Rozdział 6
Minęły dwa dni od kiedy dowiedziałam się, ze to TA Justyna jest z NIM. Udawalam, ze nic mnie to nie obchodzi i poradzilam jej jak najlepiej umialam. W końcu wybrałam jego szczęście. Miał ułożyć sobie życie i to zrobił. - Dobrze się pani czuje?- uslyszalam jej glos. Otrząsnęłam sie z zamyslenia. - Tak, tak- odpowiedzialam. -Chyba powinnyśmy się zbierać- mruknelam i zebralam papiery. Wyszlysmy razem z aresztu. Pod bramą stal ktoś oparty o samochód. Zauwazylam dobrze zbudowaną sylwetkę. - Bardzo pani dziekuje za radę, pomogła nam pani - powiedziala rozradowana. Gdy przeszlismy przez bramę aresztu Justyna pobiegła do postaci. Wiedziałam juz ze to ON. Podniól ja i przytulil mocno do siebie. Pocalowali się krótko, ale namiętnie. Justyna zlaczyla ze sobą ich dłonie - Przemek, to pani psycholog z która mam praktyki- przedstawila mnie blondynka. Disowkyy podał mi dłoń.
Spojrzalam na nią, tyle razy mnie nimi dotykał. Juz zapomnialam jakie to było przyjemne, a on nawet tego nie pamięta.
- Milo mi poznać panią... - zaczął. - Ksenia- usmiechnelam się delikatnie i przyjęłam dłoń.
Dotknęłam go, niepowinnam tego robić. Poczulam jak moje ciało przeszywają ciarki. Czy to poczuł? Zauważył?
- To co kochanie, jedziemy na kolacje?- powiedzial pewnie. Czy to możliwe ze mnie pamięta? Spojrzalam na niego z nadzieją, ale on patrzył na swoją narzeczoną. Sposcilam wzrok, jaka ja jestem głupia! Przecież to by było niemożliwe! Podnioslam pewnie głowę. - Przepraszam, ale muszę juz wracać. Było milo pana poznać. Do zobaczenia Justyno w poniedziałek- powiedziałam uprzejmie, ale trochę z wyższością i ruszylam w stronę samochodu. -Do widzenia- odezwala się uprzejmie blondynka. - Proszę poczekać- uslyszalam Disa. Nie odwróciłam się, a jego glos przeszły moje ciało. Przyspieszylam, nie chce z nim rozmawiać. Boje się, ze nie wytrzymam. Boże Ksenia masz kochającego chłopaka i ty tez go kochasz. Juz byłam przy samochodzie gdy dobiegł do mnie Przemek. - Dziękuje... Mogę mówić do pani Ksenia?- zapytał.
Kiedyś mówiłeś inaczej... Bardziej mi się to podobało.
Moje cialo krzyczalo tak! Ale umysł mówił co innego
- Nie.- odpowiedzialam twardo. Chłopak z zaklopotaniem potarl kark. Boże, czemu on musi być tak przystoiny?! I dlaczego ja go kochałam. Był i jest irytujacy, pewny siebie. Wiem to, odkąd spojrzalam mu po raz pierwszy w oczy. - Okej, chciałem tylko ci podziękować. - zaczął. - Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty. - odwarknełam. - Och daj spokój, jestem od ciebie starszy- powiedział pewnie. - A wracając, wiem ze to dzięki Tobie. Justyna się nie przyznaje, ale ja swoje wiem. I dziękuję- uśmiechnął się szczerze, a ja zalozylam ręce ma piersi. Balam sie, ze ten zniewalający uśmiech mnie przewróci. - To tyle?- zapytalam patrząc mu pewnie w oczy.
Z głębi odezwała się Lexa. To głupia Ksenia jest w nim zakochana. Znaczy była.
- W ramach podziękowania chciałbym Cie zaprosic na kawę. - odezwał się oblizujac wargi. Spokrzalam mimowolnie na jego usta. Przygryzlam wargę. Muszę się powstrzymać. - Chyba masz narzeczoną- prychnelam. - Sama mi to zaproponowała- usmiechnal się. - Przykro mi, ale jestem juz z kimś umowiona. - to było kłamstwo, ale jakie wygodne kłamstwo. Mam chłopaka, przecież mogę być z nim gdzieś wyjść akurat. - Na pewno znajdziesz czas- nie ustępował. - Proszę to mój numer- podał mi karteczkę. - Oczekuje, ze zadzwonisz do mnie dziś wieczorem- pościł mi oczko. Odszedł pewny krokiem i zadowolony z siebie. Nie pozwolił mi nawet odpowiedzieć. Co to za kretyn! Ma narzeczoną! Spojrzalam na numer, nie zmienił. Mam go juz zapisanego w telefonie. Tyle razy się w niego wgapialam, myśląc ze to może nie prawda. Pamiętam go juz na pamięć. Schowalam karteczkę do tylniej kieszeni spodni i weszłam do samochodu. Nie zadzwonie. Nie ma mowy.
Mamy rozdział :D Weno chce cie więcej! Dziękuje za przeczytanie :)
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro