42. Szmery umysłu
24.09.1944 r.
Katja, jak co rano, zaplatała warkocz na lnianych włosach Heleny i jednocześnie przyglądała się przez ramię koleżanki słowom, które ta zapamiętale skrobała w notesie. Zdania były proste, pisane bez ładu i z pominięciem elementarnych zasad interpunkcyjnych. Szczególnie w oczy rzucił jej się ostatni wers, który głosił:
oni sądzą że ja ogłupiałam i chodzą przy mnie na paluszkach żeby mnie nie zbudzić ale ja NIE STAŁAM SIĘ ŻADNĄ IDIOTKĄ!!!!!!!!!
Kobieta westchnęła cicho. Wszystkie te wydarzenia w życiu Heleny nawarstwiły się, czego ta nie wytrzymała. Była skrzywiona, ale w głębi serca tak naprawdę czuła się bardzo samotna - a Katja od samego początku widziała tę niezaspokojoną potrzebę bliskości. Może gdyby nie poznała Sebastiana, to wszystko nie miałoby miejsca, choć wszyscy zdawali się wiedzieć, że to spotkanie było im pisane. Przeznaczenie to piękne i bardzo potężne słowo, którym Katja przy zwykłych sytuacjach posługiwała się wyjątkowo ostrożnie, a wręcz nie używała go w ogóle. W tym jednym przypadku jednak wiedziała, że to musi być to. Bo jeżeli państwo Oberhaus nie byli sobie pisani, to najwidoczniej nikt nie był.
Niestety Sebastian przyczynił się do pogorszenia stanu Heleny. Świadomość, że kobieta wolałaby spędzać swoje ostatnie chwile z ukochanym niż z nią, bardzo bolała, a jednocześnie była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Przez cały swój pobyt w Marsylii Sebastian wysłał tylko jeden list: zresztą urwany w samym środku zdania. Stąd też Katja Pietrowna utraciła nadzieję na ujrzenie przyjaciela żywego. W swoich myślach już go pochowała jakiś czas temu. Trudno jej było powiedzieć, co czuje w tym momencie Helena: jej droga przyjaciółka, z którą jednak nie miała okazji spędzić zbyt wiele czasu, ponieważ ta zapadła na chorobę umysłową.
Katja zastanawiała się długo, czy powinna to zrobić. Toczyła w myślach zaciekłą batalię, analizując wszystkie możliwe rozwiązania. Teraz gdy mózg Heleny stał się jedynie bezbrzeżną pułapką, śmierć byłaby dla niej wybawieniem. Wiedziała, że powinna to zrobić szybko, inaczej ktoś mógłby ją w tym wyręczyć — a lepiej, by wyrok został wykonany przez nią niż jakiegoś fanatyka. Ona zabiłaby z miłości, ale czym się to różniło od morderstwa z nienawiści? Wszak zabójstwo jest zabójstwem, nieważne, jakie pobudki kierowały sprawcą.
Robiła już to przecież, i to nieraz. Dlaczego więc teraz wyrzuty sumienia miałyby nią zawładnąć?
— Napijesz się czegoś? — zapytała drżącym głosem.
Helena wprawdzie przestała się odzywać, a jej oczy cały czas pozostawały już zamglone, jakby kompletnie przestała rozumieć, co się do niej mówi. Katja jednak chciała bezustannie z nią rozmawiać: być może w nadziei, że ta w końcu wybije się z sennego letargu. Choć ostatnim razem, gdy to się stało, sprawa tyczyła Krzysztofa. Sugestia, że dawny przyjaciel nie żyje, mocno ją zdenerwowała. Po przeczytaniu wszystkich listów Helena jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, a Katja miała sobie za złe, że nie powstrzymała jej przed poznaniem treści korespondencji. Musiała przyznać, że w tym starciu wygrała trochę jej własna ciekawość. Sama nie śmiałaby ich otworzyć, ale skoro już były odpieczętowane, nic nie stało na przeszkodzie, by dowiedzieć się, kto i o czym pisał do Heli...
Zerknęła na koleżankę, pogładziła jej warkocz i wstała ostrożnie. Sonia, widząc, że ukochany człowiek się porusza, natychmiast poderwała się z poduszki i popędziła za Katją, przewracając się z kanapy. Sonia była kilkumiesięczną suką w typie owczarka niemieckiego, którą Sebastian uratował przed utopieniem. Katja karmiła i bawiła się ze szczeniakiem, można więc powiedzieć, że ten uznał ją za swoją przybraną matkę. Razem udały się do kuchni: Sonia, merdając wesoło ogonem, a Katja ze zrezygnowaną miną.
Przygotowała herbatę, dokładnie jak to miała w zwyczaju. Osłodziła ją dużą ilością cukru, a ponadto, po przeszukaniu szafek w kuchni, dodała jeszcze jeden, tajemniczy składnik. Okazało się, że nad lodówką Sebastian trzymał w metalowej puszce truciznę, być może w razie ewentualnego pojmania. Ryzyko zawodowe, pomyślała, uśmiechając się gorzko.
Gdy odrzuciła wieczko, dojrzała, że opakowanie jest prawie puste. Na dnie zostało zaledwie kilka tabletek. Westchnęła. To oczywiste, że musiał zabrać część ze sobą. Wygarnęła resztę na dłoń, wsypała do filiżanki i mieszała dopóty, dopóki środek nie rozpuścił się we wrzątku, pozostawiając za sobą jedynie mętne smugi.
— Heleno, twoja herbata — rzekła w końcu spokojnym tonem, stawiając spodek z filiżanką tuż obok dziewczyny.
Młoda kobieta obrzuciła obojętnym spojrzeniem herbatę, a po kilku minutach zaczęła sączyć z wolna napój.
Jeżeli chcesz coś powiedzieć, zrób to teraz, błagała kobietę w myślach. Bo potem nie będziesz miała ku temu okazji.
Piła powoli. Katja już myślała, że nic jej się nie stanie, w końcu mogły to być zwykłe witaminy, a może tabletki na ból głowy. Ale nie dopiła do połowy, gdy nagle zaczęła się dusić. Następne wydarzenia działy się bardzo szybko. Helena straciła przytomność, a jej ciało zatraciło się w konwulsjach. Twarz wykrzywiała się przez chwilę w bólu, ale po kilkunastu sekundach zastygła w niemym wyrazie bezbrzeżnego przerażenia.
Katja pochyliła się ku niej, ucałowała oba policzki kobiety i jednym ruchem na wieki przymknęła niewidzące od dawna oczy. Myślała też o tym, jak bardzo jej szkoda nienarodzonych dzieci Heleny: pierwszego, które straciła w łazience i obecnego, z którym była w ciąży.
Wtedy naraz wydarzyło się kilka rzeczy. Ulewny deszcz lunął z nieba, Sonia zaczęła wściekle ujadać, a w pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Katja podskoczyła gwałtownie i strąciła łokciem filiżankę ze stołka, a ta rozprysła się na kilka większych części i masę niewidocznych okruchów.
Pietrowna wygładziła suknię drżącą dłonią i podążyła do przedsionka. Zostawiła koleżankę za sobą, jednak cały czas oglądała się, czy aby na pewno tam jest — co było przecież irracjonalne. Nie mogła ot tak sobie wstać i gdzieś pójść. Katja na własne oczy widziała, jak jej klatka piersiowa przestaje się ruszać spokojnym, miarowym rytmem.
Przez chwilę myślała, że oto wrócił Sebastian i za moment ujrzy swoją ukochaną martwą, ze strużką śliny cieknącą na ażurowy sweterek. Usiłowała zerknąć przez witraż w drzwiach, by sprawdzić, kto do nich zawitał, nie widziała jednak żadnej ludzkiej sylwetki. Uchyliła lekko drzwi, a do jej uszu dotarł dziecięcy skowyt, tak przeraźliwy, że aż rozdzierał jej uszy. Gdy zdjęła łańcuch, ujrzała, że na ganku posiadłości leży małe dziecko, zawinięte ciasno w kocyk. W jego poły ktoś wcisnął karteczkę z napisem: Urodziłem się 20 sierpnia 1944 roku.
Nie czekając dłużej, wzięła chłopca na ręce i wróciła do posiadłości. Dziecko było kompletnie przemoczone. Zaraz położyła je na kanapie i owinęła w suchy koc, jednak nie przestawało płakać. Pewnie było głodne, ale ona nie miała mleka. Drżącymi dłońmi rozpięła sweterek Heleny i przystawiła chłopca do nagiej klatki piersiowej.
— Dlaczego macie otwarte drzwi? — zagrzmiał nagle głos. Katja zamarła. — Co tu się dzieje, Katja? — Mówił spokojnym tonem. Nie musiała patrzeć, by wiedzieć, że oczy ciskały błyskawice.
Obróciła się z wolna i spojrzała na Sebastiana stojącego w progu. Jego włosy były zupełnie zwichrzone, a z grubego, wełnianego palta ściekały na kafelki strużki wody. Chwilę później już klęczał przed fotelem, na którym Helena znajdowała się w półleżącej pozycji. Poprawił ubranie spadające z ramienia, próbując ignorować myśl, że obnażenie ciała zmarłej w pewien sposób ją upokorzyło, a dokonał tego nie kto inny, jak Katja.
Objął palcami jej policzki. Wyglądał, jakby chciał przywrócić ją do życia dzięki sile swojej woli, kobieta była jednak za bardzo martwa, a może jego wola nie była dostatecznie potężna, by odwrócić efekt zatrzymania akcji serca. Może za mało tego chciał, niewystarczająco starał się odnieść sukces w tej swojej małej walce, a już z pewnością istniały na tym świecie osoby o znacznie większych pragnieniach. A on był w tym wszystkim tak mały i żałosny...
— Co ty jej zrobiłaś, ty nikczemna... — wydusił z siebie, ściskając mocno biały nadgarstek. Każde słowo zdawało mu się sprawiać namacalny ból. Nie chciał oglądać Katji na oczy, nie chciał jej słuchać, czuć na ramieniu miękkich palców w pocieszającym geście, a już tym bardziej nie zamierzał pozwolić, by ta kobieta przebywała choć minutę dłużej pod jego dachem. To, co zrobiła, było niewyobrażalnie podłe i wprost nie mógł się nadziwić, że była do tego zdolna. Przez jej ciepło, jej pulchne policzki, jej oddanie, przez to, jaką była osoba, zdawał się przez chwilę zupełnie nie pamiętać, że jednak była prawie tak samo bezwzględna jak on. — Wynoś się stąd — dodał ciszej.
— Pozwól mi wytłumaczyć — rzekła. Kłamstwem by było powiedzenie, że rozpacz szalała w jej oczach, bo twarz kobiety pozostawała neutralna.
— Po prostu stąd wyjdź.
— Ale... — zawahała się. Wyraźnie chciała coś dodać.
— Wynocha, łachudro! — wrzasnął.
Oddaliła się do drzwi w akompaniamencie delikatnego popiskiwania suki, która bardzo gwałtownie reagowała na zmiany nastrojów w otoczeniu.
— Pies cię jebał, durniu — rzuciła tylko, gdy wiedziała, że nie może jej już usłyszeć. Kopnęła wściekle w drzwi, ale natychmiast tego pożałowała. To wszystko było niepotrzebne, pomyślała z grymasem. Jeszcze po mnie pośle. Jak tylko się zorientuje, że nie ma mamki dla dzieciaka. O ile go nie porzuci na jakimś śmietniku.
Gdyby nie zostawił Heleny, być może nigdy by się jej nie pogorszyło. Gdyby jej nie zostawił, wciąż by żyła.
Oddaliła się w stronę swojego lokum, czując na ramionach i głowie ciężkie krople deszczu, nosząc je przez całe miasto niczym jarzmo.
***
Pozwolił sobie wyjść z posiadłości, choć wiedział, że ma na miejscu inne obowiązki. Nie mógł wprost patrzeć na obrzydliwe ciało, na których jak węże wiły się niebieskie i zielone żyły. To nie było ciało umiłowanej przez niego kobiety, tylko ciało przerażającej lalki, którego widoku pragnął zapomnieć. Podszedł tylko do barku i zabrał stamtąd dekorowaną piersiówkę, jednak nawet tak trywialny przedmiot cały czas mu o niej przypominał. Nie wyobrażał sobie przyszłości w tym domu bez swojej ukochanej. Najbardziej obawiał się faktu, że będzie musiał sam stawić czoła swojemu życiu. Bał się samotnej egzystencji, jakby cały czas tego świata spędził z Heleną, a przecież ona pojawiła się stosunkowo niedawno. Jakby tego było mało, spędził bez niej więcej czasu niż z nią.
Wrzask dziecka odstawionego od piersi przerwał jego ponure myśli. Zapadł się w kanapie i pociągnął duży łyk z piersiówki. Pragnął zapomnieć o Katji, o Helenie, o życiu. Chciał zapomnieć o wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro