16
Książę Wan-Jong dalej wdrażał swój plan w życie, strasząc co jakiś czas Nam-Shina swoim widokiem. Ale nie poprzestał na tym. Wiedział, że samą ułudą nie uda mu się doprowadzić króla do szaleństwa. Choć Kang Nam-Shin przeorganizował prawie cały dwór, nie usunął jednak z niego pewnych osób, które pamiętały i były lojalne poprzedniemu władcy. Wśród nich był między innymi nadworny lekarz. Z rozkazu Wan-Jonga przygotowywał on dla króla napar z halucynogennych ziół i grzybów, by jeszcze pogłębić niepokój i strach króla.
Jednakże nie uszło to uwagi Sang-Mi. Natychmiast zauważyła, że z Nam-Shinem dzieje się coś niepokojącego, nie wiedziała tylko z jakiego dokładnie powodu i mogła jedynie podejrzewać, że ktoś podtruwa króla.
- Czy to twoja sprawka? - zapytała w końcu księcia. - Co mu podajesz, że ciągle ma takie koszmary?
- Dlaczego miałbym ci to zdradzić? Przecież to zrujnowałoby mój plan.
- Nie mogę patrzeć na to jak się męczy. Przestań albo sama dojdę do tego, czym go trujesz.
- Dobrze wiesz, że nie mogę przestać. Twój plan zawiódł, więc teraz działam zgodnie z moim.
- Ostrzegam cię. Jeśli nie przestaniesz, wszystko wyjawię królowi.
- Nie chciałaś przypadkiem się stąd wydostać? - książę zapytał szyderczo.
- Owszem, pragnę tego i tylko dlatego jeszcze nic nie powiedziałam. Ale nie chcę już na zawsze mieć niepoczytalnego męża. Poza tym, powiedziałam ci już, że mam drugi plan w zanadrzu, a ten na pewno nie zawiedzie. Potrzebuję tylko trochę czasu. Nie dłużej niż do końca zimy.
- A cóż to za plan?
- Sprawię, że król nie będzie miał innego wyjścia jak na pewien czas opuścić ze mną pałac. Wtedy będziesz mógł faktycznie przejąć pusty tron. Ukazuj się królowi dalej. Ale przestań go karmić tym świństwem.
- Dobrze. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Dam ci ostatnią szansę. Jeśli to nie zadziała, wrócę do swojego planu i nie będę już dłużej zważał na twoje prośby.
- Niech tak będzie.
Po tej rozmowie Sang-Mi wróciła smutna do swoich komnat. Bolało ją to, że z dobrych przyjaciół stali się z księciem dla siebie niemalże wrogami. Była rozdarta i nie wiedziała czyją stronę tak naprawdę obrać. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie postępuje uczciwie ani wobec męża, ani wobec księcia. Nagle przypomniało jej się, co pewnego razu powiedział książę - zakwestionował, czy Nam-Shin rzeczywiście próbował znaleźć człowieka, który uknuł spisek przeciw jej ojcu. W końcu minęło już dużo czasu, na pewno musiał znaleźć jakiś trop, a sam książę wydawał się poznać prawdę. I coś przestało jej się w tej kwestii podobać. Czyżby król coś przed nią ukrywał?
Wieczorem postanowiła spotkać się z królem i zapytać go o to.
- Nie chcę ci przeszkadzać i martwić cię jeszcze kolejną sprawą, ale tak się dziś zastanawiałam, czy masz już jakiś trop w sprawie mojego ojca. W końcu minęło już półtora roku, na pewno musiałeś coś znaleźć.
- Ach tak. W porządku, nie przeszkadzasz mi. Moi ludzie nadal badają tę sprawę. Mają pewne poszlaki, ale na razie brak konkretnych dowodów, by móc kogokolwiek przesłuchać. - odpowiedział król rzeczowo.
- A masz jakieś domysły, kto to mógł zrobić?
- Tak, wydaje mi się, że mógł to być pewien namiestnik. Ale jak mówiłem, to tylko poszlaki.
- Nie szkodzi. Cieszę się, że chociaż to mamy. Bardziej bym się martwiła, gdyby zupełnie nic nie udało się dotychczas znaleźć. A jak się czujesz, królu? Czy dziś też miałeś koszmary?
- Tak, są okropne. Właśnie, służąca powinna już przynieść mi tonik.
- Tonik? - zapytała Sang-Mi zaintrygowana.
- Tak, lekarz przypisał mi go na te koszmary. Chociaż i tak mam wrażenie, że niewiele to daje. - westchnął Nam-Shin.
- Zapomnij o nim. Dzisiaj to ja przygotuję ci tonik. Obiecuję, że będziesz po nim spał jak niemowlę. - powiedziała Sang-Mi i czule chwyciła dłoń męża.
- Racja, zapomniałem, że przecież kiedyś trudniłaś się zielarstwem. W dodatku twoje zioła cieszyły się dużą popularnością. Czemu wcześniej cię o to nie poprosiłem?
Sang-Mi przygotowała napar i czuwała przy królu, dopóki nie zasnął.
- Dlaczego jesteś tak uparty? Gdybyśmy się stąd wynieśli, nic by cię nie dręczyło. Żylibyśmy szczęśliwie. - szepnęła, gładząc jego skroń.
Odtąd co wieczór przygotowywała królowi napar, który uspokajał jego nerwy i pomógł zasnąć, jak również była z nim każdej nocy. Jednak książę nadal nie przestawał co jakiś czas nawiedzać króla. Najczęściej pojawiał się wśród służby i gdy tylko Nam-Shin go przyuważył, chował się w tłumie lub niepostrzeżenie uciekał. Król kazał szamanom poumieszczać talizmany na każdym rogu, ale oczywiście, nie przyniosły żadnego skutku. Nawet oni sami nie mogli wyczuć obecności jakiegokolwiek ducha, bo w końcu żadnego nie było, a to nie dawało królowi spokoju.
Po upływie miesiąca Sang-Mi postanowiła zrealizować swój plan. Czekała już dość czasu i była przekonana, że król nie zacznie mieć co do niej wątpliwości. Porozmawiała na osobności z medykiem. Było jej tym łatwiej, iż wiedziała, że medyk działa na rzecz księcia. Z jego pomocą zbudowała całkiem wiarygodną wymówkę.
Tego dnia służąca przybiegła do króla, by poinformować go, że Sang-Mi została otruta. Nam-Shin natychmiast rzucił wszystko, pozostawił oficjeli w sali i pobiegł do swojej ukochanej. Niejeden minister ucieszył się na tę wieść i już zacierał ręce.
Na miejscu okazało się, że trucizna nie była aż tak silna, by zabić, ale bardzo nadszarpnęła zdrowie królowej, która od teraz potrzebowała "specjalnej terapii".
- Czego jej potrzeba? Sprowadzę każde lekarstwo, o jakie poprosisz. - król zapytał lekarza.
- Oprócz lekarstwa, potrzebne są odpowiednie warunki, żeby działało. - odrzekł lekarz. - Tutaj nie ma dobrego powietrza. Widzisz królu, trucizna ta zalega w płucach przez długi czas i utrudnia oddychanie. Żeby się jej całkowicie pozbyć, potrzeba wilgotnego powietrza i wiatru, takiego jak nad morzem. - wyjaśnił.
- Słyszałaś, Sang-Mi? Wszystko będzie dobrze. - powiedział Nam-Shin, trzymając mocno jej wiotką dłoń i uśmiechnął się z ulgą. Cieszył się, że jest jeszcze nadzieja. - Pojedziesz nad morze, o którym tak bardzo marzyłaś, a przez cały ten czas, nie byłem w stanie spełnić twojej prośby. W końcu będziesz mogła pojechać.
- Sama? - Sang-Mi zapytała udawanym słabym głosem.
- Wiesz... ja muszę... - Nam-Shin zaczął się wymigiwać.
- Boję się jechać sama. Pojedź ze mną. Co, jeśli już nigdy więcej miałabym cię nie zobaczyć?
- Dlaczego miałoby się tak stać? Nie bój się, to tylko na krótki czas. Wyzdrowiejesz i znów się spotkamy.
- Proszę, przynajmniej mnie tam odwieź. A potem wrócisz do pałacu. Tylko na jeden dzień. Przez jeden dzień, chyba nic się nie stanie? - zapytała niewinnie.
- Oczywiście, że nie. Dobrze, pojadę z tobą. - odpowiedział Nam-Shin i pogładził Sang-Mi po czole i policzku, a ona delikatnie się uśmiechnęła i udała, że zasnęła.
Choć przy Sang-Mi udawał spokojnego, w rzeczywistości, w środku był kłębkiem nerwów. Był też zdeterminowany znaleźć tego, kto podłożył truciznę, będąc zupełnie nieświadomym, że żadnej trucizny nie było. Zdenerwowało go to do tego stopnia, że zaczął podejrzewać każdą służącą i każdego eunucha.
Gdy wrócił do swoich kwater, znów ukazał mu się książę. Wybrał jednak najgorszy możliwy moment na swoją maskaradę. Gdy Nam-Shin zauważył go wśród służby, natychmiast dobył miecza, który dzierżył jego strażnik i zaczął grozić służącym.
Chwytał za podbródek każdego z osobna, żeby znaleźć twarz księcia.
- Mówcie, gdzie on jest! - wrzeszczał. - Gdzie go ukryliście?
- Wasza wysokość, nie wiemy o kim mówisz. - załkał jego osobisty eunuch.
- Gdzie jest Wan-Jong? Mów!
- Panie, prze-przecież książę nie żyje. - odpowiedział przerażony eunuch.
- Na pewno jesteś z nim w zmowie! - Nam-Shin wyciągnął w jego stronę miecz. - I ty też! - dodał wskazując na służącą.
- Panie, błagam, uspokój się! Musisz być bardzo zmęczony. - eunuch próbował uspokoić króla.
- Przyznajcie się, wszyscy spiskujecie! Podaliście truciznę królowej, a teraz mnie? Zabiję was!
Książę zdążył się błyskawicznie wydostać na zewnątrz nim doszło do tragedii. Na dworze czekał na niego lojalny mu eunuch, by przekazać informację o stanie Sang-Mi. Gdy jeszcze mówił, doszły do nich krzyki służących.
- Co tam się dzieje? - zapytał zatrwożony eunuch. Nie słyszał takiego krzyku od zamachu.
- Nie mam pojęcia. Idź sprawdź, a ja pobiegnę do królowej.
Serce mu biło jak szalone i zupełnie nie rozumiał, dlaczego. Przecież od tamtej nocy w lesie zadeklarowała się być jego wrogiem. Postanowił zapomnieć o tym, co ich łączyło i wydawało się, że się mu udało. Cały czas jednak zwodził samego siebie, bo nie można przecież tak zapomnieć tylu pięknych chwil na życzenie. Nie wyobrażał sobie, że miałaby tak po prostu umrzeć.
"Powinienem był działać szybciej i nie zgadzać się na żaden z jej pomysłów." myślał w drodze. "To była tylko strata czasu. Tego bałem się najbardziej."
Po drodze zabrał jeszcze z lecznicy losowe lekarstwa i wodę, aby wyglądać wiarygodnie, przed strażnikami. Nie wszyscy w końcu byli wtajemniczeni. Na każdym kroku byli ludzie Kanga i mogli go złapać. Ale musiał zobaczyć Sang-Mi. Nie wyobrażał sobie nie być przy niej. Coś w środku nie pozwalało mu jej porzucić.
Kiedy z pomocą Soh-Ry udało mu się wejść do komnaty Sang-Mi, natychmiast przypadł do jej łóżka, na którym spała, a łzy same napłynęły mu do oczu.
- Och, Sang-Mi. Wybacz mi, że to tak długo trwało. - szepnął zrozpaczony. - Przez to dopuściłem do takiej tragedii. Powinienem był od razu ci powiedzieć prawdę. Wtedy nie próbowałabyś bronić Kanga. Ale gdy mówiłaś o tym, jak bardzo go kochasz, nie chciałem łamać ci serca, nie byłem w stanie.
- O czym ty mówisz, książę? Jakiej prawdy mi nie powiedziałeś? Co takiego wiesz, o królu, czego ja nie wiem? - Sang-Mi zapytała zbudzona. Słyszała wszystko, co powiedział książę, bo nieświadomie obudził ją już, gdy wszedł. Na początku myślała jednak, że to król przyszedł do niej.
- Chciałem, żeby on sam się do tego przyznał, gdy już bym go zaaresztował. Ale wygląda na to, że dowiesz się tego ode mnie. - powiedział książę i ciężko westchnął. - To on stoi za śmiercią twojego ojca. - jego słowa uderzyły w nią zupełnie jakby ciężki głaz spadł na ziemię.
- Kłamiesz. - Sang-Mi odpowiedziała po chwili, gdy przeszła pierwsza fala szoku. - Mówisz to tylko po to, żeby przekonać mnie do zmiany zdania. - dodała zdruzgotana i z drżącym głosem.
- Mówię prawdę, przyrzekam. - odpowiedział książę wzruszony.
- Ale to nie ma sensu! Też go o to na początku oskarżyłam, ale on mi wyjaśnił, że...
- Bo nie wszystko poszło zgodnie z jego planem. - przerwał jej książę. - Ale nie mówmy teraz o tym. Powinnaś raczej dalej odpoczywać. Słyszałem, co się stało. Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest. Nie było żadnej trucizny. To tylko wymówka, żeby się stąd wydostać. - wyjaśniła na jednym tchu. - Ale..., ale wytłumacz mi więcej. Nic nie rozumiem. Jaki był jego plan? Co się nie udało?
- Chciał tylko przestraszyć twojego ojca. Tylko, że sędzia Lee nie dał się zastraszyć. A w dodatku...
Nagle wrzawa i rozpaczliwe krzyki przerwały księciu wyjaśnienia, a on na raz przypomniał sobie, co słyszał będąc jeszcze pod pałacem króla.
- Wasza wysokość, uciekajcie! - do komnaty wpadła Soh-Ra. - To król! Szuka księcia.
- Ty tu zostań i udawaj, że dalej śpisz. - polecił Sang-Mi i skierował się do wyjścia. - Podejdź do niej. - polecił Soh-Rze.
Gdy już był niemalże na progu, drzwi same się przed nim otworzyły, a prosto w niego był już wycelowany miecz. Książę zrobił powoli krok w tył i uniósł ręce, cały czas mając jednak pochyloną głowę.
- Wiedziałem. - mówił król cały czas stawiając kroki na przód, a tym samym zmuszając księcia do wycofywania się. Jednocześnie uśmiechał się w sarkastycznym grymasie. - Nie dość, że próbujesz ze mnie zrobić wariata, to jeszcze romansujesz z moją kobietą. Wan-Jong! - ryknął pełen gniewu.
- Tak, to ja. Żyję i przyszedłem odebrać to, co mi zabrałeś. - książę podniósł dumnie głowę i spojrzał wyzywająco na Kanga.
- Powinienem cię bez wahania zabić, ale chcę, żeby widziała, jak rozrywam cię na kawałki. - powiedział zbliżywszy ostrze do krtani księcia. - Obudź królową. - polecił Soh-Rze.
- Wasza wysokość, przecież królowa źle się czuje. - Soh-Ra próbowała jakoś ratować swoją panią.
- Daj jej spokój. - odrzekł książę. - Ona nie ma z tym nic wspólnego. Przyszedłem, bo słyszałem, że jest ciężko chora.
- Dobrze wiem, że nie śpi. Widzę to po jej twarzy. - odpowiedział Nam-Shin, a Sang-Mi przestała wtedy udawać i otworzyła oczy. - Obydwoje na kolana. - rozkazał.
Niechętnie, ale jednak, Sang-Mi i książę wykonali polecenie.
- Jak mogłaś? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem! - Nam-Shin spojrzał na nią z bólem. - Przez cały czas spiskowałaś z nim, przeciwko mnie!
- Nie, to nie tak. Proszę, wysłuchaj mnie!
- Do dziś, nie miała pojęcia, że żyję. - wtrącił książę, chcąc ratować Sang-Mi.
- Nie z tobą teraz rozmawiam! - krzyknął Nam-Shin. - Więc Sang-Mi, jak to było? Oświeć mnie!
Sang-Mi wielokrotnie zaciskała oczy i przełykała ślinę, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Już ci kiedyś wyznałam, królu, co się stało zimą w Mapo. Książę oszukał mnie i pozwolił mi uwierzyć, że zginął. I aż do dziś, nie wiedziałam, że tak naprawdę przeżył. - powiedziała patrząc pewnie patrząc Nam-Shinowi prosto w oczy.
- Ach tak? To teraz lepiej ponownie w to uwierz. - odrzekł Nam-Shin i lekko cofnął rękę, żeby zadać cios.
- Nie! - Sang-Mi rzuciła się, żeby odepchnąć miecz tak, aby nie dotknął on księcia. Upadła z nim na podłogę, raniąc sobie dłonie. Choć Kang na chwilę stracił swoją broń, jeszcze nie przegrał. Przykucnąwszy, stanął jedną nogą na rękojeści, chwycił Sang-Mi za szyję i pociągnął ją do góry, by znów na niego patrzyła.
- Wyjaśnij mi jedno. Skoro według ciebie nie jest twoim kochankiem, to czemu tak usilnie go bronisz?
- To ja ci zadam pytanie. - odpowiedziała hardo Sang-Mi. Wiedziała, że jest w sytuacji bez wyjścia, więc chciała dowiedzieć się chociaż tej jednej rzeczy. - Dlaczego wrobiłeś mojego ojca?
Nam-Shin zaśmiał się ironicznie, jakby nie dowierzał temu co słyszał.
- Czyż nie wyjaśniłem ci, że to nie ja? - udał niewinnego.
- Nie okłamuj mnie. Dobrze wiem, że to ty za tym stoisz. Nikt inny nie miałby motywu ani dostępu do królewskiej pieczęci.
- Ty jej powiedziałeś? - spojrzał na księcia z lekkim niedowierzaniem i kpiną, po czym westchnął i przybrał złowrogi wyraz twarzy. - Zgadza się. Zrobiłem to. Sfałszowałem pieczęć. Chciałem zastraszyć sędziego. Ale on jak zwykle zaciął się w uporze. Nie chciałem, żeby zginął. - powiedział przekonującym głosem. - Nawet mimo tego, że odrzucił moją ofertę, prosiłem króla, żeby go ułaskawił. Widzisz, książę? Twój ojciec dostał niepowtarzalną okazję, żeby pokazać, że jednak jest mądrym władcą. Ale zamiast tego, wolał słuchać głupiego premiera, który na końcu wbił mu nóż w plecy! - Nam-Shin znów uśmiechnął się, sarkastycznie patrząc na księcia.
- Myślałam, że zwariowałeś dopiero, jak zacząłeś widywać księcia. Ale od samego początku byłeś szaleńcem! - powiedziała Sang-Mi przez łzy. Czuła się tak samo, jak wtedy, gdy myślała, że książę zginął. Nieopisany ból przeszył jej serce i ledwo mogła wziąć wdech. Na te słowa Kang ją pchnął z powrotem na ziemię.
Książę jednak wykorzystał sytuację, gdy Nam-Shin nie trzymał już miecza w ręku i sam rzucił się na niego, popychając go w tył na podłogę. Zręcznym ruchem chwycił broń i wstał mierząc ją w Kanga.
- Straż! - krzyknęli oboje na raz. Sang-Mi, której obraz zaczął się już rozmazywać i wirować, nie rozumiała, czemu książę wezwał straż, lecz natychmiast do pokoju wtargnęli żołnierze i ich otoczyli.
- Aresztować zdrajcę. - rozkazał książę, a strażnicy wykonali jego rozkaz i pochwycili Nam-Shina. Chwycili też Sang-Mi i podnieśli ją trzymając za ramiona. Zdążyła tylko spojrzeć pytająco na księcia bojąc się, co się z nią stanie. Gdy tylko strażnicy ruszyli, żeby ją wyprowadzić, straciła przytomność.
- Stójcie! - Wan-Jong przestraszył się i powstrzymał straże. - Sang-Mi, słyszysz mnie? Co ci jest? - wziął ją w objęcia i próbował ocucić.
- Puszczajcie mnie! - Kang próbował się wyrwać. Dobrze wiedział, co się z nią działo i wiedział, jak niebezpieczne to było. - Wezwij lekarza, szybko! - kazał Wan-Jongowi.
Sang-Mi została szybko zabrana do lecznicy. Lekarz wyjaśnił Wan-Jongowi jej stan i nie dawał zbyt wielu szans. Książę potrzebował jej nie tylko dla samego siebie, ale również jako świadka przeciwko Kangowi. Bez niej, nie mógł go oskarżyć i osądzić. I kiedy wszelkie nadzieje powoli nikły, stał się niemalże cud. A przynajmniej w oczach księcia było to jak cud, gdy lekarz przekazał mu dobrą wiadomość. Gdy już wystarczająco wróciła do sił, książę odwiedził ją, żeby porozmawiać z nią o ukaraniu samozwańczego króla.
- Obiecałem ci, że nie zabiję Kang Nam-Shina. I słowa dotrzymam. - książę zapewnił Sang-Mi. - Ale proces musi się odbyć i potrzebuję twoich zeznań. Oznacza to, że będziesz musiała przyznać się do części winy, która na tobie ciąży. Ale nie martw się. Wiem, co zrobić, żebyś mogła uniknąć kary.
- W porządku. Będę zeznawać. Popełniłam błąd i muszę za niego zapłacić. Jestem gotowa ponieść wszelkie konsekwencje. - odpowiedziała Sang-Mi. Teraz, gdy wszystko stało się jasne, gdy dowiedziała się prawdy, była zadowolona. Nie potrzebowała nic więcej.
Oskarżonego przyprowadzono przed nowego króla. Zebrali się ministrowie jak również niżsi rangą oficjele. Sang-Mi też stała przed królem, lecz nie jako więzień, a świadek. Opowiedziała całą historię nie umniejszając swojej winy.
- Kang Nam-Shinie! Czy przyznajesz się do podrobienia królewskiej pieczęci, świadomego działania celem skrzywdzenia arystokratów oraz przeprowadzenia zamachu stanu? - zapytał król. Jednak Kang milczał. - Zapytam jeszcze raz. Czy przyznajesz się do zarzucanych ci zbrodni?
- Zrobiłem to, co musiałem zrobić. - Nam-Shin w końcu odpowiedział.
- Kang Nam-Shin, orzekam, że jesteś winny, wszystkim zarzucanym ci czynom i ich nie żałujesz. Zasługujesz na śmierć. Ponieważ jednak wywodzisz się z rodziny królewskiej Wang, okażę ci łaskę. Skazuję cię na banicję.
Natychmiast rozległy się pomruki wśród urzędników, którzy raczej żądaliby kary śmierci. Jednocześnie spekulowali, co stanie się z Sang-Mi.
- Orzekam również, że pani Lee Sang-Mi jest współwinna przeprowadzenia zamachu. Zgodnie z prawem zasługiwałaby na śmierć tak jak jej mąż. Jednakże, pani Lee, przyznała się do swoich błędów i wyraziła szczery żal. Co więcej, starała się naprawić szkody i odwieść męża od złego postępowania. Częściowo działała w niewiedzy bądź była wprowadzona w błąd. Uratowała mnie od śmierci i pomogła odzyskać tron. Dlatego postanawiam, wybaczyć jej wszystkie przewinienia. Pani Lee zostanie usunięta z pałacu, jednak będzie wolna. Może również, jeśli zechce, dołączyć do męża na wygnaniu.
- Twoja łaska jest niezmierzona, panie! - wykrzyknęli wszyscy i pokłonili się władcy. Sang-Mi poczuła jakby z jej ramion ktoś właśnie zdjął wielki ciężar. Wreszcie uzyskała przebaczenie, o którym nawet nie marzyła. Było to najwspanialsze uczucie na świecie.
- Nie zgadzam się! Ty nie możesz być królem! - zaczął wołać Kang. Popchnął jednego ze strażników i wyrwał mu miecz. - To ja powinienem władać Joseon! To do mnie należy tron Goryeo! - Z tymi słowami ruszył na króla.
Choć Wan-Jong zrobił wszystko, co w jego mocy, nie udało mu się jednak dotrzymać danego Sang-Mi słowa. Nam-Shin padł nieprzytomny na ziemię, a wokół niego zaczęła płynąć kałuża bordowej krwi. Lojalni strażnicy zareagowali szybciej niż nawet książę zrozumiał co się dzieje. Wstał w zdumieniu nie mogąc do końca uwierzyć, że tak to się skończyło. Zapanowała ciężka cisza, którą przerywały jedynie ostatnie oddechy Kanga. Ostatkami sił skierował oczy na stojącą w osłupieniu Sang-Mi.
- Przepraszam... - wychrypiał i umarł.
Z oczu Sang-Mi poleciały strużki łez. Mimo że przez lata ją oszukiwał i manipulował nigdy nie życzyła mu śmierci. Wang-Jong skłonił głowę w rozczarowaniu i smutku. Miał nadzieję, że przynajmniej na koniec Nam-Shin się opamięta i przyjmie swoją karę z godnością.
Po tym wszystkim Sang-Mi opuściła pałac i wyjechała nad morze, by wieść tam ciche i spokojne życie. Towarzystwa dotrzymywała jej Soh-Ra, a w krótkim czasie poznała nowych przyjaciół z którymi dzieliła radosne chwile. Wan-Jong zasiadł na tronie, lecz nigdy nie zapomniał o Sang-Mi i odwiedzał ją w każdej wolnej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro