Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. Rozpacz nieznanego pochodzenia

22.07.1938 r.

Gdy Elżbieta Lisiecka umarła, Helena nie wiedziała, jak powinna zareagować. Z jednej strony, całe życie czuła się nienawidzona i wyszydzana, ale z drugiej, gdyby nie jej krytyczne podejście, sama najpewniej nigdy nie zwróciłaby uwagi na nadmiar swojego ciała. Być może nawet nie wpadłby jej do głowy pomysł, by się odchudzić za wszelką cenę.

Matka odeszła dziwną, zagadkową śmiercią: po prostu pewnego wieczoru poszła spać, nieświadoma, że to jej ostatnia noc spędzona na tym świecie. Nie obudziła się. Tadeusz wyprawił jej szybki, skromny pogrzeb i więcej nie wspominali o dziwnym incydencie, zabraniając również Helenie rozmawiać o matce.

Zdawałoby się, że ojciec i Jadwiga odetchnęli trochę z ulgą, gdy Elżbieta odeszła, a Hela nie potrafiła zrozumieć dlaczego.

Wpatrywała się w okno, próbując przenieść malowniczy krajobraz na chropowatą strukturę płótna. Już od dawna nic nie namalowała. Wcześniej odczuwała jakąś dziwną blokadę, a teraz, gdy wreszcie jej się wydawało, że jest już gotowa i nic nie może jej powstrzymać, coś jej podpowiadało, że jednak nie jest to dobry czas. 

W powietrzu unosił się intensywny zapach terpentyny, na stoliczku obok leżały pędzle i farby. Helena westchnęła, odwiązała swój malarski fartuszek i mimowolnie uśmiechnęła się, gdy palce natrafiły na szczupłą talię i idealną krzywiznę pleców.

Dostrzegła przyjaciela jadącego do ich posiadłości na śmiesznym, wysłużonym już rowerze. Znajdując się pod samymi drzwiami, odrzucił pojazd na bok, a Helena usłyszała, jak Krzysiek dobija się do środka. Zofia krzątała się w kuchni, a Manuela najpewniej sprzątała u góry, sama więc musiała podejść.

Otworzyła i spojrzała na kolegę dziwnym wzrokiem.

— Boże, Hela... — sapnął, wypluwając płuca. — Przyjechałem do was, gdy tylko przeczytałem nekrolog w gazecie... Tak mi przykro!

Westchnęła tylko w odpowiedzi i wyszła do niego na dwór. Lipcowe powietrze uderzyło ją w twarz, a lniany warkocz zakołysał się za nią.

— Przejdźmy się — rzuciła i wyminęła chłopaka.

Krzysztof zdjął szybkim ruchem brązowy kardigan niedbale narzucony na koszulę, złożył go w kostkę i ułożył na siodełku, doganiając zaraz Helenę. Jej zielona sukienka, zapinana na całej długości na guziki, załopotała delikatnie na wietrze.

— Jak się czujesz? — zapytał po chwili.

— Straciłam matkę — syknęła, łypiąc w jego kierunku. — Mam się radować z tego powodu?

— Rozumiem twój ból. — Zmarszczył brwi. — Ale wcale nie musisz się na mnie wyżywać.

— Przepraszam — westchnęła, przykładając dłonie do skroni. — Nie wiem, jak mam się z tym czuć. Jej śmierć była taka nagła. Zawsze mogła się pochwalić doskonałym zdrowiem. Tym bardziej nie rozumiem, co zaszło.

— Jak mogę ci pomóc?

— Nie wiem. Nie mam pojęcia, czy jest jakiś sposób, byś w ogóle mógł.

Nie wierzył jej. Słyszał, jak się do niego odnosiła i widział zadręczoną minę. Oto jego ukochana, choć nie wiedziała, że awansowała do takiej pozycji, znalazła się na skraju nerwów.

— Hela — szepnął, łapiąc ją za nadgarstek. — Jesteś tego pewna?

Dziewczyna rozejrzała się tylko nerwowo, jakby sprawdzając, czy aby na pewno znajdują się wystarczająco daleko od jej posiadłości. Nie chciała zostać przyłapaną przez któregoś z domowników. Potem by musiała wysłuchiwać ich wynurzeń, choć prawdopodobieństwo, że nie zareagowaliby w żaden sposób, było równie duże.

— Jestem pewna, Krzysiu — westchnęła. — Proszę, nie rozmawiajmy więcej o mojej matce.

— No dobrze. — Zawahał się. — Mogę ci opowiedzieć, co nowego w harcerstwie.

— Mów. — Wzruszyła ramionami, choć w istocie było jej to obojętne, o czym będzie rozprawiał przez następne pół godziny. 

— A swoją drogą, wiesz jakie przezwisko wymyśliła dla ciebie moja siostra z mamą? Helutka. Czy nie brzmi to pięknie?

— Nie podoba mi się — ucięła. — Nie mów tak do mnie.

01.12.1941 r.

Stała tam przed nim, w swojej najpiękniejszej sukience, wprawiając Krzysztofa w oniemienie. Wpatrywał się w nią bezmyślnie i podziwiał piękno swojej przyjaciółki. Widział w tej dziewczynie swoją przyszłą żonę, najcudowniejszą i jedyną ze wszystkich, zupełnie inną od reszty głupich dziewcząt.

— Jak wyglądam?

— Wiesz przecież, że dla mnie w każdej odsłonie wyglądasz zniewalająco.

W odpowiedzi przewróciła tylko oczami. Wiedziała, że prędzej czy później pożałuje, że zgodziła się na ten przeklęty związek. Miała jednak wrażenie, że uczucie z jego strony nie jest do końca szczere.

Ta cała obsesja na punkcie Heleny zaczęła się w momencie rozpoczęcia wojny, gdy postanowiła przynosić Gawrońskim resztki jedzenia. To nie było nic wielkiego. W trzydziestym dziewiątym przychodziła jeszcze ze świeżymi zaprawami podkradanymi z rodzinnej piwnicy, później jednak rodzina musiała zadowolić się czerstwym chlebem, a czasem niecałym workiem ziemniaków. Za wszystkie podarunki byli jednakowo wdzięczni, nieważne jak nędzne bywały. W normalnych warunkach najpewniej honor zabraniałby im przyjąć jedzenia. Głód jednak sprawił, że wcale nie oponowali dłużej.

Krzysiek nazwał ją kilka razy wariatką, ale ona, pomagając im, nie miała już nic do stracenia. A wolała stracić życie w ten sposób niż po prostu czekać na śmierć.

— A w ogóle, to dla kogo tak się stroisz?

Uśmiechnęła się lekko.

— Wychodzę dziś.

— Chyba nie sama? — Zmarszczył brwi.

— Z Izabelą. — Wzruszyła ramionami.

— Helena, ale ty nie możesz.

Odwróciła się w stronę lustra i pociągnęła usta czerwoną szminką.

— A na jakiej podstawie tak twierdzisz?

— Bo... Bo nie możesz! — Poczerwieniał na twarzy ze złości. Nie chciał, by dziewczyna szlajała się gdzieś, nie wiadomo gdzie i z kim, robiąc jakieś głupoty na mieście.

— Całe lata nie znałam prawdziwego życia — westchnęła. — Zresztą sam o tym doskonale wiesz. — Spojrzała na niego, mrużąc niebezpiecznie oczy. — Pamiętasz, jak przeniosłam się do szkoły, do prawdziwej szkoły? Przy Grottgera. Specjalnie dla ciebie. Żeby mieć bliżej swojego przyjaciela. Ale byłam za gruba i dlatego nie pasowało, żebyś ze mną rozmawiał wtedy. Nigdy, przenigdy żaden chłopiec nie pociągnął mnie za włosy, nie dał mi polnego bukietu ani nie zaglądał pod spódnicę. A innym dziewczynkom to zdarzało się nagminnie, choć były, krótko mówiąc, przeciętne.

Zarumienił się na myśl o zaglądaniu pod spódnicę przyjaciółki.

— Byłam po prostu obrzydliwa. — Załamała ręce. — Wyglądałam jak świnia.

— Hela, ty wcale nie... — zaczął słabo, ale przerwała mu gestem.

— Nie próbuj nawet zaprzeczyć. Przez lata z tym walczyłam, ale zawsze pozostawałam w cieniu Izabeli. — Skrzywiła się. — Ona była brzydka, ale chociaż chuda. Ty i twoi koledzy bardzo się do niej śliniliście. Do tej głupiej plotkary! — Tupnęła nogą.

— Helutka, posłuchaj...

— Nie będę cię słuchać! — warknęła. Zmroziła go spojrzeniem, a on postanowił się już nie odzywać. — To ty posłuchaj. Dopiero, gdy stałam się chuda jak włos, zainteresowałeś się mną. A pomoc twojej rodzinie tylko to spotęgowała.

Krzysiek zasępił się. Argument o żywności, jaką im przynosiła, był poniżej pasa, uwłaczający godności rodziny. Wyciągała go bardzo często, traktując jako kartę przetargową.

— Nie sądzisz, że...

— Wyjdź stąd, Krzysztofie. Nie będziesz mnie wcale umoralniał. A mówię ci o tym, byś wiedział, gdzie szukać. To w ramach zabezpieczenia. — Zawiązała apaszkę pod szyją. — Spróbuj jednak przekazać komuś dalej informację o naszych nockach, a już mnie więcej nie zobaczysz. — Posłała mu poważne spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego minę. — A najlepiej to już wracaj do siebie. Robi się późno. 

Wymamrotał coś niezrozumiałego, wciąż patrząc jej w oczy.

— Mógłbyś powtórzyć?

— Ja cię kocham, Heleno — westchnął. — Nie chcę, byś się na mnie gniewała. Ale jeszcze bardziej nie chcę słuchać o twoich podbojach i o tym, jak wspaniale się nie bawisz. To wszystko sprawia mi tak ogromny ból, że nawet sobie nie wyobrażasz.

— Tylko widzisz, to nie jest takie proste. — Pokręciła głową i przysiadła na skraju fotela. — Wiele nas dzieli...

A już najbardziej to poglądy. Hela wiedziała, że Krzysiek, choć dobry chłopak, w życiu nie zaakceptowałby ideologii, za którą ochoczo podążała jej rodzina. Powinien wiedzieć, pomyślała, ale na szczęście udało jej się przegonić chęć poinformowania go o wszystkim. Może jako dzieciak nie był niebezpieczny, ale jako dziewiętnastoletni członek Polskiego Podziemia, stanowił nie lada zagrożenie.

— To wszystko da się przeskoczyć.

— Wszystko? — Uniosła brew. — Nawet twoje schadzki z Izabelą?

Jego policzki pokraśniały.

— Wstyd mi.

Ich relacja była skomplikowana. Zawsze byli ze sobą blisko, ale ich związek nabrał romantycznego wydźwięku krótko po rozpoczęciu wojny. Wiecznie się schodzili i rozchodzili, bo nieustannie coś nie pasowało którejś ze stron. Czasami Helena czuła się źle, stale towarzyszyło jej przeświadczenie, że powinna to skończyć raz na zawsze, jednak nie potrafiła: narastało w niej coraz bardziej poczucie powinności wobec Krzyśka, a z tygodnia na tydzień coraz bardziej miała wrażenie, że zawiniła. Znali się przecież i wiedziała doskonale, że on ma w sobie mnóstwo czułości, którą chciał i musiał na kogoś przelać.

Zaś ona zawsze była specyficzna. Lata nieśmiałych, ukradkowych spojrzeń na szczupłe koleżanki zrobiły swoje, cegiełkę dołożyła do tego również matka, która w pewien sposób pozbawiła ją dzieciństwa i uniemożliwiła cieszenie się życiem.

— Krzysiu... — zaczęła nagle dobrotliwie. Zaraz spojrzała na niego zamglonymi oczami.

— Kochana? Helu? — Poderwał się z miejsca i potrząsnął ją za ramię. — Wszystko w porządku?

Uniosła brwi w niemym zdumieniu. Wyglądała, jakby nie rozumiała ani słowa i trwała w tym amoku przez dłuższą chwilę, a Krzysztof kompletnie nie wiedział, co się dzieje i co powinien zrobić.

— Hela, zaraz przyjdzie Izabela — mruknął tylko. — Opanuj się, proszę cię, opanuj. Co z tobą, Helcia? — szeptał gorączkowo, próbując ją ocucić, jednak jej twarz wciąż była nieprzytomna, bez wyrazu.

Nagle drzwi otworzyły się, a przez utworzoną szparę zajrzała do środka pokojówka. Helena niemrawo obróciła głowę w jej stronę.

Pani Zosiu... Pani Zosiu, czy wiedziała pani, co ten Krzysiu opowiada? — Zofia na te słowa otworzyła szeroko oczy. 

— Dlaczego nie zawołałeś mnie wcześniej? — spojrzała na Krzysztofa z lekkim wyrzutem.

— Ale co...?

— Ona ma atak, chłopcze. Wyjdź, proszę. — Zarzuciła ścierkę na ramię, pomogła usiąść Helenie, jednocześnie przeganiając chłopaka drugą ręką. 

— Przepraszam, nie wiedziałem, nie wiedziałem, przysięgam... Ja...

— Idź do siebie, Krzysiu, i pamiętaj, nikomu o tym nie mów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro