to nie będę taki miły — wzmocnił uścisk i znowu pochylił chłopaka. Czuł pulsującą zazdrość o swoją „byłą dziewczynę". Nie odpuszczał i dalej mocno go trzymał.
— Zabijesz go! — poczuła łzy w oczach nie mogąc odciągnąć chłopaka — proszę zostaw! — krzyknęła czując bezradność.
Blaise przeklnął pod nosem przez to, że rozwalił sobie głowę o kamień. Popatrzył na chłopaków i przymknął lekko oczy.
— Blaise? Chłopaki! — mocno popchnęła Nicka.
Szatyn skończył dopiero, gdy ślizgon przestał się ruszać. Puścił jego szyje i zostawił go w tej samej pozycji. Spojrzał przez chwile na chłopaka po czym otworzył szerzej oczy.
Odrazy złapał go za ramiona i wyjął na brzeg. Położył jego plecy na trawie i przybliżył policzek do jego ust.
— Draco! — przyklęknęła przy nim — Co ty zrobiłeś! — znowu popchnęła Nicka, przez te sytuacje zdążyła otrzeźwieć.
— Cicho... — złapał się za głowę — nie oddycha — oznajmił po chwili, a w jego głosie można było wyczuć panikę.
— Jak nie oddycha?! — sprawdziła jego oddech i zakryła usta dłońmi.
— Poczekaj... spokojnie, będzie dobrze — naciskał jego klatkę piersiową i zaczął go „reanimować".
— Odsuń się! — krzyknęła i schyliła do ust blondyna, wykonała resuscytację oddechową, a chwile potem blondyn wypluł z ust wodę. Odetchnęła z ulgą i spojrzała na niego z góry — Draco?... — dodała po chwili — już dobrze...
— Devis?... — kaszlnął i spojrzał w bok na Evansa — jesteś popierdolony — przymknął oczy.
— Dobrze, że nic ci nie jest — podrapał się po karku i pomógł wstać z ziemi czarnoskóremu — Jak z tobą? — zapytał.
— Przeżyje — oznajmił wstając z trawy, popatrzył na swojego przyjaciela i zmarszczył brwi — co mu się stało? — nie pamiętał.
— Nic. — odpowiedział za dziewczynę.
— Idź już stąd — blondynka popatrzyła na niego załzawionymi oczami i pogładziła dłonią policzek Dracona.
— Poradzi sobie — dodał cicho i jak najszybciej oddalił się w stronę szkoły.
— Zazdrosny... — mruknął cicho pod nosem próbując wstać do siadu. Czuł się osłabiony.
— Nie przejmuj się nim — objęła go w ramionach — już nic ci nie zrobi... przepraszam — czuła się winna przez swój pocałunek.
— Nie przepraszaj mnie za coś na co nie masz wpływu — uśmiechnął się do niej lekko. Znowu zaczął myśleć o brunecie.
— Wstawaj... — podała mu rękę i podciągnęła go do góry. Przewiesiła jego ramie przez swoje barki — chcesz iść do skrzydła? — dopytała cicho.
— Ja chyba pójdę — dotknął się z tylu głowy, a na dłoni została mu plama krwi.
— Idź, ja zaprowadzę go do pokoju... — stwierdziła i powoli skierowała się do pokoju wspólnego slytherinu.
Otworzyła drzwi i wprowadziła chłopaka do środka. Poszła pod dormitorium ślizgonów i dopytała, który to jego pokój. Weszła do środka i usadziła blondyna na materacu. Zbierała się już do wyjścia, ale pociągnął ją za rękę.
— Hm? — odwróciła się, by na niego spojrzeć.
— Dziękuje — mówił cicho wykończony przez wodę.
— Nie masz za co... odpoczywaj — wyszła cicho z jego pokoju i szybko pobiegła do siebie. Wzięła szybki prysznic i przebrała się w piżamę. Położyła się na swojej pościeli i zapatrzyła w ścianę obok. Nie wierzyła w to, że Nick potrafił się tak zachować i naprawdę chciał zrobić krzywdę jasnowlosemu.
****
Nick szedł powoli w stronę pokoju. Jego myśli i emocje nie potrafiły się uspokoić. Wszedł do dormitorium i mocno trzasnął za sobą drzwiami przez co jego współlokator lekko się wzdrygnął. Spojrzał w jego stronę rozgniewany.
— Nawet nie pytaj — warknął na chłopaka.
— Nie miałem zamiaru... — spojrzał w książkę, która trzymał na kolanach.
— Jasne — mruknął pod nosem i usiadł na swoim łóżku, podrzucał poduszkę do góry myśląc nad tym co stało się przy jeziorze.
— Co tak podrzucasz tą poduszką? — spojrzał na chłopaka.
— Co cię to obchodzi? Zajmij się sobą, tak? — nie miał ochoty na rozmowę ze współlokatorem.
— Nick, słabo kłamiesz — oznajmił cicho.
— Zamkniesz się, Wood? Czy mam ci w tym pomóc? — zacisnął mocniej szczękę.
— Już już — podniósł ręce w geście obronnym — nie pytałem.
— I niech tak zostanie. Lepiej zajmij się swoją dziewczyną — popatrzył na niego i złapał poduszkę do rąk — a nie, poczekaj. Przecież już jej nie masz — wyśmiał go.
— Musisz być taki wredny? — uniósł brew.
— Muszę — odparł chłodno — zajmij się swoim życiem, nie będę powtarzać dwa razy — ostrzegł go.
— Mhm, zajmę — wywrócił oczami i znowu skupił wzrok na tekście.
****
Madison zatrzasnęła za sobą drzwi i usiadła na swojej ciemnozielonej pościeli. Poniosła głowę do góry i przymknęła oczy ignorując siedzącą obok Parkinson. Poczuła na sobie wzrok dziewczyny i nerwowo odwróciła się w jej stronę. Skupiła na niej swoją uwagę i zarzuciła brązowe loki do tylu.
— Co się tak patrzysz? — spytała niezbyt miłym tonem. Dalej przeżywała to co stało się na zajęciach.
Dlaczego zachowała się tak wzdgledem Diany? Czemu nakrzyczała na Chase'a? I co tak właściwie się z nią dzieje?
— Od tego mam oczy — wywróciła oczami. Nie wiedziała, dlaczego zachowuje się w ten sposób i co znowu zrobiła źle, że tak ją traktuje.
— Po prostu daj mi spokój, Parkinson, nie mam czasu na rozmowę z kimś na twoim poziomie — dodała ciszej — szczególnie nie teraz.
— To ty zaczęłaś rozmowę Smith, możesz się uspokoić i nie naskakiwać na mnie przy każdej lepszej okazji? — wstała ze swojego łóżka — nie moja wina, że zakochałaś się w dziewczynie mojego brata — wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami.
— Możesz nie wracać — zamknęła drzwi zaklęciem i położyła się na swoim łóżku. Schowała głowę w poduszke. Miała dość swoich uczuć i ludzi wokół siebie. „Nie zakochałam się w niej", te słowa rozbrzmiewały w jej głowie.
****
Brunet wrócił do swojego domu. Zamknął drzwi za sobą i trzasnął nimi głośno. Bez jakiegokolwiek przywitania udał się do swojego pokoju. Wszedł do środka i zaczął szukać w swoim biurku jednego ze zeszytów. Przekopał szufladę i wyrzucił polowe jej zawartości na ziemie. Zgarnął kilka książek na bok i wyjął czarny notatnik. Popatrzył na niego krzywo i wyjął z kieszeni bluzy zapalniczkę. Otworzył go na pierwszej stronie i złapał jedna z kartek i przyłożył do jej rogu płomień zapalniczki. Nie czytał tego. Patrzył ze smutkiem na płomień, który zajmował coraz większa cześć notatnika. Oddychał głośniej a w myślach miał tyko sceny, gdy jego usta były złączone z tymi blondyna. Próbował wyprzeć z głowy te wspomnienia, ale nie wyszło mu to. Chwile później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i odwrócił głowę w tamtą stronę.
Kto znowu.
— Robisz ognisko? — zwrócił uwagę na płonący notatnik — przynieść ci może kiełbaski? — zaśmiał się.
— Ethan — warknął — możesz wyjść? Nie pozwoliłem ci wchodzić — odparł chłodno.
Wypierdalaj i nie denerwuj mnie bardziej.
— Ale ja sobie pozwoliłem — podszedł do niego i podciągnął go za ramie do góry — może pozwolisz mi na chwile zająć twój czas? — uniósł kącik ust — wiesz... żebyś nie siedział tu sam i nie palił jakiś starych pamiętników w których opisywałeś uczucia do swojego byłego czy coś — wzruszył ramionami.
— Skąd ty to... — nie dokończył — to nie twoja sprawa.
— Trudne sprawy — zironizowal i chwile potem się roześmiał — idziemy — pociągnął go do wyjścia.
— Gdzie ty mnie ciągniesz — próbował się wyszarpać.
— Lisa! — zapukał do jej drzwi dalej trzymając ramie Leviego — mama wróciła! — zawołał.
— Co gdzie. — wyszła odrazu po tych słowach i spojrzała na swoich braci — Ethan. — rozszerzyła oczy.
— Ale z ciebie skurwysyn. — warknął na bruneta przez wspomnienie o mamie.
— Ah No tak, umarła — wzruszył ramionami — trzeba żyć dalej — zabrał ich do salonu i usadził rodzeństwo na kanapie.
— Więc? Po co tu przyszedłem — oparł plecy o zagłówek kanapy.
— Ojca nie ma w domu, jesteśmy sami — bawił się różdżką w ręce.
To jakaś nowość.
— Nie ma go? — blondynka popatrzyła na starszego brata — gdzie poszedł? — dopytała.
— Czy ja ci wyglądam na kogoś kto wie? — uniósł brew — pewnie siedzi gdzieś w malfoy manor — stwierdził po chwili.
— Zabawne — sztucznie się do niego uśmiechnął.
— Co chcecie robić? — poprawiła kosmyk blond włosów za ucho.
— Wiesz... skoro Leviś wraca do szkoły już za kilka dni to może napijemy się z tej okazji? — zaproponował.
— Ona ma szesnaście lat, pamiętasz? — popatrzył na niego poważnie.
— A jest bardziej rozgarnięta niż ty — zaśmiał się kpiąco.
— Podaj te ognistą — wywrócił oczami i wystawił rękę po butelkę.
— Ej, nie pijcie. Tata będzie na was zły i znowu zaczniecie jakąś awanturę — ostrzegła ich.
— Daj bratu opić zerwanie z chłopakiem — puścił jej oczko.
— Malfoy? — dopytała patrząc na bruneta.
— Mhm... — odkręcił butelkę.
— Pij. — oznajmiła po tym co usłyszała.
Za to ją kocham.
Levi przechylił butelkę i napił się trunku. Chciał zapomnieć o blondynie i skupić się na czymś innym. Popatrzył na alkohol w ręce i znowu zbliżył szyjkę butelki do swoich ust. Lisa poklepała go delikatnie po ramieniu i skupiła uwagę na Ethanie. Chłopak przyglądał się młodszemu bratu z ciekawością. Nie rozumiał jak to jest, że tak zależało mu na Draco. Jak umiał dla niego poświęcić swoje życie? Jak silne musiałobyć to uczucie żeby zrobić coś tak absurdalnego?
— Jakoś gorzej się czuje... — oznajmił po chwili.
Słaba głowa daje o sobie znać.
— Gorzej w sensie? — dopytał chociaż dobrze wiedział czemu czuje się gorzej.
— Levi? — poczuła, jak chłopak oparł się o jej ramie głową i położył rękę wzdłuż ciała. Po chwili usłyszeli tylko głośny hałas trzaskanego szkła — Levi! — krzyknęła w jego stronę i odrazu wstała — Co się stało?! Levi! — martwiła się i potrząsała nim delikatnie, by go ocucić.
Chłopak nie reagował i położył głowę na kanapie. Nie kontaktował i nie wiedział co się dzieje. Leżał spokojnie oddychając. Będąc bezbronnym i bezsilnym.
— Ethan, co mu jest?! — próbowała go ocucić, ale jej próby nic nie dawały.
— Nic mu nie będzie — stwierdził — chodź, musimy iść. Ojciec czeka — skłamał.
— Ale... ale Levi, co mu jest? — popatrzyła na starszego brata i przekrzywiła głowę.
— Eliksir słodkiego snu, obudzi się za kilka godzin, ale wtedy musi być już po wszystkim. — rozejrzał się po pokoju i podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej kajdanki i podszedł do bruneta. Usiadł obok niego na kanapie i zabrał jego rękę do swoich dłoni.
— Co to? Co mu robisz? — patrzyła na niego podejrzliwie.
— To tak tylko żeby nam napewno nie przeszkadzał — zacisnął jedno z nich na jego nadgarstku, a kolejne na rączce kanapy — to powinno załatwić sprawę.
— Ethan, cholera. — zdenerwowała się — daj mi do tego kluczyk — oznajmiła stanowczo.
— Jaki kluczyk? — otworzył okno i wyrzucił go za nie.
— Ethan! — podbiegła do okna i oparła się rękami o parapet.
— Potem go poszukamy, chodź — zabrał różdżkę z jego kieszeni tak, by napewno nie miał, jak się uwolnić.
— Zostaw to. — próbowała zabrać mu przedmiot.
— Zabierz sobie — podniósł rękę do góry i wyprostował ją — jak dosięgniesz to ci oddam — zaśmiał się.
— Oddaj mi to — podskakiwała do góry próbując zabrać przedmiot chłopakowi.
— Dobra nie ma czasu na zabawę — nie miał pojęcia dlaczego tak właściwie miał sprowadzić Lise.
— Skoro muszę... chodź, ale masz go potem rozkuć. — zabrała różdżkę i schowała ją do kieszeni.
— Pomyśle nad tym, uroczy jest, gdy leży tak bezbronnie — uniósł kącik ust i wyszedł przed dom. Napotkał wzrokiem matkę i ojczyma — już jesteśmy.
— A gdzie tato? — rozejrzała się — i co ona tu robi — zatrzymała wzrok na blondynce.
— Mówiłam ci, że zobaczymy się wkrótce, słoneczko — uśmiechnęła się do niej wrednie.
— Ethan? — spojrzała na wyższego chłopaka — co oni tu robią?... — zapytała z nutą przerażenia w głosie.
— Już ją przyprowadziłem, tak jak kazałaś. William dalej jest w hogwarcie — odwrócił wzrok od blondynki i spojrzał na Melissę.
— Zdolny chłopczyk — poczochrała jego włosy.
— Idziemy. Nie mamy czasu — Thomas złapał mocno nadgarstek Lisy i deportował ich do Malfoy Manor.
— Puść mnie! — spojrzała przed siebie i przełknęła ślinę z nerwów — Dlaczego jesteśmy w Malfoy Manor...
— Zobaczysz. — oznajmiła chłodno i poszli do wejścia. Otworzyła czarne drzwi i zamknęła je za nimi.
— Czy wy chcecie... — domyślił się co robi tutaj dziewczyna.
— Tak — odpowiedziała synowi i wepchnęła dziewczynę do środka.
— Lisa — odwrócił się do niej i uśmiechnął w przerażający sposób — nareszcie. Najmłodsza z naszej rodziny — podszedł bliżej i przejechał różdżką po jej szczęce.
— A-ale... ja nie rozumiem — przeszły ją ciarki.
— Powinnaś dołączyć do nas już dawno — zjechał różdżką na jej kark.
— Zrób to i już — denerwował się tym widokiem widząc, jak zachowuje się dziewczyna.
— N-nie chce... — jąkała się czując, jak wbija mocniej różdżkę w jej szyje.
— Nikt cię nie pyta czego chcesz. — spojrzała na Riddle'a — zrób to.
— Cisza. — pomieszczenie przeszedł mrok, a wszystkie świecące się tam świece zgasły — ręka.
— N-nie — zaprzeczyła głową.
— Ethan, idź pomóż Czarnemu panu. — Thomas spojrzał na chłopaka i wskazał blondynkę.
— Lisa... — podszedł do siostry. Stanął za nią i wystawił jej przedramie do przodu. Mocno ścisnął jej nadgarstek i oparł brodę o jej głowę — będzie dobrze, jestem obok.
Dziewczyna ucichła i czuła tylko ciarki na swoich plecach. Mocny uścisk brata i swój głośny oddech. Przygryzła policzek od środka, a Voldemort przyłożył swoją różdżkę do jej ręki. Zaczął tworzyć mroczny znak przez co sprawiał blondynce ból. Lisa krzyknęła odrazu, nie była przyzwyczajona do takiego bólu. Miała nadzieje, że nigdy nie będzie musiała tutaj być, stać przed nim i czuć to wszystko. Poczuła się bezradna i próbowała wyrwać rękę z uścisku brata. Nie odpuszczała, a ból stawał się coraz silniejszy. Poczuła łzy na policzkach i rozgryzioną wargę. Jej druga dłoń się trzęsła a nogi uginały pod sobą. Czekała tylko, aż skończą się te męki a Ethan puści jej rękę. Melissa przyglądała się reakcji córki i uśmiechała pod nosem. Nigdy za nią nie przepadała, a ten widok był dla niej satysfakcjonujący. Thomas ściskał dłoń żony i patrzył na dwójkę nastolatków. Było mu szkoda młodej dziewczyny, ale wiedział, że decyzja blondynki jest nie odwracalna. Gdy Voldemort zabrał różdżkę dziewczyna odetchnęła i odsunęła się od ich dwójki. Popatrzyła chwile na Ethana i odrazu potem wybiegła z sali spotkań.
— Lisa, czekaj! — szybko ją dogonił i złapał za ramie.
— Puść mnie! — wyszarpała się dalej czytając łzy w oczach.
— Chce żebyś mi wybaczyła... — zatrzymał się i popatrzył na nią uważnie.
— Wybaczyła co?! Że mnie okłamałeś? Że podałeś coś Leviemu?! Czy może to że mam na przed ramieniu znak czarnego pana! — przetarła mokre policzki.
— Wszystko... staram się być lepszy, nie wiedziałem co planują — odwrócił wzrok — Powiedz co mam zrobić żebyś uwierzyła, że mi na tobie zależy... — dodał ciszej — powiedz... nigdy mi nie zaufasz?...
— Zaufać ci? Poważnie?! — uniosła się.
— Tak — znowu na nią spojrzał.
— Gdzie to zaufanie mnie doprowadziło! — krzyknęła na niego czując, jak łzawią jej oczy.
— Ty nigdy mi tego nie wybaczysz, prawda? Będziesz mi to wypominać cały czas. — stwierdził krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Tak, bo ci nie ufam! — wydarła się na chłopaka i znowu przyspieszyła kroku szybko skręcając w jakiś inny korytarz.
****
Brunet spał na kanapie, drzwi się uchyliły, a do środka wszedł starszy mężczyzna. Spojrzał z powagą na syna i podszedł do niego. Zwrócił uwagę na kajdanki na jego nadgarstku i uniósł brew. Rozejrzał się po salonie i zawołał głośno imiona swoich dzieci. Nastała tylko przerażająca cisza. Szybko sprawdził pokój córki i resztę pomieszczeń. Czuł, jak jego ciśnienie wzrasta. Skierował różdżkę na śluzgona i wypowiedział „Aquamenti" mocząc jego głowę. Chłopak otworzył oczy i otrzepał głowę. Próbował wstać do siadu, ale coś pociągnęło go z prawej strony. Zauważył ojca przed sobą i przełknął ślinę.
— Gdzie jest Lisa. — przeszył wzorkiem swojego syna i zacisnął mocniej szczękę.
Mam przejebane...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro