Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

***Ponad rok wcześniej

Stół był suto zastawiony różnego rodzaju przysmakami. Każdemu pociekłaby ślinka na widok i zapach wszystkich tych potraw. Każde z dań już prawie wystygło, gdy jedna ze służących wciąż na klęczkach upraszała księcia.

- Panie, błagam, zjedz choć trochę. W przeciwnym razie królowa surowo mnie ukarze, jeśli dowie się, że znów nic nie zjadłeś. Proszę, panie, miej dla mnie litość.

- Sama to zjedz. – w odpowiedzi rozkazał jej książę, nieruchomo siedzący za półprzezroczystą zasłoną.

- Nie wolno mi tknąć królewskiego posiłku! – zastrzegła przerażona dziewczyna.

- Czy to znaczy, że przeciwstawiasz się moim rozkazom?! – zagrzmiał głos księcia. Służąca natychmiast zaprzeczyła i niepewnie zaczęła jeść wszystko, co znajdowało się na stole. Prawdopodobnie, była to jedyna taka uczta w jej życiu. Przy każdym kęsie jej ręce drżały ze strachu, ale nie mogła sprzeciwić się rozkazowi.

O incydencie tym dowiedziała się królowa i zbulwersowana, bezzwłocznie przybyła do komnaty księcia. Jej twarz poczerwieniała ze złości, a brwi były ściągnięte ku sobie tak bardzo, że na czole powstała głęboka zmarszczka.

- Wan-Jong, co ty sobie wyobrażasz?! – huknęła ze złością na syna. – Próbujesz ze mnie zadrwić albo ośmieszyć? A może chcesz się zabić i zniszczyć naszą dynastię?

- Matko, proszę cię, nie unoś się na mnie z tego powodu. – odpowiedział spokojnie książę, zupełnie nie przejmując się złością swojej matki.

- Służący jedzą królewskie przysmaki, podczas gdy książę od tygodni głoduje! Jak mam się nie unosić?!

- Tłumaczyłem wam już, że to tylko chwilowe. – książę nadal mówił ze spokojem.

- Czyli jak długo? Ile dni? – dopytywała kobieta z powątpiewaniem.

- Nie więcej niż tydzień. Poza tym, potraktuj to proszę jak dietę, a nie głodówkę. Chcę tylko trochę schudnąć. Co w tym złego?

- Ty już wyglądasz jak cień człowieka. Czy tak powinien wyglądać przyszły władca narodu? Za chwilę nie będziesz się różnił niczym od żebraka. Wyjaśnij mi chociaż, po co to wszytko.

- Nie mogę tego teraz nikomu powiedzieć. Nikt nie może się dowiedzieć, co planuję. Sama dobrze wiesz, matko, że ściany w pałacu mają uszy. Nawet mój gwardzista nie wie, do czego zmierzam. Mogę jedynie powiedzieć, że jest to tylko jeden z wielu kroków do tego, żebym stał się silniejszym i lepszym władcą. – wyjaśnił książę Wan-Jong, w rzeczywistości tworząc jedynie kolejne tajemnice. Królowa zamrugała kilkakrotnie zdumiona. Książę uśmiechnął się przyjaźnie, po czym wstał ze swojego szezlongu i upadł na kolana przed kobietą. – Proszę, zaufaj mi matko. Wiem, co robię. Planowałem to od miesięcy.

- Nie rozumiem, jak chcesz osiągnąć swój cel. Ale ten jeden raz spełnię twoją prośbę. Mam tylko jeden warunek. Jeśli przez twoje szalone pomysły coś ci się stanie, to na twoich własnych oczach pozabijam wszystkie służące, którym oddałeś jedzenie. Pamiętaj, że każdy twój czyn ma wpływ nawet na najmniejszego poddanego. Działaj rozważnie.

- Tak, matko. Będę pamiętał. Dziękuję za zaufanie. – odpowiedział książę z szacunkiem, ale i z zadowoleniem.

Następnego ranka znowu zastawiono cały stół przed księciem, a on według swojego nowego zwyczaju zjadł jedynie pół miski białego ryżu i popił go wodą. Tak właśnie wyglądały jego „dietetyczne" śniadania. Oprócz tego nie jadł w ciągu dnia nic więcej, jedynie pił wodę.

- Muszę ci powiedzieć, Chung-Soonie, że każdego dnia mam wrażenie, iż każde ziarenko ryżu jest coraz smaczniejsze. – odezwał się książę do swojego gwardzisty i jednocześnie jedynego przyjaciela, gdy skończył jeść.

- Pamiętam, że po trzech dniach, gdy wasza wysokość ogłosił swoją głodówkę, powiedział, że ma już dość jedzenia ryżu. – zaśmiał się Chung Soon.

- Śmiej się śmiej. Gdybyś był przyzwyczajony do jedzenia tylu różnych dań każdego dnia, a potem dostał tylko ryż, też zacząłbyś marudzić.

Po śniadaniu udał się ze swoim gwardzistą na plac treningowy, by zmierzyć swoje siły. Codziennie sprawdzał, czy jest wstanie ściąć głowę słomianemu manekinowi. Z każdym dniem miecz coraz bardziej ciążył mu w dłoni i ciężej było mu się zamachnąć. Tym razem jednak ostrze wypadło mu z rąk, gdy zaledwie wziął zamach, a sam Wan-Jong zatoczył się do tyłu, straciwszy równowagę.

- Panie! – przeraził się gwardzista i natychmiast wsparł arystokratę na swoim ramieniu. – Nic ci nie jest?

- To ten dzień. Czas, by zrealizować drugi etap mojego planu.

Książę udał się do króla, aby po krótce przedstawić mu swój plan, ale starał się nadal pozostać dyskretnym. Już niejeden raz widział służące, eunuchów, czy nawet ministrów podsłuchujących zza drzwi komnat. A nie mógł pozwolić, by jakikolwiek urzędnik dowiedział, o jego planie – planie przeszpiegowania wszystkich, którzy mieli jakąś dozę władzy w królestwie i znalezienia tych, którzy dopuszczali się korupcji lub w inny sposób szargali dobre imię władzy państwowej, a następnie usunięcia ich ze stanowisk. Aby osiągnąć swój zamiar, planował przemierzyć kraj w przebraniu biedaka i dowiedzieć się od prostych ludzi jak się sprawy mają.

Książę Wan-Jong nigdy jednak nie przypuszczał, że ten plan tak bardzo zmieni jego życie.

***

- Och, ho, ho, ho! – minister Kang zaśmiał się nerwowo i objął Sang-Mi. – Wasza wysokość, proszę wybaczyć mojej żonie tę śmiałość. Musi być bardzo podenerwowana z powodu przyjazdu takiej osobistości. Dziękujemy za prezent. – Nam-Shin sam wziął pakunek i odciągnął Sang-Mi od księcia, żeby w jakiś sposób sprawić, by przestała gapić się na monarchę. Jednak niewiele to pomogło. – Chodźmy do środka. Jedzenie na pewno jest już gotowe. – zaprosił wszystkich, jednak książę nadal stał osłupiony. – Wasza wysokość, czy coś się stało? Wyglądasz blado. Źle się czujesz? – dopytał przyglądając się temu niecodziennemu zachowaniu księcia.

- Hm? – mruknął książę Wan-Jong, jak gdyby dopiero co się ocknął, po czym wziął głęboki oddech. – Ach, nie, nic mi nie jest. Przez chwilę pomyliłem twoją żonę z inną osobą. Nie przejmujcie się tym. Chodźmy!

Gdy książę wszedł do sieni, Sang-Mi złapała Nam-Shina za ramię zatrzymując go na zewnątrz.

- Proszę, nie róbmy tego. – powiedziała błagalnym głosem.

- Co proszę? W takim momencie chcesz się wycofać? – minister odpowiedział wręcz oburzony. – Już ci mówiłem, że wszystko się uda...

- Nie o to chodzi. – przerwała mu. – Nie chcę, żeby księciu coś się stało. On na to nie zasługuje.

- Mówisz, jakbyś wiedziała jakim jest człowiekiem. – zakpił Nam-Shin.

- Bo go poznałam. Ale wtedy nie wiedziałam jeszcze kim jest. Ale wiem, że jest dobry i szlachetny. Nie jest taki, za jakiego go uważasz. Będzie wspaniałym królem.

- Taki szlachetny, ale nie uratował ani twojego ojca, ani ciebie. Zresztą, to nie jest czas na rozmowę o tym. Jest już za późno. Chodź do środka. – powiedział kategorycznym tonem i pociągnął Sang-Mi za sobą.

- Nie pozwolę ci na to. – zaoponowała Sang-Mi i wyrwała ramię z uścisku męża.

- Myślisz, że jeszcze uda ci się coś zrobić? Zapomnij o księciu. On już jest martwy. – dodał szeptem i wszedł do domu.

Sang-Mi zaczęła się trząść ze zdenerwowania. Ledwo trzymała się na prostych nogach. Gdy w końcu wszystko zaczęło się układać, życie znów rzuciło jej kłody pod nogi. W głowie miała zupełny mętlik i nie wiedziała po czyjej stronie powinna stanąć. Z jednej strony pragnęła zemsty i była zawiedziona faktem, że Byong-Soo, a właściwie jego wysokość Wan-Jong nie przyszedł jej z pomocą. Z drugiej wiedziała, że cokolwiek się stało w przeszłości, książę nie jest kimś, kto powinien brać za to odpowiedzialność, a już na pewno nie zasługiwał na to, by spiskować przeciwko niemu. Ale czy rzeczywiście było coś co mogła jeszcze zrobić? Czy mogła wyjawić plany męża, a nie być przy tym również posądzona o zdradę i uśmiercona? Czy nie zdradziłaby wtedy nie tylko księcia, ale i męża – ojca jej nienarodzonego dziecka? Czy nawet gdyby pozostawiono ją przy życiu, mogłaby zapewnić godne życie swojemu dziecku? Musiała wymyślić coś, co uratowałoby księcia, a jednocześnie nie wyjawiło wszystkich mrocznych sekretów. Ale jak, skoro nie wiedziała dokładnie, co planuje Nam-Shin?

Gdy usiadła przy stole czuła jakby miała za chwilę zemdleć. Dodatkowo cały czas czuła na sobie wzrok księcia, gdy wypytywał Nam-Shina o ich małżeństwo. Ręce jej się trzęsły tak, że ledwo mogła utrzymać pałeczki w dłoni, a za każdym razem, gdy nabierała nimi jedzenia, niechcący stukała nimi w naczynie wydając nieprzyjemny brzdęk. Cały czas zastanawiała się, co mogłaby zrobić.

Wtem, poczuła zapach, dzięki któremu mogła w końcu domyślić się zamiarów męża. Był to zapach ziołowego kadzidła, a dokładnie jednego specyficznego zioła, które miało właściwości usypiające. Jeżeli było ustawione w tym samym pokoju, w którym jedli, mogło to oznaczać tylko tyle, że Nam-Shin zamierza uśpić księcia oraz jego świtę i zadziałać wtedy, gdy będą zupełnie bezbronni. Wiedziała też, że z całą pewnością nie zrobi tego w ich posiadłości, ani nie zabije księcia własnymi rękami. Musiał kogoś wynająć, żeby po cichu zabił księcia tak, by wyglądało to na wypadek.

Po pokoju rozległ się hałas rzuconej na podłogę i tłukącej się filiżanki. Wszyscy z przejęciem spojrzeli na Sang-Mi.

- Pani Lee, nic ci nie jest? Wyglądasz jakbyś była chora. – książę zapytał ze szczerą troską. Mimo tej całej pokręconej sytuacji, wciąż widział w niej swoją ukochaną.

- Och, tak bardzo boli mnie głowa. Czuję jakbym zaraz miała umrzeć! – jęknęła Sang-Mi słabym głosem trzymając dłoń na czole. W rzeczywistości jedynie udawała chorą, by stworzyć pretekst do odejścia od stołu i uniknąć wpływu usypiających ziół. Nam-Shin również był przejęty jej stanem zdrowia i wiedział, że musiała być wstrząśnięta odkryciem tożsamości księcia. Dlatego od razu kazał jej iść do swojego pokoju, żeby odpoczęła. Jednocześnie wysłał za nią jednego ze swoich najbardziej zaufanych ludzi, żeby miał na nią oko. Nie mógł pozwolić, żeby taka rzecz uśpiła jego czujność i naraziła jego plan na niepowodzenie.

Sang-Mi zawołała po Soh-Rę i kazała jej przynieść męskie ubrania i sporządzić napój z żeńszenia, aby zneutralizować działanie kadzidła. Soh-Ra jak najszybciej przygotowała to co jej kazano, a ubrania pożyczyła od Sung-Gwo, tak jak jej poradziła Sang-Mi.

- Jeśli mogę zapytać, po co ci pani te ubrania? Nie powinnaś wypoczywać? – zapytała służąca zdezorientowana. Sang-Mi jednak zachowała ostrożność i nie wyjawiła jej nic ze swojego planu. Zauważyła służącego, który za nią poszedł i nie chciała, żeby przypadkiem doniósł o tym ministrowi.

- O czym ty mówisz, Soh-Ra? A jak mam się położyć z tymi wszystkimi ozdobami na głowie? Muszę się przebrać w coś wygodniejszego, żeby móc dobrze odpocząć. Och, te wszystkie przygotowania w związku z przyjazdem księcia były chyba ponad siły ciężarnej. Powinnam bardziej się oszczędzać. – powiedziała na tyle głośno, żeby było słychać ją za drzwiami, jednak wciąż tak modulowała głosem, by brzmieć na niedomagającą. – Nie możesz pozwolić nikomu tu wejść. – następnie powiedziała Soh-Rze na ucho. – Widziałaś księcia, prawda? Minister chce go zabić, a ja nie mogę na to pozwolić. Muszę go ocalić. Nikt nie może się dowiedzieć, że wyszłam z domu, dlatego potrzebuję się przebrać.

- A co, jeśli minister będzie chciał sprawdzić, jak się czujesz? – szepnęła Soh-Ra. Na to Sang-Mi podeszła do stołu i po cichu obróciła go tak, by wyglądał jakby ktoś go przewrócił. Następnie pozdejmowała z regałów książki i inne bibeloty i równie cicho rozrzuciła je na podłodze.

- Wówczas będzie to wyglądało tak, jakby ktoś mnie porwał. Dokończ dekorowanie. – odpowiedziała Sang-Mi i uchyliła okno. Gdy upewniła się, że na zewnątrz nie ma nikogo, kto przyłapałby ją na ucieczce wyszła przez nie.

- Moja pani, zaczekaj, proszę. – zatrzymała ją Soh-Ra. – To niebezpieczne.

- Wiem. – przyznała smutno Sang-Mi stojąc już za oknem. – Być może nigdy już nie wrócę.

- Muszę iść z tobą. Nie mogę cię puścić samej. – Soh-Ra już zadarła spódnicę, żeby wyjść przez okno.

- Kto wtedy będzie mnie tu krył? Musisz zostać, na wypadek, gdyby jednak udało mi się wrócić. Trzymaj się! – pożegnała się i pobiegła dyskretnie w stronę stajni i innych pomieszczeń gospodarczych, skąd zamierzała wziąć broń. Zaopatrzyła się w latarnię, pochodnię, łuk, strzały oraz krótki miecz, a następnie poszła w stronę tylnego wyjścia. Wiedziała, że przednie wejście na pewno jest pilnowane przez strażników królewskich, a widok uzbrojonej osoby wychodzącej z posesji na pewno nie uszedłby ich uwagi i mogliby zacząć coś podejrzewać. Jednak okazało się, że i tylne wyjście było strzeżone. Nie pozostało jej nic innego jak wspiąć się na mur i przeskoczyć na jego drugą stronę. Nie było to tak proste, jak wspinanie się na drzewa, ale ostatecznie udało jej się znaleźć po drugiej stronie. Zastanawiała się tylko, którą stroną Nam-Shin postanowi wyprowadzić księcia z domu. Spodziewała się, że może to być właśnie tylne, mniej zauważalne wyjście i nie pomyliła się. Czekając w ukryciu za zaułkiem widziała, jak oboje strażnicy poinformowani przez kogoś z wewnątrz najpierw wbiegli do środka, a później zaczęto wynosić śpiących ludzi, a pośród nich palakin księcia. Wszystkich innych ludzi księcia rzucono bezwładnie na zaprzężony wóz, a potem wszyscy ruszyli.

Sang-Mi podążała za nimi w pewnej odległości nie pozwalając się zauważyć. Szczególną ostrożność musiała zachować, gdy weszli do lasu, gdzie panowała zupełna ciemność i musiała zapalić pochodnię, by widzieć cokolwiek. Dziwiło ją jednak, że podążają popularnym szlakiem, który prowadził prosto do stolicy. Na czym, wobec tego, miałby polegać plan zabicia księcia?

W pewnym momencie eskorta zeszła jednak z głównego szlaku i weszła w głąb lasu, w dół dość płytkiego wąwozu. Sang-Mi wiedziała, że coś się zaraz stanie i idąc górą wąwozu, bacznie przyglądała się sytuacji. Eskorta zatrzymała się, gdy dotarła do grupy innych ludzi. Było ich zbyt wielu na walkę w pojedynkę i Sang-Mi musiała wymyślić jak w porę, nie będąc przy tym zauważoną, wydostać stamtąd księcia. Człowiek, który prowadził wóz, zsiadł z niego, podszedł do grupy, wręczył im pieniądze, a następnie odwiązał wóz i odjechał sam na koniu. Ludzie, którzy nieśli lektykę również odeszli, a wtedy grupa wyciągnęła broń. Podeszli do wozu i zaczęli zabijać każdego, kto na nim leżał po kolei. Sang-Mi zmroził dreszcz strachu, ale nie pozwoliła emocjom przejąć nad sobą kontroli i czym prędzej napięła swój łuk. Jednak wypuszczenie strzały było trudniejsze niż przypuszczała. W końcu widząc kolejne morderstwo straciła wszystkie hamulce i strzeliła. Strzała trafiła w nogę jednego z bandytów. Jednak szybko zauważyła, że nie była to jedyna strzała jaka została wypuszczona. Natychmiast dwóch innych napastników upadło na ziemię wijąc się z bólu. Sang-Mi z trwogą spojrzała w kierunku skąd zostały wypuszczone inne strzały i pomiędzy cieniami zauważyła pokrzepiający uśmiech Sung-Gwo. Choć nie miała najmniejszego pojęcia, skąd wziął się tam wraz ze swoim bratem, cieszyła się, że byli przy niej, bo wiedziała, że w pojedynkę miała małe szanse.

Bandyci szybko jednak rozdzielili się i część z nich pobiegła w górę wąwozu. Biegli jednak w stronę Sung-Gwo i Dok-Ho, więc Sang-Mi wykorzystała tę okazję, żeby zejść w dół, podczas gdy tamci dalej strzelali z łuków. Nawet we trójkę przeciwników było zbyt wielu by walczyć ze wszystkimi, ale teraz przynajmniej była jakakolwiek szansa uratowania księcia.

Udało jej się niepostrzeżenie zakraść do lektyki, ale wejście do niej znajdowało się od strony bandytów. Sang-Mi wyjęła miecz i wzięła głęboki oddech. Musiała być szybka, zwinna i działać bez wahania. Wyjrzała lekko zza lektyki, by zobaczyć z iloma ludźmi będzie musiała się zmierzyć. Półmrok działał na jej korzyść i mogła liczyć, na to, że ci, którzy wciąż stali przy wozie, nie zauważyliby jej zbyt prędko.

Nie miała jednak tyle szczęścia i została zauważona, gdy tylko otworzyła lektykę. Umknęła ciosu, ale musiała odskoczyć od lektyki, żeby nie dać się zranić.

- Ktoś ty? Czemu mieszasz się w nasz biznes? – zapytał groźnie bandyta, ale Sang-Mi, zamiast przejmować się jego pytaniem, natychmiast podniosła śnieg zmieszany z liśćmi i rzuciła tym prosto w jego oczy, a następnie zwinnym ruchem podcięła mu nogi. Zwróciła przez to na siebie tylko więcej uwagi, ale stanęła na gardzie przed palakinem, nie zamierzając dopuścić nikogo do księcia.

- Kim jesteście? Wiecie z kim zadarliście? Nawet straż królewska nie miałaby przy nas najmniejszych szans. – zakpił jeden z bandytów przewieszając sobie topór przez ramię. – Lepiej schowaj ten scyzoryk chłopcze i zmykaj, nim zrobisz sobie krzywdę.

- Nie ma mowy. – mruknęła Sang-Mi, ale przez chustkę na ustach nikt tego nie usłyszał. Wtem bandyci, którzy stali naprzeciw niej zaczęli jeden po drugim upadać trafiani przez strzały. Jeden jednak mimo rany zamachnął się na Sang-Mi. Ale nie zdążył jej skrzywdzić w porę zablokowany przez Sung-Gwo.

- Bierz księcia i uciekaj! Zajmiemy się nimi. – krzyknął jej sprzymierzeniec cały czas siłując się z bandytą. Sang-Mi niezwłocznie wyciągnęła księcia z palakinu i ciągnąc go za sobą zaczęła uciekać biegnąc na oślep. Nie szło jej to jednak najzwinniej, bo ciało księcia wcale nie było lekkie. Nie mogła przez to wspiąć się pod górkę z powrotem na główną drogę. Musiała biec wzdłuż wąwozu, a przez to oddalić się od szlaku.

Nie minęło wiele czasu, gdy zaczęło jej brakować sił i musiała zwolnić. Niestety dotarły do niej też głosy szukających jej bandytów. Rozejrzała się nerwowo dookoła szukając jakiejś kryjówki, ale ciężko było dostrzec cokolwiek w śniegu i pod osłoną nocy. Poczłapała więc dalej przed siebie i w ostatniej chwili udało jej się dostrzec ustęp w ziemi. Na jej szczęście była tam też jama, w której mogła ukryć się razem z księciem.

- Gdzie oni są? Jestem pewien, że widziałem, jak coś się tu rusza. Poszukajcie dokładnie. Nie możemy pozwolić, żeby nam się wymknęli. – mówił jeden z bandytów, stojący tuż przy kryjówce Sang-Mi. – Ach, żebym wiedział, że będą problemy, kazałbym więcej zapłacić temu przeklętemu ministrowi. – dodał i splunął na ziemię.

Sang-Mi nie wiedziała jak długo zamierzał tam stać i cały czas bała się, że ją znajdą. Najbardziej bała się, gdy ze swojej kryjówki widziała chodzących wokoło bandytów, którzy jednak jej nie znaleźli, mimo wielkich starań.

- Co się... – mruknął książę, który niespodziewanie się rozbudził, ale Sang-Mi w porę zakryła mu usta i pokazała gestem, że ma być cicho.

- Tam ktoś jest! Łapać ich! – wykrzyknął nagle bandyta i wszyscy ruszyli w stronę przybysza. Sang-Mi myślała, że to ją odkryto, jednak chodziło o kogoś innego. Na miejsce przybiegł Dok-Ho, który sam uciekał przed drugą grupą bandytów.

- Zaczekajcie! W zasadzie to nie mnie szukacie, tylko tamtej dwójki, prawda? – wykrzyknął rozpaczliwie Dok-Ho stojąc bezbronnie pośród bandytów. – Jeśli mnie oszczędzicie, powiem wam, dokąd poszli.

Sang-Mi zamarła słysząc słowa Dok-Ho. Czyżby zamierzał ją zdradzić?

- W porządku. Pozwolę ci żyć. To gdzie są?

- Wrócili na główny szlak. Będą próbować dostać się do stolicy. – odpowiedział i wszyscy oprócz jednego bandyty go odstąpili. Wówczas ten niespodziewanie pchnął go mieczem prosto w brzuch, a Dok-Ho upadł na kolana. Sang-Mi, która wszystko widziała z ukrycia, zakryła sobie usta ręką, żeby nagle nie krzyknąć i zalała się łzami.

- Dziękuję za informację, ty zdradziecki psie. – zakpił bandyta i odszedł z resztą bandy, by dalej szukać Sang-Mi i księcia.

Gdy wszelkie dźwięki i głosy ucichły, Sang-Mi zdecydowała się wyjść z kryjówki. Książę jednak mocno złapał ją za ramię, zatrzymując w miejscu.

- Kim jesteś? Co tu się dzieje i gdzie jesteśmy? – głos księcia zabrzmiał wrogo. Wtedy Sang-Mi zdjęła chustkę i odsłoniła twarz, choć nie była pewna czy książę w ogóle coś zobaczy.

- To ja, Sang-Mi. – powiedziała najcieplejszym i najspokojniejszym tonem na jaki było ją w tym momencie stać.

- Jak się tu znalazłaś? Kim byli tamci ludzie? – zapytał książę przerażony i zszokowany. Sang-Mi spuściła wzrok smutno. Wiedziała, że gdy powie prawdę, złamie mu serce.

- Ci bandyci zostali wynajęci, żeby cię zabić. – odpowiedziała gorzkim głosem.

- Co? Kto ich wynajął i skąd o tym wiesz? Nie mów, że... – książę szybko domyślił się, że mógł za tym stać jedynie minister Kang.

- Posłuchaj mnie uważnie, Byong-Soo. A nie, wasza wysokość. Musisz uciec daleko od stolicy. Jeśli chcesz dalej żyć, Nam-Shin nie może się dowiedzieć, że dzisiejszej nocy ocalałeś. On nie spocznie, dopóki nie zabije całej rodziny królewskiej.

- Ty... wiedziałaś o tym wszystkim? Dlatego tu jesteś? – dopytał Wan-Jong wciąż nie dowierzając i próbując w pełni zrozumieć tę pokręconą sytuację.

- Tak... Inaczej nie mogłabym ci pomóc.

- Dlaczego nie zgłosiłaś tego...? Ach, rozumiem! Kang cię uwięził i zapewne zmusił cię do małżeństwa. – wydedukował, a jego emocje znów zaczęły wrzeć. Cieszył się, że w końcu odnalazł Sang-Mi i teraz będzie mógł z nią uciec i być już razem na zawsze, ale z drugiej strony pałał wielkim gniewem na ministra za to, że tknął jego kobietę. – Ale teraz nie musisz się już bać. Gdy uciekniesz ze mną do pałacu, będziesz tam bezpieczna. Wyjaśnimy, że nie mogłaś od niego uciec i na pewno nie poniesiesz niesłusznej kary...

- Nie. – przerwała mu Sang-Mi. – Mylisz się książę. Nigdy nie byłam więziona przez ministra ani nie zmusił mnie do małżeństwa.

- Słucham? Zatem... – Wan-Jong nabrał głęboko powietrza w zdumieniu i szoku, ale wciąż nie dowierzał. Wciąż próbował uniewinnić Sang-Mi.

- Zgadza się. Jestem po tej samej stronie, co minister. – Sang-Mi oznajmiła chłodno. – Pomagam ci dzisiaj tylko ze względu na to, co kiedyś nas łączyło i dlatego, że wiem, że jesteś dobrą osobą. Jednak, gdy się dziś rozdzielimy zacznij traktować mnie jak swojego wroga albo nawet jak martwą.

- A więc przyznajesz, że coś do mnie czułaś? Nie wierzę, że tak szybko o mnie zapomniałaś. Nie jesteś taką kobietą. – zaoponował książę, za wszelką cenę chcąc utrzymać Sang-Mi przy sobie. – Wiem, że w twoim życiu wiele się zmieniło, gdy mnie nie było. Mogę się tylko domyślić przez jakie cierpienie musiałaś przejść. Ale to nie musi się tak skończyć. Jeszcze możemy to naprawić. Możesz uciec od ministra i żyć ze mną szczęśliwie. – mówiąc to, spróbował pogładzić ją po policzku, lecz Sang-Mi odepchnęła jego dłoń.

- Nie dotykaj mnie w ten sposób, przecież jestem mężatką. Naprawdę nie rozumiesz, wasza wysokość? Gdy cię widzę czuję odrazę i przypominają mi się te wszystkie okropne sceny. Dla mnie jesteś synem mordercy. Twój ojciec pozbawił życia mojego. Jak mogłabym kiedykolwiek być z tobą szczęśliwa? – zapytała przez zagryzione zęby i wyjęła coś z kieszeni. – Oddaję ci twoją własność, książę. Teraz możesz o mnie na dobre zapomnieć. – dodała i wstała. – Chodźmy. Musimy się jakoś wydostać z tego lasu.

Książę obracał otrzymany przedmiot w palcach w zdumieniu. Wiedział doskonale, czym jest, ale nie mógł się z tym pogodzić.

- Przyznaję, że król popełnił ogromną niesprawiedliwość. – odparł. – Ale naprawiłem to co mogłem. Oczyściłem imię twoje i sędziego i przywróciłem ci status. Nie wiedziałaś o tym?

- Jak to? Przecież to minister złożył prośbę u króla, by uniewinnić mojego ojca.

- Ach tak? I co z tego? Gdyby nie moje równoczesne wstawiennictwo nic nie udałoby mu się osiągnąć, bo mój ojciec nie miał najmniejszego zamiaru się zgodzić. Nawet mi było ciężko przekonać króla, mimo że jestem jego następcą. Dlaczego taka jesteś? Dlaczego nie chcesz po prostu pójść ze mną i wieść spokojnego życia?

- Mówiłam, zapomnij o mnie. Nie jestem już tą samą osobą co kiedyś. Zmieniłam się. Zaprowadzę cię tylko do rzeki Han. Stamtąd będziesz mógł iść wzdłuż koryta. Jeśli pójdziesz w górę dojdziesz do stolicy. Ale po drodze możesz natknąć się na bandytów. A poza tym nie będziesz bezpieczny w pałacu. Możesz za to iść w dół, dotrzeć do portu, a stamtąd uciec, gdzie tylko zechcesz. Tobie pozostawiam ten wybór.

- A co z tobą? Chyba nie wrócisz do ministra? – zmartwił się książę. Mógł jakoś pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy, ale nie mógłby znieść dłużej faktu, że byłaby u boku Kanga.

- Mam już dalszy plan działania, nie musisz się o mnie martwić, wasza wysokość. Chodźmy. Mam mało czasu.

- Czy to oznacza, że nad rzeką się rozdzielimy? – dopytał książę w drodze.

- Tak. Każde z nas pójdzie swoją drogą.

Dalej szli w milczeniu. Oboje czuli się niezręcznie, ale Sang-Mi mimo to pozostawała czujna. Martwiła się, że w każdej chwili bandyci mogliby zechcieć iść w ich stronę, albo że natknęliby się na wilki lub inną bandę rabusiów. Chciała więc jak najszybciej dotrzeć nad rzekę. Jednak droga nie była lekka i prowadziła pod górkę.

W pewnym momencie książę, który szedł kilka kroków przed nią, poślizgnął się, a obok ucha Sang-Mi jednocześnie przeleciało z sykiem coś, co brzmiało niczym strzała. Obejrzała się za siebie, żeby zobaczyć bandytę wymierzającego kolejny strzał.

- Szybko, proszę wstać wasza wysokość. Znaleźli nas. – Sang-Mi ponagliła i pomogła wstać księciu. Ruszyli czym prędzej dalej pod górkę jedynie jakimś cudem unikając kolejnych strzał.

W końcu jednak, gdy byli już prawie u szczytu pagórka, jedna strzała otarła się o ramię Sang-Mi sprawiając wcale nie lekki ból. Pisnęła zaskoczona.

- Nic ci nie jest? – książę obejrzał się na nią przestraszony.

- W porządku. Prędko! Jest co raz bliżej. – Sang-Mi niestrudzenie wspinała się dalej osłaniając księcia.

Mieli nadzieję, że za tym wzniesieniem droga będzie prostsza i prędko dotrą nad rzekę, tym czasem okazało się, że się skończyła i wylądowali na skraju klifu. Pod nimi huczał tylko rwący nurt rzeki i nie mieli, dokąd uciec. Sang-Mi stanęła na pierwszej linii, wyjęła miecz i przygotowała się do walki.

- Co ty wyprawiasz? Chcesz zginąć? – książę próbował ją odsunąć i zabrać jej broń, ale ona mu na to nie pozwoliła.

- Za wszelką cenę nie pozwolę, żebyś dziś zginął. Będę cię bronić aż do końca.

Spomiędzy drzew wyszedł brodaty mężczyzna z łukiem – jeden z bandytów.

- Ojej, wygląda na to, że nie macie już dokąd uciec. Ostatnie słowa przed śmiercią? – zakpił mężczyzna.

- Błagam, daruj nam życie. – powiedziała Sang-Mi kupując sobie w ten sposób jeszcze jedną krótką chwilę na wymyślenie jakiejś strategii. – Zapłacę wam dwa razy więcej niż dostaliście od ministra.

- Niestety, nie należę do przekupnych osób. – powiedział bandyta i wycelował w stronę Sang-Mi. Lecz ona wykorzystała moment, gdy napinał łuk i się trochę odkrył i rzuciła mieczem jak nożem, aby go zranić.

Niestety chybiła, a strzała wbiła się tuż nad jej lewym obojczykiem. Szarpnięta siłą, z jaką wbiła się strzała, zatoczyła się do tyłu i wpadła na księcia spychając go tym samym z klifu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro