Rozdział 9🌟
Wpatrywałam się w niego oniemiała, zrobił na mnie wrażenie swoimi słowami i podejściem do życia, był młodym chłopakiem, a mimo to nie jeden dorosły mógłby się od niego uczyć, nawet moi rodzice, którzy byli uczeni i szlachetnie urodzeni nie mieli takiego podejścia do życia i spraw miłosnych czy rodzinnych co on. Może i byli małżeństwem od ładnych paru lat i mieli dzieci, ale mimo to nigdy nie widziałam by darzyli się specjalnym uczuciem, by zależało im na sobie tak bardzo by wskoczyć za sobą w przysłowiowy ogień czy wodę, nie wyznawali sobie miłości na każdym kroku i nie zapewniali siebie nawzajem, że są dla siebie najważniejsi, po prostu byli ze sobą, mieli ze sobą dwójkę dzieci, mieszkali pod jednym dachem, pracowali w tej samej firmie, zwyczajnie ze sobą żyli, ale czy byli tak naprawde razem jak zakochani w sobie ludzie? Moim zdaniem nie, myślę, że są razem tylko dlatego, że tak im wygodnie, dlatego, że się do tego przyzwyczaili, no i dlatego, że zależy im na reputacji. Uważam, że ich związek jest na pokaz, gdyby nie opinia ludzi zapewne dawno by się już rozstali, podobno niektóre pary bardziej zbliżają dzieci, ale tu nawet nasze pojawienie się nic nie zmieniło. Zawsze byłam przekonana o tym, że dla rodziców ich dzieci są najważniejsze, ale chyba nie w tym przypadku, tak jak już wcześniej mówiłam, to nie tak, że nas nie kochali, bo na swój sposób to okazywali, ale to nie my byliśmy z bratem na pierwszym miejscu, a praca i ich marzenia. Często wraz z bratem zastanawialiśmy się czemu tak jest? Czemu to nie my jesteśmy ich całym światem skoro inne dzieci właśnie tym byli dla swoich rodziców? W czym my byliśmy gorsi od innych dzieci? Przecież my nie chcieliśmy tak wiele, jedynie miłość i ich zainteresowania nami. Czy godzina spędzona z dziećmi jest wystarczająca dla nich kiedy dzieciaki się rozwijają i ich potrzebują? Czy to nie powinno być tak by spędzać z dziećmi każdą chwile obdarzając ich miłością i nauką nowych rzeczy i wartości świata? Czy serio rzeczy materialne mają im wynagrodzić im wielogodzinne wypatrywanie ich przez okno? Czy serio opiekunka ma przejmować ich role i kochać jak swoje? Czy to w jej ramionach dzieci mają czuć bezpieczeństwo, wsparcie i miłość kiedy tak naprawdę jest to dla nich mimo wszystko obca osoba? Czemu właśnie dla tej obcej osoby te dzieciaki są ważniejsze niż dla ich biologicznych rodziców? To przykre, gdy nie interesuje ich to o czym marzysz i narzucają im własne zdanie i plan na przyszłość, nie powinno być tak? By wspierać ich w ich celach i marzeniach, a nie podcinać skrzydła i wyśmiewać każdy pomysł swoich dzieci. Zamiast wysłuchać i pomóc jedynie krytykują, a potem chcą udobruchać kolejnym drogim prezentem czy wyjazdem który i tak kończy się zanim się jeszcze dobrze nie zacznie, bo praca jest przecież ważniejsza, a ludzie i tak wytkną te dzieci palcami i nazwą księżniczką i księciem i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu, przecież mają pieniądze i luksus, więc czego oni jeszcze chcą skoro niczego im nie brakuje? Szkoda, że nie wiedzą jak jest naprawdę. Kerem ma racje, ten cały majątek to nie wszystko, prawdziwy majątek to dobre serce, szczere intencje i rodzina taka o jakiej mówił Kerem. Gdy byłam małą dziewczynką marzyłam, że gdy dorosnę będę mieć piekny ślub, wystawne wesele i wszystko jak z bajki, a mój wybranek będzie najprzystojniejszy w kraju, a potem zamieszkamy w willi i będziemy bardzo szczęśliwi tak jak nasi rodzice. Wtedy byłam jeszcze zbyt mała by zrozumieć jak powinno wyglądać prawdziwe kochające małżeństwo i szczęśliwe wspólne życie. Dziś wiem jak powinno wyglądać i to na pewno nie tak jak moich rodziców, a tak jak przedstawił to na pozór nic nie warty człowieczek, nic nie warty w oczach bogaczy, ale nie w moich, w moich jest najbardziej wartościowym człowiekiem na świecie, w jego oczach widzę dobro, szczerość i miłość, w oczach Selima tego nie dostrzegam, chociaż mówi tak pięknie, ale czy prawdziwie? Po tym co usłyszałam od przyjaciółki zaczęłam bardzo w to wątpić i w to czy był przy mnie przez te lata tak serio bez interesownie. Wtedy byłam w takim stanie, że jego obecność była dla mnie czymś oczywistym, wierzyłam w każde jego wypowiedziane słowo, pozwalałam mu z dnia na dzień się coraz bardziej zbliżać, widziałam, że i on cierpiał po stracie przyjaciela, ale w tym jego cierpieniu było coś dziwnego, wtedy nie zwracałam na to uwagi, lecz dziś wydaje mi się jakby to jego cierpienie było jakieś sztuczne, jakby przesadzone. Do diabła, czy to możliwe, że on jedynie udawał? Ale jak? Dlaczego? Przecież był jego najlepszym przyjacielem od dzieciństwa, zawsze razem jak bracia. Czy to możliwe. że przyjaźń też udawał, a tak na prawdę wcale nie lubił mojego brata? Czy serio był mu obojętny? Czy nie zależało mu na nim ani trochę? Czy ani trochę mu nie było go szkoda? Czy jego śmierć była dla niego czymś normalnym, czymś nad czym można przejść do porządku dziennego? Czy na prawdę ma tak zimne i okrutne serce? Jak to możliwe, że tyle lat nie odkryliśmy jego fałszu? Jacy byliśmy ślepi nie dostrzegając, że on jedynie gra? Serio był idealnym aktorem, powinien iść do szkoły aktorskiej, byłby w niej prymusem. Dlaczego tak postępował? Co miał do mojego brata i do mnie? Bo udawał przed nim jak i przede mną, a i pewnie przed wszystkimi, bo wszyscy go chwalili, jedynie Ayse go podejrzewała, ale nigdy nic nie powiedziała, a teraz mój biedny niczego nie świadomy ufający każdemu brat powierzył mnie bestii, może i dobrze, że nigdy nie odkryje jego prawdziwej twarzy, bo by się załamał. Czasami lepiej nie znać prawdy dla własnego dobra, może to właśnie Kerem jest moim ratunkiem tak jak my byliśmy dla niego? Tym bardziej, że teraz patrzę na niego nie tylko z podziwem za jego słowa, ale i z zaskoczeniem wymieszanym z szokiem. Jak to możliwe, że użył tych samych słów co mój brat, a mianowicie, że to "Oczy zawsze mówią prawdę, nie usta, a właśnie oczy", punkt w punkt, identycznie. To robi się serio co raz dziwniejsze, czy to możliwe, że dwie obce sobie osoby mogą być aż tak do siebie podobne? Przecież przeszczep szpiku kostnego chyba nie jest aż tak w stanie upodobnić do siebie dwie osoby, prawda? Chociaż sama twierdziłam. że w tej osobie w jakiś sposób żyję mój brat, czy serio stał się cud i w jakimś stopniu odzyskałam brata i przy okazji zyskałam prawdziwą miłość? Jeszcze tego do końca nie wiedziałam, ale teraz już wiedziałam coś innego, po pierwsze musiałam dowiedzieć się jaki jest tak naprawde Selim, jakie ma intencje i czy te wszystkie lata spędzone z nami serio były jedynie grą z jego strony, a jeśli tak to musze dowiedzieć się dlaczego. I jeśli mojego brata już nie ma to czego chce ode mnie? Po co nadal udaje? Po co nadal gra? Jaki ma w tym cel? Jeśli to wszystko to jakaś chora zemsta to za co? Czym mu zawiniliśmy? Zawsze byliśmy w porządku, lubiliśmy go i od dzieciaka traktowaliśmy jak brata, a Serkan jeszcze bardziej niż ja. Często powtarzał, że Selim jest jego bratem z wyboru, bo rodzice mu biologicznego nie dali, wtedy ja się denerwowałam, że mu nie wystarczam i mówiłam, że Ayse jest moją siostrą z wyboru, bo rodzice mi biologicznej nie dali, ale mimo to kochaliśmy się najbardziej na świecie i pomimo wszystko nie chcielibyśmy mieć innego rodzeństwa. Selim i Ayse byli dla nas bardzo ważni, ale najważniejsi biliśmy sami dla siebie, wiedziałam, że muszę z nim zerwać, nie mogę być z kimś tak obłudnym i zimnym jak lud. Nie zmarnuje sobie życia tak jak moi rodzice, a jeśli okażę się nie winny to wtedy pomyśle co dalej. A po drugie wiedziałam, że chce lepiej poznać Kerema i dowiedzieć się czy on jest prawdziwą miłością zesłaną od brata, chyba szybsze bicie serca na widok innej osoby o czymś świadczy, prawda? A tą osobą na chwilę obecną jest Kerem, i to co teraz czuje gdy na niego patrzę czuje pierwszy raz w swoim nastoletnim życiu. T to chyba jest zakochanie. Tak, zakochałam się pierwszy raz i to od pierwszego wejrzenia. Serca nie skradł mi bogacz w markowych ubraniach, a zwyczajny chłopak z pustym portfelem i w niemodnych ubraniach, chłopak którego obraziłam i po którym tak usilnie chciałam się domyć z obawy przed zarazkami. W jednej chwili się pojawił i w tej jednej chwili zapragnęłam by został na zawsze. Teraz nie będę już zaprzeczać "Jesteśmy zapisani sobie w gwiazdach", a jeśli się mylę to i tak chce zaryzykować i zobaczyć co przyniesie przyszłość. I tak, chciałam cząstkę jego i nie tylko ją, chciałam jego całego i po tym jak na mnie patrzył widziałam, że już go mam. Należał do mnie. Od trzech lat go miałam, tylko o tym nie wiedziałam, ale teraz już wiem i teraz jedynie ode mnie zależy jak to się dalej potoczy. Umysł się jeszcze bronił, lecz serce już wiedziało, że i ja należę do niego. Nawet jeśli Selim jest w porządku to i tak moje serce nigdy nie zabije dla niego. Cokolwiek się nie stanie, jego właściciel nazywa się Kerem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro