Rozdział 2 - „Przyjaciel czy wróg?"
Poprzednio:
— Nie ma za co — spojrzał na kamień w ręce. Nie potrafił zrozumieć jak znalazł się akurat pod jego nogami. Czy to jakiś znak? On nie wierzył w przypadki. Jeżeli tak się stało to musi mieć to głębsze znaczenie. Może nie warto zapominać o czymś czego ci brakuje? Nie warto zapominać o tym blondynie z jego wyobraźni?...
Levi odprowadził Victorie do jej domu, a sam wrócił do swojego. Był już w drodze powrotnej, gdy jego uwagę przykuła postać siedząca na moście. Zaciekawił go ten widok, więc podszedł do tajemniczej osoby. Nic nie mówiąc usiadł obok niego i patrzył we wodę pod nimi.
— Zgubiłeś się? — zaczął nieznajomy.
— Um... nie — spojrzał na niego — czemu tutaj siedzisz?
— Zastanawiam się czy skoczyć — wzruszył ramionami — ten świat jest dziwny.
— Czemu chcesz skoczyć? — zaciekawił się.
— Mama nie nauczyła cię, że nie powinno rozmawiać się z nieznajomym? — zaśmiał się.
— Nie zdążyła... — zasmucił się i spojrzał w dół splatając palce na kolanach.
— Nie żyje? — dopytał. Nie za bardzo potrafił komuś współczuć, więc było to dla niego dziwne zachowanie.
— Już od dobrych 6 lat — poczuł łzy w oczach, ale odrazu je przetarł.
— Nie pokazuj słabości, to nigdy nie jest dobre — zauważył jego gest.
— Nawet cię nie znam, mam twoje zdanie gdzieś — spojrzał na niego.
— Możemy to zmienić, straciłem ochotę na kończenie życia. Może uda się następnym razem — wyjął z bluzy paczkę papierosów i wziął jednego. Wyjął drugiego i podał Leviemu — chcesz?
— Nie pale, ale dzięki — odmówił i tylko zobaczył, jak chłopak zapala papierosa.
— Jak się nazywasz? — spytał wypuszczając z buzi dym.
— Parker — odpowiedział niewiele myśląc, chłopak go intrygował.
— A imię? — dopytał ciemnowłosy.
— Levi — wywrócił oczami — teraz twoja kolej.
— Nick Evans — znowu się zaciągnął — A więc Parker, jesteś powodem mojego niepowodzenia dzisiaj. Chyba czas cię ukarać — uśmiechnął się prowokująco.
Spotkałem samobójcę?
— Co? — zdziwił się — o co ci chodzi?
Nick popchnął go delikatnie tak, że Levi przechylił się jakby prawie miał spadać, w ostatniej chwili szatyn złapał jego koszulkę nie pozwalając mu na upadek.
— A może jednak... jeszcze się przydasz — wciągnął go na most.
— Oszalałeś?! Mogłem spaść! — uniósł się.
— Mogłeś, ale tego nie chciałem. Nie to było w moich intencjach — puścił mu oczko.
— Grabisz sobie — wstał — teraz ja mam do ciebie pytanie.
— Hm? — zaciekawił się i spojrzał na bruneta z zainteresowaniem.
— Byłeś kiedyś w innym świecie?... w swojej wyobraźni? — nie wiedział czemu, ale chciał go o to zapytać.
— Pewnie, dużo razy — uniósł kącik ust — właśnie dlatego chciałem skoczyć. Ten świat mnie męczy i go nie rozumiem.
— Rozumiem — naprawdę rozumiał, już zdążył zatęsknić za życiem w hogwarcie. Skoro ten chłopak mówi, że chciał się zabić, by trafić do świata ze swojego snu to czy on... on też, by potrafił?
— Jak wywołać u kogoś myśli samobójcze — cicho się zaśmiał — już chcesz skakać czy za jakiś czas? — śmieszyło go to — Myślisz, że gdybyś skończył swoje życie tutaj to... wrócił byś do tamtego świata? — zapytał po czym po zastanowieniu dodał — właśnie... do jakiego świata?
— Znasz Harrego Pottera? — spojrzał na niego.
— Czyli do tego samego co ja... — trochę się ucieszył, więc lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy — Hogwart? Ile tam byłeś? — wypalił papierosa i upuścił na ziemie.
— 3 lata — szybko odpowiedział — ale tutaj 2 miesiące — cicho się zaśmiał.
— Faktycznie długo... ja byłem maksymalnie miesiąc. Po takim czasie odrazu się budzę.
— Masz sposób, by tam wracać? — poczuł nadzieje.
— Mhm... ale to nie jest sen. Ten cały Shifting nie działa. Wiem co mówię spędziłem na wypróbowaniu tego cholerstwa jebany rok.
— Więc... jaki masz sposób? — trochę go zasmucił, ale dalej chciał się dowiedzieć.
— Podtapianie... czasami podduszenie... zależy na co mam akurat siłę — spojrzał w niebo.
— Robisz sobie krzywdę, by tam trafić... tak? — nie był pewny czy zrozumiał.
— Mniej więcej tak. Tylko wtedy to działa — wywrócił oczami.
— Dziwne... nie wiem czy sam potrafiłbym zrobić sobie krzywdę... sam sobie bez zaklęcia. To może być trudne — spojrzał w bok.
Zignorował jego słowa.
— Więc Parker... — usiadł na murku obok — Z jakiego domu jesteś? — ciekawiło go to.
— Slytherin — odpowiedział odrazu — a ty?
— Gryffindor — przekrzywił głowę patrząc na niego.
— Ah Gryfon — uśmiechnął się — tęsknisz za tamtym życiem?
— Bardzo. Dlatego chce zakończyć to... ale nie potrafię. Jestem za słaby i nie chce zostawić brata samego... — zasmucił się, ale nie dał po sobie tego poznać.
— Ja... ja w tym „śnie" zakochałem się w kimś... nie umiem przestać o nim myśleć — powiedział to co leży mu na sercu.
— A w tym... masz kogoś? — zignorował fakt tego co powiedział — dziewczynę albo chłopaka?
— Tak, dziewczynę... tylko, że ja jej nie kocham. Nie potrafię jej zostawić... bo mi na niej zależy, ale to nie jest miłość... to nie to uczucie — schował ręce do kieszeni.
— Mhm... może lepiej jej o tym nie mów — stwierdził — nie okazuj słabości przy osobach, które mogą ją wykorzystać.
— Dobra rada, zapamiętam — westchnął.
— Późno już, nie wracasz do domu? — podszedł bliżej niego.
— Średnio chce tam wracać — zilustrował go wzrokiem.
— Możesz iść ze mną. No chyba, że się boisz — uśmiechnął się prowokująco.
— Nie boje, nie mam czego. Zgoda — chciał wkurzyć ojca i zmartwić Mirande. Miał ich wszystkich dość, a Nick wydawał się być dobrą osobą do przegadania życia w hogwarcie.
— W takim razie chodź — skierował się w stronę lasu.
— Mieszkasz w lesie? — szedł za nim.
— To mały dom — byli już nie daleko jego miejsca zamieszkania. Przed nimi znajdował się drewniany domek.
— Ciekawe, jak bardzo nierozsądne postępuje idąc tu z tobą Evans — powiedział na głos swoje myśli.
— Bardzo — puścił mu oczko i podszedł do drzwi otwierając je. Gestem ręki zaprosił go do środka i zamknął za nim wejście.
Brunet wszedł do pomieszczenia i skierował się przed siebie, trafił do jakiegoś pokoju. Jak się okazało należał on do Nicka. Szatyn podszedł obok i położył się na łóżku padając tyłem na miękkie podłoże. Zagapił się w sufit. Levi usiadł obok niego. Zagapił się w chłopaka, dlaczego za nim przyszedł? Jak bardzo to głupie siedzieć z nieznajomym po środku lasu nie wiadomo gdzie? Co, jak będzie chciał go skrzywdzić. Będzie musiał się bronić? Nie zauważył kiedy, ale Nick usiadł na łóżku i wziął do ręki butelkę. Poznał ją odrazu, ognista niczym ze slytherinu. Spojrzał na niego podejrzliwie.
— Będziesz teraz pił? — zapytał.
— Hm? — nie zrozumiał, ale po chwili zobaczył gdzie Levi kieruje swój wzrok — jest pusta.
— Pijak — zaśmiał się.
— Pamiętaj, że rozmawiasz z osobą, której praktycznie nie znasz i nie wiesz jakie ma zamiary — uniósł brew.
— Proszę cię. Stawiałem się samemu Voldemortowi, jesteś przy nim żadnym wyzwaniem — założył ręce na klatce piersiowej.
— Voldemort? — połączył fakty — a więc byłeś śmierciożercą, zgadza się? — spojrzał na niego dokładnie.
— Tak, byłem — spojrzał na puste przed ramie — ale to już przeszłość... nie muszę go słuchać... ja zginąłem w bitwie... ratując go...
— Tego chłopaka w którym się zakochałeś? — otworzył szerzej oczy.
— Tak... ale ja go nie pamiętałem — przyznał niechętnie.
— Nie wyobrażam sobie poświecić swojego życia za czyjeś. Może jestem samolubny, ale dbam tylko o siebie. Po co mieć bliskich, którzy sprawiają ci tylko ból i cierpienie? — odłożył butelkę na ziemie.
— Lubię ból... te uczucie — przypomniał sobie jak w „śnie" zabił Jacka — to satysfakcjonujące.
— No patrz, myślałem, że to ja jestem psychiczny w tym gronie — zaklaskał w ręce — jednak mnie przebiłeś Levi.
— Czy mam traktować to jako komplement? — położył się obok niego.
— Tak, jesteś interesujący. W przeciwieństwie do innych ludzi — zamyślił się — spróbuje dzisiaj znowu, będziesz mógł zobaczyć.
— Zobaczyć co? — dotarło do niego — nie rób sobie krzywdy... znajdziemy inny sposób.
— Chciałem spróbować czegoś nowego — wyjął z szafki woreczek z różowymi tabletkami.
— Narkotyki? — zmrużył oczy patrząc na przedmiot w jego ręce.
— Możliwe, a co z policji jesteś? — otworzył worek i wyjął jedną tabletkę. Szybko połknął ją i zapił wodą. Spojrzał na zdezorientowanego chłopaka i wstał z łóżka — chcesz też?
— Nie dzięki, wole wiedzieć co się dzieje będąc z obcym po środku lasu — nie był aż tak głupi. Ciekawiło go co stanie się z chłopakiem po zażyciu tabletki.
— Nudziarz — wywrócił oczami i poczuł skutki tabletki, krew zaczęła spływać z jego nosa, a on tylko usatysfakcjonował się zaskoczoną miną Leviego.
— Chyba... Nick coś się dzieje — wskazał mu miejsce pod nosem.
— Krew? — przetarł ręką miejsce z krwią a ona rozmazała się na jego dłoni — ciekawe — obracał dłonią przed swoją twarzą.
— Idiota — zabrał chusteczkę z szafki i przyłożył pod jego nos — zatamuj to.
— Przyłożył chusteczkę swoją ręką — zmartwiłeś się? Ty naprawdę jesteś dziwny — spojrzał na niego.
— Przestań, zadzwonię po pogotowie... nie wiadomo coś ty wziął — zabrał do ręki swój telefon, ale w tej chwili Nick stracił przytomność.
Levi wystraszył się nie na żarty. Ręką próbował ocucić chłopaka, ale to nic nie dało. Wstał z łóżka i patrzył na nieprzytomnego szatyna. Złapał ręką swoje włosy i mocno pociągnął. Stresował się tym. Czy on właśnie popełnił samobójstwo przy nim? Patrzył na jego reakcje po czym zbliżył do klatki piersiowej. Serce biło normalnie a oddech był wyczuwalny. Odetchnął i usiadł obok.
****
Był w hogwarcie. Spojrzał chwilę za siebie, ale zobaczył tylko błonia za, którymi tęsknił. Udało się znowu tutaj trafił a sposób z tabletką nie był wcale zły. Strzał w dziesiątkę. Wszedł szybkim krokiem do środka zamku i skierował się do swojego dormitorium. Był w pokoju wspólnym gryfonów. Harry i Ginny siedzieli patrząc się w kominek, zakochana para. Tak pięknie razem wyglądali. Obok była samotna Hermiona. Podszedł do niej pewnym krokiem i mocno przytulił dziewczynę.
— Nick? Wróciłeś — ucieszyła się.
— Do ciebie zawsze, nie potrafię cię zostawić —uśmiechnął się szczerze patrząc na jej potargane włosy.
— Jak znowu... jak tu trafiłeś. Przecież po naszej rozmowie... mówiłeś, że pochodzisz z innego świata —wyszeptała.
— Chodź — pociągnął ją za rękę i wyszli z pokoju wspólnego gryfonów. Udał się do swojego dormitorium i zamknął drzwi za nimi.
— Wytłumacz — poprosiła stojąc przed nim.
— Tabletka... nie mam już siły na topienie się czy tracenie przytomności przez uderzanie się w głowę. Musiałem spróbować czegoś nowego. O dziwo zadziałało — delikatnie uniósł kącik ust.
— Kretynie! — uderzyła go książką w głowę i poczuła łzy w oczach — czemu to robisz... przecież to nie jest tego warte. Ja nie jestem tego warta — spojrzała w ziemie.
— Hermiona — dotknął ręką jej ramienia i spojrzał w oczy. Szybko przysunął ją do siebie, by przytulić dziewczynę. Wtuliła głowę w jego tors a łzy spłynęły po jej policzkach. Chłopak chwile myślał czy napewno to zrobić, ale delikatnie ją odsunął, podniósł jej podbródek i czule pocałował jej usta - Kocham cię i jesteś warta... warta większego poświęcenia.
— Zależy mi na tobie Nick — uśmiechnęła się do niego i znowu złączyła ich usta w pocałunku.
****
Nick długo już się nie budził. Levi cały czas próbował ocucić chłopaka, kontrolował jego oddech i bicie serca. Było w normie, więc chyba nic złego się z nim nie dzieje? Zauważył, jak chłopak się poruszył więc odrazu się nim zainteresował.
— Nick?! — pomógł mu wstać.
— Levi? To już... — zawiódł się — za krótko... dopiero ją zobaczyłem — posmutniał.
— Kogo? Udało ci się? Byłeś tam? — otworzył szerzej oczy.
— Tak... ale tylko chwile... beznadziejne — wywrócił oczami.
— Mogę... mogę jedną? — spytał nie do końca przemyślając te decyzje.
— Przecież nie chciałeś — uśmiechnął się cynicznie pokazując mu woreczek z tabletkami.
— Daj mi to — wyrwał mu przedmiot. Wyjął jedną tabletkę i dokładnie na nią spojrzał — od kogo to masz?
— Od Dumbledora wiesz? — zaśmiał się.
— Może bym uwierzył... gdybym sam go nie zabił —oddał mu woreczek.
— Interesujące — zdziwiło go jego wyznanie — u mnie dalej żyje.
— Nie odpowiedziałeś. Z kim się tam widziałeś? —dopytał zainteresowany.
— Z Hermioną — przypomniał sobie ich pocałunek.
— A Draco? Widziałeś Draco Malfoya? — zapytał z nadzieją.
— Nie, byłem tylko w pokoju wspólnym gryffindoru. Nie lubię Malfoya. Nawet nie rozmawiamy... ale czekaj — dotarło do niego — to on jest tym chłopakiem w którym się zakochałeś? — zdziwił się.
— Co za różnica... on nie istnieje — wyjął kamień z tylu kieszeni.
— Istnieje, ale tam — wskazał mu ręką tabletkę na jego ręce — może spróbuj, co ci szkodzi?
— To jest bardzo nie mądre wiesz? — popatrzył znowu na przedmiot na ręcę.
— Wiem, ale interesuje mnie o czym zdążycie pogadać — przyznał.
— Ostatnio nie mieliśmy o czym... nie zdążyłem mu powiedzieć co czuje. Uratowałem mu życie przed własnym ojcem — odłożył tabletkę na półkę.
— Możesz to zrobić jutro — wtulił twarz w poduszkę.
— Mam zostać tu z tobą na noc? — uniósł brew patrząc na śpiącego chłopaka. Nie dostał odpowiedzi, więc położył się obok niego na łóżku i starał się zasnąć. Zachowywał się głupio śpiąc obok nieznajomego? Obok obcego, którego celów i intencji nawet nie zna. Może jego życie było mu tak obojętne bo brakowało w nim tego aroganckiego ślizgona?
****
Minęło już dużo czasu od ich zaśnięcia. Levi zasnął bez problemu czym zdziwił Nicka. Chłopak delikatnie przejechał palami po jego policzku i nachylił się do ucha. Wyszeptał „jesteś bardzo naiwny" po czym się odsunął i wstał z łóżka wychodząc z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro