Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 - „Stary przyjaciel"

Poprzednio:
— Kocham cię i nienawidzę jednocześnie. To chyba mój największy grzech, który znowu popełniam — złapał go mocno za szyje i przyciągnął bliżej siebie. Wpił się w usta ślizgona nie pozwalając mu na sprzeciw. Wyjął swoją różdżkę i przyłożył ją do brzucha ślizgona. Szepnął ciche „adoleret" tworząc małe oparzenie na jego brzuchu sprawiając mu tym cholerny ból.

Kochasz mnie, Malfoy. Czy ci się to podoba czy nie.

W tamtej chwili nie liczyło się dla niego nic innego niż jego usta. Pogłębił pocałunek i zacisnął mocniej swoją dłoń na jego karku przez ból który odczuwał. W oczach poczuł łzy, którym za nic nie pozwolił spłynąć. Wyższy chłopak położył dłonie na jego tali i przyciągnął bardziej do siebie.

Byliśmy kochankami
Byliśmy wrogami
Byliśmy po prostu przeciwieństwem siebie
Nienawidzę cię, a bardziej mojego serca za to, że cię wybrało.

Odsunął się po chwili i podwinął do góry koszule. Spojrzał na oparzenie i oddychał coraz głośniej.

— Zrobiłeś to — zacisnął mocniej szczękę.

— Trzymaj materiał. Lepiej żeby nie przywarł do skóry — złapał skrawek jego koszuli i uniósł do góry — sam chciałeś bym cię zranił. Spełniłem tylko twoją wole — przyznał spokojnym tonem.

— Nie sądziłem, że dasz radę mnie skrzywdzić — przypomniał sobie jego słowa z Malfoy Manor. — ale jednak się myliłem — dodał po chwili ciszy między nimi. Zapatrzył się w zielone tęczówki niższego chłopaka.

— Poprosiłeś — wzruszył ramionami nie robiąc sobie nic z tego, że właśnie sprawił mu ból. Już zrozumiał, że coś jest z nim nie tak i krzywda innych ludzi potrafi wywołać uśmiech na jego twarzy.

— Nie byłeś taki, gdy się poznaliśmy — położył dłoń na jego policzku — byłeś wystraszonym, miłym i grzecznym chłopcem, który nie sprawiał nikomu problemów — nie zabierał ręki — mimo tego, że się zmieniłeś — przerwał — dalej czuje to samo — wydusił z siebie te słowa, które chciał powiedzieć mu już jakiś czas temu.

— Zawsze sądziłem, że uważsasz się za lepszego od innych — zapatrzył się w jego szaro-niebieskie oczy, które mogły pochłonąć każdego — teraz widzę, że to tylko pozory, które przedstawiasz — zabrał jego dłoń.

— Jednak mnie znasz — odsunął się — ale to dobrze.

— Co teraz? — dopytał nie mając pojęcia, jak się zachować. Ta rozmowa była dla niego ciężka, a obecność blondyna sprawiała mu tylko więcej zakłopotania.

— Znowu jesteśmy razem. — ścisnął jego dłoń — i gwarantuje ci to Parker. Tym razem nic nas nie rozdzieli — mimo wszystkiego co ich spotkało był pewny swoich słów.

— Wierzę ci — spojrzał na ich zaciśnięte dłonie. Próbował nie myśleć o słowach blondyna, gdy dowiedział się o jego rodzinie.

Wierze.
****

Ivan długo zastanawiał się nad tym co powinien teraz zrobić. Kocha Diane? Zrozumiał, że źle ją potraktował szczególnie po tym co się jej stało. Wyszedł ze swojego dormitorium i poszedł w stronę Ravenclaw. Szedł korytarzami myśląc nad słowami jakich użyje. Doszedł pod wielkie drzwi. Wszedł za jednym z młodszych krukonów i rozejrzał po pokoju wspólnym. Gdy nie natrafił wzrokiem szatynki skierował się pod jej pokój. Odetchnął głośno i zapukał w drzwi przed sobą. Diany nie było w pokoju a jedyną dziewczyną która znajdowała się w środku była Katia. Uniosła brew i spojrzała na wejście. Nie spodziewała się niczyjej wizyty, więc zaskoczyło ją pukanie. Usiadła na łóżku i poprawiła włosy.

— Otwarte — powiedziała głośniej, by osoba za drzwiami na pewno ją usłyszała. Skupiła wzrok na wejściu.

— Diana musimy porozmawiać... — urwał swoją wypowiedź widząc Katie — Smith — prychnął i zamknął za sobą drzwi — jest Diana? — rozejrzał się po pokoju.

— Jak sam widzisz, nie koniecznie — przekrzywiła głowę przyglądając się swojemu byłemu chłopakowi — Co od niej chcesz? — dopytała ciekawa odpowiedzi.

— To moja dziewczyna — warknął — zresztą nie muszę ci się tłumaczyć. — wywrócił oczami.

— Jaki groźny — zaśmiała się cicho — a Diana to moja koleżanka i wątpię, by chciała teraz z tobą rozmawiać po tym ,jak powiedziałeś jej, że możesz ją wymienić.

— Powiedziała ci to?... — przeklnął pod nosem zdając sobie sprawę, że mógł zranić tym dziewczynę.

— Powiedziała. — wstała z łóżka i do niego podeszła — na jej miejscu uderzyłabym cię w twarz — popatrzyła w oczy wyższego chłopaka.

— Więc to zrób — nastawił policzek będąc ciekawym jej rekacji i tego co zrobi.

— Ale nie jestem na jej miejscu — odsunęła się od niego — na całe szczęście. Zerwaliśmy.

— Tsa, na szczęście — sarknął — dobrze, że zerwałaś. Nie musimy się już ze sobą męczyć — odwrócił wzrok.

— Dokładnie... — zapatrzyła się na jego twarz, chłopak po chwili znowu spojrzał na krukonkę.

Stali wpatrzeni w siebie tak jakby żadne z nich nie chciało tego zepsuć. Ślizgon położył dłoń na policzku jasnowłosej i pogładził go kciukiem. Zjechał ręką w dół łapiąc jej podbródek i przyciągając do siebie. Złapał ją drugą ręką w tali i nie odsuwał się. Sam nie wiedział czemu to robi i czemu dziewczyna mu na to pozwala. Zbliżyła się jeszcze bardziej do niego, a on nie protestował. Chwile później wpił się w usta blondynki nie pytając o zgodę. Uśmiechnęła się pod nosem i oddała jego pocałunek.

Ich usta były złączone przez kilka kolejnych sekund, gdy po pokoju rozniósł się odgłos pukania. Dziewczyna odsunęła się od szatyna i podeszła do drzwi w których stał puchon. Uśmiechnęła się do niego zadowolona z jego wizyty i zaprosiła go do środka. Ivan zmierzył chłopaka wzrokiem i uniósł brew nie rozumiejąc co tu robi.

— Miałem przychodzić częściej — popatrzył na szatyna po czym na Katie — wiem, że bez zapowiedzi ale... o to jestem — cicho się zaśmiał.

Ivan dalej przeszywał go wzrokiem a w głowie analizował jego słowa. „Jak przychodzić częściej? Po co". Zacisnął mocniej szczękę przez co było widać, że jest bardziej zarysowana. Usiadł na brzegu jej łóżka i przyglądał się im.

— Cieszę się, że przyszedłeś... właściwie — spojrzała na szatyna — Ivan właśnie wychodził — puściła mu oczko — prawda? — przekrzywiła głowę.

— Mhm, mam coś do załatwienia — wstał z materaca i minął ich. Wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.

— Co on tu robił? — kaszlnął patrząc na krukonkę.

— Stęsknił się — zaśmiała się cicho i złapała jego dłoń — gdzie chcesz iść? — zapytała poprawiając jego włosy.

— Pokój życzeń — odpowiedział krótko i pociągnął ją do wyjścia z dormitorium.

Zamknął za nimi drzwi i ciągnąc dziewczynę za sobą skierował się pod wspomniane wcześniej miejsce. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Bardzo cieszył się z polepszenia relacji między nimi. Blondynka traktowała go poważnie, ale w głowie dalej myślała o pocałunku z Ivanem. Nie wiedziała czy powinna mówić coś Jackowi. Zrezygnowała i postanowiła cieszyć się tym co przygotował dla nich. Doszli pod ścianę na której pojawiło się wejście. Popchnął ją do środka i zamknął drzwi.

W pokoju było ciemno i ledwo co dało się widzieć. Dziewczyna ścisnęła mocniej jego dłoń czując ciarki na swojej skórze. Szukała ręką różdżki, ale tak się składało, że puchon jej ją zabrał i schował.

— Boisz się ciemności? — zapytał puszczając jej dłoń i idąc przed siebie.

— Jack? — głos jej się załamał — gdzie jesteś? Wracaj tu... — nie ruszała się z miejsca i czuła, jak ogarnia ją strach.

— Nie bój się, podobno mi ufasz, tak? — dopytał wchodząc na drewniane belki — chodź przed siebie i złap moją dłoń, okej? — uśmiechnął się delikatnie.

— Jack... — ruszyła niepewnie przed siebie. Poczuła coś przed sobą i mocno to złapała. Chłopak podciągnął ją do góry i wyjął różdżkę.

— Poczekaj... — skierował ją w górę — Lumos Maxima — wielka biała kula wyleciała do góry po czym przemieniła się w światło na świeczkach, które latały w powietrzu.

Katia otworzyła szerzej oczy widząc wodę do okola nich. Spojrzała w górę i zauważyła pełno świateł w powietrzu. Wszystko wyglądało jak idealna sceneria na randkę w plenerze. Spojrzała pod siebie i zauważyła drewniany pomostek. Chłopak złapał delikatnie jej podbródek i podniósł do góry tak, by na niego popatrzyła. Wskazał jej wzrokiem łódkę obok nich i zaprosił ją gestem ręki do środka. Powoli weszła do środka łódki i usiadła na jednym z miejsc. Zrobił to co ona lecz siadając na drugim miejscu. Zabrał wiosła i wsadził je do wody. Powoli wiosłując wypłynął na środek jeziora. Dziewczyna do tej pory nie odezwała się do niego a jedynie podziwiała widok jaki miała przed sobą. Gdy byli dalej od brzegu w końcu zdobyła się na jakieś słowa.

— Pięknie tu — przyznała cicho, a po jej myślach o pocałunku ślad zaginął.

— Podoba ci się? — ucieszył się z jej słów i schował wiosła pod ich nogi — nie wiedziałem, czy będzie odpowiednio... ale — dziewczyna przyłożyła palec do jego ust.

— Jest idealnie — uśmiechnęła się i nie zabrała palca. Zapatrzyła się w jego oczy i przybliżyła twarz bliżej niego.

Nie czekał na ruch dziewczyny. Ujął jej twarz w swoje dłonie i delikatnie ją pocałował wywołując ciarki na jej ciele. Odsunął się chwile później, nie chciał przesadzić nie wiedząc na ile może sobie pozwolić. Katia popatrzyła na niego łagodnie, złapała drugą ręką koszule chłopaka i przyciągnęła go znowu do siebie wypijając się w jego usta. Od dawna nie czuła się z nikim tak dobrze jak z nim teraz. Oddał namiętnie jej pocałunek poprawiając niesforny kosmyk włosów krukonki za jej ucho. Smith poczuła, że to jej nie wystarcza wstała i usiadła na jego kolanach okrakiem. Położyła dłonie na szyi chłopaka. Sama nie wiedziała co w nią wstąpiło, ale nie miała zamiaru tego przerywać.

— Katia? — speszył się przez jej bliskość.

— Nie musisz mnie pytać czy możesz, widzę, że chcesz — odchyliła głowę do tyłu.

— Nie chce robić nic czego nie chcesz... — przełknął ślinę czując nacisk presji jaką na nim wypierała.

— Chce ciebie — mruknęła cicho.

Puchon westchnął i zbliżył się do szyi dziewczyn zaczynajac ją delikatnie całować. Nigdy nie był typem osoby, która obchodziła się „agresywnie" z dziewczynami. Wolał spokój i skupienie. Delikatnie zasysał jej skórę tworząc małe czerwone ślady. Przemieszczał się coraz niżej aż natrafił jej dekolt, który również całował z wyczuciem. Katia jęknęła cicho z rozkoszy jaką jej zapewniał i pogładziła dłonią jego blond włosy. Nigdy nie czuła się tak z Draco czy Ivanem. To było coś innego... coś czego nigdy nie chciała stracić. On odczuwał podobnie, nie mógł sobie darować tego, jak kiedyś ją potraktował. Próbował o tym nie myśleć i skupić się tylko na niej. Tylko na jej zimnej skórze i głośniejszym oddechu.
Odsunął od niej twarz i przyjrzał się czerwonym śladom.

— Wtedy, gdy kłamałem o tym jaka łatwa nie byłaś... nie miałem racji — przyglądał się jej.

— Nie miałeś — oddychała coraz głośniej i czuła większą potrzebę jego bliskości.

— Mimo to... cieszę się, że przyjąłem ten zakład — przerwał — pomógł mi poznać cudowną dziewczynę — uśmiechnął się delikatnie unosząc prawy kącik ust.

— Nie miałam pojęcia, że puchoni tak dobrze całują — przygryzła swoją wargę.

— Wiele jeszcze o mnie nie wiesz — spojrzał w górę na światła.

Dziewczyna zrobiła to samo i złapała jego dłonie.
Nie wierzyła, że po tym wszystkim co ją spotkało potrafi odczuwać jeszcze takie uczucia do kogoś innego niż arogancki szatyn.

****

W tym czasie grupa przyjaciół od kilku miesięcy zajęta była szukaniem przedmiotów, które pomogą im w walce z Czarnym Panem. Po tym jak Harry i Ron się pokłócili rudzielec zniknął i nie było z nim kontaktu. Wybraniec miał dość ukrywania się i patrzenia na wszystko z założonymi rękoma. W głowie nie mógł przestać myśleć o tym co zrobił jego dawny przyjaciel. Złość i chęć zemsty wzrastała z każdym kolejnym dniem. Nie miał pojęcia, że za już nie tak długi czas będzie mógł się mu odpłacić za wszystko co go spotkało. Usiadł obok brunetki, która siedziała opierając się plecami o konar drzewa i spojrzał na to co czyta. Oparł głowę o pień i zamyślił.

— Nie możemy wrócić, Harry — przewróciła stronę — jeszcze nie teraz, rozumiesz? — bała się, że jej przyjaciel wpadnie na jakiś głupi pomysł — musimy znaleść Rona... jakoś się przygotować, wymyślić plan... lub jakąś strategie.

— My się ukrywamy, a niewinni ludzie giną z rąk tego szaleńca — mruknął cicho pod nosem — nasi przyjaciele są skazani na łaskę tego potwora.

— Przyjaciele? Mówisz o tym zdrajcy? — oparł się o pień obok nich poprawiając rude włosy do tylu.

— Ron? — spojrzał na chłopaka.

— Wróciłeś! — wstała odrzucając książkę na bok i mocno przytuliła gryfona — martwiłam się o ciebie... — popatrzyła na niego uważnie.

— Byłem przy Hogwarcie. Widziałem ich — przetarł usta ręką — Malfoy'a i Parker'a, wysłanników czarnego pana — warknął na wspomnienie o nich.

— Widziałeś Leviego? — wstał i stanął obok nich — Leviego Parker'a? — dopytał, był pewny, że chłopak opuścił hogwart.

— To było niebezpieczne. Mogło ci się coś stać — pouczyła go podnosząc książkę z trawy którą okrywał śnieg — głupi ma szczęście — prychnęła pod nosem. Nie chciała tego okazać, ale bardzo ucieszyła się z jego powrotu.

— Nie zostawię tak tego. Czy wam się to podoba czy nie. Oni torturowali Ginny i ślad po niej zaginał... nie wiem gdzie jest, a ich dwójka pewnie zna odpowiedz na moje pytanie — zacisnął mocno pięści.

— Pomogę ci — Harry położył dłoń na ramieniu Weasleya.

— To nie odpowiedzialne, ale... — zamyśliła się — musimy się dowiedzieć co z nią zrobili... tylko co jeżeli nie będą chcieli nam powiedzieć? Co jak nie będą współpracować? — schowała książkę do torby.

— Nie będą mieli innego wyjścia. Gwarantuje ci to, Hermiono — wyjął różdżkę z kieszeni i zakręcił nią w ręce — dowiem się gdzie jest moja siostra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro