Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 38 - „Millium Sieris"

Nie biorę odpowiedzialności za ubytek na waszej psychice i przemyślcie dwa razy zanim zaczniecie czytać. Mocne sceny itp, ale tego to już chyba pisać nie trzeba. Miłego ~ Julka

Poprzednio:
Słońce skryło się za morzem, a oni stali obok siebie. Wszystko powoli się układało. Wszystko szło po jego myśli. Nigdy nie był, tak szczęśliwy, jak w tamtym momencie. Szeroki uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Poczucie szczęścia... te które myślał, że go nie dotyczy. Nie znał jego definicji... aż do tej chwili. Chwili w której patrzył w te błękitno szare oczy. W której dotykał jego cieplej dłoni i czuł zapach jego mocnych perfum. Widział promyczek nadziei, który błyszczał w jego spojrzeniu. Dotykał jego różowawych policzków przejeżdżając po nich lekko kciukami. Wydawało się idealnie, perfekcyjnie... to było, jak spełnienie najskrytszych marzeń. Położył plecy na drewnianych belkach i wypatrzył się w niebo. Spostrzegł kilka chmur i mewę lecąca nad jego głową. Przymknął oczy i ścisnął mocniej rękę blondyna leżącego obok. Dłoń chłopaka dla którego jego serce oszalało. Poczuł powiew zimnego wiatru który otulił jego twarz tworząc na jego policzkach czerwone wypieki. Uchylił lekko powieki i spojrzał w górę. Niebo zastąpił ciemny sufit z dziwnymi, różnorodnymi zdobieniami a jego uwagę przyciągnął wielki żyrandol pełnym świec.

Przełknął nerwowo ślinę i wstał do siadu. Jak się później okazało nie tylko on był w pomieszczeniu. Rozejrzał się po swoich starych przyjaciołach i poczuł ciarki na plecach. Wbił swój wzrok w szatyna siedzącego na przeciwko niego. Otworzył szerzej oczy i nie odrywał od niego wzroku. Ivan również po nich spojrzał, tak samo, jak Madison, Katia czy Victoria. Blondynka po chwili zauważyła gryfona. Poczuła, jak jej serce bije szybciej. Bez większego namysłu podbiegła do Nicka i mocno go przytuliła. Brunet spojrzał na krukonkę. Zmarszczył brwi widząc brązowe włosy z różowymi pasemkami opadające na jej ramiona.

— Nick ty żyjesz! — mocno wtuliła się w jego ciało. Nie puszczała go i nie miała zamiaru tego robić. „Co jak to sen i zaraz się obudzi tracąc go znowu?...".

Evans nie zareagował. Nie docierało do niego co się stało. Przed chwilą został postrzelony, a teraz?... znowu ma ją obok siebie, znowu jest w Malfoy Manor... nie rozumiał z tego absolutnie nic.

— Nick... — Levi spojrzał na swoje nadgarstki. Nie zauważył na nich śladów oparzeń czy ran po nieustannym ich szczypaniu z nerwów.

— Katia, co z twoimi włosami? — Madison dotknęła różowego pasemka swojej siostry.

Ślizgonka spojrzała na niego i przełknęła ślinę. Poczuła przypływ różnych emocji. Szybko odsłoniła rękaw swojej koszuli i spojrzała na przed ramie. Dalej tam był... symbol śmierciożerców widniał na jej skórze.

— N-nie... — zaprzeczyła głową — jakim cudem znowu je mamy — poczuła łzy w oczach. „Wszystko się układało... dlaczego znowu musimy przez to przechodzić?..."

— Dlaczego tutaj jesteśmy? — Ivan wstał i również spojrzał na mroczny znak — nie rozumiem...

— To był sen?... — przeklnął pod nosem — to jest sen?... — miał mętlik w głowie — Nick... jak ty, przecież — próbował zrozumieć.

— N-nie wiem Levi — zająkał się. Objął delikatnie blondynkę — Victoria... — pogłaskał ją po głowie.

— Może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje?. — brunetka wstała otrzepując spódniczkę. Podeszła do wielkiego okna i wyjrzała na zewnątrz. Nie słyszała nic innego niż niepokojąca cisza.

— Nick żyje... Katia dalej jest brunetką, a my posiadamy mroczne znaki... — przyjrzał im się uważnie — Madison miałaś dłuższe włosy... — zauważył.

— Co? — dotknęła ich końcówek — masz racje... — oparła się o parapet od tyłu.

— O co do cholery chodzi... — Nick odsunął od siebie dziewczynę i przetarł oczy.

— Nie ważne... nic ci nie jest, tylko to się liczy — ścisnęła jego dłoń.

— Jesteśmy tutaj sami — zauważył szatyn — tylko my — przerażająca cisza roznosiła się po wielkim budynku.

— Nie mam blizn — wstał — gdzie Draco?... — spojrzał na swoje ręce. Nie było na nich pierścionka którego dostał.

— Nie ma go tutaj — blondynka poprawiła włosy za ucho.

— W takim razie gdzie jest?... to nie był sen prawda? Czuliście to samo? — dopytał.

— Byłam na cmentarzu... — podrapała się po ręce — zapalić znicz razem z Ray'em...

Nick przełknął ślinę i wpatrzył się w ziemie. „Umarłem?...".

— Siedziałam razem z Ivanem w swoim pokoju... piliśmy — spojrzała na ślizgona.

— Całowałam się z Jackiem... — dotknęła kciukiem swojej dolnej wargi — z moim chłopakiem...

— Byłem na plaży razem z Draco... zostaliśmy małżeństwem — spojrzał w ścianę obok.

Było zbyt pięknie, by to było prawdą.

— Musimy ustalić co się stało — zaproponowała poprawiając brązowe loki do tylu.

Levi poczuł dziwne uczucie. Spojrzał jeszcze raz na Katie po czym na Madison. Zdał sobie z czegoś sprawę przez to, że zwracał uwagę na szczegóły. Wyglądali młodziej, praktycznie tak, jak ich poznał.

— Wyglądamy młodziej — podzielił się z nimi swoim spostrzeżeniem.

— Faktycznie... — pokiwał lekko głową — ale dlaczego? Przecież każde z nas ma już po wyżej dziewiętnastu lat.

Katia poczuła zawroty głowy i oparła się plecami o ścianę. „Gdzie Jack i o co tu chodzi? Jeżeli to koszmar to dlaczego musi być aż tak okrutny?...".

— Umarłem. — zmienił ton — to musi być głupi sen.

— Na raz?... każdy miałby taki sam sen? Nick... — położyła dłoń na jego ramieniu.

— Nie mam pojęcia. Alec mnie zabił — zacisnął mocniej pięści.

— Mam myśl... ale musimy dostać się do hogwartu — westchnął.

— Myślosiewnia — dokończyła za niego — też o tym myślałam... — uniosła delikatnie kącik ust — może czegoś się dowiemy?...

— Oby Madi, oby... — byli zmieszani wydarzeniami, które nastały. Zaczęli gubić się w tym co było snem a co prawdą.

— Kto idzie? — dopytał bledszy od reszty chłopak.

— Ja — ślizgon zaproponował siebie na kandydata.

— Nie — Katia weszła między nich — zrobimy to razem, będzie bezpieczniej... szczególnie teraz, gdy każde z nas nie wie co się dzieje...

— Zgoda — nikt nie protestował. Przerażał ich fakt tego, że niczego nie pamiętają. Jak się tu znaleźli i dlaczego skutki wydarzeń sprzed kilku minut zniknęły?...

Victoria podeszła do drzwi i pchnęła je do przodu. Te bez problemu się otworzyły ukazując im przejście.

— Ostrożnie — Ivan i Nick wyszli pierwsi ponieważ byli najstarsi z zebranych. Szli wolnym krokiem do drzwi wyjściowych zwracając uwagę na każdą niepokojącą rzecz.

— Levi... — krukonka złapała go za rękę — boje się... — przyznała idąc dalej.

— Katia jesteśmy razem, spokojnie — uspokoił ją chociaż sam się denerwował.

Gdzie do cholery Draco...

Victoria szła obok gryfona a Madison blisko Ivana. Każdy z nich czuł w sobie jakiś niepokój. Gdy doszli do wyjścia szybko opuścili Malfoy Manor.

— Posiadłość jest pusta — zauważyła przypatrując się po kolei jej oknom.

— Deportujmy się do hogwartu, póki jeszcze możemy — ścisnął mocniej dłoń Katii i deportował ich przed szkole.

Reszta zrobiła to samo. Chwile później stali przed Hogwartem. A raczej przed jego szczątkami. Levi zamarł w miejscu podobnie, jak reszta jego przyjaciół. Patrzył wytrzeszczonymi oczami na ruiny przed sobą. Później jego wzrok powędrował na ciała leżące praktycznie przed
Ich stopami. Poczuł, jak serce chce wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Oddychał głośniej i spojrzał przed siebie.

Co tu się stało?...

Katia poczuła ciarki na plecach widząc martwe ciało Cho obok siebie. Łzy zebrały się do jej oczu. Faktycznie nie była z dziewczyną blisko, ale jednak... znała ją. Były współlokatorkami i praktycznie codziennie się widywały. Nie miała pojęcia co się stało i dlaczego czuje te dziwne uczucie... tak jakby kiedyś już to przeżyła. Nick nie dbał o innych uczniów, poszedł przed siebie ciągnąć za sobą blondynkę. Chciał natychmiast dowiedzieć się co się stało. Wszedł z nią do szkoły ignorując wszystko do okola i skierował do gabinetu Dumbledore'a. Levi spojrzał na Katie i powoli poszedł przed siebie. Próbował nie patrzeć na uczniów leżących bez ruchu na ziemi. Dużo z nich kojarzył, jedyne czego się obawiał to znalezienie chłopaka pośród nich. Szatyn szedł obok Katii, która również się rozglądała. Bała się tego co nastąpiło chwile później. Znalazła Jacka...

— Jack! — upadła na kolana obok puchona — Jack proszę! Nie! — potrząsnęła nim — Kochanie... — przytuliła się do jego ciała i pozwoliła łzą spłynąć po policzkach.

Patrzyła na jego bladą twarz i krew spływającą z jego dolnej wargi. Krzyknęła czując ogarniający ją ból. Krzyk zmroził krew w ich żyłach. Okazywał tylko jedno, ból i cierpienie.

— K-Katia... — kucnął obok niej i ją objął. Levi dobrze znał to uczucie. Tylko, że on był po drugiej stronie... po stronie Jacka. Pogładził dłonią plecy krukonki — tak mi przykro... — spojrzał na chłopaka.

Nie zasłużył na to...

— Co tu się do cholery dzieje?! — Madison wyrzuciła ręce w powietrzu — szkoła wyglada jak ruina! — pokręciła głową — ja nic nie rozumiem! — ucichła i zauważyła nieprzytomnego blondyna. Skarciła się w myślach za wybuch złości w takim momencie.

— Chodźmy... dajmy im chwile — Ivan popchnął dziewczynę do przodu i odszedł dalej niż oni. Nie znał Wood'a za dobrze, ale jednak dotknęło go to w jakimś stopniu. Nie chciał pokazać słabości, dlatego po prostu stamtąd uciekł.

— Jack! proszę obudź się... — nie umiała się opanować — proszę... proszę... — powtarzała te słowa — błagam — głos jej się załamał — nie zostawiaj mnie samej... — złapała jego dłoń i przysunęła ją do swojego policzka — tak bardzo cię kocham... — czuła dokładnie to co mówiła. Był dla niej wszystkim.

Odwzajemnił te uczucie, którego brunet nie potrafił. Zapewnił jej szczęście i bezpieczeństwo...

— Co tu się stało... — objął ją mocniej — dlaczego... wojna — przypomniał sobie — ale on nie zginął, nie Jack... — próbował jakoś poukładać to w głowie.

— Dlaczego do cholery on! — znowu krzyknęła, nie puściła jego dłoni i trzęsła się z zimna.

Poczuła, jak jej serce łamie się na miliard kawałeczków. Tak bardzo pragnęła, by to okazało się jednym z jej koszmarów. Jednak nie... to była przerażająca rzeczywistość.

— Muszę znaleść Draco — wstał czując jeszcze większą obawę o chłopaka.

— Zostanę z nim... — dalej go obejmowała — chce z nim zostać, przyjdźcie po mnie, jak dowiecie się o co chodzi — jej głos łamał się co każde wypowiedziane słowo.

Głaskała jego blond włosy i przymknęła oczy opierając podbródek o jego głowę.

— Dobrze... — położył dłoń na jej ramieniu chcąc dodać jej wsparcia — zaraz wrócę, obiecuje — dołączył do Ivana i Madiosn.

Miał wchodzić do szkoły, ale coś go zatrzymało... nie coś tylko ktoś. Osoba której tak uważnie wypatrywał.

— Draco! — odrazu do niego podbiegł. Jedynym czego pragnął w tamtej chwili był chłopak.

Blondyn wykrzywił usta w pół uśmiech i oparł się o framugę drzwi wejścia do zamku. Ślizgon zatrzymał się przed nim i nie mógł oderwać oczu od jego uśmiechu. Uśmiechu, który pierwszy raz w życiu go zaniepokoił.

— Parker — poszerzył uśmiech — w końcu — zmierzył go wzrokiem.

— Draco... co się stało?... — Malfoy również wyglądał młodziej — nic nie rozumiem, dlaczego hogwart to ruina?...

— Wojna — odpowiedział bez emocji.

— Jak coś kurwa wiesz to powiedz. — Ivan warknął w jego stronę. Nie cierpiał czegoś nie rozumieć i czuć się, jak ostatni idiota.

— Była już dawno... przecież szkołę odbudowano — podrapał się po ramieniu.

— Ty poważnie jesteś tak głupi czy udajesz? — zaśmiał się.

— Draco?... — speszył się przez jego ton.

— Może jeszcze kochanie? — znowu to wyśmiał — oj Parker, a jednak dobre oceny nie określają wiedzy — pokręcił głowa — jaka szkoda.

— Mów do cholery. — szatyn zacisnął szczękę przez co uwydatnił jej zarys.

— Ty wiesz co się stało — zauważyła Madison — mów.

— Dlaczego tak do mnie mówisz? — wydusił ledwo z siebie te kilka słów.

— A jak mam mówić? — wywrócił oczami — jak podobało się poznanie mamusi? Albo nasze małżeństwo — znowu się zaśmiał — zgubiłeś pierścionek? — popchnął go lekko w tył.

— Malfoy. — podszedł bliżej nich i odciągnął Leviego w tył.

— C-czemu... — nie wiedział co powiedzieć — nic nie rozumiem...

— Litości wyglądacie, tak zabawnie, gdy nic nie rozumiecie — bawił się różdżką w dłoni.

— Wytłumacz to — skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

— Millium Sieris — schował różdżkę.

— Co? — nie wiedział o co chodzi.

— He? — Madison wykrzywiła brwi. Nigdy o tym nie słyszała.

— To zaklęcie?... — dopytał brunet.

Brzmiało, jak coś co mogłoby nim być. Znał się na tym przez to, że sam eksperymentował w tej dziedzinie.

— Pięć punktów dla slytherinu — kpił z nich — wymyślone przez samego Czarnego Pana. — spojrzał na nich z wyższością — specjalnie dla was.

— Na czym polega. — wyższy chłopak tracił cierpliwość.

— Osoby na które zostało narzucone to zaklęcie — przerwał — przeżywają wydarzenia, które nie miały nigdy miejsca. Wydarzenia, które wymyśla osoba rzucająca zaklęcie.

Levi przełknął ślinę i poczuł, jak kolana uginają się pod nim. Madison przekrzywiła głowę, a Ivan pozostał nie wzruszony.

— Rzucono je na nas — zrozumiał.

— Tak, dokładnie po spotkaniu przed wojną. — przyznał — jak wrażenia? — znowu to wyśmiał.

— Mamy siedemnaście lat — połączyła fakty — nic co wydarzyło się później nie było prawdą.

— Ale ja cię uratowałem... na bitwie — poczuł łzy w oczach — mój ojciec chciał cię zabić.

— Proszę cię Parker, ty mnie? Zabawne. Niby po co? — uśmiechał sie patrząc na to w jaki stan go wprowadza.

— Bo mnie kochasz... — spuścił wzrok. Poczuł łze spływającą po jego policzku. Całe lata w kłamstwie.

Znowu byłem naiwny?...

— „Leviś" — podszedł i złapał jego podbródek tak, by na niego spojrzał — nigdy w życiu bym cię nie pokochał. Myślisz, że dlaczego wtedy wpadłeś na mnie w pociągu? Dlaczego miałeś dormitorium akurat ze mną?. Dlaczego wtedy pozwoliłem Pansy opublikować te zdjęcia? — uniósł kącik ust — jaka to ulga powiedzieć ci o tym wszystkim.

W tym momencie poczuł, jak ktoś wbija nóż w jego plecy. Patrzył w jego szaro niebieskie oczy. W te w których wiedział wszystko co go uszczęśliwia. Głęboki ocean pełen fal w którym chętnie się zatracał... ale nie teraz. Jego dotyk nie był przyjemny, a mocne perfumy podrażniały jego nozdrza. Szczęście, które znalazł zniknęło bez powrotnie. Czuł coraz więcej łez w oczach, spojrzał na jego uśmiech.

Uśmiecha się widząc moje cierpienie.

Nigdy mnie nie kochał. Nigdy tego nie odwzajemnił. Zawsze mnie odrzucał, a ja byłem zaślepiony...

Nie umiał powiedzieć nic. Nie zdobył się na żadne słowa. Po prostu płakał. Zniszczył go w każdym możliwym znaczeniu.  Próbował się odsunąć, ale blondyn mu na to nie pozwolił. W co on wierzył? W miłość?... w to że odwzajemnił jego uczucie? Przymknął oczy i przypomniał wszystkie chwile które z nim przeżył. Wszystkie uśmiechy, pocałunki... randki. Wszystkie wymęczenia i poświęcenia. Kochał go całym swoim sercem. Oddałby wszystko, by chociaż na chwile zobaczyć jego uśmiech czy poczuć ciepły oddech na swojej szyi. Zatrząsł się przez to wszystko.

Zaklęcie? Smierć nicka... to było kłamstwem. Mieszkanie w świecie mugoli - kłamstwo, Mama - kłamstwo, opuszczenie rodziny - kłamstwo, związek z draco - kłamstwo... wszystko było jednym wielkim kłamstwem.

Dotknęło go to. Odsunął się po chwili i popatrzył w jego oczy pustym wzrokiem. Znienawidził ten uśmieszek.

— Ty... — zaczął, ale blondyn odrazu mu przerwał.

— Wiedziałem. — przyznał — od samego początku naszej znajomosci wiedziałem kim jesteś. Byłeś zadaniem. Nic więcej — wyjaśnił.

„Zadaniem". Rozbrzmiewało w jego głowie. Nie chciał tam być. Nie chciał tak żyć i nie chciał czuć tego okropnego bólu.
Tortury były nieporównywalne do tego uczucia. Zdrada, zranienie i odrzucenie... spojrzał w jego oczy swoimi pełnymi żalu i zranienia. Szturchnął jego ramie i wszedł do środka budynku.

Nienawidzę cię.

Draco przez chwile się nie poruszył. Te uderzenie było gorsze niż jakiekolwiek wyzwiska w jego stronę. Poczuł coś dziwnego czego nie umiał wyjaśnić.

— Cały czas miałeś gdzieś jego uczucia. Udawałeś. — Ivan miał ochotę go rozszarpać.

— Był rozkazem czernego pana. — również mordowała go wzrokiem.

— I niczym więcej. — minął ich i deportował do swojego domu.

Nie dbał o nic i nikogo. Nie kochał Leviego i wiedział, że nigdy nie pokocha. Chłopak był zadaniem, które wykonał. Nie chodziło nigdy o nic więcej. Sam wmawiał sobie, że odwzajemnia jego uczucia, gdy tak naprawdę Draco nigdy nie poczuł do niego chociażby sympatii. Był mu obojętny, tak jak ból, który mu zadał. Wszedł do pokoju i usiadł na swoim łóżku. Wyjął z kieszeni kartkę. Może to wszystko było jedynie zaklęciem, ale zostawił coś sobie. Spojrzą na te miłe słowa, które napisał do niego brunet w symulacji. Wyjął pióro i spojrzał na tekst.

Bałem się tylko to przyznać, nie chcąc cię skrzywdzić. Wiedziałem, że jestem beznadziejną partią i powinieneś znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce.

Mimo wszystko bardzo cię kochałem...

Skreślił niektóre słowa. Dopisał odrazu nad nimi nowe przez co jego zapisek wyglądał inaczej.

Bałem się tylko to przyznać, musząc cię skrzywdzić. Wiedziałem, że jestem beznadziejną partią i powinieneś znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce. Miałem racje.

Mimo wszystko dalej byłeś naiwny.

Schował kartkę do swojego biurka i zamknął jego szufladę. Spojrzał za okno rozmyślając nad tym wszystkim. Mimo tego, że próbował nie był w stanie kogoś pokochać.

****

Madison i Ivan poszli przejść się po szkole. Zobaczyć czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Katia siedziała przytulając ciało swojej miłości... osoby którą pokochała i w życiu nie chciała stracić. Co z tego, że było to kłamstwo?... czuła się przy nim szczęśliwa jak przy nikim innym. Victoria i Nick już wiedzieli, chcieli zostać śmierciożercami. ale... ale czy za taką cenę? Za tak duże poświęcenie? Nie poruszyli się z miejsca i patrzyli na siebie bez słowa.

Brunet wszedł w głąb szkoły i usiadł na jednym ze schodków. Spojrzał pustym spojrzeniem na ścianę przed sobą. Wszystko było zaplanowanym kłamstwem.

To co się działo... te wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Zaklęcie... głupie zaklęcie, które brzmi tak niegroźnie.

Zaklęcie, które wywołało wielki uraz na jego psychice. Zawsze lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo, ale czy napewno zawsze?... czuł się rozbity. Rozdarty, jak kartka papieru. Papieru na którym napisał notatkę dla draco... notatkę o tym, jak bardzo go kocha. Notatkę na którą odpisał, jak wyznaję, że czuje dokładnie to samo. Słodkie kłamstwo... poczucie szczęścia, którego tak naprawdę nigdy nie zaznał. Ścisnął mocniej powieki. Wiedział, że zbliżają się czasy w których nie będzie tak samo. Harry przegrał a co za tym idzie szkołę przejął sam Czarny Pan. Pogodził się z tym i wstał. Chciał wracać do Kati tak jak jej to obiecał, ale poczuł dotyk na swoim ramieniu. Odwrócił głowę i spostrzegł postać voldemorta obok siebie.

— Miłość to słabość. — ścisnął mocniej jego ramie — ogranicza cię Levi.

— Masz racje... — przyznał cicho i błądził wzrokiem po jego twarzy — teraz rozumiem — szepnął i odwrócił głowę.

— Nigdy więcej nikogo nie pokochasz. Nikomu nie okażesz  jakich kolwiek uczuć. Nigdy. — powtórzył sycząc mu do ucha.

— Nigdy więcej. — zacisnął mocniej pięści.

— Zemścisz się na Malfoy'u — zbliżył się do niego bardziej — odpłacisz za złamane serce.

— Byłem tylko zadaniem, wykonał je — stwierdził mówiąc bez emocji — nie będę marnować na niego czasu.

zniknął z mojego życia po tym jak skutecznie je rozpierdolił, a ja mu na to pozwoliłem...

— Levi jesteś moim bratankiem. Kiedyś to ty będziesz wyznaczał zadania. — odsunął się.

— Zniszczę ten świat tak, jak on zniszczył mnie. — wyprostował głowę — tylko na to zasługuje — wyjął różdżkę — ludzie to problem. Problemów trzeba się pozbyć. — spojrzał na przedmiot w ręce.

— Dokładnie. — uśmiechnął się w przerażający sposób. Dokonał tego czego chciał. Zabił pozytywne uczucia w chłopaku i zastapił je chęcią „zemsty".

****

Katia spojrzała na różdżkę obok blondyna. Dobrze ją znała, bo należała do puchona. Zabrała ją do ręki. Odwróciła głowę w stronę szkoły widząc Madison, Ivana, Leviego i Draco. Uśmiechnęła się delikatnie i położyła obok chłopaka kładąc plecy na pozostałościach mostu. Spojrzała w niebo i złapała go za dłoń. Pozwoliła łzie spłynąć po jej twarzy i przyłożyła różdżkę do swojej klatki piersiowej trzymając ją drżącymi dłońmi.

— Jack, kocham cię — szepnęła spoglądając na jego twarz — i nigdy nie przestane — ścisnęła mocniej powieki.

Przypomniała sobie wszystkie chwile z chłopakiem, z Levim i swoimi przyjaciółmi. Przygryzła policzek od środka i ścisnęła mocniej różdżkę.

— Jestem tak cholernie wdzięczna za to wszytko co mnie spotkało — mówiła sama do siebie — ale również i słaba... — oddychała głośniej — Byłam dla nich tylko ciężarem — przetarła mokre policzki.

— Katia?! — Ivan zauważył ją w oddali i zaczął biec najszybciej, jak umiał widząc, że trzyma różdżkę przy sobie.

— I-Ivan... — odwróciła do niego głowę i lekko podniosła. Był coraz bliżej. Jej pierwsza miłość... pierwsza osoba którą szczerze pokochała.

Szatyn przyspieszył i próbował nie myśleć o niczym. Czuł, że z brunetką jest bardzo źle, ale to co nastąpiło chwile później zmusiło go do zatrzymania się.

— Avada Kedavra — szepnęła najciszej, jak umiała po czym upuściła różdżkę.

— Katia! — wydarł się na cały głos i przykucnął przy dziewczynie.

Jego ręce się trzęsły, a on sam był wpatrzony w jej zielone oczy. Oczy które zaszły mgłą i nie okazywały żadnych emocji. Poczuł łzy na swoich poczerwieniałych policzkach. Dalej bardzo mocno ją kochał i nigdy nie przestał

— Dlaczego mnie zostawiłaś... — spojrzał na ich złączone dłonie i nachylił się nad jej czołem. Pocałował jej głowę i pogładził dłonią zimny policzek.

****

Było ciemno. Siedział na murku szkoły i spoglądał w gwiazdy. Był sam i chciał pozostać sam na zawsze. Katia nie wytrzymała śmierci Jacka i sama do niego dołączyła popełniając samobójstwo. Levi kochał dziewczynę, jak siostre, ale... rozumiał ją. Przeżył jej odejście, lecz tylko w środku samego siebie. Nie chciał znowu okazywać słabości. Sam zrobiłby, tak samo gdyby chodzilo o niego... Jednak chłopak się tym nie przejął. Nie po tym co sobie obiecał. Nie potrafił poczuć większego bólu niż ten którego brzemię nosił ze sobą. Miłość... głębokie uczucie do drugiej osoby, któremu zwykle towarzyszy pożądanie oraz silna więź, jaka łączy ludzi sobie bliskich. Poczucie silnej więzi z kimś, kto jest dla kogoś wielką wartością. Ale czy tym była? Nie według Leviego. Uważał ją za coś zbędnego. Nigdy więcej nie chciał przeżyć zakochania. Stracił zdolność do okazywania pozytywnych uczuć. Nie chciał i nie miał siły walczyć z tym co działo się obok niego. Patrzył na to, jak kawałek po kawałku świat w którym żył spowija mrok. Nic z tym nie zrobił, nikt nic nie zrobił, by temu zapobiec. Jego miłość była fikcją, intrygą, którą pokochał i bez której musiał nauczyć się żyć.

Skoro on nie może wiedzieć co to szczęście... nikt go nie doświadczy. Nikt nie będzie okazywać sobie uczuć. Nie będzie się o siebie martwić czy sobie pomagać. Każdy jest zdany na siebie, a wszelkie słabości będą tępione. Miał siedemnaście lat... zapamiętał ten wiek doskonale po to, by wiedzieć kiedy jego życie straciło sens. Hogwart zmienił się w szkołę szkolącą zwolenników czarnego pana. Nikt nie był szczęśliwy. Uczniowie chodzili korytarzami nie okazując żadnych emocji. Szkoła magi i czarodziejstwa zniknęła... cały magiczny świat przejął Voldemort i śmierciożercy. Po śmierci Harrego czyli wybrańca, który miał ich uratować stracili nadzieje. Nikt nie walczył i nie wierzył w lepsze jutro... „kiedyś będzie lepiej", niestety. Kiedyś nigdy nie nastąpiło.

On poddał się przez odrzucone uczucie...
Oni przez niego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro