Rozdział 9
Byłciepły letni wieczór. Świetliki fruwały nad kałużami,zroszonymi deszczem rabatami i krzakami dając niezapomniany,olśniewający pokaz owadziego baletu przy akompaniamencie cykad isłowików. Sang-Mi siedziała na werandzie wdychając wilgotneorzeźwiające powietrze i obracając w dłoniach niebieskąbransoletkę. Pozostawała w świątyni już trzy tygodnie, ale nadalnie potrafiła podjąć decyzji.
„Gdybytylko ktoś mógł zadecydować za mnie." – ciągle powtarzała wmyślach.
Wciążmiała nadzieję, że Byong-Soo w porę wróci i ocali ją z opresji.Jednak jednocześnie miała obawy, że jej ukochany zmieni zdanie,gdy dowie się o jej sytuacji.
„Skorojest tylko żołnierzem, może nie będzie miał dość władzy, byprzywrócić mi status?" zastanawiała się. „Jest też zbytszlachetny, żeby być ze mną bez ślubu. A nawet gdyby nie darzyłmnie szacunkiem, to przecież i tak z moim obecnym statusem nie będęmogła poślubić szlachcica. Chyba nie mam się co łudzić, żekiedykolwiek będziemy mogli być razem. Ale może jednak Byong-Sooznajdzie jakieś wyjście, na które ja bym nie wpadła?"
Icały czas tak się wahała i wątpiła. Nie pomagały modły aniwróżby. Jej przyszłość była zupełnie niejasna, spowita wgęstych chmurach.
Zdrugiej strony wciąż brzmiały jej w głowie słowa ministra Kanga.Musiała przyznać, że darzyła króla i premiera wielką niechęciąnarastającą w niej wręcz do nienawiści za każdym razem, gdywspominała audiencję u króla. I choćby Byong-Soo znalazł sposób,nie pomógłby jej w zemście. Liczyła więc, że spotkają sięzanim będzie za późno i że podpowie jej, co ma zrobić. Zawszemoże też odmówić Kangowi, wziąć akt własności i czekać naukochanego w swoim domu, ale jak długo musiałaby czekać? Czywystarczyłoby jej pieniędzy? I jeszcze ten brak pewności czyByong-Soo jej pomoże. Musiałaby wtedy i tak wrócić do ministra, ato byłoby dla niej niezwykle upokarzające.
Aleczy minister Kang rzeczywiście był aż tak niegodziwym człowiekiem?W końcu nigdy nie okazał jej osobiście braku szacunku lubokrucieństwa. Wyjątkiem była sprawa z porwaniem, ale najwidoczniejbył już bardzo zdesperowany. Za to wykupił jej dom, ubrania iwiele innych przedmiotów. W dodatku zwolnił ją ze służby. Aledlaczego tak naprawdę tak bardzo mu zależało, żeby poślubićSang-Mi? I dlaczego podjął się dla niej takiego ryzyka jakdokonanie zemsty? Czy byłaby mu do czegokolwiek potrzebna? Równieżte pytania nie dawały jej spokoju i podsycały jej ciekawość.
„Taknaprawdę nie wiem o nim zbyt wiele." pomyślała, lecz w żadensposób nie zbliżyło jej to do podjęcia decyzji.
Następnegoranka Sang-Mi otrzymała wiadomość, iż budowa grobowca dobiegłakońca. Temperatura powietrza szybko wzrastała, a na horyzonciezbierały się burzowe chmury, więc tragarze nalegali, by jaknajprędzej wsiadła do lektyki. Ze współczucia dla tych mężczyznprzyspieszyła się, by móc dotrzeć na miejsce zanim będzienaprawdę gorąco lub rozpęta się ulewa.
Wewnątrzmałej lektyki było niezwykle duszno, więc Sang-Mi otworzyłaokienko, ale niewiele to pomogło, bo i na zewnątrz panowała dużawilgoć. Na jej czole szybko pojawiły się klejące kropelki potu izrobiło jej się słabo. Zastanawiała się jak jej tragarze dająsobie radę. Możliwe, że byli już przyzwyczajeni do takichwarunków pracy.
Gdydotarli do jej domostwa, na powitanie wyszedł jej minister Kang. Odrazu zauważył, że dziewczyna ledwo trzyma się na nogach i jestbliska omdlenia.
- Cosię dzieje panienko? Jesteś chora? – zapytał z zatroskaniempodtrzymując ją w pasie.
- Nicmi nie jest. Tylko chce mi się pić i jest mi gorąco. –odpowiedziała słabym głosem.
-Piłaś coś w czasie podróży? – dopytywał Kang. Sang-Mi jedyniezaprzeczyła kręcąc głową.
- Coza głuptas... – szepnął sobie pod nosem minister i zaśmiał sięlekko. Znał Sang-Mi od maleńkości i wiedział, że pamiętanie opiciu wody było jej słabą stroną. A że była medykiem i zielarkązarazem, bardzo go to bawiło.
Zaprowadziłją do jej pokoju i ułożył na łóżku. Służbie kazałprzygotować dla niej wodę oraz odżywczą zupę i pilnował, żebySang-Mi zjadła wszystko.
-Trochę wychudłaś w tej świątyni panno Sang-Mi. Nic dziwnego, żezasłabłaś. Musisz teraz dobrze zjeść, żeby powrócić do sił.– powiedział z troską w głosie. – Karmili cię tam w ogóle?
-Oczywiście, że tak. I wcale nie schudłam, zawsze tak wyglądałam.– odpowiedziała Sang-Mi jedząc zupę.
-Długo musiałem przekonywać króla, żeby wydał mi ciało twojegoojca. – Kang zmienił temat. Sang-Mi spojrzała na niego szerokootwartymi oczami w lekkim zdumieniu. – Ale w końcu się udało iwczoraj ukończono budowę. Mam nadzieję, że będziesz zadowolonapanno Sang-Mi.
Sang-Miprzełknęła głośno jedzenie i spuściła powoli wzrok. Nadal niemogła pojąć jak ktoś kto tak bardzo nękał ludzi okazuje siębyć dla niej tak wielkoduszny.
-Bardzo ci dziękuję ministrze Kang. Będę ci dozgonnie wdzięcznaza ten życzliwy gest. – powiedziała, lecz brzmiało to niecosmutno, a nawet chłodno.
-Wiem, że to dość przykra okazja do okazywania wdzięczności, alenie wydajesz się być szczera panno Sang-Mi. Nadal mi nie ufasz?
- Cóżmogę powiedzieć? To wszystko wydaje się dla mnie co najmniejniepojęte. Zupełnie nie rozumiem twojego sposobu postępowania,ministrze. Dajesz mi się poznać od tak dalece skrajnych stron, żeich jednoczesna obecność jest dla mnie irracjonalna. Chociaż wiem,że w przeszłości byłam ci przyrzeczona, wciąż się zastanawiam,dlaczego tylko dla mnie jesteś taki miły? Dlaczego tak bardzo ci namnie zależy, że jesteś gotowy dopuścić się najpodlejszegoszubrawstwa?
- Tonaprawdę przykre, że masz o mnie takie zdanie, panno Sang-Mi. –westchnął minister. Naprawdę liczył na to, że dziewczyna w końcuprzestanie oceniać go po pozorach i według zaszczepionych przezojca uprzedzeń. – Więc pozwól, że odpowiem na twoje pytania, amoże wtedy inaczej na mnie spojrzysz. Czy rzeczywiście jedynieciebie traktuję z uznaniem? Czy gdy byłaś jeszcze moją służącąbyłaś przeze mnie źle traktowana? Czy brakowało ci jedzenia, czyspałaś w zimnie? A co powiesz o innych służących? Czy uderzyłemchoćby jedną z nich? Czy na cokolwiek poza zachowaniem moich innychpodwładnych mogły się skarżyć? Nie musisz odpowiadać. Pilnuję,żeby moja służba żyła w godnych warunkach, a nie jak psy, jak tobywa w niektórych domostwach.
-Jednak wciąż dbasz o to co twoje, ministrze. Nie ma w tym nicnadzwyczajnego. A co z tymi wszystkimi biednymi ludźmi, którychwyzyskiwałeś, po to by zdobyć władzę oraz pieniądze, by mócszantażować mojego ojca? Jesteś po prostu zepsutym materialistą.
-Myślisz panno Sang-Mi, że ci wszyscy ludzie byli tacy biedni iniewinni? Owszem, być może niektórzy byli i rzeczywiście ichskrzywdziłem. A czy twój ojciec choć raz zastanowił się do kogotak naprawdę wyciąga rękę? Pomyślmy o człowieku, któryregularnie chadzał do domu publicznego i uprawiał hazard, przez conie miał, jak zapłacić. Potem wziął od was pożyczkę, alezamiast użyć jej w należyty sposób, stracił całość w grze.Inny przykład: mężczyzna, który brutalnie zgwałcił młodądziewczynę, która służyła w moim domu. I jej starszy brat, któryprosił mnie o jej pomszczenie. Nic dziwnego, że kolejnego dniaspłonął cały dobytek tego zwyrodnialca. Inny człowiek, gdy byłrok obfity z lenistwa nie zaorał swojego pola. Na następny rokpłakał, że nie ma z czego żyć. Mógłbym wymieniać więcejtakich darmozjadów i łajdaków. I jest w tym trochę racji, żejestem materialistą. Lubię mieć dużo i cieszyć się tym coposiadam. Jeśli czegoś pragnę to muszę to mieć. Ale też szanujęciężką pracę i to co mam, i nie myślę, że można coś łatwowymienić. I tylko za to twój ojciec mnie znienawidził.
Sang-Mipatrzyła na niego bez słowa, a na jej twarzy odbijały sięnajróżniejsze emocje od wstydu do oburzenia przez żal izażenowanie.
-Zapewne zupełnie nie spodziewałaś się usłyszeć czegoś takiego,panno Sang-Mi. – odrzekł spokojnie minister. – Zostawię cię nachwilę samą, żebyś mogła to sobie przemyśleć.
-Zaczekaj. – Sang-Mi go zatrzymała. – Powiedz mi jeszcze,dlaczego chcesz pomóc mi w zemście? Co z tego będziesz miał i doczego jestem ci potrzebna?
-Można powiedzieć, że w ten sposób upiekę dwie pieczenie najednym ogniu. Nie tylko tobie, panno Sang-Mi, król zszedł za skórę,ale i mojej rodzinie.
-Chodzi o to, że twój ojciec zginął w bitwie?
-Nie, to się zaczęło, gdy byłem jeszcze małym chłopcem. Zapanowania króla Taejo. Ja jedynie chcę dokończyć to, co mójojciec zaczął i odzyskać to, co nam zabrano.
- Cotakiego wam zabrano? – dopytała Sang-Mi zaintrygowana.
-Nadzieję. Pozycję również. Znasz historię powstania Joseon?
-Oczywiście, że tak. – odpowiedziała bez wahania. – Kto by niesłyszał historii wspaniałego generała Yi Seong-Gye?
-Wspaniałego. – prychnął minister. – A kto rządził tymiziemiami przed królem Taejo?
-Dynastia Wang.
- Ico się z nią stało? – dopytywał Kang jakby chciał uświadomićSang-Mi coś, czego mogłaby jeszcze nie wiedzieć.
-Król U, ostatni z tej dynastii, został zastąpiony swoim synem.Potem generał Yi otruł ich obu i obsadził na tronie księcia WangYo, którego niedługo potem wygnał i sam zasiadł na tronie, jużjako król Taejo. Nie rozumiem do czego zmierzasz, ministrze.Przecież każdy wie, jak powstało Joseon. – stwierdziła Sang-Mi.
- Aczy każdy wie, co się stało z potomkami poprzedniej dynastii?
- Niewiem, ale jaki to ma związek z twoją rodziną? Przecież niepochodzisz z królewskiego rodu.
-Kang to nie jest nasze prawdziwe nazwisko. – wtrącił minister. –Mój dziadek w rzeczywistości nazywał się Wang Yo. To on byłostatnim królem Goryo. A na wygnaniu zmienił imię na Kang, abyśmymogli żyć spokojnie. Gdyby nie król Taejo, żylibyśmy godnie jakoczęść rodziny królewskiej, a nie musielibyśmy się ukrywać. –wyjaśnił Kang zaciskając pięści.
-Czyli po prostu pragniesz władzy, tak? – zapytała Sang-Mi zpogardą w głosie.
-Zupełnie nie. W normalnych okolicznościach nigdy by mi się nienależała. Chcę jedynie pomścić moją rodzinę i przywrócićGoryo.
- Aleto będzie oznaczało przelanie mnóstwa krwi! – oburzyła sięSang-Mi. – Nie chcę w tym uczestniczyć.
- Inie będziesz musiała. Naprawdę nie będziesz musiała nawet kiwnąćmałym palcem. Zrobię to z tobą lub bez ciebie. Tu tylko chodzi oto, czy mam przywrócić honor też twojej rodzinie?
- Wtakim razie do czego jestem ci potrzebna? Jeśli nie do zdobyciawładzy to do czego? – pytała podejrzliwie.
- Poprzewrocie wielu ludzi będzie mnie nienawidzić. Ale ty masz darprzekonywania. Ludzie cię lubią, szanują i pójdą za tobą wogień, jeśli ich o to poprosisz. Chcę, żebyś potem przekonałado mnie ludzi, aby nie obwiniali mnie o to, co się stanie.
- Mamokłamać cały kraj? – Sang-Mi otworzyła szeroko oczy w szoku. Zjednej strony nie wierzyła w to co usłyszała, było to dla niejoburzające, ale nawet, gdyby chciała to zrobić to wydawało jejsię to ponad jej możliwości.
-Kłamstwa zostaw innym ministrom. Chcę jedynie, żebyś pomogła mipociągnąć za sobą ludzi, żebyś przedstawiała mnie w dobrymświetle.
- Toteż będzie kłamstwem, bo nadal uważam, że jesteś złymczłowiekiem. – Sang-Mi skrzyżowała ramiona. – Gdybyś byłdobry, przywróciłbyś mi status bez zmuszania mnie do małżeństwa.I nie planowałbyś tak krwawego spisku.
Na tominister zaczął się nerwowo śmiać. Brzmiało to bardzohisterycznie, desperacko i nieco szaleńczo.
- Jatylko nie chcę być w tym wszystkim sam! – krzyknął nie mogącznaleźć już żadnych argumentów, a jego głos drżał, jakby miałsię zaraz popłakać. – A ty jesteś jedyną osobą, której mogęw pełni zaufać i która mnie zrozumie, bo przeszłaś przez to samoco ja i mamy te same cele.
-Chyba masz o mnie nierealne wyobrażenie, ministrze. – zaoponowałaSang-Mi. – Ja nie znajduję między nami nici porozumienia.
-Oboje straciliśmy część rodziny i status przez władców tejdynastii. Tak jak ty pragnę jedynie odzyskać honor. To, że mójcel wymaga takich, a nie innych środków, nie zależy ode mnie. Więcjeżeli w moich dążeniach jest coś złego, to i ty jesteśzepsuta, panno Sang-Mi. – powiedział z goryczą, niemalżewykrzyknął i wyszedł bez żadnego pożegnania.
Sang-Misiedziała w osłupieniu z ustami otwartymi z szoku i oburzenia. Alenie była oburzona tym, że Kang powiedział coś kłamliwego. Byłaraczej wstrząśnięta i zawiedziona faktem, że miał rację. Mielijedno pragnienie i również w jej przypadku jego spełnienieprowadziło krwawą ścieżką. Choć nie chciała nią kroczyć cośpodpowiadało jej, że powinna, że to jej obowiązek.
- Mamzrobić to co chcę, czy to co powinnam? - zaczęła się zastanawiaćna głos. – Kierować się emocjami czy poczuciem obowiązku? Żyćmarzeniami, które mogą nigdy się nie ziścić, czy twardo stąpaćpo ziemi?
Gdytak się zastanawiała, do jej pokoju przyszła pani Jang, by podaćjej obiad.
-Dziecko, jak mam ci dziękować! – kobieta wykrzyknęła radośnie.– Mówiłam, że wszystko się ułoży. Zobacz, dzięki tobie, niema już tej złośliwej kobiety ani tego jej leniwego brata,nicponia. Spójrz tylko gdzie się znalazłaś! Ze zwykłej służącejmożesz stać się panią w domu ministra! – mówiła z zachwytem.
-Tylko, czy to rzeczywiście będzie słuszna decyzja? – wodpowiedzi Sang-Mi zapytała niemrawo.
-Ach, pewnie nadal tęsknisz za tym żołnierzem, o którym mimówiłaś. Posłuchaj, co ci doradzę. Zapomnij o nim. Nie ma takiejwładzy i pozycji jak minister, żeby jakkolwiek polepszyć twojąpozycję. A gdyby naprawdę mu zależało, już by się tu pojawił.Pewnie o wszystkim usłyszał i zrezygnował albo rodzice mu niepozwolili.
-Najbardziej boli mnie to, że może pani mieć rację. –odpowiedziała Sang-Mi, a jej usta i brwi drżały, gdyż próbowałapowstrzymać nagłą chęć płaczu. – Ale czemu sprawia mi to takąudrękę? Przecież już raz postanowiłam o nim zapomnieć.
- Tow czym problem, drogie dziecko? Jeśli już raz się go wyrzekłaś,to znaczy, że możesz to zrobić znowu. – Przekonywała ją paniJang. – Mówię ci, zapomnij o nim i zostań z ministrem. Tocałkiem dobry człowiek.
-Czemu pani uważa, że jest dobry?
-Dobrze traktuje ciebie i wszystkich służących. Naprawdę się onas troszczy. Powiedziałabym, że traktuje nas prawie jak rodzinę.Wiesz co grozi za taki ambaras jaki żeście z Yuną zrobiły nauczcie?
-Chłosta? – zapytała niepewnie dziewczyna.
-Żeby tylko. – prychnęła pani Jang. – Macie szczęście, żenie oblałyście tamtego ministra, przecież on chciał was wyrzucić.
- Cosię stało z Yuną? – Sang-Mi spytała z trwogą.
-Nic! Dostała swoją karę. Jedno uderzenie po dłoniach. Tak dlazasady, żeby nie poszły plotki, że nie dyscyplinuje swoichsłużących. A potem ta dziewczyna cały dzień ćwierkała, jaki tominister Kang jest wspaniały i wielkoduszny. I powtarzała jegosłowa: „To ja będę decydował, jak ukarać moich służących."– kobieta udała męski głos. – Jakby się w nim co najmniejzadurzyła.
-Może Yunę potraktował ulgowo ze względu na mnie. Ale wiem, żejednemu najemnikowi groził, że odetnie mu rękę za to, że niewykonał swojego zadania. – Sang-Mi nadal pozostawała sceptyczna.
- Aodciął? – dopytała pani Jang.
-Nie...
- Nowidzisz! Grozić to każdy może. Ile razy matka mi groziła, żemnie zatłucze, a jakoś nigdy nie spełniała swoich zapewnień.Poza tym, słyszałaś to bezpośrednio od tego najemnika? – dodałakobieta z pewnym powątpiewaniem.
-Powiedział mi o tym jego starszy brat. – przyznała Sang-Mi.
- Oho! Jak starszy brat, to z całą pewnością za bardzo się tymwszystkim przejął i widział to poważniej niż rzeczywiście było.A nawet jeśli temu najemnikowi w jakiś sposób należała się taksroga kara, to fakt, że minister jej nie wykonał, też chyba oczymś świadczy, prawda?
- Toprawda.
- Jaci mówię, moja droga, że z ministrem będzie ci się dobrze żyło.Nie ma się co zastanawiać, tylko brać od życia wszystko co namdaje i wykorzystać to na swoją korzyść.
-Pamiętam, jak jeszcze w celi wzbudziła pani we mnie nowy płomieńnadziei mówiąc, że mogę wypracować sobie nową pozycję ikorzystać z cudzych wpływów. Kto by pomyślał, że tak dobrzeprzewidziała pani mój los? W takim razie, może i teraz powinnampani posłuchać?
-Schlebiasz mi skarbie. – zaśmiała się lekko pani Jang. –Oczywiście zrobisz jak zechcesz, nie chcę też podejmować decyzjiza ciebie. Musisz to zrobić sama. Ale cokolwiek nie zrobisz, będęsię starała cię wspierać, bo zasługujesz na szczęście.
-Dziękuję pani za miłe słowa. Ja chyba już wiem, co powinnamzrobić, nawet jeśli będzie to trudne.
-Zawsze bądź pozytywnie nastawiona i myśl, że będzie dobrze. –dodała kobieta i chwyciła dłonie Sang-Mi w ciepły uściskwłasnych.
Przypomniawszysobie o Sung-Gwo i Dok-Ho Sang-Mi postanowiła udać się do domuministra i zapytać o to, co się z nimi stało. Od kiedy wyszła najaw jej obecność, rodzeństwo, a zwłaszcza Dok-Ho, mogło być wdużym niebezpieczeństwie. I gdy już chciała zapukać do pokojuministra, usłyszała głosy dobiegające zza drzwi.
DoKanga przyszedł minister kultury, pan Bang, wraz z dwoma uczonymi natowarzyską grę w mahjonga. Choć zazwyczaj grało się w nią zzakładami pieniężnymi oni grali o alkohol i miodowe ciastkayakgwa. Ten, kto przegrywał rundę musiał oddać obstawioneciasteczka i wypić zastawiony alkohol. W wyniku tego ten, kto byłnajbardziej przegrany, kończył najbardziej pijany.
-Mahjong! – wykrzyknął radośnie minister kultury, który właśniewygrał tę rundę.
-Mówią, że kto ma szczęście w hazardzie, ten nie ma szczęścia wmiłości. – powiedział minister Kang. Pan Bang spojrzał na niegow niezrozumieniu i zdziwieniu, gdyż uważał swoje małżeństwo zacałkiem szczęśliwe. – Trzynaście sierot.– dodał Kang, gdy minister i uczeni podliczyli swoje punkty, tymsamym oznajmiwszy swoją wygraną w tej rundzie.
- Niewierzę! Zawsze z nami wygrywasz ministrze! – wyżalił się jedenz uczonych. – Jak to robisz, że zawsze masz jakieś niespodziewaneukłady?
-Czemu uważasz, że nie masz szczęścia w miłości ministrze? –zdziwił się pan Bang. – Czy ostatnio nie mówiłeś, że w tymwzględzie czujesz się największym zwycięzcą?
-Może i wtedy wygrałem, ale dziś czuję się jak bankrut. –odpowiedział smutno Kang i wypił kolejkę przypadającąprzegranemu urzędnikowi.
- Tobmoje! – wybełkotał zupełnie upity uczony.
-Tobie już dość, głupi! – zrugał go drugi.
- Jakdla mnie za bardzo się cackasz ministrze. – wtrącił pan Bang. –Kim ona niby jest, żebyś miał ją o cokolwiek prosić? Jedynieośmieszysz się takim zachowaniem.
- Onajest dla mnie najcenniejszym członkiem rodziny, więc traktuję jąjak równą sobie. I zrobię dla niej wszystko, nawet gdybym wyszedłprzy tym na największego głupca na świecie.
- Wtakim razie raczej już na zawsze będziesz tym przegranym. Ale rób,jak uważasz. Oby tylko miłość do niej nie przyćmiła cicałkowicie racjonalnego myślenia. Dziękuję za wspólną grę ipoczęstunek, ale czas już na mnie. Na was też chłopcy. –zwrócił się do uczonych. – Odprowadź tego dzieciaka bezpieczniedo domu. – spojrzał z politowaniem, a jednocześnie z pogardą naprawie nieprzytomnego uczonego.
Usłyszawszyto, Sang-Mi szybko oddaliła się od drzwi i poszła do ogrodu by tamporozmawiać z ministrem.
Czułaprzyjemne ciepło. To, co wyszło z ust Kanga na jej temat, sprawiło,że jej serce zmiękło. Oczywiście nie zakochała się w nim wjednej chwili, ale zmieniła swoje zdanie o nim oraz swój stosunek.Z pełnej sceptyczności i podejrzeń wrogości zaczęła darzyć gopewną miarą sympatii i zrozumienia. W jakiś sposób mu współczułai chciała zrozumieć. Uświadomiła sobie, że wie o nim bardzoniewiele i że może on mieć jeszcze wiele wspaniałych cech,których nigdy nie spodziewałaby się w nim odkryć.
-Chyba najwyższa pora przyznać się, że nie miałam całkowitejracji co do ministra. Nie jest bez skazy, ale i ja nie jestem. –powiedziała do siebie. – Jeśli spełni jeszcze dwa moje życzenia,to jutro przekażę mu swoją decyzję.
Patrzącna ogród, z zawodem musiała przyznać, że był pusty. Była togłównie ubita ziemia i kilka krzewów oraz niskich klonów.
-Odkąd pamiętam, lubiłaś roślinność. Prawda panno Sang-Mi? –usłyszała głos Kanga nieopodal.
-Zgadza się. – odpowiedziała łagodnie.
- Niemam pomysłu jak zaaranżować tę przestrzeń. Mogłabyś dać mijakąś podpowiedź?
-Przede wszystkim trzeba użyźnić i spulchnić glebę. – tupnęłakilka razy piętą w ziemię chcąc pokazać jaka jest twarda. – Naczymś takim nic nie wyrośnie. Potem posadzić więcej krzewów,najlepiej kwitnących. Z tamtej strony zrobiłabym staw i niewielkąaltanę. Wokół stawu natomiast nasadziłabym puchatych traw ipałek. – opowiedziała ze skrywanym entuzjazmem.
- Ajakie są twoje ulubione kwiaty? – dopytywał minister i postąpiłkilka kroków bliżej Sang-Mi.
-Róże. W moim ogrodzie mam ich najwięcej. – na jej usta wkradłsię delikatny uśmiech.
- Wtakim razie posadzę tu tyle róż, ile tylko będziesz chciała.Jutro sprowadzę ogrodnika!
-Nie, jeszcze nie teraz! – zaoponowała Sang-Mi. – Róże sadzisię dopiero w październiku. – zaśmiała się lekko.
-Panno Sang-Mi, chciałbym cię szczerze przeprosić za mojewcześniejsze dosadne słowa. To musiało zabrzmieć dla ciebie jakobelga. Nie proszę, abyś mi wybaczyła, ale w ramach rekompensatychciałbym zabrać cię jutro na przejażdżkę konną. Czy zechceszprzyjąć tę propozycję?
-Przejażdżkę? – powtórzyła będąc wyraźnie zmartwioną. Na tesłowa przypomniał jej się jej ukochany koń, którego tak poprostu porzuciła. Czuła się z tym okropnie, bo nigdy nie powinnabyła tak postąpić.
- Cośnie tak, panno Sang-Mi? Dobrze się czujesz? Tak nagle twoja twarzzupełnie straciła blask. – zmartwił się minister.
- Nicmi nie jest. Tylko tak się zamyśliłam. – odpowiedziała niechcąc wyjawić o czym tak naprawdę myślała. – Dobrze, wybierzmysię. Wybrałeś już jakieś miejsce ministrze?
-Tak, mam swoją ulubioną trasę. Wybierzmy się z samego rana, żebyuniknąć deszczu i upałów.
-Ministrze, a czy mogę cię zapytać o jedną rzecz? – Sang-Mizmieniła temat.
-Oczywiście. Możesz mnie pytać o wszystko. – uśmiechnął sięminister zachęcająco.
- Czynajemnicy Dok-Ho i Sung-Gwo nadal dla ciebie pracują?
-Nie, oddaliłem ich. – odpowiedział bez wahania, choć pytanie tobyło dla niego bardzo niespodziewane. – Nie spełniali swoichzadań, więc nie będę korzystał z ich rzekomej pomocy. Czemu onich pytasz?
-Byłam ciekawa jak ich potraktowałeś, skoro postępowali wbrewtwoim poleceniom.
- Aczego się spodziewałaś panno Sang-Mi? – zapytał ministerprowokująco. Miał do niej żal, że jest do niego uprzedzona.Jednak teraz wydawała się być nastawiona nieco bardziej pokojowo.Z drugiej strony wydawało się mu to śmieszne, gdy mimo swojejniewątpliwej inteligencji uparcie zamykała oczy na jego argumenty.Przez to nabrał ochoty, by się z nią droczyć.
-Niczego. – speszyła się dziewczyna wyczuwając podstęp. – Alemam dwie prośby do ciebie, ministrze.
- Cotylko zechcesz panno Sang-Mi, o ile będzie to w mojej mocy, by touczynić.
- Popierwsze, chciałabym, żeby Sung-Gwo i Dok-Ho dla mnie pracowali.
-Czemu miałbym ich znowu zatrudniać? – minister zapytał z lekkąkpiną. – Są niesłowni.
-Cóż, z mojej perspektywy sprawa wygląda nieco inaczej. – zaczęławyjaśniać Sang-Mi. – Cenili moje życzenia i prośby bardziej odtwoich pieniędzy. A więc nie są przekupni, a wobec mnie okazalisię lojalni.
-Załóżmy, że się zgodzę. Po co ci oni? – dopytał ministerwciąż będąc nieufnym.
-Mają mnie chronić w razie, gdyby coś się nie powiodło po naszejmyśli. A im ufam najbardziej. – odparła Sang-Mi.
-Naszej myśli? – powtórzył minister lekko zaskoczony. – Czy toznaczy, że przystałaś na moją ofertę?
-Właśnie ją z tobą negocjuję ministrze. I jeśli spełnisz tenoraz kolejny warunek, to tak, zgodzę się za ciebie wyjść.
MinisterKang trochę osłupiał. Jeszcze tego samego dnia stracił nadzieję,że kiedykolwiek uda mu się ją przekonać, a tu taka odmiana.Patrzył na nią ze zdumieniem i pewnym utęsknieniem jakby zobaczyłją po wielu latach rozłąki. Po krótkiej chwili wrócił jednak dozmysłów i westchnął, żeby ukryć swoją ulgę i radość.
-Cóż, nie będę ukrywał, że wolałbym dać ci moich ludzi. –przeciągnął dłonią po swoim policzku. – Ale skoro mówisz, żeim ufasz, to jestem skłonny ponownie ich zatrudnić. A jaki jest,wobec tego, twój drugi warunek?
-Chcę, żebyś wykupił moją służącą, Soh-Rę, od rodziny Park.
- Towszystko? – zdziwił się Kang. Po pierwszym warunku zacząłspodziewać się niespodziewanego, natomiast drugie życzenie Sang-Mibyło dość prozaiczne.
-Tak. – odpowiedziała Sang-Mi zaskoczona pytaniem.
- Niema najmniejszego problemu. – natychmiast odpowiedział Kang. – Anawet jest mi to bardzo na rękę, jako że i tak miałem zatrudnićnową służącą na twoje miejsce.
-Świetnie. – uśmiechnęła się Sang-Mi. – A zatem jutrojedziemy na wycieczkę. Pójdę już do siebie, żeby nie zaspać. Dozobaczenia ministrze. – dygnęła i odwróciła się, by odejść.
-Panno Sang-Mi, zaczekaj. – powstrzymał ją minister. Dziewczynamruknęła w zdziwieniu. – Chciałbym, żebyś wiedziała, jakwielką radość sprawiłaś mi tego wieczoru. Czuję się jakbyjasna lampa na nowo rozświetliła moje życie.
-Um... – Sang-Mi speszyła się i zarumieniła. – Co mogę na topowiedzieć? Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam poprawić twójnastrój, ministrze. – dodała uśmiechając się łagodnie,nieśmiało.
Sang-Mistała osłupiała przed stajnią, a otwarte z wrażenia ustazakrywała dłońmi. Patrzyła na czarnego konia, który dumnie stałprzed budynkiem czekając na swojego jeźdźca. Rozpoznawała każdyjego szczegół i nie mogła uwierzyć, w to co widziała.
-Jak? Jak to w ogóle możliwe? Przecież to mój Grom! –powiedziała ucieszona uśmiechając się od ucha do ucha.
- Taksądzę, że to twój koń. – odpowiedział minister tajemniczo. –Ty, panno Sang-Mi chyba lepiej to ocenisz.
Dziewczynapodeszła do zwierzęcia. Rumak lekko się spłoszył, bo nierozpoznał od razu jej zapachu i głośno parsknął. Jednak, gdySang-Mi wyciągnęła swoją dłoń, by dać ją obwąchać, końpoznał się na niej i dał się pogłaskać.
-Tak, to mój koń. – przyznała dziewczyna, głaszcząc jego łeb.– Ale skąd on się tu wziął? Zostawiłam go w stolicy.
- Tonajmądrzejszy koń jakiego kiedykolwiek widziałem. Znalazłem gopod twoim domem jakieś cztery tygodnie temu. Musiał znaleźć drogęsam. Ale był wycieńczony, kiedy go zobaczyłem i zmartwiłem się,że stało ci się coś złego, bo to nie podobne, żebyś tak gozostawiła. – Kang podszedł do konia i też zaczął go gładzić,a Sang-Mi patrzyła na niego w zdumieniu. – Choć muszę przyznać,że dość przekupny ten twój koń. Gdy tylko dałem mu wodę orazjedzenie od razu dał się ujarzmić i zaprowadzić tutaj.
-Dziękuję! Tak bardzo Ci dziękuję ministrze! – wykrzyknęłaSang-Mi z radością i zachwytem. – To tyle dla mnie znaczy! –zaczęła ronić łzy.
Niespodziewanieminister Kang chwycił delikatnie jej lewą dłoń, uniósł ją doswoich ust i czule ucałował.
- Dlaciebie wszystko, najdroższa Sang-Mi. – powiedział niemalżeszeptem. – Chcę, żebyś mimo wszystko była szczęśliwa. A terazzbierajmy się. Droga nie będzie krótka.
Podróżciągnęła się przez wilgotną i rześką dolinę górzystego lasu.W gałęziach niskich klonów baraszkowały wielokolorowe ptaki,dając głośny koncert.
- Cośnie tak? Trzymasz się tak z tyłu. – zauważył minister.
-Nigdy nie byłam w lesie tak wcześnie. Co, jeśli napotkamyniedźwiedzia? – odpowiedziała Sang-Mi z obawą.
-Jeszcze nigdy nie spotkałem tu niedźwiedzia. – przyznał Kang. –Porozmawiajmy o czymś. Jeśli będziemy głośno, nawet nie będąpróbowały się do nas zbliżyć.
- Oczym chciałbyś porozmawiać ministrze?
- Copowiesz o sztuce? Jakie jest twoje ulubione zajęcie?
-Śpiew. Uwielbiam śpiewać, a oprócz tego grać na flecie. –odpowiedziała Sang-Mi szczerze mając nadzieję, że wkrótcerzeczywiście zapomni o strachu.
-Dawno nie słyszałem twojego śpiewu. Pamiętam, że jako maładziewczynka miałaś olbrzymi talent. Zaśpiewasz coś?
-Dobrze. Co by tu?... – zaczęła się zastanawiać nad wyborempiosenki.
Wiatrwieje 24 razy
Nastała piękna wiosna.
Wyjdźmy nazewnątrz
Zobaczyć jak kwitną brzoskwinie
Piękne kwiatybrzoskwiń się rumienią,
Jakże białe są przy nich kwiatygruszy!
-Piękna piosenka. A twój głos jedynie dodał jej uroku. Szkoda, żenie mamy ze sobą fletu. Jeszcze nigdy nie słyszałem jak na nimgrałaś. Ale zakładam, że równie doskonale.
-Dziękuję za pochwałę. Lecz moja gra nadal wymaga wiele pracy. Aty umiesz grać na jakimś instrumencie ministrze? – zapytała zciekawością Sang-Mi.
-Brzdąkam sobie czasem na gayagumie. Ale tego nie można nazwaćprawdziwą grą. A jest coś, czego chciałabyś się nauczyć?
-Hmm... Myślę, że tańca. – odparła po chwili zastanowienia.
-Świetnie! Uwielbiam oglądać taniec. Wy kobiety macie taki dar,lekkość, że ma się wrażenie, że działacie wbrew przyciąganiuziemskiemu. – Kang mówił z entuzjazmem. – Jak tylko dopełnięprzygotowań ślubnych znajdę ci najlepszą nauczycielkę.
-Dziękuję bardzo. – odpowiedziała uprzejmie. – Ale już takwiele dla mnie zrobiłeś. Naprawdę nie musisz umawiać mi lekcji.
- Alemam taką ochotę. Poza tym nie chcę, żebyś się nudziła całymidniami. Musisz mieć jakieś zajęcie.
- Tomiłe. Dziękuję. – odpowiedziała dziewczyna. Czuła się głupioz myślą, że jeszcze do nie dawna była do niego tak uprzedzona. Toprawda, że podjął parę bardzo złych decyzji, ale i ona nie byłanieomylna. – Ile drogi nam jeszcze zostało? – Sang-Mi zmieniłatemat.
-Niewiele, już prawie jesteśmy. – odpowiedział Kang. – Niemusisz się martwić o konie. Dadzą radę, a na miejscu jest źródło,z którego będą mogły się napić.
- Todobrze. – westchnęła z ulgą. – Choć w zasadzie pytałam, bosama zrobiłam się głodna. – dodała.
-Ach, więc te wszystkie pomrukiwania, które dochodzą do moich uszu,to nie żaden śledzący nas niedźwiedź, tylko pusty żołądekpanny Sang-Mi! – Kang powiedział z mocno przesadzoną ulgą, aSang-Mi zaśmiała się na to.
- Takministrze. Jestem głodna jak niedźwiedź, więc miej się nabaczności. – zażartowała.
Pookoło dwudziestu minutach dotarli na miejsce. Było to średniejwysokości wzniesienie otoczone w koło gładkimi pionowymi skałami.Z południowej strony roztaczał się widok na leśną dolinę izabudowania w oddali. Gdy napoili i nakarmili konie, sami usiedli napolanie, aby coś zjeść.
-Chciałbym od jutra zająć się sprawą twojego ojca. – odezwałsię minister w czasie posiłku. – Tylko wtedy będę mógł ciępoślubić. Ale, żeby go uniewinnić potrzebuję jakiegoś dowodu,który mógłbym przedstawić królowi. Panno Sang-Mi, czy masz możejakiś pomysł albo wiesz o czymś, co mogłoby mi pomóc?
-Jedyny dowód jaki miałam straciłam w pałacu. Sama chciałamudowodnić niewinność ojca, więc przyniosłam królowi list z jegowłasną pieczęcią. Ale on nie chciał mnie słuchać, a listwypadł mi z ręki, gdy strażnicy mnie zabrali. – wyjaśniłaSang-Mi. – Ale w jego gabinecie u nas w domu powinny być jegoksięgi rachunkowe. Może ich można by użyć. – zasugerowała.
-Dobrze, sprawdzę to. – odparł Kang. – Kto wie, może nieznajdziemy bezpośredniego dowodu, ale może uda się przynajmniejwykazać, że sędzia miał przedtem czystą kartę.
-Ministrze, czy po powrocie do wioski mogłabym udać się jeszcze dopana Honga? Chciałabym, żeby zakończył dla mnie pewną sprawę zprzeszłości.
-Oczywiście. Też mam do ciebie pewną prośbę. Czy skoropraktycznie jesteśmy narzeczeństwem, moglibyśmy mówić do siebiepo imieniu?
Trzynaście sierot to układ klocków w Mahjongu, dający bardzo dużo punktów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro