Rozdział 7
Sheo nagrywał w pokoju castaway'a, a ja ogladalam jakieś durne tenelowele.
Zadzwonić czy nie? Nie mogę zrobic tego Maćkowi... On zna prawdę, akceptuje mnie... Jest idealny. Przystoiny, zabawny. Problem w tym, ze ja taka nie jestem. No ale Przemek ma dziewczynę... Co ja gadam narzeczoną! Zresztą nie mam z nią szans... Ale on czeka na ten telefon.
Nie mogłam się skupić, moje myśli krążyły wokół Disa.
Spojrzalam na telefon. Odwrocilam szybko wzrok.
Znajdą mnie jeśli znaczne się z nim zadawać. Co ja pierdole, juz mnie znaleźli.
Wzielam telefon do ręki i wybralam numer. Wzięłam głęboki wdech i wcisnelam zieloną słuchawkę.
Pierwszy sygnał
Drugi
Trzeci
- Slucham- odezwał się jego cudowny glos. Przeszły mnie ciarki. Musiałam poprawić się na kanapie.
- Chciales, żebym zadzwoniła - Powiedzialam spokojnie. - A to ty, poczekaj chwilę. Zaraz odzwonie skończe nagrywać odcinek- odpowiedzial i rozlaczyl się nie dając mi szansy na odpowiedz. Co za..! Rzuciłam telefon na drugi koniec pokoju. Upadł z jazgotem ale się nie roztrzaskał. - Co to Nokia 3310? - powiedziała cicho do siebie. Dzwi pokoju się otwarły. - Ksenia, wszystko w pozadku? - zapytał Sheo. - Tak, wracaj.nagrywać- usmiechnelam się ciepło. Uspojrzal na mnie jeszcze raz i zniknął za drzwiami. Po chwili odezwał się mój telefon. Zerwalam się z miejsca i podbieglam do niego. Boże, co ja robię?! Wzielam go do ręki i wyciszylam.
Odebrać.
Nie odebrać.
Odebrać.
Nie odebrać.
Odebrać.
Wzielam głęboki wdech i wcisnelam Poraz drugi juz dzisiaj zieloną słuchawkę. - Juz myślałem, ze się rozmyslilas- zasmial się, a ja opadlam na fotel. - To co może jeszcze dzisiaj się zobaczymy? - zapytał pewnie. - Wiesz, wolałabym jutro- odezwalam się wreszcie. Zapomnialam jak się oddycha. - Jutro, po pracy przyjade po ciebie. Justyna akurat nie ma jutro praktyk. Co ty na to Ksenia?- sam zadecydował, nie ważne jaka byłaby moja odpowiedz. - Świetnie- moje milczenie uznał za potwierdzenie. - Do jutra- powiedział ma pożegnanie, ale tym razem czekał. - Do zobaczenia- odpowiedzialna cicho i jako pierwsza się rozlaczylam.
****
Co chwile spogladalam na zegarek. To było silniejesze ode mnie. Miałam na sobie dżinsy, biały podkoszulek i czarne trampki. Klasycznie. Włosy, które teraz miały odcien brązu, spadały delikatnie kaskadami na moje ramiona i plecy. Dlaczego przefarbowalam włosy? Tego nie wiem... Może zbyt mi go przypominały? Zlozylam papiery i wyszlam z aresztu pewna obaw. Zauwazylam samochód Disa. Podeszlam pewnym krokiem z podniesioną głową. Przylozylam papiery do brzucha. Przemek odechnal się od samochodu i otworzył drzwi. - Od kiedy jesteś takim dżentelmenem? - prychnełam zanim zdazylam się ugryźć w język. Disowskyy zmarszyl brwi, ale po chwili się uśmiechnął. - Od zawsze- odpowiedział. Zamknął drzwi z mojej strony i szybko usiadł za kierownicą. - To co, jedziemy do mnie?- powiedział zwracając się w moja stronę. Wytrzeszczylam oczy oniemiala. - Slucham?!- wypowiedziałam oburzona. - Żartowałem- parsknal śmiechem i ruszył z piaskiem opon. Prychnelam, co to za "popisy"? Patrzylam jak to mam w zwyczaju, za okno podziwiając widoki. Dawno tego nie robilam, nie miałam czasu. - O czym myślisz?- dobiegł do mnie jego glos. - O niczym... Wiesz mam ostatnio masę spraw ma głowie- wyznałam i potarlam czoło. Po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. Co to była za chwila szczerości? Potraktowałam go jak starego znajomego. Jezu co za kretynka! W myślach zrobiłam facepalama. Przemek w ogóle się tym nie przejął, jakby nie zauważył, że skrocilam trochę dystans. Miałam wrażenie, że mu to odpowiadało. - Doskonale wiem o czym mówisz- powiedział wreszcie zaciskajac delikatnie dłonie na kierownicy. Wrocilam do o oglądania widoków. Zauwazylam, ze wyjechalismy z miasta. Wreszcie znaleźliśmy się pod znanym mi miejscem. - Jesteśmy! Najlepsze kebsy w Zabrzu!- uśmiechnął się rozradowany. Nagle zbladłam. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Brakuje tylko Janka...
Rozdział! :D jak myślicieli co się tu będzie działo? :3
Dzięki za przeczytanie ;)
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro