Rozdział 6🌟
Stałam jak oniemiała i nie mogłam się ruszyć ani nic powiedzieć, patrzyłam jedynie jak powoli się oddala. Jeszcze chwila, a zniknie na dobre, chciałam by tak się właśnie stało, by zniknął i nie wracał, ale jeśli on mówi prawdę? Jesli jest tym któremu mój brat uratował życie? Jeśli to jego próbuje odnaleźć od trzech lat to on nie może odejść, musi zostać, muszę z nim porozmawiać, jeśli on jest naprawde tą osobą to jego stan materialny nie ma tu nic do rzeczy, jeśli to on, to tym bardziej muszę mu pomóc, przecież w nim jest cząstka mojego brata, który był, jest i zawsze będzie najważniejszy. Muszę się upewnić, że to on, nie mogę tego zlekceważyć i możliwe, że stracić jedyną szanse na poznanie człowieka, który jest moją przepustką do normalności, jeśli kłamie to go zwyczajnie zniszczę, ale jeśli nie to zrobię dla niego wszystko czego tylko zechce
- Kerem! - krzyczę chociaż gardło mam tak ściśnięte od nerw, że sama nie wiem jak udaje mi się wydobyć jakikolwiek dźwięk
- Tak, o co chodzi? Masz mi jeszcze coś do powiedzenia czy zarzucenia? - pyta przystając, ale nie odwracając się w moją stronę - Przecież odchodzę, czy nie tego chciałaś? Czy nie to było twoim urodzinowym życzeniem? O co ci jeszcze chodzi? Powiedziałem ci już wszystko, wiem, że nadal mi nie wierzysz, ale ja nie będę na siłę cię przekonywał, bo to i tak nie działa, żegnaj Perlin
- O nie mój drogi, nigdzie nie pójdziesz, zostaniesz tutaj - oznajmiam stanowczo i robię parę kroków w jego stronę
- Nie rozumiem cię, najpierw mnie wyganiasz wręcz wyrzucasz, a teraz każesz zostać? Czyżbyś jednak mi jakimś cudem wierzyła? Mi, biedakowi w okropnych ubraniach i bez grosza przy duszy? - pyta i w tym samym czasie się odwraca, a ja wtedy widzę jego oczy pełne smutku, ale i nadziei, jego oczy są koloru morza, już gdzieś takie widziałam. Chwile się zastanawiam i wreszcie sobie przypominam, i wtedy aż zapiera mi dech w piersiach, znam kolor tych oczu, kocham je od lat i od lat za nimi tęsknie, takie oczy miała tylko jedna osoba, a mianowicie mój zmarły brat, byłam przekonana, że nikt inny na świecie nie może mieć takich tęczówek, a jednak się myliłam, ten stojący przede mną chłopak je miał i wtedy przypomniałam sobie jeszcze coś, słowa mojego brata, a brzmiały one tak, że "Oczy są odzwierciedleniem duszy, to one zawsze mówią prawdę, nie usta, a właśnie oczy", dlatego pomimo obaw spojrzałam na niego i odparłam nieco drżącym głosem:
- Tak, chyba tak
- Ty serio mówisz, czy robisz sobie ze mnie żarty by się odegrać czy coś w tym stylu?
- Nic takiego, wiem, że możesz być teraz nie ufny, ja też na sto procent ci jeszcze nie ufam, ale chce dać ci szanse, zasługujesz na nią, nie wybaczyłabym sobie gdybym pozwoliła ci odejść jeśli jesteś tym którego szukam od trzech lat, czy masz coś czym możesz mnie przekonać, że to właśnie ty? Wybacz, ale dla mnie słowa to za mało, każdy moze podać się za poszukiwaną osobę, rozumiesz co mam na myśli?
- Tak, w torebce masz wszystko czego potrzebujesz, przejrzyj wszystko, a ja poczekam, chce tylko wiedzieć co sprawiło, że zmieniłaś podejście, bo chyba nie były to same słowa, prawda?
- Nie, przekonały mnie twoje oczy. I co masz na myśli mówiąc, że mam wszystko w torebce?
- Oczy jak to oczy, co w nich jest takiego wyjątkowego, a raczej co wyjątkowego jest w nich teraz? Wcześniej też je widziałaś i powiedziałaś tylko tyle, że są ładne
- Teraz to nie istotne, teraz istotne jest to co włożyłeś do mojej torebki. Czy to coś to mój urodzinowy prezent od ciebie?
- Nie, to zupełnie co innego
- W takim razie co to jest?
- To dowody, że byłem chory. Na papierach są wszystkie dane i daty, one potwierdzają, że to ja dostałem szpik twojego brata
- Skoro tak, to dlaczego od razu mi o nich nie powiedziałeś i nie pokazałeś?
- Jak miałem to niby zrobić jak nie dopuszczałaś mnie do głosu, a jedyne co robiłaś to uciekałaś, krzyczałaś i groziłaś. Prosiłem o chwilę rozmowy, ale ty nie słuchałaś
- Masz racje, ale ty mi niczego nie ułatwiałeś, chyba wiesz co mam na myśli?
- Tak, ale przecież mówiłem ci, że żałuje tego jak zacząłem naszą znajomość, ale wyjaśniłem ci czemu tak postąpiłem, nie powinienem tak na starcie wyznawać ci miłości, ale emocje wzięły nade mną górę, no i stało się to co się stało, już tego nie cofne, mogę jedynie zacząć jeszcze raz. Zapomnij tamto spotkanie i zacznijmy od nowa, jeśli chcesz. Cześć, jestem Kerem, przyleciałem do Turcji by osobiście podziękować za szanse na życie
- Dlaczego od razu tak nie zacząłeś? Wtedy poprosiłabym byś mi wszystko wyjaśnił i pokazał dokumentację zdrowotną, wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, a tak to wyszłam na kretynkę.
- Daj spokój, nie jesteś kretynką, nie znasz mnie, nie wiedziałaś z kim masz do czynienia, jedynie co mogłaś to mnie wysłuchać, tym bardziej teraz, gdy nie byłaś sama oboje daliśmy ciała, ale myślę, że nie jest za późno i możemy to naprawić i zacząć jeszcze raz, chcesz?
- Tak, ale chce przeczytać twoje dokumenty, potem podejmę ostateczną decyzje, zgoda? Muszę mieć 100 procentową pewność. Jeśli ty to ten którego szukam to możesz prosić mnie o co tylko chcesz
- Chce tylko być obok ciebie i byś mnie polubiła, a kiedyś pokochała - dodał cicho
- Ja nie wiem co tu się dzieje, ale wiem, że bolą mnie już stopy od stania, czy możemy wejść do rezydencji? Tam sobie przeczytasz co tam będziesz chciała w innym wypadku będziesz płacić mi odszkodowanie za świadomy uszczerbek na zdrowiu, a ty imitacjo Serkana bierz bagaże i w raz z kierowcą zanieś je do pokoju tej wariatki. To jest rozkaz!
Zaskoczeni nagłym krzykiem oboje spojrzeliśmy na moją walniętą przyjaciółkę, widząc jej minę uśmiechnęliśmy się pod nosem. Przez to wszystko zapomniałam o jej obecności, teraz się ocknęłam i do niej podeszłam
- Już dobrze, zaraz dam ci wodę i wymoczysz sobie swoje styrane od stania stópki - objęłam ją w pasie i ruszyłam do domu ruchem ręki zapraszając Kerema by dołączył do nas
- A bagaże? - zapytał chłopak zrównując z nami krok
- Tym zajmie się ochrona
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro