Rozdział 6 - „Intryga"
Poprzednio:
— Całowałeś się z moim byłym?! — powiedział to na głos po czym przygryzła wargę od środka.
— B-byłym? — otworzył szerzej oczy i spojrzał na zadowolonego z siebie Nicka.
— Niespodzianka? — puścił mu oczko po czym spojrzał na dziewczynę — też tęskniłem skarbie —uśmiechnął się cynicznie.
— L-Levi co on tu robi? — zestresowała się widokiem Nicka.
— Śpię, a raczej spałem, ale zaczęłaś się wydzierać —wywrócił oczami.
— Ehe, nie rozmawiam z tobą — uniosła brew patrząc na niego — znudził ci się twój las? — zapytała prześmiewczo.
— Ten las w którym razem się pieprzyliśmy? Nie, nie znudził — uniósł kącik ust patrząc na dziewczynę.
— To było dawno... — poprawiła włosy za ucho i czuła, jak rumieni się coraz bardziej.
Nieźle.
— Parker jest lepszy czy gorszy? — spytał z czystej ciekawości.
— Nick! — krzyknął.
— Jesteś bezczelny, wyjdź — pokazała mu drzwi.
— A czy to twój dom? Czy ty o tym decydujesz? Nie. Nie rządź sobie kochanie, bo nie masz tu władzy — spojrzał na Leviego — mam iść?
— Nie, chce byście mi to wyjaśnili... — popatrzył na nich dokładnie.
— Kiedyś z nim byłam, potem zerwaliśmy. Koniec historii — zirytowała się.
— Czemu zerwaliście? — dopytał zainteresowany.
— Bo to ćpun i psychol — odrazu odpowiedziała na jego pytanie.
— W skrócie Nick, kochanie — puścił jej oczko.
— Mhm... co z tego? — popatrzył na dziewczynę — kogo to obchodzi co robi? Czuje w nim większe zrozumienie niż w tobie — powiedział poważnie.
— Słucham? — zdenerwowała się.
— Dobrze słyszysz, wyjdź już — pokazał jej drzwi —muszę pogadać z nickiem.
— Pierdol się, Parker! — uderzyła go w policzek i wyszła z jego pokoju, chciała się pogodzić ale to strasznie jej nie wychodziło.
Po tym, gdy zobaczyła tam Nicka zdenerwowała się bardziej.
— Ups? Trochę czerwone — popatrzył na policzek bruneta i dotknął go delikatnie chłodną dłonią — lepiej? — uśmiechnął się kpiąco.
— Mhm... — poczuł się lepiej przez jego dotyk — dzięki, Nick — odsunął się od niego.
— Drobiazg, ale nie boisz się? No wiesz „psychola"? —zaśmiał się.
To mało prawdopodobne, by psychopata stał obok drugiego psychopaty.
— Nie obchodzi mnie co ona o tobie myśli rozumiesz? Sam wiem co dla mnie dobre i znajomość z tobą nie jest niczym złym — wywrócił oczami.
— Skoro tak uważasz, to twoja sprawa, Parker — wzruszył ramionami po czym zmienił temat — muszę spadać — podszedł do okna.
— Zaczekaj... gdzie idziesz? — nie chciał zostawać teraz sam — mogę iść z tobą?
— Muszę coś załatwić... — nie wiedział czy to dobry pomysł brać go ze sobą.
— Chętnie ci pomogę — chciał się wyrwać z domu — o co dokładniej chodzi?
— Mój znajomy ma coś co Hm... jest mi potrzebne —popatrzył na niego z wyższością.
— Narkotyki racja? — domyślił się o co może chodzić Nickowi — pójdę z tobą.
— To niebezpieczne, nie wiadomo czy wrócimy żywi —znowu się zaśmiał.
— Zabawne, chętnie poznam osoby od których to masz — uniósł brew.
— Mhm, twoja decyzja — stwierdził, że może się przydać.
— Teraz tam idziemy? — spytał.
— Ta, zaraz podjedzie autem — wyjrzał za okno i zobaczył czarny samochód — chodź już jest — wyszedł oknem i czekał na Leviego.
— Zaczekaj! — odrazu wyszedł za nim i poszli w kierunku auta.
Zauważył w nim jakiegoś chłopaka. Nick wszedł do środka i pokazał brunetowi, by zrobił to samo. Levi usiadł z tylu i już na wstępie spotkał się ze prawie czarnymi oczami rudowłosego.
— To jest Levi, mój znajomy — popatrzył na chłopaka obok siebie po czym na Leviego.
— Alec — zmierzył go wzrokiem — miło poznać — dalej na niego patrzył.
— Levi... — zmieszał się jego zachowaniem i oparł mocniej o szybę.
— Przecież wiem, słucham Nicka — odwrócił się i odpalił silnik, nachylił się do szatyna i cicho się zapytał — chłopak czy znajomy? — poruszył brwiami uśmiechając się wyzywająco.
— Chłopak — powiedział tak, by napewno był bezpieczny przy nim. To nie było prawdą, ale przecież oni tego nie wiedzieli.
Po jakimś czasie dojechali pod czyjś dom, Nick wyszedł z auta tak samo jak Alec. Levi dołączył do nich chwile potem, zaczął zastanawiać się czy aby napewno rozsądne jest wchodzenie do jakiegoś domu z osobami, których praktycznie się nie zna. Mimo tych myśli poszedł za nimi i stali przed drzwiami. Po chwili do drzwi podszedł wysoki blondyn i zmierzył ich wzrokiem.
— Wchodźcie — wrócił do środka. Wszyscy byli już w środku.
Nick zamknął za nimi drzwi i podszedł bliżej chłopaka.
— Nie mam dużo czasu, więc się sprężaj — powiedział wywracając oczami.
— Jasne, leży na stole Evans — uniósł brew patrząc na niego.
— Parker, zabierz to — pokazał mu na woreczki z tabletkami na stole.
— Mhm... już — zabrał do kieszeni bluzy trzy takie i podszedł do Nicka. Spojrzał na blondyna obok nich, nie wyglądał na zadowolonego.
— Tyle? Mam dość oddawania ci towaru za darmo. Wiesz, że to ostatni raz? — był podirytowany.
— Tak, zdaje sobie z tego sprawę. Nie zapominaj tylko, że to ja mam brudy na ciebie, nie ty na mnie.
— Masz Levi Parker tak? — chciał się upewnić.
— Tak.
Skąd on zna moje imię
— A ty to?...
— Niech ci wystarczy Ray — nie miał zamiaru mówić mu swoich prawdziwych danych, to byłoby głupie.
— Okej, miło poznać.
Nie miło, wole już stąd iść.
— Bardzo miło, może będziesz go częściej przeprowadzał Nick? — uniósł kącik ust patrząc na bruneta.
— Nie, podziękuje — wywrócił oczami.
— Okej Nick wystarczy, chodźmy już — pokazał wzrokiem na wyjście.
— Mhm — wsadził ręce do bluzy i spojrzał na Ray'a.
— Pozwalasz mu tak sobie rządzić Evans? — uniósł brew patrząc na Leviego.
— Nie, nie pozwalam. Levi zamknij się — powiedział poważnie, nie mógł pokazać, że pozwala sobie rozkazywać.
— A tobie co? Myślisz, że będziesz mi mówił co mam robić — spojrzał na szatyna i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
— Tak będę — złapał go za nadgarstek i przyciągnął bardziej do siebie — jesteś mój, więc masz się słuchać mnie — patrzył mu głęboko w oczy.
— O-okej... — speszył się i delikatnie zarumienił.
Czemu zachowuje się tak przy mnie? Czemu dla Victori potrafił być okropnym chujem, a dla mnie nie? Jakby onieśmielam go...
— Grzeczny chłopczyk — puścił jego nadgarstek i poczochrał jego loczki na głowie.
— Więc co zrobimy?... — spytał cicho.
— Hm, poczekaj na jakiś „rozkaz" chłopaka — zaśmiał się, ten „związek" był dla niego czymś w rodzaju darmowej rozrywki.
— Odpierdol się od niego, Ray — wkurzył się na blondyna przez jego zachowanie w stosunku do Leviego.
— Obrońca się znalazł — uśmiechnął się prowokująco.
— Chodź Levi — złapał go mocno za ramie i wyszedł z domu chłopaka. Zatrzymał się na chwile przed jego domem i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Zabrał jednego i wsadził do ust, drugą ręką odpalił ogień. Zaciągnął się po czym wypuścił dym z ust — jaki on jest wkurwiający.
— Um.. podobny do ciebie — cicho się zaśmiał.
— Ta, podobny w cholerę — spojrzał w niebo — Zanim wrócimy... chce cię zabrać w jedno miejsce, zgoda? — „nawet jak się nie zgodzisz to tam pójdziemy, w końcu jesteś „mój".
— Ojciec się wkurzy, że nie wracam... ale zgoda.
Niech się martwi, może nareszcie zrozumie, że też potrzebuje jego uwagi.
— Mało mnie to obchodzi — wyrzucił wypalonego papierosa i poszedł w stronę pobliskiego lasu.
Levi cały czas dotrzymywał mu kroku. Szli już kilka minut aż natrafili na mały stos gałęzi. Nick podszedł do nich i się o nie oparł. Popatrzył dokładnie na bruneta i odezwał się po dłuższej chwili ciszy.
— Po co tu przyszliśmy? — rozejrzał się.
— Potrzebuje wyładować swoje emocje — przed dzisiejszym „zadaniem"... „to może być ciężkie".
— W jaki sposób? — uniósł brew patrząc na chłopaka.
Nick kucnął przy stosie gałęzi i wyjął z kieszeni zapalniczkę. Podpalił jeden patyk i po chwili ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Patrzył na to wszystko nie odsuwając się od „zagrożenia". Czuł satysfakcje, uśmiech wkradł się na jego twarz. Levi stał z tyłu i obserwował dokładnie jego każdy ruch, już zrozumiał, że zadawanie się z Nickiem jest „ryzykowne", ale mimo to... nie zrezygnował z tego. Podobało mu się wpadanie w problemy i odskocznia od swojej codzienności. Nie myślał już aż tyle o hogwarcie i o tym jak tam wrócić. Podszedł bliżej szatyna i oparł głowę o jego ramie patrząc na płomienie. Ogień bardzo szybko objął cała stertę gałęzi i przechodził na trawę. Nick nie wyglądał jakby planował to ugasić, wręcz jakby chciałby to wszystko spłonęło. Levi odrobine spanikował i popatrzył w stronę Evansa. Zauważył w jego oczach odbijające się iskry ognia i ten przerażający uśmieszek pod nosem. Znał to... wyglądał tak samo, gdy zadawał komuś ból, może jednak oboje są nienormalni i przezwisko „psychopata" opisuje ich idealnie.
— Nick... musimy to jakoś ugasić — powiedział cicho w jego stronę ciągnąć go za ramie tak, by na niego spojrzał.
— He? — poczuł się jakby wyrwany z transu — Co? —spojrzał na pożar przed sobą — cholera, poniosło mnie — wiedział jak może to ugasić, ale nie mógł... nie przy Levim — idź już, zaraz przyjdę — pokazał mu ręka wyjście z lasu.
— Ale... nie zostawię cię z tym samego, coś wymyślimy — panikował coraz bardziej, ale starał się tego po sobie nie pokazać.
— Idź — był poważny — dojdę do ciebie zaraz, kochanie —puścił mu oczko.
Levi posłuchał się chłopka i odszedł szybszym krokiem do wyjścia z lasu, przed dom Ray'a. Nick został sam z pożarem, który wywołał. Tak piękny widok... tak piękne zamieszanie i zniszczenie obejmujące ten świat. Musi to zepsuć, by uratować coś na czym mu nie zależy. Wyjął z kieszeni różdżkę i skierował ją na stos gałęzi, wypowiedział „Aquamenti" i ugasił ogień. Te miłe chwile tak szybko zostają zapomniane... zniszczone przez niego na własne życzenie.
Levi poczekał chwile, nie posłuchał szatyna i schował się za drzewem, widział jak używa zaklęcia... jak ma różdżkę.
Jak to możliwe? Jakim cudem on... czy on jest... jest czarodziejem? Hogwart istnieje?... jak mam dowiedzieć się prawdy. Mam go zapytać? Przyznać się, że wtedy nie odszedłem?
Wgapił się w chłopaka i chciał wycofać do tylu, nadepnął na gałąź, a ta zrobiła hałas. Nick odwrócił się w stronę bruneta. „Jakim prawem tu został?". Widział różdżkę... widział zaklęcie, nie mógł mu na to pozwolić. Skierował przedmiot w jego stronę.
— Obliviate — rzucił na chłopaka i odrazu podszedł bliżej chowając różdżkę. „Cholera Parker czy ty zawsze musisz wszystko utrudniać? Nie możesz się dowiedzieć... jeszcze nie teraz" — Levi? — popatrzył na niego.
— Tak? — odpowiedział po chwili — wracamy już? Jest ciemno i mało co widzę... — przyznał i podrapał się po głowie.
— Jasne, wracajmy — złapał go za ramie i wyprowadził z lasu.
****
Dwójka chłopaków szła już jakiś czas po mieście. Nick odprowadził Leviego pod dom, a sam udał się w stronę tego od Victori. Po kilku minutach był już pod budynkiem. Zadzwonił dzwonkiem i spotkał się ze spojrzeniem dziewczyny na sobie. Wszedł do środka bez zbędnych przywitań i zamknął ich w jej pokoju.
— Mam już dość tego zadania — przyznał.
— Mhm, zdaje sobie z tego sprawę... ale jeszcze tylko kilka dni... miesięcy, dokładnie nie wiem — nie miała pojęcia ile to jeszcze potrwa.
— Do cholery Vic miało trwać kilka miesięcy! Nie jebany rok! — uniósł się.
— Tak wiem... ale nie mamy na to wpływu. Tylko wykonujemy rozkazy... pamiętaj — przypomniała mu.
— Gdy wyobrażam sobie jak się z nim całujesz... — ścisnął mocno pieści — nie chce tego widzieć.
— Nic na to nie poradzę, wiesz jak jest — poprawiła włosy za ucho.
— Chciałbym, by było już dobrze... by zadanie się skończyło, ale to nie jest takie proste, jak może się wydawać — odwróciła wzrok — Zerwij z nim — nie silił się na miły ton.
— Słucham? — zdziwiła się jego „rozkazem", „czy on naprawdę myśli, że go posłucha?".
— Odrazu, gdy ukończymy te zadanie... obiecaj mi to — podszedł do niej i złapał ją za dłonie.
— Obiecuje — oparła głowę o jego klatkę piersiową.
— To tak trudne patrzeć na ciebie obok niego... mam ochotę go zabić, albo chociaż poważnie uszkodzić... mam tyle okazji i żadnej nie mogę wykorzystać. To męczące — puścił jej dłonie.
— Rozumiem... mam iść z tobą? — dopytała.
— Nie, sam to załatwię. Wyładuje na czymś swoje emocje... — popatrzył w ścianę obok.
— Mowy nie ma, zepsujesz to. Ja pójdę... ty w takim stanie nie dasz rady kogoś zdołować — delikatnie się do niego uśmiechnęła.
— Ja idę, nie dyskutuj ze mną, Devis — odsunął się od niej i deportował do hogwartu.
Dalej nie wierzył, że Levi myśli, iż hogwart nie istnieje i tylko dzięki „tabletkom" może się do niego dostać. Te tabletki działają jak świstoklik, ale bez uczestniczenia w tym całym swoim ciałem. Był przed zamkiem i skierował się w stronę lochów. Zauważył po drodze Katie i do niej podszedł.
— Cześć — zaczął rozmowę.
— Hej? — zmierzyła go wzrokiem — gryfon — szybko oceniła chłopaka — czego chcesz? — spytała wprost.
— Katia Smith? — znał odpowiedź, ale musiał się upewnić.
— Mhm, skąd wiesz? — nie odrywała od niego wzroku szukając w nim jakiegoś „błędu".
— Snape cię szuka, kazał mi zawołać cię do jego klasy. Zawsze wykorzystuje gryfonów — wywrócił oczami i miał nadzieje, że przekona blondynkę, by poszła za nim.
— Rozumiem — poszła za nim w stronę gabinetu Severusa Snape'a. Nie spodziewała się żadnego podstępu. Weszła do pustej sali za szatynem i się rozejrzała — Tu nikogo nie ma — uniosła brew patrząc na chłopaka.
— Chyba się nie zrozumieliśmy jak trzeba, szkoda — cicho się zaśmiał po czym skierował różdżkę w stronę dziewczyny — Petrifficus Totalus — podszedł do niej, gdy upadła na ziemie — poczekasz tu na mnie? Mam do załatwienia jedną bardzo ważną sprawę — zabrał z szafki eliksir wielosokowy i napił się go. Po chwili dotknął ręka swoich blond włosów — Ugh za jasne, nie wytrzymałbym w takich — przyznał i udał się do wyjścia z klasy.
Zamknął drzwi zaklęciem i poszedł w stronę dormitorium Draco. Wszedł do pokoju wspólnego ślizgonów i odrazu skierował w stronę jego pokoju. Zapukał w drewniane drzwi i czekał aż Malfoy łaskawie mu otworzy.
— Otwarte — powiedział szorstko, nie wiedział kto przyszedł więc wolał, jak zwykle udawać tylko tego „dupka bez uczuć".
— Cześć... — wszedł do środka i popatrzył na blondyna, ten widok był dla niego żałosny. Miał na sobie bluzę Parkera i siedział oparty o łóżko. Podszedł bliżej i spojrzał na niego z wyższością — Draco, co ty masz na sobie? — spytał poważanie dalej będąc pod postacią Kati.
— Um... — zakłopotał się — bluzę — odpowiedział szybko.
— To bluza Leviego — udawał, że poznał ją od razu, ale tak naprawdę strzelał, bo nie miał o tym pojęcia.
— Co z tego? Zwyczajne ubranie — „nie zaczynaj znowu tego tematu...".
— Do cholery Draco, kiedy zrozumiesz, że on nie żyje? Zginął w tej wojnie i nigdy już nie wróci — „jakoś mi nie szkoda tego kretyna".
— C-co?... znowu zaczynasz? — nie chciał znowu sobie o nim przypominać, ale to było silniejsze zobaczył przed oczami obraz ich „ostatniego pocałunku" i łzy naszły do jego oczu. Odrazu przetarł je rękawem bluzy i odwrócił od niej wzrok — nie musz mi cały czas o tym przypominać. Rozumiem.
— Nie! Właśnie kurwa nie rozumiesz! Mam dość tego, jak bardzo udajesz te „tęsknotę" za nim! Olewałeś go większość waszego życia razem, zniszczyłeś go psychicznie i wykorzystałeś do swoich własnych celów. A teraz co? Będziesz udawał jak to go kochałeś? To już jest żałosne — był wredny, miał go złamać, więc nie hamował się.
— Niczego nie udaje... kocham go — powiedział ciszej, ale starał się zachować obojętny wyraz twarzy mimo iż w środku czuł narastającą pustkę po jego stracie.
— Kochałeś go. Go już nie ma. — cały czas był bezpośredni i nie silił się na miły ton — odszedł, pogódź się z tym i przestań cały czas o nim pierdolić, nie mogę już tego słuchać — wywrócił oczami.
— Może powinienem... — złamała go, zniósłby wszystko tylko nie wspomnienia o Levim... to było dla niego za wiele. Popatrzył na blondynkę i tylko delikatnie uśmiechnął przez łzy spływające po jego policzkach — odszedł...powoli zaczynam to rozumieć — stracił nadzieje na to, że kiedyś znowu go spotka.
Nie umiał już w to uwierzyć... ostatni raz wykrzywił usta w półuśmiechu po czym wrócił do obojętnego wyrazu twarzy. Koniec z okazywaniem emocji... po co ma to robić skoro go już tu nie ma? Nie ma obok... i nigdy już nie będzie. Nick uśmiechnął się pod nosem nie patrząc na Draco. Dał radę wykonać swoją cześć zadania... może za jakiś czas będzie mógł zapomnieć o tym dlaczego tak właściwie poznał Leviego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro