Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szesnasty: trochę się zawiodłem

Kochani, wybaczcie mi proszę bycie polsatem. Nie planowałam tego, ale nauczyciele się na mnie uwzięli, musiałam kuć i tak jakoś wyszło. To tyle, pozdrawiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ja - powtórzyła Flavia, a wszystkie oczy zwróciły się ku niej. - Czemu się dziwicie? Mam czterdzieści trzy lata, gdy tu przybyłam, miałam czterdzieści dwa. Najdalej za parę miesięcy umrę, a moja śmierć nikomu się na nic nie przyda. A teraz mam szansę ocalić Caroline. Znam ją dopiero od roku, ale kocham jak własną córkę. Teraz zamierzam zachować się jak matka, którą nigdy nie będę.

Aluma poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Flavia zawsze była spokojna, cierpliwa i stanowcza. Szczera do bólu, lecz niezwykle lojalna. A teraz chciała poświęcić własne życie dla dobra Caroline. Błękitnooka oddałaby wszystko, by móc być na jej miejscu.

Aluma z trudem powstrzymywała płacz. Kiwnęła głową w kierunku Flavii na znak, że się zgadza. Kobieta uśmiechnęła się do niej.

- Zaufaj mi, pani Alumo. Wszystko będzie dobrze.

- Nie... nie nazywajcie mnie już więcej "panią" - tylko na to potrafiła się zdobyć Aluma.

Flavia uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Po raz pierwszy od bardzo dawna wyglądała na naprawdę szczęśliwą.

- Czy my... mogłybyśmy porozmawiać na osobności zanim umrę? - zapytała niepewnie błękitnookiej.

- Tak, oczywiście - odparła lekko zdezorientowana Aluma.

Reszta członkiń Zakonu odprowadziła je zdziwionymi spojrzeniami aż do drzwi. Gdy wyszły na korytarz, Flavia powiedziała bez ogródek:

- Wiem, kim jesteś.

Alumę jakby piorun strzelił. Tego się nie spodziewała.

- Chciałaś chyba powiedzieć czym... - zaczęła.

- Nie, chciałam powiedzieć kim - odparła spokojnie Flavia. - Znam cię od roku, Alumo i jesteś zdecydowanie najbardziej ludzką osobą jaką poznałam.

- Kiedy się domyśliłaś?

- Przed chwilą, kiedy pytałaś, która z nas odda życie za Caroline. To był ostatni element układanki.

- Flavio... czemu mi to mówisz?

- Bo chciałam ci powiedzieć, że jest jednak różnica między słowem "człowiek" a "człowieczeństwo".

- Do czego zmierzasz?

- Nie będąc człowiekiem jesteś bardziej ludzka od większości ludzi.

- Flavia, ja... nie wiem, co powiedzieć...

- To nic nie mów. Idź po nóż i butelkę, ja poczekam.

Aluma wróciła do dormitorium. Maria już przyniosła potrzebne narzędzia. Błękitnooka przejęła je od niej i nie panując już nad łzami wróciła na korytarz. Gdy Flavia ją zobaczyła, uśmiechnęła się.

- Alumo, nie płacz... ja i tak bym umarła... - powiedziała, po czym mocno przytuliła błękitnooką.

Aluma zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem.

- To... to powinnam być ja...

- Nieprawda. Ciebie potrzebuje świat, mnie potrzebuje Caroline. Taka jest kolej rzeczy. Naprawdę nie powinnaś płakać...

Flavia delikatnie odsunęła od siebie głowę Zakonu Błękitnej Lilii. Delikatnie wyjęła z jej drżących rąk nóż i cicho zapytała:

- Jesteś gotowa?

- Nie...

Flavia przyłożyła sobie nóż do szyi, dokładnie w to miejsce, gdzie pulsowała tętnica.

- Żyłam tak jak chciałam i umrę jak mi się podoba* - wyszeptała, a potem przeciągnęła sobie nożem po szyi.

*

Amanita wstrzymała nagle konia. Kai obrócił się do niej, by sprawdzić co się stało.

- O co chodzi? - zapytał.

- Ja... nie wiem, ale...

- Ale co?

- Coś złego się stało... coś bardzo, bardzo złego...

- Ama, o czym ty mówisz? Dobrze się czujesz?

Chłopak zeskoczył z grzbietu Salvy i podbiegł do dziewczyny. Delikatnie ściągnął ją z konia. Nie protestowała, tylko majaczyła dalej:

- Niepotrzebna śmierć... ona... ona mogła żyć...

Kai przyłożył jej dłoń do czoła. Tak jak się obawiał, gorączka wzrosła jej niepokojąco. Ama majaczyła i nie rozpoznawała chłopaka.

Kai zaklął cicho i ułożył Amanitę na trawie, w cieniu niewielkiej mirabelki. Odtroczył od grzbietu lisa skórzany bukłak i podał go dziewczynie, żeby mogła się napić. Ama wylała połowę jego zawartości, zanim wreszcie jej się to udało, od razu zaczęła wyglądać lepiej.

- Więcej... - wychrypiała.

Kai podał jej drugi bukłak. Wypiła całą jego zawartość i znowu poprosiła o więcej. Bukłaków mieli tylko pięć, ale chłopak bez wachania podał jej kolejny. I kolejny. I kolejny. Po wypiciu całej ich wody dziewczynie wyraźnie się polepszyło.

Chłopak wiedząc, że Amanicie niedługo może się znowu pogorszyć, wydał Salvie komendę "Szukaj!" i znacząco wskazał na puste bukłaki. Lis w mgnieniu oka zrozumiał o co mu chodzi i pobiegł na poszukiwanie wody.

*

Tego dnia, po raz pierwszy od setek lat śniadanie w Zakonie Błękitnej Lilii podano pół godziny wcześniej, o 7:30. Zakonnice zjadły je w ponurej atmosferze. Jedna tylko Caroline, która nie wiedziała, co się właściwie stało, szczebiotała jak zawsze swoim słodkim, dziecięcym głosikiem. Jednak nawet ona musiała poczuć, że coś jest nie tak, bo zamilkła i spożywała śniadanie w ciszy.

Aluma kalkulowała chłodno: Lek zrobiłam, zamieszek już nie ma. Udało mi się. Zdążyłam.

Błękitnooka uśmiechnęła się do siebie z goryczą. Tak, udało jej się ze wszystkim zdążyć, ale jakim kosztem? Cena opanowania zamieszek była zdecydowanie zbyt wysoka.

*

Pod wieczór Amanicie zrobiło się lepiej i mogli jechać dalej. Kai postanowił, że muszą dotrzeć do Zakonu Błękitnej Lilii dzisiaj, żeby Ama jak najszybciej mogła przyjąć lek. Jednak nie mogli przemieszczać się zbyt szybko, ponieważ dziewczyna wciąż była słaba, wlekli się więc noga za nogą.

Mur dostrzegli około godziny dziesiątej wieczorem. Był wysoki i kamienny, nie żelazny jak w Twierdzach. Kaia zawsze zastanawiało, czemu owce nigdy nie atakowały Zakonu. Może sprawiała to obecność leku? Chłopak nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

W miarę jak podjeżdżali bliżej, zza muru zaczęły wyłaniać się wieże klasztoru. Cały budynek wyglądał zupełnie tak, jak zamki budowane przez możnowładców przed czasami zarazy.

Wartowniczka dostrzegła ich zanim oni dostrzegli ją. Uprzedzono ją o przybyciu Kaia i Amanity, tak więc bez zbędnych pytań otworzyła im bramę. Wjechali do środka. Kopyta Rity stukały na kamiennej ścieżce, natomiast łapy Salvy nie wydawały żadnego dźwięku.

Aluma czekała na nich przed klasztorem. Postanowiła, że nie opowie im o śmierci Flavii. Ta wiedza niczego by tu nie wniosła, najwyżej wprowadziła niezręcznie atmosferę. Przecież oni jej nawet nie znali...

Błękitnooka z trudem panowała nad emocjami. Śmierć Flavii wystarczająco mocno nią wstrząsnęła, a teraz na dokładkę po raz pierwszy od ponad pięciuset lat zobaczyła swojego brata naprawdę, a nie we śnie. Poczuła, że jeżeli teraz coś powie, to się rozpłacze. Nie mogąc się odezwać, uśmiechnęła się i stała tak, nie wiedząc co robić i czując się tak głupio jak nigdy przedtem.

Z tego stanu wybawił ją Kai. Chłopak zeskoczył z Salvy i podbiegł do siostry, a potem mocno ją przytulił. Wtedy Aluma pękła i zaniosła się płaczem. Ze zdziwieniem spostrzegła, że Kai również roni łzy. Mogliby stać tak przez wieczność, ciesząc się swoją obecnością, jednak uniemożliwiła im to Amanita. Dziewczyna, która przedtem zsiadła z Rity i nieco zawstydzona przyglądała się rodzeństwu, teraz nagle poczuła, że grunt usuwa jej się spod nóg. Jęknęła cicho, czym przykuła uwagę Kaia i Alumy, a potem zemdlała.

*

Amanita obudziła się i przez chwilę nie wiedziała gdzie jest. Nad sobą widziała wysoki sufit i, co dziwne, czuła się wyjątkowo dobrze. Tak, jakby jej choroba zniknęła. Zaraz potem wspomnienia powróciły i wszystko sobie przypomniała. Znajdowała się w Zakonie Błękitnej Lilii, a ta dziwna kobieta z nienaturalnie niebieskimi oczami to Aluma, siostra Kaia.

- Jak się czujesz? - zapytała ciepło błękitnooka.

- Ja... dobrze. Zaskakująco dobrze. Gdzie jest Kai?

Przez twarz Alumy przemknął lekki cień.

- On... odjechał.

- Już? Tak szybko? Nawet... nawet się z nim nie pożegnałam... - Amanita poczuła, że zaraz się rozpłacze.

- Uznał, że tak będzie ci łatwiej. Idź spać, Amanito. Jest już późno, a ty jesteś zmęczona.

Dziewczyna posłusznie skinęła głową. Aluma uśmiechnęła się smutno i opuściła dormitorium, uważając, by nikogo nie obudzić. Gdy Ama została sama, rozpłakała się cichutko. W końcu z wycieńczenia zasnęła.

*

Kai zatrzymał się dopiero po pierwszej w nocy, kiedy Salva naprawdę opadł już z sił. Chciał jak najbardziej oddalić się od Zakonu Błękitnej Lilii. Ulotnił się gdy tylko miał pewność, że z Amanitą wszystko w porządku. Powtarzał sobie, że dzięki temu dziewczynie było łatwiej, ale tak naprawdę łatwiej było jemu.








~~~~~~~~~~~~~~~
*te słowa wypowiedział Petroniusz w książce Henryka Sienkiewicza "Quo vadis." Notabene, bardzo polecam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro