Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 29 - „Skończyliśmy nauke w hogwarcie"

Poprzednio:
— Byłem przy Hogwarcie. Widziałem ich — przetarł usta ręką — Malfoy'a i Parkera, wysłanników czarnego pana — warknął na wspomnienie o nich.

— Widziałeś Leviego? — wstał i stanął obok nich — Leviego Parkera? — dopytał, był pewny, że chłopak opuścił hogwart.

— To było niebezpieczne. Mogło ci się coś stać — pouczyła go podnosząc książkę z trawy którą okrywał śnieg — głupi ma szczęście — prychnęła pod nosem. Nie chciała tego okazać, ale bardzo ucieszyła się z jego powrotu.

— Nie zostawię tak tego. Czy wam się to podoba czy nie. Oni torturowali Ginny i ślad po niej zaginał... nie wiem gdzie jest a ich dwójka pewnie zna odpowiedz na moje pytanie — zacisnął mocno pięści.

— Pomogę ci — Harry położył dłoń na ramieniu Weasleya.

— To nie odpowiedzialne, ale... — zamyśliła się — musimy się dowiedzieć co z nią zrobili... tylko co jeżeli nie będą chcieli nam powiedzieć? Co jak nie będą współpracować? — schowała książkę do torby.

— Nie będą mieli innego wyjścia. Gwarantuje ci to, Hermiono — wyjął różdżkę z kieszeni i zakręcił nią w ręce — dowiem się gdzie jest moja siostra.

****

Minęły dwa tygodnie. Korytarze hogwartu świeciły pustkami i nie było śladu żywej duszy. Głośne rozmowy uczniów zastąpiła niepokojąca cisza. Nikt nie wierzył w to, że nadszedł ten dzień. Oficjalny koniec szkoły do której uczęszczali tyle lat. Biblioteka, którą odwiedzali wszyscy uczniowie powoli zachodziła kurzem tak, jak książki na regałach. Książki których nie przeczytają już te same osoby. Na boisku quidditcha można było zauważyć tylko miotły ustawione pod ścianą po ostatnim wygranym przez gryfonów meczu. W łazienkach słychać było tylko ciche krople wody kąpiącej z kranu. Za oknem świeciło słońce, a pogoda przemawiała na korzyść dobrego humoru.

Brunet stał na peronie tak, jak cała reszta. Ściskał mocniej dłoń blondyna obok siebie i opierał głowę o jego ramie. Zostawili już swoje bagaże w pociągu dlatego nie mieli ich przy sobie. Patrzyli na siebie po czym weszli do środka pociągu. Młodszy ślizgon usiadł obok Malfoy'a, który opierał się o szybę. Na przeciwko nich siedzieli Blaise i Ivan. Blondyn posunął ręce, by położył głowę na jego kolanach. To były ich ostatnie chwile razem, a przynajmniej tak miał myśleć młodszy chłopak. Levi położył głowę na jego kolanach i przymknął oczy zmęczony wczesną porą. Ślizgon pogładził jego loczki swoją dłonią i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Znowu miał go blisko i mógł okazać mu uczucia, których nie zdążył przed jego śmiercią.

Ivan miał sobie za złe swoje zachowanie. Skrzywdził Diane a ich drogi szybko potem się rozeszły. Zrozumiał, że nie zależało mu tak na dziewczynie, jak myślał, że zależy. Po prostu się przyzwyczaił, ale nigdy nie czuł do niej nic więcej. Oparł głowę bardziej o siedzenie i spojrzał za szybę czekając aż w końcu wróci do domu i będzie mógł zapomnieć o ludziach których mógł nazywać „przyjaciółmi". Blaise przyglądał się im. Zdążył zauważyć, że ostatnie wydarzenia bardzo ich zmieniły. Brunet, którego poznał. Uśmiechnięty i niezdarny zmienił się w skrzywdzonego niestabilnie emocjonalnego chłopaka. Jego najlepszy przyjaciel otworzył się na uczucia, lecz przez to sam stracił i przecierpiał wiele. Cieszył się, że to już koniec i może wrócić do rodziny za którą tęsknił.

W kolejnym przedziale siedzieli Diana, Chase, Cho i Katia. Wszyscy należeli do jednego domu. Chase czytał książkę, ale w głowie myślał tylko o świętach, które zaplanował razem z Madison. O jego ramie opierała się szatynka, która również była pochłonięta lekturą. Próbowała nie myśleć o zerwaniu z ślizgonem, lecz wszystko sprowadzało się do tych myśli. Spojrzała kątem oka na od tak nie dawna uśmiechniętą blondynkę, która z radością przyglądała się widokom za oknem. Dawno nie była tak szczęśliwa, jak w związku z puchonem. Nie przejmowała się powrotem do domu. Mimo wszystko nauka w hogwarcie była dla niej czymś wspaniałym. Czymś o czym nigdy nie chciała zapomnieć. Spojrzała na dziewczynę obok siebie, która przysypiała. Objęła ją ramieniem i pozoliła jej oprzeć się o swoje ramie.

Przedział obok zajmowała Victoria, Pansy, Madison i Astoria. Dziewczyny były zajęte rozmową ze sobą. Victoria czuła się okropnie od wydarzeń, które przeżyła z Nickiem. Tęskniła za nim, bo naprawdę go kochała. Spojrzała w bok na swoją przyjaciółkę, która w przeciwieństwie do niej była uśmiechnięta. Siostrą Smith się poszczęściło.

W ostatnim przedziale siedział Nick, Jack i Oliver. Żaden z nich się nie odzywał. Jedynym który miał dobry humor był młodszy Wood. Nie mógł przestać myśleć o blondynce i ich ostatnich randkach. Obiecał sobie często ją odwiedzać i równie często zapraszać do siebie. Jego kontakt z Oliverem się urwał, ale mu to nie przeszkadzało. Nie umiał przetrzeć na niego tak, jak kiedyś. Przemilczał resztę drogi. Brunet zastanawiał się nad tym co zrobił. Nad tym, jak potraktował Diane. Nienawidził się za to, ale obiecał sobie jedno - nigdy więcej się do niej nie zbliży i da jej w spokoju być szczęśliwą. Podobne myśli nachodziły gryfona przed nimi. Przyrzekł sobie, że spróbuje rzucić nałóg. Rzuci go dla Victorii. Dla osoby, którą bardzo kochał i robi to dalej. W głowie zaplanował co zrobi odrazu po swoim przyjeździe i miał zamiar się tego trzymać. Przymknął oczy i przysnął ze zmęczenia.

****

Kilka godzin później dotarli na peron. Draco spojrzał na śpiącego bruneta i lekko szturchnął go ramieniem. Zauważył za szybą swoich rodziców i westchnął zrezygnowany. Pocałował krótko chłopaka i wyszedł z przedziału. Levi obudził się odrazu po tym i wyszedł za nim. Mocno przytulił ślizgona czując łzy w oczach.

— Pisz do mnie listy, pisz ich dużo — oparł brodę o jego głowę. Nie chciał pokazać słabości, ale odczuwał ogromny smutek w tamtej chwili.

— Będę, obiecuje Draco — odsunął się i wyszedł z pociągu.

Zauważył swojego ojca i siostrę. Podszedł do nich i mocno uścisnął blondynkę. Jedyne z czego się cieszył to z lepszego kontaktu z nią. Nie planował tego robić, ale przytulił również Ethana.

— Tylko się nie rozczulaj — oddał delikatnie uścisk.

— idziemy do domu?... — spojrzał za siebie na blondyna oddalającego się ze swoją rodziną.

— Tak — nie mieli dobrego kontaktu, ale był jego synem. Zabrał od niego torbę i poszedł do wyjścia.

— Tato... zaczekaj — zostawił ich na chwile i podszedł do blondynki. Złapał ją delikatnie za ramie — nie pożegnasz się? — zapytał odwracając ją do siebie.

— Levi! — Katia mocno wtuliła się w ciało chłopaka — będę tęsknić — uroniła łze przez to, jak ważny był dla niej chłopak.

Mama Kati zmierzyła wzrokiem ślizgona po czym spojrzała na drugą córkę z politowaniem.

— Katia, idziemy — pociągnęła ją za rękę i odwróciła plecami do Leviego. Madison dołączyła do nich.

— Cześć, Parker — powiedziała odchodząc.

— Do zobaczenia... — zauważył w oddali Nicka, ale zrezygnował. Nie podszedł do niego. Wrócił do swojej rodziny i powoli udał do domu.

Szatyn odszedł ze swoim bratem i deportował ich do domu. Na wejściu, gdy Ray sciągał swoje buty zaczął to co miał zrobić od dawna. Podszedł do stołu i wysypał na niego zawartość swojej torby. Kilkanaście plastikowych woreczków upadło na stół. Nick spojrzał na starszego chłopaka i odparł po chwili.

— Chce z tym skończyć. — w jego głosie było czuć determinację i chęć zmiany.

Po tym, jak skrzywdził Victorie nie chciał mieć z narkotykami nic wspólnego. Wiedział, jak trudna to będzie droga, ale chciał to zrobić. Chciał być lepszym człowiekiem z którego blondynka byłaby dumna.

****

Katia, Madison, Jack i Diana wrócili do swoich domów. Ivan szedł razem z Pansy nie odzywając się po drodze. Doszli pod swój dom, a na wejściu przywitali ich rodzice. Szatyn od dłuższego czasu nie radził sobie z pewnymi sprawami. Był wśród swojej rodziny i nie miał zamiaru dłużej udawać. Spojrzał w ziemie.

— Ivan? Coś się stało? — Isabelle zwróciła uwagę na syna i położyła dłoń na jego ramieniu.

Pansy popatrzyła podejrzliwie na brata odrywając się od swojego taty. Nie miała pojęcia co się u niego działo.

— Nie radzę sobie, mamo — głos mu się załamał, a do oczu naszły mu łzy — nie radzę od dłuższego czasu — pociągnął nosem — wiem, że jestem dorosły... wiem, że inni mają gorsze problemy, ale ja... pogubiłem się i nie wiem co zrobić, by znowu „być szczęśliwym" — dalej patrzył w ziemie.

W tamtym momencie coś w nim pękło. Bariera obojętności, którą budował wokół siebie runęła, a on uwolnił swoje prawdziwe emocje, które skrywał przed każdym.

— Synku... — objęła mocno swoje dziecko i pogładziła dłonią jego czarne włosy — już dobrze, jestem obok — zmartwiła się, bo chłopak nigdy się tak nie zachowywał.

Nie pozwalał sobie na okazywanie uczuć. Pansy stała w szoku nie rozumiejąc co się stało. Perseus minął córkę i również objął ślizgona. Poczuł, że go potrzebuje.

— Pije, by zapomnieć... pije, by się upić i nie myśleć o problemach — głos mu drżał — to nie jest normalne, prawda? Jestem beznadziejny — przetarł dłońmi mokre policzki.

— Ivan... — przełknęła ślinę patrząc na starszego chłopaka. Nigdy nie myślała, że tak się czuje.

— Kocham was — poczuł, jak łzy spływają po jego policzkach, spojrzał na Pansy — nawet ciebie ty wredna żmijo... — podał jej rękę. Szatynka przysunęła się do nich i dołączyła do rodzinnego uścisku. Znowu poczuła więź z bratem, więź o której dawno oboje zapomnieli.

****

Levi wszedł do swojego domu i się rozejrzał. Miejsce od którego chciał uciec, jak najdalej. Znowu tutaj jest i będzie przez długi czas. Odłożył torbę na bok i poszedł do kuchni nalać sobie trochę soku. Spojrzał na rodzeństwo, które zasiadło do stołu i uniósł brew. Nie wiedział co działo się w domu od czasu, gdy ojciec kazał mu wracać. William stanął obok swojego syna i spojrzał na niego z wyższością.

— Levi. Musimy porozmawiać — pociągnął go za rękę do swojego gabinetu. Zamknął drzwi i przyjrzał się mu dokładnie.

— O czym? — nie miał pojęcia o co może chodzić.

— Jesteś moim synem. — próbował zacząć, ale ciężko było przepuścić mu te słowa przez swoje gardło — chce dla ciebie jak najlepiej. Wiesz o tym, prawda? — kontynuował.

— Mhm — źle kojarzył te „chce dla ciebie najlepiej".

— Zaproś tego Draco do nas. — powiedział to prawie niesłyszalnie.

To sen?

— Słucham? — myślał, że się przesłyszał.

— Zaproś swojego chłopaka tutaj. Chce go lepiej poznać — kaszlnął po tej wypowiedzi.

Dalej nie dowierzał w słowa swojego ojca.

On chciał poznać Draco? Chciał poznać chłopaka w którym się zakochał? Chłopaka, którego nienawidził? Blondyna, którego chciał zabić?

— Tato dobrze się czujesz? — popatrzył uważnie na starszego mężczyznę — może się położysz? Masz gorączkę? — martwił się.

— Musisz utrudniać? — starał się przez to co spotkało Lise — może przyjść z rodzicami. Obojętne — mruknął pod nosem i wyszedł z pokoju.

Levi otrząsnął głowę i przetarł oczy kilka razy. Nie, to nie był sen. Jego ojciec chce poznać Draco. Szybko wrócił do swojego pokoju i wyjął pergamin z biurka. Złapał do ręki pióro i zaczął pisać.

Hej, Draco
Może to zabrzmi dziwnie i niespodziewanie, ale... mój ojciec chce cię poznać. Kazał mi zaprosić cię do nas. Szczerze? Mam spore obawy, ale cieszyłbym się gdybyś jednak przyjął jego zaproszenie.

Całuje, Levi

Schował pióro i podał list swojej sowie siedzącej na parapecie. Oparł brodę o dłoń i łokieć o biurko. Ciekawiło go co postanowi blondyn. Zauważył za sobą Ethana i Lise.

— Tak? — nie wiedział czemu nagle każdy jest dla niego taki miły i czemu okazują mu empatię.

Aż tak się stęsknili?

— Fajnie, że już jesteś — mruknął pod nosem uśmiechając się delikatnie.

— Ethan ma racje, brakowało mi cię — znowu przytuliła brata.

— Ale dość tych sentymentów — prychnął — jak czujesz sie z tym, że zdałes w końcu swoją wymarzoną szkole — chciał dowiedzieć się co słychać u brata tak samo, jak blondynka.

— Dziwnie... nie dociera do mnie, że już tam nie mieszkam... — przyznał szczerze.

Lisa spojrzała wymownie na bruneta po czym znowu na Leviego. Pokiwała lekko głową.

— Prześpij się, dobranoc — wyszła z jego pokoju razem z wyższym chłopakiem i zamknęła drzwi za nimi.

— Niczego się nie domyśla, prawda? — dopytał stojąc przed dziewczyną.

— Nie, absolutnie niczego — puściła mu oczko i poszła do łazienki, by się umyć.

Jakiś czas później każdy już spał, a w domu zapanowała cisza, którą przerywały krople deszczu odbijające się o szyby okien.

****

Wszedł po cichu do jego pokoju otwierając delikatnie drzwi. Rozejrzał się po pokoju po czym skupił wzrok na ślizgonie. Uśmiechnął się lekko pod nosem i ukląkł przy jego łóżku. Dotknął dłonią policzka chłopaka i przejechał po nim kciukiem. Przekrzywił głowę patrząc na spokój, który malował się na jego twarzy. Spokój który będzie musiał przerwać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro