Rozdział 10
Nam-Shin. To imię przez długi czas nie mogło jej przejść przez gardło. Była zbyt przyzwyczajona do nazywania go według tytułu, a w dodatku wiązało się z poufałością, na którą nie chciała jeszcze pozwolić.
- Na razie nie czuję z tobą na tyle bliskiej więzi, żebyśmy mówili sobie po imieniu, ministrze. – powiedziała tamtego razu na polanie. Ale zaraz potem zaczęła wątpić w słuszność swoich słów. Może powinna była jednak się przemóc? Przecież minister robił co mógł, żeby zyskać jej przyjaźń.
- Rozumiem. Ale gdy tylko zmienisz zdanie, możesz mówić do mnie po imieniu. – usłyszała wtedy w odpowiedzi.
Ujęło ją jednak to, że minister jako ktoś o wyższej od niej pozycji, pokornie zniżył się do tego, by pozwolić jej mówić do siebie po imieniu. Nie mogła też nie zauważyć szacunku jakim ją otaczał. Nie dość, że zawsze zwracał się do niej per „panno" to zapytał się czy mógłby mówić jej po imieniu, choć mógłby to zrobić bez pytania i już dawno temu.
Po przejażdżce, Sang-Mi udała się samotnie do Taehyunga.
- Gdyby Byong-Soo się pojawił, powiedz mu, żeby o mnie zapomniał. – oznajmiła z pełną powagą. – Gdyby dopytywał, nic mu o mnie nie mów. Nie chcę, żeby mnie szukał. Powiedz też gospodyniom i właścicielom karczm, żeby nie udzielali mu żadnych informacji na mój temat.
- Panienko, na pewno tego chcesz? Przecież go kochasz. To widać jak na dłoni. – wtrąciła żona Taehyunga.
- Spóźnił się. I oczywiście, wolałabym być z nim. Ale najwidoczniej niebiosa przygotowały mi inny los. Poza tym, on nigdy nie da mi tego, co da mi minister, tego, czego najbardziej potrzebuję.
- Czyli jednak wybrałaś zemstę? – zapytał Taehyung wyraźnie zawiedziony.
- Tu już nawet nie chodzi o zemstę, a o sprawiedliwość. – odparła Sang-Mi. – Ale prawdą jest, że aby ją uzyskać od teraz będę kroczyć właśnie tą ścieżką.
- Jak sobie życzysz, panno Lee. Sprawię, że nie będzie cię szukał. – odparł Taehyung. – Ale muszę powiedzieć, że mnie rozczarowałaś. Nie tak postąpiłaby córka sędziego Lee. Uważam też, że i Byong-Soo nie chciałby cię dłużej pojąć za żonę, wiedząc jakiego dokonałaś wyboru. Niech to będzie ostatnia przysługa, jaką dla ciebie spełnię. Nie proś mnie więcej o pomóc, bo ja i moi domownicy nie będziemy dłużej twoimi przyjaciółmi.
Sang-Mi spojrzała na niego ze złością oburzeniem i niedowierzaniem. Jak mogli się od niej odwrócić? Czy nie chcieli, żeby imię sędziego zostało oczyszczone z zarzutów? Z oburzeniem odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
- Żegnajcie! – na koniec rzuciła obrażona i wybiegła z ich domu.
Zaledwie kilka kroków dalej stał jej służący, który ją eskortował. Gdy stanęła przy nim, zalała się łzami. Odtąd była już całkiem sama. Osierocona, wyklęta przez przyjaciół, a sama odrzuciła miłość. „Żegnaj Byong-Soo" – powiedziała w myślach.
- Mogę jakoś pomóc, moja pani? – zapytał zmartwiony służący. Sang-Mi jedynie pokręciła przecząco głową.
- Chodźmy do domu. – powiedziała, gdy nieco opanowała płacz.
Ku jej zdziwieniu w domu już czekała na nią jej służąca Soh-Ra. Gdy tylko zobaczyła Sang-Mi, rzuciła jej się z radością na szyję.
- Panienko czemuś taka zapłakana? Co się stało? – dopytywała z zatroskaniem.
- Soh-Ra, obiecaj mi, że cokolwiek się stanie i jakąkolwiek podejmę decyzję nigdy mnie nie opuścisz.
- O czym ty mówisz panienko? Przecież nie mogę odejść, dopóki sama mnie nie odprawisz.
- Nie, chodzi o to, żebyś zawsze stała po mojej stronie i nigdy mnie nie zdradziła. – dodała Sang-Mi.
- Oczywiście! Możesz na mnie polegać. Więc powiedz mi co się stało. Jak to możliwe, że nie jesteś już służącą?
Sang-Mi opowiedziała swojej służącej wszystko co się dotąd wydarzyło. Po wysłuchaniu historii Soh-Ra bardzo posmutniała, a jej usta wygięły się w podkówkę.
- Nic nie powiesz? – zapytała Sang-Mi bojąc się, że straci kolejnego sprzymierzeńca. Soh-Ra westchnęła ciężko i odezwała się:
- Nie powiem, bo obiecałam, że będę po twojej stronie.
- Ale w głębi serca nie jesteś, prawda? – dopytała smutno Sang-Mi.
- Jestem. Po prostu, nie spodziewałabym się tego po tobie, panienko. Zaskoczyła mnie ta zmiana. Zawsze stroniłaś od ministra. Ale rozumiem też twoje intencje. I szkoda mi Byong-Soo. Miałam nadzieję, że jednak będziecie razem.
- Ja też kiedyś miałam taką nadzieję. Ale cóż zrobić. Nie mam na to większego wpływu. I tak nie byłoby nam dane być razem.
- Ale z drugiej strony, panienko, jak o tym tak myślę, z ministrem też jest całkiem romantyczna historia. Może nawet bardziej niż z Byong-Soo. – nagle wyraz twarzy Soh-Ry się zmienił ze smutnego na rozmarzony.
- Jak to? – zdziwiła się Sang-Mi.
- No bo zobacz. Zna cię od kiedy się urodziłaś i kocha pomimo wszelkich przeszkód. Nie zważa na sprzeciw twojego ojca ani na twoją utratę statusu. Cokolwiek by się nie działo, on zawsze był przy tobie, nawet jeśli o tym nie wiedziałaś. To jest dopiero miłość!
- Szkoda, że to tak ładnie wygląda tylko z zewnątrz. – westchnęła Sang-Mi.
- No tak. W sercu panienki nadal jest ktoś inny. – dodała Soh-Ra.
Gdy tylko odkupił służącą Soh-Rę, minister Kang bardzo zaangażował się w próbę uniewinnienia sędziego Lee. Całymi dniami rozmawiał z różnymi wpływowymi ludźmi i uczonymi, aby znaleźć sposób. Jednak nie przynosiło to większych rezultatów. Co prawda zbierał opinie ludzi z wioski, ale zeznania chłopów i prostych ludzi nie były wiele znaczące. Stwierdził więc, że jedyną skuteczną opcją może tylko pozostać dosłowne wkupienie się w łaski króla.
W międzyczasie trzeba było zająć się przygotowaniami do ślubu. Astrologowie wyznaczyli najlepszą datę na początek września, co oznaczało niewiele ponad miesiąc jaki by pozostał na dopełnienie sprawunków. A minister nie chciał dłużej zwlekać ze ślubem.
Pewnego dnia wracał razem z Sang-Mi od krawcowej, u której zamówili stroje weselne. Sang-Mi szła ukrywając twarz pod długim płaszczem jak to było w zwyczaju kobiet. Tuż przy niej szedł zadowolony minister Kang. Nie widzieli, jak ktoś skrada się za nimi. Niespodziewanie Kang poczuł silny, zamraczający ból z tyłu głowy i zatoczył się. Sang-Mi obróciła się z uśmiechem i zaciekawieniem myśląc, że minister podszedł do jakiegoś straganu. Ale jej oczom ukazał się widok, który zmroził jej krew w żyłach. Jakiś mężczyzna o przekrwionych oczach trzymał w ręku nóż i był gotowy ugodzić nim ogłuszonego ministra.
- Ty złodzieju! – mężczyzna zamachnął się, a Sang-Mi wraz z towarzyszącą jej Soh-Rą krzyknęły przerażone. O dziwo, minister zdążył się obrócić i otrzymał jedynie cios w lewe ramię, jednak potknął się, upadł na ziemię i stracił przytomność. Mężczyzna znowu się zamachnął, jednak tym razem został powstrzymany.
- Przestań! – krzyknęła Sang-Mi trzymając mocno nadgarstek atakującego.
- Pa-panna Lee? – zdziwił się mężczyzna widząc znajomą twarz. Dopiero wtedy napastnik został pojmany przez oficerów, a Sang-Mi od razu uklęknęła przy ministrze, żeby sprawdzić jego stan.
- Puszczajcie! – wyrywał się mężczyzna. Po jego ubraniach było widać, że jest nisko urodzony. – Niech ten pies zapłaci za to, co mi zrobił. Wszystko mi odebrał! Panno Lee! Jak możesz być po jego stronie? Przecież to przestępca! Powinnaś wspierać biednych jak twój ojciec!
- Cicho siedź bandyto! Zaraz zginiesz za to, że podniosłeś rękę na ministra! – uciszyli go strażnicy. Za atak na arystokratę groziła natychmiastowa śmierć.
- Nie! Nie róbcie mu krzywdy! – sprzeciwiła się Sang-Mi. – Zabierzcie go do mnie do domu. Wysłuchamy jego sprawy, a potem zdecydujemy, co z nim zrobić. A dla twojej informacji, mój ojciec nigdy nie próbował skrzywdzić ministra ani nie tolerowałby takiego działania. – syknęła do napastnika.
Następnie wraz z Soh-Rą zorganizowały nosze i z pomocą kilku mieszkańców zaniosły ministra do domu.
Minister obudził się z szumem w uszach, czując ból w ramieniu. Gdy z rozmazanego obrazu zaczął wyłapywać szczegóły, zobaczył Sang-Mi w zakrwawionym fartuchu z troską opatrującą jego ranę. Przypomniał sobie co się zdarzyło i momentalnie bardzo się przejął.
- Nic ci nie jest? – zapytał lekko zachrypniętym głosem i poderwał się, czego szybko pożałował. Jego twarz wygięła się w bolesnym grymasie i natychmiast opadł z sił.
- Ostrożnie! – zmartwiła się Sang-Mi i delikatnie pomogła ministrowi położyć się. – Nic mi nie jest.
- Na pewno? Nie daruję mu, jeśli coś ci się stało. – zarzekał minister wciąż będąc nieufnym.
- Z całą pewnością nic mi nie jest ministrze. – zapewniła go dziewczyna. – Ale ty ministrze, musisz teraz bardzo uważać i dużo odpoczywać, żeby ci się nie pogorszyło, bo rany są jeszcze świeże. – dodała życzliwie z delikatnym pokrzepiającym uśmiechem.
- Dobrze... – odpowiedział minister nieco rozkojarzony. – Opowiedz mi co dokładnie się stało.
***
- Dziękuję. – odrzekł minister, dowiedziawszy się, co zaszło.
- Za co? – zdziwiła się Sang-Mi.
- To jak się mną teraz opiekujesz... Przecież mogłabyś mnie porzucić i tylko skorzystać na mojej śmierci. Mogłabyś się ode mnie uwolnić. A mimo to ocaliłaś mi życie. Za to właśnie ci dziękuję panno Sang-Mi. I jednocześnie zachodzę w głowę, dlaczego?
- Ja... – zająknęła się Sang-Mi uświadomiwszy sobie, że nie zrobiła tego wyłącznie z poczucia obowiązku i szacunku dla ludzkiego życia, ale z głębokiego współczucia i dlatego, że bała się stracić coś cennego. – Dla mnie życie każdego człowieka jest cenne. – odpowiedziała, nie chcąc ujawnić uczuć, których sama nie była jeszcze pewna, choć wiedziała, że okłamuje ministra, samą siebie i cały świat. - Poza tym jesteśmy teraz partnerami i mamy jeden cel.
- No przecież... – mruknął cicho Kang z lekkim zawodem i gorzko się uśmiechnął, bo przez chwilę miał nadzieję, że Sang-Mi jednak czuje do niego coś więcej.
- W każdym razie ministrze, doszłam przy tej okazji do jednego wniosku. – Sang-Mi zmieniła temat.
- Cóż to za wniosek? – zapytał Kang zaciekawiony.
- Jeśli chcesz zdobyć przychylność ludzi, nie wystarczą jedynie moje słowa. Na chwilę obecną bardziej prawdopodobnym jest, że ludzie i mnie znienawidzą, niż uwierzą tobie. Dobrą opinię trzeba sobie wypracować. – wyjaśniła dziewczyna. – Dlatego oddaj temu człowiekowi to, co niesłusznie mu zabrałeś.
- On mnie zaatakował i próbował zabić, a ja mam jeszcze dać mu za to nagrodę? – zakpił Kang.
- Tylko w ten sposób pokażesz, że nie jesteś tyranem za jakiego cię uważają. Ludzie oprócz prawa potrzebują też litości i miłosierdzia. Czy nie próbujesz przypodobać się królowi? A czym jest jeden król w porównaniu do całego narodu?
- Zastanowię się nad tym. – odpowiedział Kang po tym, jak westchnął.
Następnego dnia napastnik został wysłuchany przez ministra. Ten przejrzał dokładnie swoje księgi rachunkowe i uznał, że ten człowiek nie był żadnym nicponiem, i że zasługuje, by okazać mu łaskę. Oddał mu pieniądze i puścił go wolno, choć nie do końca mu się to podobało.
- Jeśli to możliwe, przeprowadźmy się do innego miasta. – wkrótce potem poprosiła Sang-Mi.
- Dlaczego chcesz się wyprowadzić? Przecież tu jest twój dom. Tutaj dorastałaś. – zdziwił się minister, sądząc, że Yangju jest wyjątkowo bliskie jej sercu.
- To prawda, ale tutaj za dużo ludzi nas zna i oni nigdy nie zmienią swojego zdania o tobie, a słyszałam, że od tamtego incydentu zaczęli źle o mnie mówić. Zamieszkajmy gdzieś, gdzie będziesz mógł zbudować swoją reputację od nowa.
- Słuszna myśl. – odpowiedział minister Kang, bo od razu spodobał mu się ten pomysł. Nienawidził mieszkać na prowincji i dotychczas mieszkał tam jedynie ze względu na Sang-Mi. – Jesteś naprawdę mądrą kobietą, Sa... – zająknął się, bo w pierwszej chwili chciał zwrócić się do niej nieformalnie. – Panno Sang-Mi. – dokończył poprawnie.
- Schlebiasz mi ministrze. – odpowiedziała Sang-Mi i lekko się zarumieniła.
Minister Kang nie tracił czasu i jak tylko mógł, zaczął przygotowywać się do przeprowadzki. Po niespełna dwóch tygodniach zamieszkał w stolicy, a Sang-Mi w oczekiwaniu na dzień ślubu zamieszkała u ciotki w Wiryesongu. Tam też na nowo rozpoczęła się jej współpraca z rodzeństwem najemników.
Sung-Gwo ucieszył się zobaczywszy pannę Lee i dowiedziawszy się, że to dla niej będzie pracował. Dok-Ho nie miał jednak w sobie tyle entuzjazmu, co młodszy brat. Tak naprawdę nie chciał początkowo podjąć się tej współpracy, z góry zakładając niebezpieczeństwo. To nastawienie bardzo denerwowało młodszego, który uważał to za bezsensowne przewrażliwienie.
- To jakie masz dla nas zadanie panno Lee? – zapytał Dok-Ho.
- Minister zapewne powiedział wam, że macie mnie chronić, prawda? – w odpowiedzi zapytała Sang-Mi, ale wcale nie czekała na potwierdzenie swojego przypuszczenia. – Powiem tak, zamiast zawsze polegać na was i narażać was w razie niebezpieczeństwa, wolę umieć obronić się sama. Dlatego chcę, żebyście nauczyli mnie walczyć.
Dok-Ho zaśmiał się cicho, ale nie uszło to uwagi dziewczyny.
- Co cię tak bawi? – Sang-Mi uniosła jedną brew.
- Po prostu nie pasujesz mi na wojowniczkę. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, jak posługujesz się mieczem. – wyjaśnił Dok-Ho.
- A ja myślę, że panna Lee ma niesamowitego ducha walki i że świetnie sobie poradzi. – zaprotestował Sung-Gwo. – A czego przede wszystkim chciałabyś się nauczyć?
- Czegoś najbardziej praktycznego.
- To może walki wręcz? – zasugerował młodszy z braci. – Dzięki temu nawet jeśli nie będziesz miała pod ręką żadnej broni, będziesz mogła sobie poradzić.
- Niech tak będzie. – zgodziła się Sang-Mi.
- A ja uważam, że powinna skupić się na czymś, co nie wymaga bezpośredniego starcia jak strzelanie z łuku. – swój pomysł podał Dok-Ho.
- Słusznie. W takim razie nauczcie mnie obu rzeczy. – uznała Sang-Mi. – Strzelania z łuku, żebym mogła działać z ukrycia i walki wręcz na wypadek, gdybym nie miała przy sobie broni.
- Jeśli mogę zapytać, to dlaczego w ogóle chcesz uczyć się walczyć? – zapytał Dok-Ho.
- Nie chcę wdawać się w szczegóły. Ale wkroczyłam na ścieżkę pełną ryzyka. Wystarczy jeden niewłaściwy krok, by znaleźć się w poważnym niebezpieczeństwie. Ale nie martwcie się. Jeśli kiedykolwiek miałoby do tego dojść, będę was trzymać z daleka i nic wam się nie stanie.
- Ciekawe, że w ogóle mnie to nie dziwi. – powiedział Sung-Gwo prychnąwszy z rozbawieniem. – Nie powinnaś nazywać się Sang-Mi, panno Lee, tylko Wi-Hom (czyli ryzyko). Cały czas chodzisz po cienkiej linie i wydaje się, że w ogóle ci to nie przeszkadza.
- W końcu mówi się, że bez ryzyka nie ma zabawy. – Sang-Mi uśmiechnęła się nieco przepraszająco. – To co? Zaczynamy od jutra? – zapytała tym samym kończąc rozmowę.
Minister od rana do godziny owcy (ok. trzeciej po południu) zajmował się pracą dla rządu. Korzystał też ze swoich wpływów, aby porozmawiać z królem oraz z innymi ministrami, którzy trzymali jego stronę i również pragnęli przewrotu. Podczas jego nieobecności Sang-Mi zajmowała się tańcem, sztuką walki oraz pomocą przy utrzymywaniu domu ciotki.
W tamtym czasie, jednego popołudnia Kang odwiedził Sang-Mi cały w skowronkach. Miało się wrażenie, że tańczy zamiast iść, a gdy tylko zobaczył Sang-Mi, poderwał ją z ziemi i zakręcił się z nią kilkukrotnie.
- Cóż mają znaczyć te pląsy ministrze? Co cię tak uradowało? – zapytała Sang-Mi z wielkim zaskoczeniem, śmiejąc się, bo i jej ta radość się udzieliła.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że udało mi się uzyskać osobistą audiencję u króla i przedłożyć sprawę twoją i twojego ojca? – zapytał podekscytowany minister.
- Tak. Ale mówiłeś ministrze, że król nie wydawał się zbyt chętny, by spełnić nasze życzenie. – odpowiedziała zmartwiona.
- A dzisiaj podczas narady powiedział, że ułaskawia twojego ojca i przywraca wam status. Więc teraz już naprawdę jesteś wolna. A kiedy weźmiemy ślub staniesz się prawdziwą szlachcianką. Będziesz miała jeszcze wyższy status niż przedtem.
- Nie... Zaraz... – Sang-Mi jąkała się niedowierzając. – To znaczy, że mój ojciec nie jest już uważany za zdrajcę? Naprawdę jest niewinny?
- Tak! Czy to nie wspaniale? – Kang uśmiechał się od ucha do ucha, ale Sang-Mi z wrażenia upadła na kolana, zakryła otwarte usta dłońmi i zalała się łzami wywołanymi prawdziwą radością. – Panno Sang-Mi, najdroższa, nie płacz. – powiedział czule Kang przykucnąwszy przed dziewczyną. – To przecież powód, żebyś się cieszyła... – ledwo skończył mówić, a Sang-Mi rzuciła mu się na szyję.
- Ależ ja się cieszę, tak bardzo się cieszę. Dziękuję ci, za wszystkie twoje starania... Nam-Shin. – powiedziała przez łzy, wtulona w jego objęciach.
- Dla ciebie zrobię wszystko, pamiętaj o tym moja Sang-Mi. – odpowiedział Kang Nam-Shin wzruszony, gładząc ją po plecach.
- Teraz pozostaje tylko odkryć, kto w zasadzie sfałszował tamten list. – dodała po dłuższej chwili Sang-Mi.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Zajmę się tym. Znajdę sprawcę. – zapewnił minister.
- Ale już tyle dla mnie zrobiłeś, a w dodatku musisz zajmować się jeszcze innymi sprawami. Czy to nie za dużo? – zmartwiła się dziewczyna.
- Przecież nie jestem całkiem sam. – uśmiechnął się minister pobłażliwie. – Mam swoich ludzi, którzy znają kogo trzeba. Więc o nic nie musisz się martwić.
Do ślubu zostało zaledwie kilka dni. Wszystko było już przygotowane – stroje, jadłospis, alkohol, mistrz ceremonii. Tragarze wciąż jeszcze sprowadzali elementy dekoracji oraz produkty na ucztę. W domu ciotki Ahn już dawno nie było tyle życia. Ona sama bardzo ekscytowała się ślubem swojej siostrzenicy jakby własnej córki.
W wyznaczonym dniu odbyła się ceremonia. Przybyło na nią sporo urzędników i miejscowej szlachty, których Sang-Mi w ogóle nie znała. Kobiety komplementowały bogaty strój dziewczyny, jej urodę i składały życzenia.
Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem ministra. Później zachodził w głowę, jak astrologowie mogli tak się pomylić. Przecież nie było to wcale trudne do przewidzenia. Nam-Shinowi nie uszło uwagi, że Sang-Mi nie czuje się najlepiej. Cały czas wydawała się być smutna i trzymała ręce na brzuchu albo pocierała plecy, jak gdyby ją bolały. Ale skoro na nic się nie skarżyła, ignorował jej zachowanie chcąc jak najpłynniej dopełnić formalności.
Po ceremonii nowożeńcy udali się do stolicy, by uczestniczyć w ceremonii Pyebek, czyli przedstawieniu panny młodej rodzinie ministra. Ponieważ Nam-Shin nie miał już ojca, a jego matka nie była w pełni rozumu, było obecne jego wujostwo.
Po wypiciu alkoholu, pani Choi podrzuciła orzechy, które Sang-Mi miała złapać w poły swojej spódnicy, w ramach przepowiedni. Niestety, z pięciu orzechów, które udało jej się złapać, trzy się odbiły i wypadły, a zostały tylko dwa. Sang-Mi przyglądała się orzechom z niedowierzaniem i zażenowaniem. Choć traktowała ten ślub wyłącznie jako umowę i biznes, nieprzychylna wróżba nie była dla niej obojętna, a w dodatku stawiała ją w złym świetle.
- Haha, co za psotliwe orzechy! – zaśmiała się ciotka ministra, chcąc wybrnąć z niezręcznej sytuacji. – To tylko zwyczaj i wróżba, nie musi się wcale spełnić. Na pewno wydasz na świat mnóstwo zdrowych i przystojnych chłopców.
Nowożeńcy usiedli razem w sypialni. Zaczęli od wspólnego posiłku. Na deser tradycyjnie podano suszone daktyle. Minister poczęstował nimi Sang-Mi, a ta wzięła jednego do ust. Zacisnęła oczy, ugryzła połowę, a drugą Nam-Shin tym samym wieńcząc deser słodkim pocałunkiem. Następnie, minister zdjął wszystkie ozdoby z głowy swojej małżonki. Gdy zaczął zdejmować z jej ramion płaszcz, zauważył, jak nerwowo zaciska palce na fałdach swojej spódnicy.
- Sang-Mi, co się dzieje? Wydajesz się nieswoja. Jesteś chora? – zapytał minister zmartwiony.
- Prawdę mówiąc, dzisiaj nie jest dobry dzień na noc poślubną. – mruknęła pod nosem zawstydzona.
- Czemu? Przecież astrologowie przepowiedzieli, że to najlepszy dzień. – zdziwił się Nam-Shin.
- Bo odwiedziła mnie siostra...
- Przecież ty nie masz... – zaczął minister, ale szybko zrozumiał o co chodzi. – Ach, ta siostra. To dlatego cały czas trzymałaś się za brzuch. Nic się nie stało. Zjedz dobrze i idź wtedy spać, żeby wypocząć. Musisz być wyczerpana. – powiedział z troską i pogładził ją po ramieniu. Sang-Mi w milczeniu kiwnęła głową w potwierdzeniu.
- Posłuchajcie ludzie! – następnego dnia krzyknął na ulicy herold trzymający w ręku edykt. – Ogłasza się, że książę koronny poszukuje małżonki! Będzie przemierzał kraj, aby znaleźć pannę godną bycia Sejabin [czyli księżniczką koronną]. W związku z tym zakazuje się zawierania małżeństw przez kobiety między 16 a 21 rokiem życia!
Wśród młodych kobiet rozległy się szepty i westchnienia pełne ekscytacji. Od razu zaczęły fantazjować o stanięciu się przyszłą królową. W całym tym zgiełku stał też minister, który odetchnął z ulgą i cieszył się, że w porę zawarł małżeństwo ze swoją ukochaną, nim uprzedziłby go książę.
Po tygodniu Nam-Shin zawołał Sang-Mi do swojej sypialni, aby spędzić z nią noc. Ale i tym razem Sang-Mi uniknęła zbliżenia. Podczas posiłku dziewczyna nie żałowała alkoholu ministrowi ani sobie. Wiedziała, że nie będzie wstanie przeżyć tej nocy na trzeźwo, więc chciała w ten sposób jak najbardziej stracić świadomość.
- Moja droga, nie przesadzasz troszkę? – zapytał minister nieco zniesmaczony.
- Skądże. – odpowiedziała z udawanym oburzeniem, po czym uśmiechnęła się niewinnie i zatrzepotała rzęsami. Była już na tyle upita, że co chwilę się podśmiewywała, a jej twarz zrobiła się czerwona. – Jeszcze jedną filiżankę, mężu? – zapytała figlarnie sięgając po dzbanek.
- Już dość. Przestań pić. – minister ją powstrzymał.
- Oj, mężu! Nie bądź taki! – naburmuszyła się. – Obiecywałeś, że będzie nam jak w niebie!
- Sang-Mi! Tak nie przystoi kobiecie! Opamiętaj się! – wzburzył się minister.
- Taaak? – zapytała nadal strojąc sobie żarty. – A to też nie przystoi? – pociągnęła za wstążkę przy ubraniu ministra tym samym ją rozwiązując. – W zasadzie to jesteś bardzo przystojny... - powiedziała i zaczęła ziewać.
- Przestań! Niedobrze mi się robi, gdy widzę cię w takim stanie! – Nam-Shin powiedział z odrazą i wstał. – Kto by pomyślał, że w rzeczywistości jesteś tak... hej! Śpisz? – zapytał zdziwiony, widząc jak siedzi nieruchomo ze zwieszoną głową. Nie chcąc upokorzyć ani siebie, ani jej przed innymi domownikami, pozostał z nią w jednym pokoju przez resztę nocy.
Sang-Mi obudziła się z potwornym bólem głowy i nudnościami. To był pierwszy raz, gdy wypiła więcej niż jedną porcję alkoholu. Powoli podniosła się na łóżku do siadu, żeby zorientować się w sytuacji. Ku jej zdziwieniu jej mąż nie leżał obok niej, lecz siedział na podłodze głowę opierając na brzegu łóżka.
- O rety! – szepnęła w przejęciu i ukryła twarz w dłoniach. – Co ja najlepszego uczyniłam? Jaki wstyd! Ach! Na pewno mnie teraz znienawidzi i wyrzuci. Samą siebie bym wyrzuciła... – gdy tak do siebie mówiła, poczuła, jak zbiera jej się na wymioty. Schyliła się do nocnika, aby zwymiotować, ale po chwili poczuła jak ktoś lekko klepie ją po plecach, a z lewej strony podaje chusteczkę. Był to oczywiście jej mąż.
- A nie mówiłem, żebyś tyle nie piła? Teraz się przez to wszystko pochorowałaś. – powiedział, dalej poklepując Sang-Mi po plecach. – A wystarczyło tylko powiedzieć, co ci leży na sercu. – dodał, a dziewczyna spojrzała się na niego pytająco.
„A jednak domyślił się wszystkiego." – powiedziała w myślach i zacisnęła usta i powieki jeszcze bardziej zawstydzona.
- W ten sposób ośmieszyłaś nie tylko siebie, ale i mnie.
- Przepraszam. Nie chciałam, żebyś poczuł się odtrącony. Raczej... - próbowała się wytłumaczyć, ale Nam-Shin wszedł jej w słowo.
- Dobrze wiem, co chciałaś zrobić. Chciałaś się znieczulić, nie być świadomą tego co się stanie. Ale nie pomyślałaś, że nie tego pragnę. Nie będę cię do niczego zmuszać. Chcę kochać cię jak własną żonę, a nie jak kurtyzanę. Rozumiesz? – przyglądał się jej twarzy wyczekująco. Po policzku Sang-Mi ściekła pojedyncza łza. Czuła zażenowanie oraz wstyd i było jej przykro. Ale w głębi serca nie chciała się przyznać do błędu.
„To nie jest całkowicie moja wina, więc dlaczego to mnie tak dręczy i chcę to naprawić?" – pytała samą siebie.
- Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Uświadomiłem sobie przynajmniej, że wciąż za mało się znamy i trzeba temu zaradzić. Zgodzisz się ze mną?
- Sporo w tym prawdy. Wciąż niewiele o tobie wiem. – przyznała Sang-Mi.
Tak mijały dni i tygodnie, na długich wspólnych rozmowach i dyskusjach, o rzeczach poważnych i błahych. Razem spędzali każdą wolną chwilę, wychodzili na targ, na konne przejażdżki, spacery po łąkach. Stopniowo Nam-Shin co raz mniej był dla Sang-Mi obcym człowiekiem, a bliskim przyjacielem.
Pewnej nocy Sang-Mi dręczyły przerażające sny. Przed oczami miała umierającego ojca i wciąż była trzymana w zimnym ciemnym więzieniu. Mamrotała przez sen i dyszała, a jej ciało pokryły krople potu. Nie był to jedyny raz, gdy jej się to śniło. Co prawda sny te nachodziły ją już co raz rzadziej, ale przez to były jeszcze bardziej męczące. Bo gdy już zaczynała powoli zapominać o bólu i cierpieniu, jej umysł na nowo wpychał ją w sidła okropnych wspomnień. W czasie snu miała wrażenie, że to, co rzeczywiste było tak naprawdę snem, a więzienie jest prawdziwe.
Obudziła się zapłakana, nagle się poderwawszy. Rozglądała się na boki nie wiedząc jaka jest godzina ani gdzie jest. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że znów jest na jawie.
- Halo! Jest tam kto? – zawołała służbę, ale nikt jej nie odpowiedział, bo wszyscy jeszcze spali. Zapaliła świeczkę i postanowiła wyjść na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza i być może pozbyć się uczucia duszności.
Gdy stanęła na ganku, zauważyła, że w pokojach jej męża pali się światło. Po niedługiej chwili na zewnątrz wyszedł sam Nam-Shin.
- Sang-Mi, co tu robisz o tak wczesnej godzinie? Jeszcze dopiero co wybiła godzina tygrysa (czyli ok. 3-5 rano) – zdziwił się minister widząc dziewczynę na zewnątrz. – Zaraz się przeziębisz, wracaj lepiej do środka.
- Musiałam się chwilę przewietrzyć. – powiedziała zachrypniętym głosem, przez wciąż ściśnięte gardło.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? Masz opuchnięte oczy. Nie mogłaś spać?
- Miałam zły sen i boję się znów iść spać. Boję się, że znów mi się to przyśni. – westchnęła Sang-Mi.
- Moja biedna... – zmartwił się Nam-Shin i objął ukochaną. – Poczekaj na mnie w środku. – skinął na swój pokój. – Pójdę przywitać się z matką i wrócę do ciebie.
Po powrocie do swojego pokoju, Nam-Shin polecił Sang-Mi położyć się na jego posłaniu, a sam czuwał przy niej studiując konfucjańskie nauki. Co chwilę jednak się rozpraszał i przyglądał się pogrążonej we śnie dziewczynie.
- Gdy tylko znów przyśni ci się coś złego, nie wahaj się przyjść do mnie. Będę przy tobie czuwał i pomogę ci zasnąć. – zapewnił ją, gdy znów się obudziła.
Innego razu pojechali nad morze. Choć Sang-Mi wiele razy bywała w porcie, nigdy nie poszła na plażę tak po prostu, dla przyjemności. Radośnie wbiegła po kolana do wody. Choć był już październik pogoda była na tyle ciepła i słoneczna, że w wodzie dało się brodzić. Śmiech dziewczyny przyjemnie dźwięczał w uszach Nam-Shina i dołączył do zabawy. Gonili się i ochlapywali nawzajem wodą. Dla ministra było to z początku może i dziecinne, ale również beztroskie i sielankowe, więc szybko zapomniał o wstydzie. Liczyło się tylko to, że właśnie w tamtej chwili mógł być szczęśliwy razem z kobietą, którą kochał.
Sang-Mi położyła się na piasku zmęczona bieganiną, ale czując się błogo.
- Nie jest ci zimno? Jesteś mokra od pasa w dół. – zauważył Nam-Shin siadając obok niej.
- Słońce tak przyjemnie grzeje więc nie. Och, tu jest tak cudownie! – wykrzyknęła. – Tylko szum fal i spokój, tak daleko od zgiełku stolicy. Chciałabym tu zostać na dłużej. Na zawsze.
- Możemy tu częściej przyjeżdżać. Może nawet udałoby się zbudować jakąś niewielką chatkę, żeby przenocować.
- Najlepiej po prostu się tu przeprowadźmy. – odpowiedziała czując jak ogarnia ją senność.
- Niestety, ze względu na moje obowiązki nie mogę mieszkać tak daleko od Hanyangu. – powiedział i położył się na boku, głowę podpierając ręką tak, aby móc przyglądać się Sang-Mi. – Choć bardzo bym chciał, by było to możliwe.
Uświadomił sobie, że tak naprawdę niewiele mu potrzeba, a nawet, że ma już wszystko, czego potrzebuje do szczęścia. Miał Sang-Mi i miał gdzie z nią mieszkać. Nie potrzebował żadnych przewrotów ani dużych wydarzeń. Chciał, żeby każdy dzień wyglądał tak, jak ten.
Sang-Mi przez dłuższy czas się nie odzywała, a jej klatka piersiowa poruszała się w miarowym tempie. Zasnęła.
- Ech, gdybym nie obiecał ojcu, że dokończę jego dzieło, rzuciłbym to wszystko w diabły. – westchnął Nam-Shin, przysunął się bliżej Sang-Mi i przytknął swoje czoło do jej barku. – Wcale nie marzy mi się bycie królem. Czy ja się w ogóle do tego nadaję? Ale jest już za późno, zabrnąłem za daleko. Jeśli nie ja, to kto inny zajmie miejsce na tronie, a mnie z chęcią pozbawi życia.
Wtedy niespodziewanie, Sang-Mi obróciła się na bok i przytuliła się do męża. Ich usta były tak blisko siebie, że prawie się stykały. Minister czuł jak jego serce gwałtownie przyspieszyło. Jednakże nie wykorzystał tej okazji, żeby ją pocałować.
- Musisz mi pomóc zostać dobrym królem. Żebym na starość niczego nie żałował. – szepnął jedynie, szybko cmoknął Sang-Mi w czoło i zapadł w drzemkę.
Po pewnym czasie Sang-Mi się obudziła i choć zaskoczyła ją tak bliska odległość między nią, a ministrem, nie odsunęła się. Czuła się przy nim bezpiecznie.
- Czasami bardzo się boję. – wyznała w cichym mruknięciu.
- Czego? – zapytał Nam-Shin zmartwiony.
- Boję się, że coś nie wyjdzie, że będziesz kolejną osobą, którą stracę. A nawet gdybyś pozostał przy mnie, martwię się, że mimo tych wszystkich starań zemsta na królu i tak nie przyniesie mi satysfakcji.
- Wszystko pójdzie po naszej myśli, zobaczysz. Nie jesteśmy jedynymi wrogami króla. Nawet minister wojny i sprawiedliwości są po mojej stronie, a oprócz nich wielu innych urzędników i uczonych.
- Czy oni wszyscy wiedzą kim naprawdę jesteś?
- Nie wszyscy. Tylko garstka tych najbardziej zaufanych. Nie chcę, żeby jakiś tchórz w ostatniej chwili wykorzystał to przeciwko mnie.
- A co z premierem? Po czyjej jest stronie? – dopytywała Sang-Mi.
- On w tym wszystkim jest tylko pionkiem. – odpowiedział Nam-Shin. – Nie ważne po której stronie stanie i tak spotka go ten sam los co króla. Ale skończmy już rozmawiać o dworze. – Nam-Shin uśmiechnął się przyjaźnie. – Wiedziałaś, że w kolejnym miesiącu są moje urodziny? Zamierzam wyprawić przyjęcie. Musimy więc uszyć ci nowy strój, żebyś mogła się pokazać. Ale przede wszystkim chciałbym cię poprosić o przygotowanie listy potraw, jakie będą podane.
- To dopiero w przyszłym miesiącu, a już się bierzesz za przygotowania? – zdziwiła się Sang-Mi.
- Nie lubię niczego zostawiać na później. – odpowiedział minister.
- Dobrze. Z przyjemnością przygotuję jadłospis.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro