Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz - Marvel #2 [Ogórek00]
Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz
(Captain America: Winter Soldier)
Och, co to? Kolejny Kapitan Ameryka? Ale Alice, przecież go nie lubisz!
Cóż, mogę nie pałać do niego miłością, ale ta część to jest naprawdę solidny film. Zapewne najlepszy ze wszystkich produkcji Marvela, które miałam okazję na razie oglądać. Co więc sprawia, że chociaż nie jestem fanką bohatera, pod koniec seansu "Zimowego żołnierza" ledwo byłam w stanie powstrzymać entuzjazm?
[Ten film to był dla mnie trochę taki "skok wiary". A co do odkopanego przeze mnie plakatu - całkiem zgrabna data, ale nie mogę tylko przestać myśleć o tym, że gdyby tam dodać "2020", to budziłby prawdziwą grozę]
Pierwsza część Kapitana Ameryki skupiała się na przedstawieniu samej postaci Kapitana. W sequelu, zresztą moim zdaniem bardzo słusznie, główny nacisk położony jest na fabułę. W rezultacie podczas oglądania mamy do czynienia z czymś na wzór kina szpiegowskiego połączonego ze science fiction i szczyptą akcji. Brzmi dobrze? Będę szczera - obawiałam się, że będę się nudzić, ale zupełnie tak nie było. Napięcie jest rozłożone bardzo rozsądnie, film trzyma tempo, zwalniając na moment, by zaraz przyspieszyć. Nawet zakończenie, co często się niestety zdarza w takich produkcjach, nie było ściśnięte do ostatnich dziesięciu minut, za co wielki plus.
[A co to? Czyżby to w końcu był antagonista, który naprawdę wygląda epicko i budzi grozę? Ktoś uratował mój estetyczny zmysł, ubierając tego pana w skórę, dziękuję mu serdecznie... Nawet jeśli ta epicka maska i okulary mają czysto fabularne znaczenie]
Historia filmu skupia się na wewnętrznych problemach S.H.I.E.L.D, organizacji, dla której pracuje - mając nieco rozterek natury egzystencjalnej - Kapitan Ameryka (Chris Evans). Nasz bohater szuka w życiu celu innego niż służenie w wojsku, chociaż ów wątek zajmuje naprawdę tylko troszkę fabuły, bo niemal natychmiast wraz z Czarną Wdową (Scarlett Johansson) musi przestawić się na ratowanie świata. Tym razem próbują oni uchronić Stany przed masowym ludobójstwem, którego chce dokonać zła organizacja z przeszłości.
[Zatańczymy?
Sceny walki to inna strona tej produkcji, która wyjątkowo przypadła mu do gustu. Mam nadzieję, że ktokolwiek pracuje nad nimi w dalszych częściach Marvela, sprawi, że będą równie satysfakcjonujące! Nie mamy wrażenia, że postacie są nieśmiertelne albo padają po jednym ciosie, a bohaterom czasem zdarzy się krzywda. Wszystko, czego mi potrzeba od filmu tego typu; przyjemne mordobicie]
I co tu dużo mówić - specyficzna relacja Wdowy i Kapitana budziła we mnie dużo mieszanych uczuć, podobnie jak sama postać Wdowy. Było to jednak "pozytywne" pomieszanie - ta postać jest po prostu bardzo wielowymiarowa, ciężko ją rozgryźć i bardzo mi się to podobało. Ten film w ogóle całościowo jest w moim odczuciu... cichy. Nie mówi się tu bardzo dużo, ale nawet pomimo tego nie czułam, że brakuje rozmowy. Mam wrażenie, że czasem milczenie pomiędzy bohaterami pomagało zbudować między nimi chemię jeszcze lepiej, niż zrobiłby to jakikolwiek dialog. I właśnie ta chemia, to, że trzymałam za nich wszystkich kciuki - oprócz dwóch głównych bohaterów dużą rolę odgrywają jeszcze nowo wprowadzony, sympatyczny Falcon (Sam Wilson) i Nick Fury (Samuel L. Jackson) - stanowi ogromną zaletę tego filmu. Bohaterowie chcieli, żeby ich plan się udał, więc to wystarczało, żebym i ja chciała, żeby on się udał.
[Ups... Pisiąt groszy?]
Czy Zimowy żołnierz ma jakieś minusy? Cóż, z pewnością nie jestem zachwycona tym, że ciężko go komuś polecić, jeśli ten ktoś nie zna pierwszej części Kapitana Ameryki. Jest to bowiem moim zdaniem film o wiele lepszy od pierwowzoru, ale dość silnie z nim związany. Wiem, że to nieuniknione, ale trochę szkoda. Mimo to jestem pewna, że jeszcze do tego filmu wrócę i ocenię go sobie po raz ponownie, gdy trochę zapomnę pierwszego "Kapitana", i wtedy sprawdzę, jak radzi sobie on jako samotny film!
[Scena z nożem... Mój dowód na to, że żyjemy w Matrixie, i jedna z niewielu walk z użyciem noża, jakie można znaleźć na youtube. Ale spójrzcie na tą twarz Kapitana na jego widok - rozpoczynam zawody na wymyślenie najlepszego mema z tym ujęciem!]
Kończąc, dodam jeszcze, że film pozostawił sporo przestrzeni do dalszego rozwoju postaci i wątków, ze szczególnym naciskiem na końcową scenę. Baaardzo, bardzo ciekawą scenę! Strasznie czekam, jak ten wątek rozwinie się w przyszłości, bo ma niesamowity potencjał.
Tak więc - "Winter Soldier" to film w mojej ocenie lepszy we wszystkim od swojego prequelu i zdecydowanie wart uwagi. Może nie jest szalenie ciekawy, żeby o nim mówić, jeśli nie chce się spojlerować głównych wątków, ale obejrzałam go z przyjemnością i naprawdę uważam, że to najlepszy z oglądanych przeze mnie na razie filmów Marvela. 8,5 Matrixowych noży na 10, bo niektóre walki, chociaż bardzo ładne, trwały nieco za długo.
Miłego dnia, dbajcie o siebie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro