Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 - „Czasami trzeba grać"

Poprzednio:
— Nie rób gwałtownych ruchów — cicho powiedział nie puszczając go i patrząc na brunetkę.

— Hm? — przestraszył się i już zrozumiał, że maja problemy.

— Lepiej posłuchaj kolegi — powiedziała mocniej wbijając różdżkę w bluzę chłopaka.

— Parker tylko spokojnie — odsunął się od niego.

— P-Parker?... — zdziwiła się i upuściła różdżkę na ziemie robiąc przy tym trochę hałasu.

Chłopak rozpoznał znajomy głos i odrazu, gdy usłyszał, jak różdżka upada na ziemie odwrócił się, by spojrzeć na dziewczynę. Poznał ją odrazu i uśmiechnął do niej delikatnie. Nick patrzył na nich uważnie gdyby miał zaraz pomóc mu się bronić lub być gotowym do ucieczki.

— Levi?... — spytała dość cicho i podniosła różdżkę.

— Madison?... cześć — przywitał się z nią cicho.

— Jak... co, co ty tu robisz? Jak... jak tu jesteś, przecież... — nic nie rozumiała z tego wszystkiego.

— Długa historia...zaklęcie nie zadziałało tak, jak trzeba — przyznał dalej cicho — na całe szczęście.

— Mhm... — nie wierzyła mu — A ty to? — zmierzyła szatyna wzrokiem czekając na odpowiedz.

— Nick Evans — przedstawił się obojętnie, nie obchodziła go ta dziewczyna. Spojrzał na bruneta — chyba będziemy już wracali, skoro nie ma tu twojego Malfoy'a.

— Szukacie Draco? — spytała chowając różdżkę.

— Ta, Parker chce z nim pogadać, o czym to tam było? — spojrzał na chłopaka — ah No tak, o uczuciach — skrzywił się na to ostatnie słowo.

— Idźcie już stąd, tu nie jest bezpiecznie — złapała Leviego za ramie — cieszę się, że jednak przeżyłeś — odeszła od nich.

— Madison... czekaj, chciałem porozmawiać — przerwał, gdy dziewczyna zniknęła za rogiem. Dlaczego jego przyjaciele byli dla niego tak „wredni"?

— Chyba cię nie słyszy — wywrócił oczami.

— Nick... chce zostać sam — poszedł do wyjścia z Malfoy Manor zostawiając szatyna samego na korytarzu.

— Levi... — popatrzył za nim. Zrobiło mu się go trochę szkoda przez to, jak potraktowali go jego „bliscy" za którymi tak tęsknił.

Brunet wyszedł z rezydencji i poszedł przed siebie, deportował się do hogwartu i wszedł do środka zamku. Skierował się na wieże astronomiczną. Nick nie powiedział mu nic, szedł za nim trochę zmartwiony jego stanem. Zauważył, że skierował się na wieże więc zrobił to samo. Bał się, że wpadnie mu coś głupiego do głowy. Ślizgon wchodził po schodkach na górę, cały czas był zamyślony. Gdy dotarł na koniec schodów usiadł na ziemi opierając się plecami o metalową barierkę. Podwinął nogi do siebie i oparł brodę o kolana. To nie było wcale łatwe udawać kogoś tak naiwnego. Miał to już opanowane... cały czas kłamał. Związek z Draco nauczył go, by nie ufać ludziom. Nauczył się nimi manipulować tak, jak oni robili to z nim. Nie uwierzył Nick'owi w jego „przyjaźń" i szczere intencje. W żadne zadanie Voldemorta i w to, że mu przykro. Nie był już tak naiwny, jak kiedyś, ale łatwo było przed nimi takiego grać. Musiał się „dostosować" by dowiedzieć się prawdy której tak bardzo potrzebował. Podczas rozmowy z Katią również udawał, by myślała, że udało jej się go zmanipulować... ale on zrozumiał, że dziewczyna robiła to tylko dlatego, by się go pozbyć. Nie była już jego przyjaciółką... spotykała się z chłopakiem za którego on oddał swoje własne życie. Stracił do nich wszystkich zaufanie i zauważył, że nie ma już prawdziwych przyjaciół. Każdy z nich go okłamał i chciał dla niego, jak najgorzej. Ojciec miał racje, po co była mu ta nauka w hogwarcie? Po co poznawanie tych wszystkich ludzi... tylko go to zniszczyło. Zrozumiał, że się zmienił. Usłyszał kroki na górę i spojrzał w stronę schodów. Nick wszedł na górę i spojrzał na bruneta, podszedł do niego i usiadł obok opierając się o barierkę plecami. Popatrzył w jego stronę przekręcając lekko głowę. Zauważył te „zdołowanie i brak chęci do czegokolwiek", zrobiło mu się go naprawdę szkoda. Był zadaniem... na początku, teraz naprawdę się o niego martwił. Chciał mu pomóc, ale w swój własny sposób...

— Długo tu sam siedzisz? — sięgnął do kieszeni bluzy i wyjął z niej paczkę papierosów oraz czarną zapalniczkę.

— huh? — spojrzał na niego obojętnie — około godzinę... musiałem zostać sam — przyznał zrezygnowany — co robisz? — zauważył paczkę papierosów.

— Nic takiego — wyjął z paczki jeden papieros i przyłożył go do ust, zabrał zapalniczkę i podpalił go. Zaciągnął się po czym po chwili wypuścił dym z ust.

— Miłego — wywrócił oczami i znowu oparł głowę o kolana.

— Chcesz jednego? — zapytał tak, jak gdy pierwszy raz go poznał. Pamiętał, że nie pali, ale chciał go pocieszyć... wyciągnął w jego stronę paczkę delikatnie unosząc kącik ust.

— Nie pale, już ci mówiłem — miał go olać, ale zauważył zapalniczkę na jego udzie, zabrał ją nie pytając go o zgodę.

— Po co ci ona? — znów się zaciągnął.

— Tylko na chwile, zaraz ci oddam — zapalił ją i przyłożył do twarzy patrząc na płomień.

— Spodobała ci się zabawa z ogniem, Parker? — zmierzył go wzrokiem, co on chciał zrobić? — odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę.

— O to chodzi — odsłonił rękaw bluzy.

— Levi co ty... — patrzył na to co robił chłopak obok niego.

— Tylko coś sprawdzę... — zbliżył podpaloną zapalniczkę do swojego nadgarstka. Syknął z bólu przez ogień.

— Parker — otworzył szerzej oczy — zostaw to już.

— Chwila — znowu powtórzył te czynność, odchylił głowę do tylu opierając ją mocniej o barierkę. Czuł, jak płomień pali jego skórę, jak na jego nadgarstku powstaje spore oparzenie. Łzy spłynęły po jego policzkach przez ból, który odczuwał. Nie przestał i przyłożył płomień jeszcze bliżej swojego ciała.

— Levi, kurwa — zobaczył poparzony nadgarstek - to cię boli... przestań — zmartwił się o niego.

— Ma boleć — robił to jeszcze przez chwile, próbował nie wypuszczać łez z oczu i czuł, jak głośniej oddycha. Sam chciał się ukarać za naiwność... za to, że go zostawił. Za wszystkie swoje błędy, które popełnił w życiu. To było dla niego przyjemne... chciał to robić częściej.

— Proszę... oddaj mi już to — błądził wzrokiem po jego twarzy i zgasił papierosa o metalową barierkę.

— Co? — odsunął zapalniczkę od swojej ręki, która była poparzona. Spojrzał na rane i delikatnie uśmiechnął pod nosem — nie mogę ci jej oddać.

— Możesz ze mną porozmawiać... spróbuje ci pomóc — złapał ręka jego dłoń w której trzymał przedmiot.

— Uważaj bo się poparzysz, Nick — pouczył go.

— Napewno nie tak boleśnie, jak ty... — nie wierzył, że Levi zrobił sobie krzywdę z własnej woli.

— To nic takiego, zagoi się — schował rękę do kieszeni bluzy, a drugą dłonią dalej trzymał zapalniczkę.

— Nie rób tego więcej — puścił jego dłoń.

— Mhm — mruknął pod nosem i schował przedmiot do kieszeni spodni. Przyda się później...

— Mówiłem, że mi na tobie zależy... powiedz jeżeli coś cię trapi.

— Wszystko jest w porządku, nie masz czym się przejmować Nick.

Za cholerę ci nie ufam i nie mam zamiaru, ale masz tak myśleć... udawaj dalej te „troskę" to całkiem urocze.

— Widzę, że nie jest... ale nie będę cię zmuszał byś mi powiedział — wstał.

— I tak bym ci nie powiedział — popatrzył w górę na chłopaka — ułożę to sobie, nie martw się niepotrzebnie.

— Martwię się, bo jesteś moim przyjacielem — „nie jesteś... ale nie jesteś mi już obojętny. Victoria nie może się o tym dowiedzieć...".

Ślizgon siedział w tej samej pozycji i myślał nad tym wszystkim. Wrócił do hogwratu, ale tak naprawdę co z tego? Hogwart to teraz jakiś cholerny żart, a nie szkoła za którą tęsknił. Wszyscy się oszukują i nikt nie jest wobec siebie szczery. Wstał z ziemi i stanął obok szatyna. Starszy chłopak popatrzył na niego wyraźnie zainteresowany jego stanem.

— Będzie lepiej, nie trać nadzieji — „tak bardzo przepraszam cię za to co musisz znosić Levi... naprawdę nie chce tego dla ciebie, ale nie mam wyjścia".

— Kiedy będzie lepiej? — oparł się rękami o barierkę — ile jeszcze muszę czekać? — spytał patrząc na niego — czekam na to „lepiej" już od 19 lat... — poczuł wiatr na twarzy.

— N-nie wiem — zawahał się — naprawdę nie wiem, jak ci pomóc... jak się czujesz — nie umiał sobie tego wyobrazić.

— Nawet nie próbuj zrozumieć, nie chce tego dla ciebie... nie mówmy już o tym. Nie lubię się nad sobą użalać... inni mają gorzej niż ja — spojrzał w niebo.

— Naprawdę mi przykro — objął go ramieniem i przysunął do siebie.

— Rozumiem... — położył głowę na jego ramie i przymknął oczy.

Mógłbyś być dobrym przyjacielem Nick, ale nie dam się już wam oszukać... nie po tym wszystkim.

Zostali na wieży jeszcze kilka godzin. Nick chciał, by Levi się uspokoił i by mogli wracać do świata mugoli. Brunet myślami był tylko przy tym dlatego jego ból sprawia mu przyjemność. Może jednak nie musi być najgorszy krzywdząc innych, może wystarczy krzywdzić samego siebie, by zaspokoić to pragnienie.

****

Katia wróciła do dormitoium Draco. Zauważyła, że blondyn śpi więc usiadła obok na jego łóżku. Pogłaskała chłopaka po głowie i zapatrzyła na niego. Wyglądał uroczo, gdy spał, wtedy zapominała o tym, że on jej nie kocha... że ona go nie kocha, że robi to tylko ze zemsty na swoim przyjacielu... za to, że ją zostawił. Odrzucił jej uczucie właśnie dla tego ślizgona. Mogła w każdej chwili go skrzywdzić, pozbyć się go raz na zawsze, ale wiedziała, że nawet, gdy to zrobi to Parker jej nie pokocha. Kocha tylko jego, tylko tego dupka, który tak go zranił. Jeżeli ona go skrzywdzi to też ją pokocha? Sprawi, by miał dość swojego życia... odwzajemni te uczucie którym go darzy? Położyła się obok Draco i spojrzała w sufit. To mogło, by być łatwiejsze gdyby o nim nie pamiętał. Wpadła na pewien pomysł i uśmiechnęła się pod nosem, przymknęła oczy, zasnęła łapiąc dłoń chłopaka obok siebie i kładąc ją na materacu.

****

Madison była w szoku, że spotkała Leviego. Skąd on się tu wziął i jak mógł przeżyć zaklęcie uśmiercające?... przecież to niemożliwe. Szła zamyślona korytarzem, aż wpadła na szatyna przed sobą.

— Uważaj jak chodzisz — spojrzał na dziewczynę —Madison? — uniósł brew patrząc na nią.

— Ivan — wywróciła oczami — Hej — chciała przejść dalej, ale on złapał ją za nadgarstek — Co?

— Parker tu był... — puścił jej rękę wyraźnie zmieszany — ja nie rozumiem — przyznał — jak on... jak on tu mógł być? Czyli wtedy w lesie mi się nie wydawało i mogłem go widzieć?...

— Sama dokładnie nie wiem jak to wytłumaczyć - westchnęła — znasz tego Nicka? — spytała po chwili.

— Przyjmował znak w tym czasie co ja — przypomniał sobie — raczej dobrze się sprawuje jako śmierciożerca.

— Mam wrażenie, że on coś ukrywa — oparła się o ścianę — nie ufam mu — stwierdziła.

— Levi nie ufa nam... zauważyłaś? — poprawił ręką włosy.

— Tak, wiem — powiedziała zrezygnowana — nie ma jak, on... przecież myśleliśmy, że on nie żyje.

— Bo tak było... — cicho przyznał.

— Chyba jednak nie, to nam się wydawało? Nic z tego nie rozumiem — bawiła się kosmykiem włosów.

— Chyba nigdy tego nie zrozumiem — przygryzł policzek od środka.

— Chcesz się napić? — zaproponowała.

— Od dawna nie piłem... — bo obiecałem to Dianie —ale sytuacja chyba mnie do tego zmusza. Nie dam rady na trzeźwo — zaśmiał się pod nosem.

— W takim razie chodź — złapała ręką jego koszule i skierowała do jakiegoś pokoju.

Ivan poszedł za nią i zamknął za nimi drzwi. Brunetka podeszła do barku i wyjęła z niego alkohol podchodząc do chłopaka. Usiadła z nim na kanapie i nalała im obum trochę trunku do szklanek. Zabrała swoją do ręki a mu podała drugą. Nie chciała się upić, tylko trochę zabawić. Nie potrafiła zrozumieć prawdy na trzeźwo tak, jak zażartował sobie Ivan. Pilnowała chłopaka, by nie przesadził z ilością ognistej i dotrzymywała mu towarzystwa. Zmęczony położył głowę na jej kolanach i przysnął zapominając, że miał wrócić do hogwartu tak, jak obiecał to Dianie, która zawsze na niego czekała, gdy chłopak odwiedzał Malfoy Manor...

****

Draco przebudził się w nocy. Spojrzał w bok na śpiącą dziewczynę. Wstał z łóżka puszczając jej rękę. Podszedł do szafy po swoją bluzę i ubrał ją na koszule z piżamy. Podszedł do lustra w łazience i poprawił ręką rozkopane włosy. Chciał iść tam gdzie chodził, gdy chciał zostać sam. Schował do kieszeni notatke od Leviego i wyszedł po cichu z pokoju. Skierował się w stronę wieży. Szedł korytarzem rozglądając się za nauczycielami. Jako prefekt nie powinien sam łamać zasad szkolnych, ale od śmierci bruneta potrzebował tego. Znalazł się pod wejściem na wieże i spojrzał w górę na schody. Zaczął po nich wchodzić... robił powolne kroki.

Levi czuł, jak robi mu się zimno, jak oparzenie na jego ręce go boli. Czuł zimny wiatr na swojej twarzy. Nick stał obok, analizował kim dla niego jest chłopak i którą ze stron wybrać, jak skończy się ich zadanie i czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy z jego ust „wybaczam ci"... zamyślił się nad tym wszystkim więc nie usłyszał kroków, które było słychać. Ktoś wchodził na wieże. Levi był pogrążony we własnych myślach, więc również nic nie usłyszał. Draco wszedł na górę i zauważył dwójkę chłopaków. Popatrzył na te brązowe loczki... zamarł w miejscu i nic nie zrobił. Był cicho dlatego nikt nie zwrócił na niego uwagi. Levi nie był świadomy, że za nim stał ten chłopak za którego oddał swoje życie broniąc go przed zaklęciem niewybaczalnym. Szatyn w końcu poczuł na sobie czyjś wzrok, podszedł do Leviego i złapał go dłonią za policzek, by na niego popatrzył. Przysunął go za talie bliżej siebie i wpił w usta chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro