Rozdział 14 - „Przyjaciele"
„Znowu mocniejszy rozdział"
Poprzednio:
— Co wy robicie! — krzyknęła przestraszona ich zachowaniem, nie potrafiła się ruszyć.
— Musisz tak krzyczeć? Zaraz cały hogwart obudzisz — wywrócił oczami i skierował na nią różdżkę — silencio — uśmiechnął się pod nosem — krzycz do woli, napewno ktoś usłyszy — cicho się zaśmiał.
— Tak lepiej — puścił jej oczko i zaciągnęli ją w głąb szkoły. Znaleźli jakąś pustą sale i weszli do środka.
Sala na tym piętrze była idealnym miejscem na to co zaplanowali dla krukonki. Nikt do niej nie zaglądał więc mieli pewność, że napewno nikt im nie przeszkodzi.
Nick zamknął za nimi drzwi i posadził Katie przy ścianie, opierając o nią jej plecy. Odsunął się i zdjął zaklęcie z dziewczyny. Narzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające.
— Co się... — nie rozumiała co się dzieje i dlaczego znajduje się w jakiejś pustej sali z chłopakami — Levi?... — popatrzyła na bruneta przed sobą.
— Już nie Parker? — uniósł brew i podszedł do niej, kucnął przed blondynką — obiecałem sobie, że pożałujesz — uniósł kącik ust.
— Co ja tu robię?... — chciała wstać, ale chłopak zatrzymał ją ręką.
— Siedź i mnie nie denerwuj. Trzeba było wcześniej myśleć z kim zadzierasz — zabrał jej różdżkę i przełamał ją na pół — nie będzie ci potrzebna.
— Levi... — była przerażona jego zachowaniem, przełknęła głośniej ślinę — zostaw mnie... proszę.
— Wybacz Katia, ale mam zamiar dotrzymać danego sobie słowa — przyłożył różdżkę do jej uda — adoleret — trzymał ją — nie boli? — powtórzył zaklęcie w miejscu obok — może jeszcze jedno? — powtórzył zaklęcie trzeci raz.
Krzyknęła z bólu i czuła, jak wypala jej skórę, odsunęła jego rękę od swojego uda i spojrzała na spore oparzenia
— jesteś nienormalny! — krzyczała wystraszona czując łzy w oczach.
— Zaraz się przekonasz, jak bardzo — znowu skierował na nią różdżkę — Aquassus — patrzył na nią obojętnie.
Katia złapała dłońmi swoją szyje i nie umiała wziąć oddechu. Zaczęła się dusić i nie mogła nic z tym zrobić, patrzyła na niego bezradnie przymykając oczy. Czuła, jak ledwo kontaktuje i wtedy zaklęcie ustało, bo chłopak je zdjął i okazał jej trochę „swojej łaski"...
— Coś mówiłaś? — spytał uśmiechając się i poprawił jej pasemko włosów za ucho.
— Nie dotykaj mnie... — odepchnęła jego rękę zapłakana i przełknęła ślinę ciężko i głośno oddychając.
— Myśle, że nie ty dyktujesz warunki, Smith — wtrącił się w ich „zabawę".
— Levi proszę... skończ — bała się go.
— Cicho — przyłożył różdżkę do jej klatki piersiowej —pectus — nie odsuwał różdżki.
— L-Levi... B-boli — jąkała się czując narastający ból w klatce piersiowej — P-przestań.
— Albo będziesz cicho, albo sam cię uciszę rozumiesz? — zabrał różdżkę i bawił się nią w dłoni.
Jestem dla niej za dobry.
— Przepraszam... — przetarła dłonią łzy z policzków.
— Może jeszcze powiesz „zapomnijmy o tym?", zabawna jesteś — złapał jej ręce razem z tyłu i użył zaklęcia „Retinakulum", by skrępować jej dłonie.
— Zostaw mnie! — krzyknęła próbując odwrócić głowę i szarpiąc ręce.
— Zamknij się. — wyjął z kieszeni mały scyzoryk.
— Parker... — popatrzył na niego zaskoczony tym co robi — po co ci to? — spytał dość niepewnie.
— Do zabawy — zbliżył ostrze do jej przed ramienia i wbił je w jej skórę robiąc zarys „P".
Krzyknęła i znowu poczuła łzy w oczach, szarpała rękami w każda stronę, by tylko zdjąć z siebie te głupie więzy. To nie podziałało i słyszała tylko cichy śmiech Leviego za sobą, czuła okropny ból, gdy pisał dalej po jej skórze. Brunet przyłożył scyzoryk znowu i napisał „RZYJAC", odsunął na chwile ostrze patrząc na rozlewająca się krew na ręce dziewczyny i słuchając, jak cicho płacze. Szatyn patrzył na nich z niedowierzeniem, nie tak to miało wyglądać... Levi dopisał „IEL" i popatrzył na swoje dzieło, na przed ramieniu dziewczyny widniało zakrwawione „PRZYJACIEL". przejechał napis cienką kreską po całości, by go przekreślić. Odsunął się i spojrzał na nią z góry.
— Ładnie, pasuje ci — przetarł palcem krew z ostrza i schował scyzoryk do kieszeni spodni.
— Psychopata... — szepnęła dość cicho, ignorowała już fakt bycia zapłakaną. „Levi nigdy nie odpuszcza co oznacza, że to nie koniec zabawy", popatrzyła w bok zrezygnowana.
— Już nie krzyczysz? Szkoda — wzruszył ramionami i podszedł bliżej niej, podniósł jej podbródek do góry i popatrzył jej w oczy — naprawdę nie miałaś pojęcia z kim zadzierasz — uśmiechnął się wrednie i drugą ręka pogładził jej policzek.
— Levi, wystarczy już — podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu.
— Nick jeżeli dla ciebie to wystarczy, możesz wyjść. Droga wolna — popatrzył na jej usta — całowałaś go... tyle razy go całowałaś... ty, nie ja — poczuł narastającą zazdrość.
— N-Nick — popatrzyła na niego błagając o pomoc —proszę... pomóż mi — głos jej się łamał.
— Szkoda gdyby tak... dysponea cruor — dalej bardzo mocno trzymał jej podbródek, by nie mogła się ruszyć. Dziewczyna zaczęła kaszleć, a w końcówkach jej ust zebrała się krew, która spłynęła w dół po brodzie. Levi patrzył na to mocno zaciskając rękę mimo krwi, która na nią opadała — coś jak czerwona szminka, ciekawe czy Draco, by ją polubił — patrzył na krew.
— Dość Levi... — podszedł bliżej i spojrzał na nich. Nie poznawał tego cichego chłopaka, który nigdy nie robił nikomu krzywdy — już zrozumiała...
— To nie tak, że każe ci z nim zerwać kochanie — przycisnął jej głowę do ściany — ale sama rozważysz te opcje, gdy już odpuszczę — puścił jej oczko i zdjął z niej zaklęcie — Dotykał twoich dłoni... trzymał je — zabrał do nadgarstków jej dłonie, które dalej były skrępowane liną, chwycił mocno jej dłoń i wbił w nią paznokcie z całej siły, tak by to ją zabolało. Nie miało to być bardzo bolesne, po prostu „pouczające".
— Levi! — wydarła się przez to co robi i szarpnęła ręką. Chłopa stwierdził, że to za mało i uszczypnął ją w dłoń znowu słysząc jej krzyk.
— Po co krzyczysz, jak nikt nie usłyszy? — zapytał wyśmiewając ją — krzyczysz, płaczesz i do tego pyskujesz, nie za ładne zachowanie — przyznał wywracając oczami.
— Obiecuje już się do niego nie zbliżę... proszę skończ. Błagam... — płakała.
— Błagasz? — zaśmiał się — Nick słyszałeś? Błaga — zaśmiał się głośniej.
— Przyjaźniliśmy się — powiedziała to dość cicho wykończona bólem.
— „Zawsze byłaś naiwna Smith" — użył jej słów przeciwko niej.
— Jak ty... — lina obcierała jej ręce.
— „Byłem naiwny", faktycznie ciężko się nie zgodzić —przerwał — ale — pogłaskał ją po głowie — byłem to czas przeszły.
— Ale... — nie wiedziała co powiedzieć, „czy on mnie wykończy?".
— To może teraz... Nigredo — narzucił zaklęcie na dziewczynę, a wokół niej pojawiły się czarne płomienie ukazujące jej najmroczniejsze wspomnienia. Zauważyła, jak jej ojciec robił jej krzywdę, jak Ivan zdradzał ją z Madison, jak Levi odrzucił jej uczucie i wybrał Draco, jak przyjmowała mroczny znak, jak musiała wrobić Draco w morderstwo, jak płakała nad ciałem Leviego... te wspomnienia ją przybity. Ślizgon zdjął z niej zaklęcie i zauważył jej minę. Wyglądała obojętnie. Jakby była zmęczona życiem i miała go dość. Zdjął z niej też zaklęcie liny i patrzył na nią uważnie.
— Twoje życie nie ma sensu. A to zaklęcie tylko ci to uświadomi — nienawidził jej za to, jak go potraktowała. Za to że całowała Draco. Zapomniał o tych miłych chwilach i skupił się na „zemście". Pomógł jej wstać z ziemi i spojrzał na zakrwawiony napis po czym w jej zapłakane oczy. Czuł satysfakcje po tym co jej zrobił, jednak po trochę dłuższej chwili przytulił dziewczynę.
— Masz racje... — straciła większość chęci do życia przez tortury, które zapewnił jej chłopak. Oddała jego uścisk — byłeś dobrym przyjacielem — szeptała.
— A ty najgorszą przyjaciółką jaką mogłem mieć — puścił ją i spojrzał na Nicka — idziemy, nic tu po nas — wywrócił oczami. Powiedział „najgorszą" ale wcale tak nie myślał. Dziewczyna pomogła mu, gdy w jego życiu było ciężko i sam sobie nie radził. Gdyby nie ona nie poradziłby sobie jako śmierciożerca. Cały ten czas miał w niej wsparcie.
Dlaczego to musiało się zmienić? Dlaczego musiała się w nim zakochać?...
— Levi... ona, zostawimy ją? — popatrzył na dziewczynę.
— Tak, poradzi sobie — poszedł do wyjścia.
— Poradzisz sobie? — zapytał patrząc na blondynkę.
— Nick, chodź — niecierpliwił się.
— Idź do przyjaciela — odpowiedziała mu po chwili i złapała ręką swoje przed ramie z którego lała się krew.
— Levi, ona krwawi — zauważył jej rękę.
— Wiem? Zadbałem o to — podszedł do nich.
— Pomyśl chwile, co gdy Draco to zobaczy? — chciał mu uświadomić jego błąd.
— Katia, powiesz Draco co tu się działo? — spytał poważnie.
— N-nie — zaprzeczyła głową i przełknęła ślinę.
— Grzeczna dziewczynka — pociągnął Nicka za rękę — wychodzimy — wyszedł z nim z pokoju.
Katia została sama. Czuła łzy na policzkach. Czuła krew spływającą po jej ręce. Krew w swojej buzi. Oparzenie na swoim udzie. Ból na dłoniach od wbijania jego paznokci. Widziała swoje sine nadgarstki od zaciśniętej liny. Uśmiechnęła się delikatnie „zasłużyłam", zwątpiła w swoje „idealne życie", wyszła z sali po upływie kilku minut. Doszła do wieży krukonów i położyła się na sowim łóżku. Patrzyła na napis na swojej ręce. „PRZYJACIEL", kiedyś może nią była. Spojrzała w sufit i zamyśliła nad swoimi życiem. Nigdy nie kochała Malfoy'a. Jedyna osoba do której poczuła coś więcej niż przyjaźń to był Levi... ale on wolał Draco. Znowu poczuła łzy w oczach i wtuliła głowę w poduszkę. Nie zastanawiała się gdzie jest Diana i Cho, bo zajęta była swoimi własnymi myślami.
Nick wrócił do siebie nie rozmawiając więcej z brunetem o ich... spotkaniu z krukonką. Położył się na łóżku zamyślony i przysnął nie kontrolując zmęczenia.
****
Levi wrócił do pokoju, spojrzał na Draco i dalej uśmiechał się pod nosem. Jestem nienormalny, już zrozumiał znaczenie tych słów. Blondyn podszedł do niego i usiadł obok na łóżku. Zauważył, że chłopak podwija swój rękaw i wyciąga scyzoryk. Nie wtrącał się będąc ciekawym co zrobi. Przyłożył ostrze do skóry i zrobił napis prawie taki sam jak u Kati tylko napisał „PRZYJACIEL" i przekreślił go jedną linią. Popatrzył na spływają krew na jego łóżko i zdziwioną minę blondyna obok.
— Czemu... — nie rozumiał dlaczego sobie to zrobił.
— Pamiątka po mojej przyjaciółce — westchnął i odłożył zakrwawiony scyzoryk obok.
— Parker, nie rób tak — schował jego scyzoryk do swojej bluzy i złapał ręką jego nadgarstek patrząc na zakrwawiony napis — Levi coś ty zrobił... ugh — wstał i poszedł z nim do łazienki. Przemył jego rękę i wytarł ją delikatnie w ręcznik. Sięgnął do szafki po bandaż i zaczął dość ciasno owijać go na przed ramieniu ślizgona — To cię bolało — patrzył na bandaż, który przesiąkał krwią, zbliży do siebie jego rękę i pocałował delikatnie opatrunek — nie rób sobie krzywdy — wstał i wyszedł z łazienki zostawiajac rozkojarzonego chłopaka samego.
Levi spojrzał na bandaż i zaczął myśleć nad tym czy nie przesadził. Katia to była kiedyś jego przyjaciółka a on tak po prostu ją torturował i odebrał chęci do życia... był słabym przyjacielem. Draco nie miał pojęcia o tym co brunet zrobił Kati. Cieszył się, że ma go blisko i nic mu nie jest. Levi wyszedł z łazienki i podszedł do niego, złapał z nim kontakt wzrokowy. Draco nie pytając o zgodę złapał chłopaka za podbródek i musnął delikatnie wargami jego usta, odsunął się pod chwili. Levi złapał jego koszule i znowu złączył ich usta w pocałunku. Nie krótkim, ten był namiętny i czuły. Blondyn oddał pocałunek i pogłębił go uśmiechając się pod nosem. Ślizgon położył druga rękę na tali chłopaka. Wplótł rękę we włosy bruneta i zjechał pocałunkami niżej na jego szczękę. Przestał po chwil i odsunął się patrząc na niego.
— Levi — spytał głośniej oddychając.
— Hm? — patrzył na niego uważnie.
— Zostaniemy przyjaciółmi? — uniósł kącik ust, chciał się z nim podroczyć.
— Nie, zostajemy przy „nienawidzę cię" — przejechał kciukiem po jego wardze — przyjaciele się nie całują —odsunął się od niego i usiadł na swoim łóżku — Masz dziewczynę, przypominam.
— Mhm — cicho się zaśmiał i położył na swoim materacu nie wiedząc co stało się w pustej sali. Nie miał wyrzutów sumienia, ponieważ nigdy nie kochał Kati.
****
Jack stał na wprost Ivana i przypatrywał mu się próbując zdobyć się na odwagę. Szatyn patrzył na niego zirytowany.
— Wood co tu robisz i o jaką sprawę chodzi? — niecierpliwił się.
— Diana... — przełknął ślinę.
— Co z nią? — zainteresował się.
— Oliver ją napadł i... on był pijany, dotykał ją — przyznał cicho.
— Co kurwa. — nie wierzył w to co słyszy.
— Wypił za dużo — bronił go.
— Nie broń tego skurwysyna. Gdzie ona jest. — mówił przez zaciśnięte zęby.
— Z tego co wiem... u Madison — powiedział prawdę.
— Muszę do niej iść, tym chujem zajmę się potem —Wyminął go i wyszedł z pokoju. Puchon zrobił to samo co on i poszedł do drzwi Madison.
— Madison! — krzyknął pukając w jej drzwi.
— Co jest... — podeszła i otworzyła drzwi, spojrzała na Ivana i Jacka — co tu robicie? — powiedziała zaspanym głosem.
— Kochanie... — wszedł do środka i popatrzył na śpiąca diane. Podszedł do łóżka i usiadł na materacu, pogłaskał dziewczynę po ramieniu patrząc na nią czule.
Jack stał w przejściu do momentu w którym Madison pociągnęła go za rękę do środka i zamknęła za nimi drzwi. Popatrzyła zaspana na puchona w rozkopanych włosach i startym makijażu. Chłopak uśmiechnął się do niej delikatnie i usiadł na krześle w ich pokoju patrząc kątem oka na Diane. „Naprawdę mój brat to zrobił?". Sam w to nie wierzył, ale sam się przyznał. Znowu popatrzył w stronę brunetki, była oparta o ścianę plecami i przetarła oczy dłońmi, by już nie spać.
— Jeżeli jesteś zmęczona to śpij, popilnujemy jej —powiedział spokojnie patrząc na dziewczynę.
— Na pewno? — dopytała zmęczona. Nie chciała zostawiać tak Diany, ale była śpiąca i ledwo stała na nogach.
— Tak, miłej nocy Madison — znowu lekko się uśmiechnął i odwrócił wzrok.
— Dobranoc... Jack? — nie była pewna.
— Mhm — nie patrzył na nią.
Madison podeszła do fotela i znowu na nim usiadła, oparła głowę bardziej o oparcie i prawie odrazu przysnęła. Blondyn już na nią nie patrzył tylko zajął się swoimi myślami. Czy właśnie sprawił swojemu bratu problemy? LZasłużył na to czy jednak nie? Chciał zrobić jej krzywdę... przez alkohol, normalnie nigdy by się tak nie zachował". Teraz już i tak mu nie pomoże, bo Ivan zna prawdę i raczej nie odpuści sobie „wymierzenia sprawiedliwości".
Westchnął i oparł plecy mocniej o krzesło.
— Ivan, pójdę już — wstał.
— Jak chcesz... ja z nią zostaje — głaskał ręką głowę Diany. Był na siebie zły, że dopuścił do takiej sytuacji i nie było go przy niej, gdy ten idiota chciał zrobić jej krzywdę. Oparł plecy o ścianę siedząc na łóżku i nie odstępował krukonki na krok.
— Dobrze... — czuł się źle z tym, że to jego brat tak namieszał i sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
— Wood... ja wiem, że to twój brat, ale nie miał prawa — powiedział przez zaciśnięte zęby.
— Masz racje, oczywiście, że masz — przyznał — po prostu nie umiem uwierzyć, że to on chciał ją skrzywdzić. Naprawdę bardzo ją kochał i długo byli razem... on normalnie nigdy, by się tak nie zachował... ale ten alkohol. Nie poznałem go — przypomniał sobie, jak uderzył go w brzuch.
— Jeżeli kogoś kochasz... to nie chcesz, by ta osoba cierpiała, nie ważne co ci zrobiła — stwierdził.
— Do jutra — wyszedł z ich dormitoium i skierował w stronę wyjścia z pokoju wspólnego. Wyszedł na korytarz i szedł w stronę hufflepuff. Całą drogę myślał nad tym co ma zrobić z Oliverem, ale nic nie wpadło mu do głowy. Był zmieszany i na chwilę obecną nie chciał widzieć go na oczy.
****
Katia po spotkaniu ze swoim „przyjacielem" czuła się inaczej, gorzej. Szła korytarzem, bo nie umiała zasnąć i postanowiła się przejść po szkole. Dalej nie zrobiła ze swoją ręką nic. Szła przed siebie zamyślona aż nie wpadła w plecy chłopaka. Otrzepała głowę i spojrzała na osobę przed sobą. Otworzyła delikatnie usta ze zdziwienia patrząc na puchona, który też nie wyglądał na najszczęśliwszego.
— Jack... cześć — przywitała się z nim, chociaż nie miała ochoty na rozmowę.
— Katia? — przypomniał sobie, jak pomógł jej wtedy na wieży — co ty tu robisz? Jest późno i... — nie dokończył, bo zauważył jej rękę, mocno ją złapał nie pytając o jej pozwolenie — Katia co to jest?! — zmartwił się.
— Nic... to nic takiego — zasłoniła rękę swoją bluzą.
— To nie nic takiego. Czemu... czemu to sobie zrobiłaś? — pamiętał, jak chciała popełnić samobójstwo. Stwierdził, że byłaby zdolna do samookaleczenia.
— Nie zrobiłam sobie tego... to Levi — przyznała, dalej była zastraszona, ale poczuła w Jacku coś w rodzaju „bezpiecznej sfery". Kiedyś bardzo jej pomógł, więc może teraz też da radę?...
— Parker. No jasne... — odsłonił jej rękaw i popatrzył na rane, skrzywił głowę i zabrał ją do swojego pokoju. Zamknął za nimi drzwi i zaprowadził ją do łazienki. Usadził ją na wannie i sam sięgnął do szafki po bandaż — Ufasz mi? — spytał po chwili patrząc na zdezorientowaną krukonke.
— Mhm... — mruknęła pod nosem.
— To dobrze — zabrał jej rękę i wsadził pod strumień z kranu, krew zlała się z wodą, a dziewczyna czuła przy tym ból. Syknęła i odsunęła rękę. Blondyn delikatnie wytarł jej skóre i zabrał z umywalki bandaż, owinął go na jej ręce i spojrzał na poranione dłonie. Popatrzył znowu na nią — Skrzywdził cię? — dopytał, ale znał odpowiedz.
— N-nie... — skłamała zastraszona.
— Już dobrze, jesteś bezpieczna — przytulił ją wtulając jej głowę w swoją klatkę piersiową.
— Jack... — poczuła łzy w oczach.
— Nic nie mów — pogładził ręką jej włosy i mocno obejmował.
Dziewczyna ucichła i można było słyszeć tylko jej cichy płacz. Jackowi było szkoda krukonki, kiedyś naprawdę ją lubił i uratował jej życie, a teraz? Znowu była w rozsypce i pewnie jej myśli wcale nie były lepsze od czynów. Oparł brodę o jej głowę i na chwile przestał myśleć o swoim bracie i zajął się dziewczyną, której potrzebna była jego pomoc.
****
Levi siedział na swoim łóżku i powoli czuł zmęczenie. Popatrzył na Draco a on na niego. Złapali ze sobą kontakt wzrokowy i prawie odrazu przypomniał sobie ich dzisiejszy pocałunek. Zauważył, że chłopak usiadł na jego łóżku i mu się przygląda.
— Idziesz spać? — spytał ziewając.
— Jeszcze nie... — poprawił ręką włosy.
— Zostaw — rozkopał ręką jego loczki — tak ci lepiej — uniósł kącik ust.
— Tak uważasz? — przekrzywił głowę.
— Takiego cię pokochałem — przyznał cicho i poczuł delikatne rumieńce na bladej skórze.
— Możliwe... teraz kochasz ją — położył się do niego plecami na boku.
Niestety...
— Może — położył się obok niego i oparł głowę o jego ramie — tylko przy tobie czuje to czego mi brakowało — szeptał.
— Draco... — odwrócił do niego delikatnie głowę, a ich czoła się zetknęły. Usta były milimetry od siebie i z każda kolejną sekundą odległość między nimi się zmniejszała...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro