Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog 2/2: Wspomnień czar

San Francisco, 01.09.1967 r.

Monumentalny budynek sądu wznosił się ponad głowami i straszył przechodniów. Sebastian pojawił się na jego progu w wyblakłej koszuli i marynarce z dawnych lat, która nie leżała już tak ładnie jak kiedyś. Ułożył przydługie włosy, żeby wyglądać jak człowiek, mimo że człowiekiem już od dawna nie był.

Dwanaście długich lat tkwili w tym małżeństwie, jednak nigdy się nie kochali. Do wszystkich problemów dochodził również nałóg Sebastiana, z którym nie potrafił sobie poradzić, aż w końcu odbiło się to na jego pamięci. Pamiętał, że matka Leona próbowała go kiedyś wyleczyć. Chciał zrobić na niej jak najlepsze wrażenie i starał się nie pić więcej, niż potrzebował: wyłącznie do resetu po całym dniu, choć nie zawsze się to udawało.

Jego dzieci były już prawie dorosłe — Leon kończył w tym roku dwadzieścia dwa, a Clair, mimo dwunastu lat na karku, wykazywała niesamowitą dojrzałość, więc nic nie stało na przeszkodzie, by Valentina pozwała swojego męża i zażądała od niego rozwodu, zabierając mu prawa rodzicielskie.

— Dziękuję, że mnie wspierasz — odezwał się do syna, sapiąc ciężko.

— Jesteś moim ojcem — powiedział poczciwie Leon. — Zawsze będę cię wspierał. Bez względu na wszystko.

— Bzdury — syknął. — Kiedyś mnie opuścisz. Znajdziesz sobie kobitę. Będziecie mieli dzieci. A wtedy stary ojciec przestanie się już liczyć...

— Tato, ja wcale nie...

— Nic nie mów. To naturalna kolej rzeczy. — Wzruszył ramionami.

Minęła ich Valentina. Jako równolatka Sebastiana, w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat, wyglądała wręcz śmiesznie młodo, jakby zatrzymała się koło czterdziestki. Nie straciła swojej nienagannej sylwetki i Sebastian, widząc jej ciało ukryte pod idealnie skrojonym komplecie, nawet przez moment zawahał się, czy aby na pewno chce tego rozwodu. Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie, że w ciągu całych dwunastu lat widział to ciało zaledwie kilka razy.  

Wystarczyło jednak zaledwie przelotne zerknięcie na zaciętą twarz, by upewnić go, że to dobre dla nich obu — on odzyska święty spokój, a ona otrzyma wyłączną opiekę nad Claire, zabierze mu dom, a ponadto każdego miesiąca będzie ściągać horrendalnie wysokie raty alimentów, tym samym pozbawiając ostatnich oszczędności. A on będzie mógł pić i pić, i pić, aż do otrzeźwienia, i potem po raz kolejny rozpocznie ten krąg.

Pomału zapominał wiele rzeczy. Raz omal nie poznał własnej siostry, choć ona, w ogóle się nie zmieniała. Sebastian wychodził z założenia, że od tego ma Leona: by to on pamiętał rzeczy za nich obu. Wspomnienia z dawnych lat powoli się zacierały w jego umyśle: nie do końca już wiedział, co jest prawdą, a co jedynie wytworem imaginacji.

Sprawdził godzinę na zegarku: do rozprawy zostało dwadzieścia kilka minut. Nie pamiętał, skąd go miał, ale nigdzie się bez niego nie ruszał. Czuł, że tak trzeba. Że to jest jego powinność, którą musi wypełnić. Niedowidział już dedykacji wyrytej na tarczy i był prawie pewien, że Leon kiedyś mu ją odczytywał, a nawet powiesił te słowa na lodówce. Nie wiedzieć czemu, dla dwudziestodwulatka było to bardzo ważne.

— Odpal mi papierosa — rzekł nagle. Sam nie był w stanie tego zrobić. Ręce trzęsły mu się coraz bardziej, a on, nie wiedział dlaczego.

Leon posłusznie wręczył ojcu fajkę.

— Trujesz się — mruknął tylko. — Co by powiedziała matka?

Popatrzył na syna nieodgadnionym wzrokiem.

— Co by miała powiedzieć?

— Wiesz przecież, że nie pochwalała twojego stylu życia.

— Bzdury. — Przewrócił oczami. — Przecież piła razem ze mną.

— Pamiętasz ją?

— Nie pamiętam, Leon — westchnął. — Ale wiem, że piła. Poznaliśmy się, gdy... — Próbował. Naprawdę próbował sobie przypomnieć sytuację, w której po raz pierwszy się spotkali. Nadaremnie. Coś mu świtało, ale nie był w stanie dojść do szczegółów. Jak przez mgłę kojarzył tylko jakiś lokal w centrum miasta. Co to było za miasto? Warszawa, Moskwa, a może Kraków? Chyba Warszawa. 

— Poznaliście się, gdy szukałeś swojego szpiega — dokończył cierpliwie, a Sebastian kiwnął w skupieniu głową. Wyglądał, jakby sobie przypominał, choć Leon wiedział, że są na to nikłe szanse. Z roku na rok ojcu się pogarszało coraz bardziej. — To był wieczór, a ona nie miała przy sobie dokumentów. Zupełnie pijana wpadła na dwóch żołnierzy niemieckich, a wtedy wyszedłeś ty od Aktorek...

— Leon, co to było za miasto? — mruknął tylko, pogrążony we własnych myślach.

— Warszawa. — Uśmiechnął się smutno. — To była Warszawa, tato. — No tak! Dobrze zapamiętał! — Chodźmy. Za chwilę powinien przyjść sędzia.

— Zaczekaj, Leoś. Co jeszcze możesz mi powiedzieć o twojej matce? — zapytał ze zdumieniem wymalowanym na twarzy.

— Wszystko, co tylko chcesz. Ale dopiero po rozprawie. 

— Powiedz mi szybko jedną rzecz... 

— Oczywiście. 

— Co się z nią stało? — zapytał słabo.

Leon uśmiechnął się smutno.

— Umarła przy porodzie.

— Przy porodzie? Jestem pewien, że to było jakoś inaczej...

— Musimy iść tato — rzekł, dostrzegając sylwetkę sędziego, który powoli zbliżał się do budynku. Oberhaus rzucił niedopałek na beton i przygniótł go butem, a po chwili zniknęli razem na sali rozpraw. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro