25. Alkohol i gniew
20.02.1944 r.
Ten stan rzeczy trwał zdecydowanie za długo. Dni mijały, a ona miała wrażenie, że coraz bardziej ją to wycieńcza. Była zdeterminowana, by odzyskać Sebastiana. Najlepszym sposobem na to, by do niej wrócił, zdawało jej się uwiedzenie go. Zeszła jednego razu ubrana w spódnicę przylegającą do ciała i wiązaną fioletową bluzkę z kopertowym dekoltem. Na oku zrobiła kreskę i pociągnęła usta czerwoną szminką. Ułożyła loki, które tak uwielbiał. Miała nadzieję, że gdy ją zobaczy, padnie u jej stóp i zacznie błagać, żeby do niego powróciła, a ona? Ona by popatrzyła na niego kpiąco, może trochę pograła na jego uczuciach i wzbudziła wyrzuty sumienia, ale w końcu przyjęłaby go z powrotem.
Próbowała się dowiedzieć, o co mu chodziło i skąd się wziął u niego ten genialny pomysł, ale jej starania spełzły na niczym. Pozostawało więc sądzić Helenie, że to było chwilowe zawahanie z jego strony. Nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że miał kogoś innego, bo chyba by nie przeżyła tej świadomości. Już na tym etapie wiedziała, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować bez Sebastiana.
Podpięła pończochy do pasa, założyła odrobinę wyższe buty niż zawsze. Wyglądała niesamowicie, choć nogi trochę się pod nią uginały. Jej chód nie był idealny, przypominała raczej kulawą, ale przy odrobinie szczęścia, Sebastian nie zauważy nic oprócz jej nienaturalnie wydłużonych nóg, podkręconych rzęs i rumianych polików.
Spryskała się jeszcze mocnymi perfumami i wyszła. Z góry schodów dostrzegła jego sylwetkę. Zdawało się, że rozmawia z kimś przez telefon, przyciskał słuchawkę do ucha i mówił coś bardzo cicho. Palce drugiej dłoni zaciskał na błyszczącym czerwienią jabłku.
Helena zbliżyła się z zamiarem podsłuchania rozmowy, uważając, by obcasy zanadto nie stukały.
— ...Harriet jest co prawda nowicjuszką, ale szybko się uczy, a tamte do mnie w ogóle nie przemawiają. Ubierz ją w chłodne kolory. Fiolet...? — przerwał, chyba się zastanawiając nad czymś. — Fiolet może być, ale błękit najlepiej pasuje do jej oczu. I jeszcze jedno, natrzyj ją olejkiem lawendowym — mruknął.
Z kim on rozmawiał? Jaka nowicjuszka? Helena z niemałym zdziwieniem stwierdziła, że wymienił dokładnie te kolory, w które najczęściej sama się ubierała. Sebastian miał u siebie olejek lawendowy, którego zresztą używała, bo nieodzownie kojarzył jej się z nim i tym domem.
— Wspaniale. — Oparł się biodrem o ścianę. — Bardzo dobrze. Nie mogę się doczekać. Nie, nie, to ja przyjdę. Do zobaczenia.
Rozłączył się i odwrócił się w stronę Heleny. Na twarzy wciąż miał lekki uśmiech po niedawnej rozmowie.
— Cześć. — Wygładziła spódnicę i spojrzała mu w oczy.
— Cześć. Ładnie wyglądasz. — Ugryzł jabłko.
Zirytowało ją to, że nawet na nią nie patrzył, a stwierdzenie, że ładnie wygląda, było niewystarczająco. Nazywał ją już swoją boginią, obiecywał istne cuda, więc oczywistym stał się fakt, że wymagała coraz więcej. Mimo swojego wewnętrznego oburzenia zaczesała włosy za ucho i opuściła nieśmiało wzrok.
— Dziękuję. Wiesz, przyszłam do ciebie. — Uśmiechnęła się przymilnie, jednak on zdawał się nie zauważać spojrzeń, jakie mu posyłała.
— Za moment wychodzę. Coś pilnego? — zapytał, przeżuwając z wolna owoc.
— Tak... Nie... — Pokręciła głową i westchnęła lekko. — Być może. Bo tak się składa... — zaczęła słodkim, niewinnym głosem, który powinien wzbudzić natychmiast jego podejrzenia. Podeszła bliżej i dotknęła jego ramienia.
W końcu odwrócił głowę w stronę Heleny, a ona uśmiechnęła się tylko i już po chwili obnażyła się przed nim. Złamała dzielący ich dystans i zarzuciła mu ręce na szyję, ocierając się piersią o jego tors.
— Myślisz, że mógłbyś mi pomóc? — zapytała, mrużąc oczy.
Spojrzał na nią z szokiem i gwałtownie odskoczył jak oparzony. Zrzucił z siebie drobne dłonie i odwrócił się, żeby tylko nie oglądać jej golizny.
— Co ty wyprawiasz? Proszę, nie paraduj przede mną... W ten sposób. — Zakrył oczy palcami.
— Ale... Jestem nieładna? — Usta kobiety wygięły się w podkówkę.
— Hela... — Przetarł dłonią twarz zmęczonym głosem. — To jest bardziej skomplikowane,niż ci się wydaje, bo tu nie o to chodzi — prychnął. — Sama doskonale wiesz, jak wyglądasz. I potrafisz to wykrozystywać...
— Ale? — zapytała, czując jak narasta w niej upokorzenie. Mrugała szybko, by odgonić spod powiek łzy.
Ubrała się szybko, zakrywając szczelnie bluzką.
— My po prostu nie możemy! — Nastroszył dłońmi włosy przy skroniach. Chodził nerwowo wte i wewte.
— Nie możemy? — załkała. — Po tym wszystkim... Po prostu nie możemy? Kto ci tak powiedział?
— Hela, każdy głupi to zauważy. Będziesz cierpiała, tkwiąc ze mną w przeklętym związku... A tak przynajmniej może będzie lepiej. Choć jednemu z nas...
— Nie rozumiem... Skoro oboje tego chcemy... — Załamała ręce. Nie potrafiła ogarnąć umysłem, dlaczego Sebastian jej to robił, dlaczego robił to im. — Powiedz mi chociaż, kim jest dla ciebie Harriet.
— Co?
— Pytam, kim jest Harriet. Głuchy jesteś? — zapytała chłodno.
— Podsłuchujesz moje prywatne rozmowy, skarbie? Czy czasem się nie zapędzasz?
— Odpowiadaj! — krzyknęła. — I nie mów do mnie skarbie — dodała spokojniejszym tonem.
— Nie mam czasu na twoje dyrdymały. Muszę iść, Hela. — Przygładził włosy i zerknął w lustro w korytarzu, upewniając się, czy wygląda dobrze. Jakby nie wiedział. Co za narcyz. — Nie wracajmy więcej do tego tematu. Moja propozycja przyjaźni będzie dla ciebie zawsze aktualna.
Zarzucił na plecy ciężki płaszcz i wyszedł, zostawiając ją upokorzoną na samym środku salonu. Helena nie do końca wiedziała, co właśnie miało miejsce. Według niego, podczas związku to niby ona miała cierpieć. Ale w obecnej sytuacji wcale nie żyło im się lepiej. Chyba nie był orłem w szkole, ponieważ aktualny bilans strat wyglądał identycznie, jak nie gorzej! A gdyby jednak byli razem, może i kłóciliby się tyle, co zawsze, ale mieliby równie wiele szczęśliwych chwil. Dotychczas oboje się godzili na ten układ, tak jej się przynajmniej wydawało. Westchnęła. Powstrzymując cisnące się do oczu łzy, wróciła na górę, by dokończyć esej na temat starożytnej rzeźby.
Oberhaus zaś nie wiedział, co ma sądzić o jej wybryku. Czego ona chciała? Czy naprawdę nie widziała, że między nimi nie było dobrze i żadna fizyczność nie mogła tego w żaden sposób naprawić? Co to w ogóle był za pomysł, żeby naprawiać to, co nie istniało? Musieli sobie nawzajem ufać. Wydawało mu się, że mógłby z miejsca przysiąc, że jest gotowy oddać za nią życie. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że też nie ufa jej w stu procentach i zdecydowanie nie byłby gotowy na aż taki krok. W tej chwili musieli przede wszystkim porozmawiać. Czekał, aż Helena do tego dojrzeje i liczył, że to się stanie już niedługo.
Dotarł do przybytku, a tam już w drzwiach powitała go Bety.
— Jest gotowa? — rzucił tylko.
— Tak, zaprowadzę...
— Nie. Jest tam, gdzie zawsze?
— Tak, musi...
— Sam trafię.
Przerzucił płaszcz przez ramię i skierował swoje kroki do tego samego, co zawsze, pokoju. Wszedł do pomieszczenia z impetem, aż drzwi trzasnęły o ścianę. Ona już tam na niego czekała. Leżała tradycyjnie owinięta szalem boa. Ubrana tym razem w błękitną, kusą koszulkę wykończoną koronką. Dotknął jej. Skrzywił się jednak, gdy poczuł pod palcami nieprzyjemny materiał. Zupełnie inny niż oczekiwał.
— Tania... — W jego głosie słychać było zawód.
— W porządku?
Kiwnął głową. Ułożył się wygodnie w fotelu, zakładając nogę na nogę.
— Mam dziś podły humor.
Pachniała nawet nie tak, jak powinna. Nie tak, jak znał i lubił.
14.03.1944 r.
Godziny przekształcały się w całe tygodnie, a ona nawet nie wiedziała, kiedy, bo każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo. Po skończonej pracy dla majora dużo się uczyła. Gdy już umiała wszystko, czego chciała się nauczyć danego dnia, czytała. Potem jadła, kąpała się, kładła się spać. Pomiędzy wykonywała też niezbędne obowiązki domowe takie jak gotowanie czy pranie. Zauważyła, że Oberhaus jakby całkowicie zaprzestał przebywania w domu.
Każdej nocy gdzieś wychodził. O ile w ogóle wracał, zachowywał się głośno, miała wrażenie, że celowo zrzuca przedmioty, przysięgłaby nawet, że słyszy przesuwanie mebli. Helena nie zabiegała o niego już więcej, bo i po co, skoro jasno wypowiedział się na ten temat? Była tak bardzo samotna i zdesperowana. Bardzo brakowało jej jakiegokolwiek kontaktu z drugim człowiekiem, ale sama nie wychodziła z domu.
Jej myśli nieustannie zajmował Sebastian. Zastanawiało ją, gdzie jest, z kim, co robią. Czasem zapominała o ich wielkiej kłótni i miała nawet momenty, że chciała dzwonić do Reinharda, wszakże był kolegą majora, tak więc powinien wiedzieć, co się z nim działo.
Tę noc wspominała najgorzej ze wszystkich. Już była na skraju snu, gdy usłyszała trzask drzwi wejściowych. Dobrze, że wrócił, pomyślała, jednak szybko zorientowała się, że wcale nie przyszedł sam. Słyszała kobiecy chichot i jakieś szepty. Bardzo chciała, żeby to był tylko sen, dziwne uczucie jednak nie dawało jej spokoju.
Po cichu wychyliła głowę zza drzwi i dostrzegła ich na samym dole. Nie dowierzała w to, co zobaczyła. Nie mógłby jej tego zrobić... A jednak zrobił i miał jeszcze czelność, by przyłazić z nią tutaj.
W momencie, gdy na własne oczy zobaczyła, jak Oberhaus obejmuje kark obcej kobiety i całuje ją natarczywie po twarzy, cały świat jej się załamał. Kołnierzyk miał pobrudzony od różowej szminki. Co za tandeta, pomyślała. Przypierał ją do ściany, a ta nie mogła się powstrzymać od chichotu jak jakaś kompletna idiotka.
Helena była wściekła. Odchrząknęła wystarczająco głośno, by zwrócić na siebie ich uwagę, a Sebastian podniósł na nią wzrok. Nie była pewna, czy na jego twarzy widziała szok, a może raczej przerażenie?
— Dlaczego, do cholery, ona wygląda jak ja? — wychrypiała, będąc w głębokim szoku. — Boże... — Opadła na kolana i wpuściła wzrok. — Mnie nie chcesz, ale... Ale jakąś nędzną imitację... — Język jej się plątał. Nie była w stanie się poprawnie wysłowić, wciąż znajdując się w głębokim szoku.
— Helena... — Widać, nie tak to zaplanował. Miała nigdy nie wychodzić i nie poznać prawdy o tym, co działo się w pokoju obok.
— Przestań. — Pokręciła głową. — Niech ona stąd wyjdzie.
Sebastian szepnął coś do ucha kobiecie przy ścianie, a ta kiwnęła głową i zaraz wybiegła z domu.
— Zniszczyłeś mi życie —Helena odezwała się ponuro, gdy drzwi zatrzasnęły się z trzaskiem za kochanicą Oberhausa.
— Hela... To nie jest tak, jak myślisz.
— A ja sądzę, że to było dokładnie tak, jak myślę. Co to za dziwka? Czyżby zjawiskowa Harriet? Wypachniona, ubrana zupełnie jak ja? — zapłakała. — Ale jednak nie ja... Nędzny substytut — warknęła.
Westchnął. Nie dostrzegła nawet, kiedy zjawił się tuż obok. Uklęknął przy niej i pogładził jej włosy. Z lekką konsternacją zauważył, że były tłuste: nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wykazywała się podobnym niedbalstwem.
— Proszę, daj mi to...
— Nie! — wrzasnęła, okładając go pięściami.
— Hela, proszę...
Czuła na policzku ciepły oddech. Był trzeźwy. Pijanemu mogła wybaczyć, bo alkohol mocno zaburzał racjonalne myślenie, zwłaszcza u niego. Ale on doskonale miał świadomość tego, co działo się wokół.
— W takim momencie ty mnie opuszczasz... Za dużo... — urwała.
— Co, Hela? — Pogładził ją po ramieniu, a ta się tylko wzdrygnęła i odrzuciła jego palce.
— Za dużo przez ciebie wycierpiałam. Jesteś skończonym idiotą — syknęła. — Wiedziałam, że to się skończy w ten sposób. Zrobisz mi dzieciaka, a ja będę tylko cierpieć.
— Co? — Spojrzał na nią dziwnie. — Możesz powtórzyć?
— Będę cierpieć. — warknęła. — Głuchy jesteś?
— A to, co... co mówiłaś przed tym cierpieniem? — zapytał słabo.
— Nic, ty kupo gówna — warknęła. Ponownie próbował ją objąć, ale ta tylko wyrwała się gwałtownie spod jego palców. — Nawet nie próbuj mnie więcej dotykać.
Wstała i otrzepała się z kurzu. Chciał wejść za nią do pokoju, ale zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Helena odetchnęła głęboko. Ona go tak kochała, a on zachowywał się jak jakiś kompletny dzieciak. Gdy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest żałosna, zaczęła płakać. Próbowała zrzucić winę płaczu na stan, w jakim się znajdowała. Chciała samą siebie przekonać, że to nie przez niego. Siedziała na dywanie, wypłakując sobie oczy i rozmyślając o tym wszystkim. O ciąży, o Sebastianie, o tym, jak podle ich zostawił. A miała mu lada moment powiedzieć.
Oczy zaczęły ją szczypać i była prawie pewna, że zostały właśnie wysuszone na wiór i już długo nie wypłynie z nich ani jedna łza. Wyczerpana, szybko znalazła się na granicy snu.
Bez udziału świadomości, pojawiła się w jej głowie myśl, że została jej jedyna droga, która na zawsze mogła znieczulić cierpienie — śmierć.
Już przysypiała, gdy ponownie usłyszała jakieś ciche jęki i zawodzenie dochodzące z pokoju naprzeciwko. W jej umyśle majaczyło absurdalne przekonanie, że to na pewno ta dziewczyna, choć widziała na własne oczy, jak wychodziła. Z impetem otworzyła drzwi do sypialni Sebastiana, a ten rzucał się na łóżku w szale, oblany cały potem. Podczas ich miodowego tygodnia, jak lubiła nazywać ich wspólny czas spędzony w styczniu, obudził ją w ten sposób chyba trzykrotnie. Za każdym razem udawał, że nie wie, o co jej chodzi i na wpół przestraszony, mówił, że ma iść dalej spać i nie wymyślać więcej.
Podeszła bliżej. Dotknęła niechętnie jego dłoni, ale on zgodnie z przewidywaniem, nie uspokoił się. Nagle poderwał ciało do góry i spojrzał na nią z dziwnym wzrokiem. Wykrzywił usta. Niezdarnie próbował zaczesać mokre kosmyki do tyłu. Patrzył na nią zawilgoconymi oczami, które wyrażały jedynie pustkę.
—To był błąd — wychrypiał. — Ogromny. Nie poradzę sobie z tym bez ciebie.
Spojrzała na niego poważnie. Chciała zostać, ale gdy dostrzegła na jego szyi pozostałości po różowej szmince, szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
— Nie mogę. Pamiętasz, co mi mówiłeś? — zapytała. Jej duma była urażona. Mogłaby mu pomóc, ale z jej strony to by wyglądało, jakby nie miała swojego rozumu i była mu całkowicie poddana. Mimo że tak w istocie było, nie chciała się jednak przyznawać do swojej słabości.
Popatrzyła tylko smutnym wzrokiem, błądząc po zmęczonej twarzy. Minęła zaledwie chwila, a już jej nie było.
Przymknął oczy i zaklął cicho. Potem zszedł na dół, starając się robić jak najmniej hałasu. Pragnął zatopić swój ból w szklance. Zostały mu już tylko wódka i gniew, które w żaden sposób go nie ograniczały.
Wizja, która go męczyła od kilku dni, była chyba najgorsza ze wszystkich, jakie miewał dotychczas. Jeden wielki krwawy miszmasz, w którym główne skrzypce grali ci wszyscy ludzie, na których mu zależało. Między innymi ta uparta kobieta. Niechętnie musiał przyznać, że pojawiała się znacznie częściej niż pozostali. Był przekonany, że za bardzo się do siebie zbliżyli i towarzyszyło mu przeświadczenie, że odchodząc od niej, wyświadczy jej tylko przysługę. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie, a scenariusz snów w większości przypadków prezentował się w podobny sposób: ktoś dowiedział się o ich romansie, obcięli jej włosy i wygonili, ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Gwałcili ją, kopali i bili, wrzucali do gnoju. Stosowali wobec niej bardziej i mniej wymyślne tortury, grozili, że zrobią krzywdę jej rodzinie i kochankowi. Wypytywali o niego, o firmę jej ojca, o romans Jadwigi i Tadeusza. A ona? Pozbawiona honoru, upokorzona, śpiewała wszystko, co wiedziała.
Dlaczego przyprowadził Harriet? Nie wiedział. Poszli tego dnia do teatru. Przedstawiał ją jako swoją żonę: nikt się nie domyślił. Sala była skąpana w półmroku, więc nawet nie zauważyli. Nie wiedział nawet, czy zrozumiała przesłanie spektaklu. Po prostu patrzyła przed siebie, ale chyba nawet nie starała się dociec jego istoty. Gdyby poszedł z kimś innym, prawdopodobnie wywiązałaby się z tego błyskotliwa dyskusja.
Ona by wyśmiewała, a on się zachwycał...
Opróżnił barek niemal w całości, właściwie nie patrząc, co pije — byle działało. Mimochodem pomyślał, że musi uzupełnić zapasy, bo podobnych wieczorów spędzonych bez ukojenia miało być więcej. Ledwo przytomny wrócił do łóżka i przespał całą noc jak aniołek, niemęczony dłużej koszmarami, otumaniony alkoholem.
A/N
Hej, hej!
To był trudny rozdział dla mnie. Wkraczamy na lekko psychologiczne tory i nie jestem pewna, jak mi to wyjdzie.
Od tego momentu zacznie się jazda bez trzymanki. Spodziewajcie się niedługo wielkiej kary dla Heleny. Rozdział 26. pojawi się jeszcze w tym tygodniu, a w 27. stanie się piekło...
Co sądzicie o wątku Harriet? Jakieś pomysły, jaka kara czeka na Lisieckich?
Do następnego! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro