2 || Wróć
notka: A to pisałam krótko po Cassandra's Revenge, i jest także w 100% niekanoniczne, ale moi... ekhem... beta readersi powiedzieli, że jest mega i *spoiler* heart-breaking, więc here you are :3
Kiedy Cassandra odkrywa, kim jest jej nowa przyjaciółka, decyduje się wrócić do Roszpunki i pomóc jej pokonać Zhan Tiri. Po ostatecznej bitwie, demon jest pokonany na zawsze, ale to zwycięstwo ma swoją cenę...
To koniec. Nareszcie koniec.
Roszpunka poczuła, jak ciężar spada jej z serca. Była niesamowicie zmęczona, ale to nie miało znaczenia. Wygrali, zło zniknęło, a przede wszystkim, miała Cassandrę znów przy swoim boku.
- Udało nam się! – zawołała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Chciała pobiec do Julka, ale był zbyt daleko – kazała mu tam zostać na wypadek, gdyby moce jej lub Cassandry miały go zranić. Wiedziała jednak, że pewnie niedługo tu dotrze. Niedługo będą bezpieczni razem.
Miała kogoś jeszcze, z kim mogła świętować. Ciężko było jej w to uwierzyć, że po miesiącach strachu i nadziei, Cassandra była tu z nią, jak za dawnych czasów. Roszpunka dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniła. Choć była już w stanie poradzić sobie bez niej, nie mogła być bardziej wdzięczna wszechświatowi za to, że zwrócił jej najlepszą przyjaciółkę.
Odwróciła się i zobaczyła ją ledwo trzymającą się na nogach. Próbowała doczołgać się, ale ból był zbyt silny. Roszpunka obserwowała z przerażeniem, jak jej włosy stawały się niemal szare, a jej twarz – biała.
- Cassandra! O Boże, co...
- Chyba... użyłam zaklęcia... zbyt wiele razy. Zaraz będzie lepiej... - wyszeptała i upadła.
Roszpunka podbiegła i złapała ją w ramiona. Nie miała pojęcia, co zrobić. Cassandra oddychała ciężko, wskazując na Księżycowy Kamień na swojej klatce piersiowej.
- Wykorzystuje moją... energię. Im więcej go używam.... Tym słabsza jestem... Chyba tym razem przesadziłam...
- Cii, wszystko w porządku. Zaraz... ja... będzie dobrze – powiedziała Roszpunka, ale wiedziała, że kłamie.
- Może... jeśli się go pozbędę...
- Nie! Nie, będzie jeszcze gorzej, ja...
- Roszpunko. Za późno.
Cassandra powoli podniosła rękę i odgarnęła Roszpunce włosy z twarzy. To przypomniało jej, że kiedyś już przez to przeszła. Wspomnienie, wciąż tak żywe I bolesne, sprawiło, że wybuchła płaczem. Nie mogła kolejny raz liczyć na cud.
Cassandra zamknęła oczy, ocierając jej łzy z policzka.
- Tak się cieszę, że wróciłam – wyszeptała.
*
Ziemia była twarda i zimna, ale Roszpunka tego nie czuła. Czuła tylko pustkę w środku. Niewiarygodne, jeszcze przed chwilą była tak szczęśliwa, a teraz jej świat znów się załamał. Myślała, że miała wszystko, ale wszystko straciła.
Delikatnie położyła ciężką głowę Cassandry na swoich kolanach i złapała jej ręce. Jedną z nich chroniła niebieska rękawiczka. Roszpunka przycisnęła ją sobie do serca. To była jej wina. To ona to zrobiła. To ona zraniła Cassandrę. I to nie tylko wtedy, zraniła ją tysiące razy. Kiedy jej nie ufała, kiedy nie dotrzymała tajemnic, kiedy obchodziła ją tylko dobra zabawa. Cassandra zawsze była przy niej. Nie mówiła ani słowa, ale w środku była coraz bardziej złamana. Aż w końcu nie wytrzymała i zrobiła coś dla siebie.
Ale skończyło się tak jak zawsze: Cassandra uświadomiła sobie, że nie tego chciała. Bo mimo wszystko, ich przyjaźń była dla niej ważniejsza niż wszystko. I poświęciła wszystko, by ją ratować, choć to było trudne. Teraz zrobiła to samo, po raz ostatni.
Roszpunka nigdy nie czuła się tak winna. Jak mogła być taka samolubna? Jak mogła pozwolić Cassandrze zatonąć tak głęboko? To nie Cassandra ją zdradziła. To ona ją zawiodła. A teraz nie mogła po prostu przeprosić i żyć dalej, jak to zwykle robiła. Było za późno, przez nią.
- Tak bardzo, bardzo cię przepraszam – zaszlochała.
W oddali usłyszała kroki. Julek już tu był, aby zobaczyć, co zrobiła, do czego doprowadziła.
- Blondi, czy ty wiesz, jak to daleko? Naprawdę... - urwał, otwierając szeroko oczy i klękając przy nich – C-Cassandra?
- Teraz... jest bohaterką. Żałuję tylko, że wcześniej zmieniłam ją w potwora...
W końcu pozwoliła sobie spojrzeć mu w oczy, ale to był błąd. Były pełne łez, które starał się powstrzymać. Roszpunka wiedziała, że tak samo jak ona kochał Cassandrę, mimo że jego duma mu na to nie pozwalała.
Łatwiej mi będzie iść tam
Kiedy was...
Kiedy was...
Kiedy was obok mam...
*
Kiedy łzy wyschły I ból nieco zelżał, Roszpunka dotknęła Cassandry i powiedziała:
- Chcę zobaczyć tę prawdziwą.
Księżycowy Kamień łatwo dało się wyjąć, nie spodziewała się tego. Czuła w dłoni jego dziką, niebezpieczną moc. Bez niej, włosy Cassandry były na powrót czarne, a jej zbroja straciła kolor. To była Cassandra, jaką pamiętała – jej najlepsza przyjaciółka, jej głos rozsądku, jej wojownicza dama dworu. Ale teraz, z zamkniętymi oczami i bladą skórą, wyglądała tak delikatnie...
- Roszpunko? Twoje włosy...
Odwróciła się I zobaczyła, że jej włosy zmieniły kolor – były teraz naturalnie brązowe. Nie zdawała sobie sprawy, że Księżycowy Kamień da jej też swoją moc – co znaczyło, że nie była już tylko ucieleśnieniem Słonecznego Blasku. Była panią życia i śmierci.
Życia i śmierci...
- Julek... - wyszeptała, zrozumiawszy, co to znaczy. – Julek, ja... mogę ją przywrócić.
- Jak to?
Zamknęła oczy. To mogło zadziałać. To musiało zadziałać.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać.
Kwiatku, światło zbudź
Pokaż mocy dar
Odwróć czasu bieg
I wróć mi dawny skarb
Ulecz każdą z ran
Odmień losu plan
Co stracone znajdź
I wróć mi dawny skarb
Mój dawny skarb
Nie wiedziała, co zrobić, gdyby to nie zadziałało. Musiało...
- Roszpunko?
Julek zaśmiał się cicho i Roszpunka otworzyła oczy.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że zmieniasz fryzurę?
Szczęście wypełniło jej serce, kiedy mocno ścisnęli się wszyscy razem. Cassandra starała się to odwzajemnić, choć nadal była słaba.
- Myślałam, że straciliśmy cię na zawsze...
- Nie poddałaś się. Nie zostawiłaś mnie.
- Dlaczego by miała? Przecież nigdy jej nie zdradziłaś, nie próbowałaś nas zabić, a nawet jeśli tak, to byśmy ci wybaczyli, no bo to... ty?
Cassandra spojrzała na nich obu, wiedząc, że ludzie tacy jak oni byli największym skarbem, jaki mogła znaleźć.
- Tak bardzo was kocham. Nie zasłużyliście na to wszystko...
- Cassandro – powiedziała Roszpunka miertelnie poważnie, patrząc jej w oczy – jesteś z powrotem. Tylko to się liczy. No, chodź. Czas do domu.
Złapała ich oboje za ręce i zabrała z powrotem do Corony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro