Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty: ja też czuję

Aluma obudziła się w wyjątkowo paskudnym nastroju. Tej nocy zużyła niemal wszystkie swoje siły, żeby połączyć się z Kaiem, a on tak po prostu zignorował jej propozycję. A przecież wiedziała, że zaraz po Przejściu chłopak przyjdzie do niej z podkulonym ogonem. Będzie musiał, jeżeli zależy mu na życiu tej dziewczyny. Przecież nie pozwoli, by drugi raz...
Nie! Nie wolno pamiętać. Wspomnienia są niebezpieczne. Odepchnąć je od siebie, odegnać...
Już dobrze.
Już lepiej.
Ale wciąż pamięta.

Westchnęła. Z niechęcią wysunęła się z łóżka. Jej bose stopy plasnęły o zimną, kamienną posadzkę. Odszukała kapcie i szlafrok, i czym prędzej je założyła. Nawet latem w zamku panował przeraźliwy chłód, bo jego grube, kamienne mury nie przepuszczały promieni słonecznych.

Aluma podeszła do dużego okna i otworzyła je na oścież. Ciepły powiew rozbudził ją i ogrzał. Rozejrzała się. W ogrodzie praca trwała już w najlepsze, członkinie Zakonu pielęgnowały tę część ogrodu, która znajdowała się na powierzchni ziemi. Po ich liczbie kobieta doszła do wniosku, że jest około południa. Późno. Czyżby rozmowa z Kaiem aż tak ją wyczerpała?

Zamknęła okno i rozejrzała się po pokoju. Był on bardzo skromnie urządzony; nawet jako głowa Zakonu Aluma nie dysponowała wieloma wygodami. Oprócz łóżka znajdowała się w nim jedynie ogromna, dębowa szafa i niewielki stolik nocny z lampą lunarną. Ta lampa była jej jedynym luksusem, dzięki niej mogła czytać po zapadnięciu zmroku. Nikt inny nie miał takiej lampy, błękitnooka podejrzewała nawet, że jest to ostatnia lampa lunarna na świecie. W końcu jedyna osoba, która potrafiła wytwarzać takie lampy...
Nie! Nie wolno pamiętać. Wspomnienia są niebezpieczne. Odepchnąć je od siebie, odegnać...
Już dobrze.
Już lepiej.
Ale wciąż pamięta.

*

Kai obudził się z poczuciem, że zapomniał o czymś bardzo, bardzo ważnym. Nie mógł jednak za nic przypomnieć sobie o czym. Spróbował wstać... i stwierdził, że nie może. Otworzył szerzej oczy. Leżał na ziemi, a obok niego spała Amanita. Jej głowa spoczywała na jego klatce piersiowej - dlatego nie mógł wstać. Chłopak spojrzał na Amę z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust. Jej grube, rude warkocze całkiem już straciły swój kształt, ponadto była okropnie brudna. Ale jej cera przybrała zdrowy odcień. Wszystko było z nią w porządku, na tyle, na ile cokolwiek może być w porządku z Zakażoną.

Delikatnie zdjął z siebie głowę dziewczyny. Nawet się nie obudziła, tylko przewróciła się na drugi bok, a potem wymamrotała:

- Carrey, zrób mi kąpiel. No, już, pośpiesz się, dziewczyno!

To zdanie bardzo zaintrygowało Kaia. Żądanie kąpieli, połączone z jej nawykiem mycia zębów, niechęcią w opowiadaniu o swoim pochodzeniu oraz pierwszorzędnym wyposażeniem sprawiło, że chłopaka coraz bardziej zaczynała intrygować historia dziewczyny. W końcu kogo w dzisiejszych czasach stać na służbę i kąpiel? Chłopak postanowił raz na zawsze rozwiązać tą kwestię.

Nie musiał długo czekać. Po jakichś dziesięciu minutach Ama otworzyła oczy. Usiadła, przeciągnęła się i ziewnęła rozdzierająco, a zaraz potem szybko wróciła do śpiwora.

- Kurczę fiks, chłodno dzisiaj, nie sądzisz? - zapytała.

- Jak dla mnie jest w porządku - odparł w typowy dla siebie powściągliwy sposób.

- Ty morsie! - uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała. - No to o co chodzi? Przecież widzę, że coś jest nie tak.

- Ama... kim ty jesteś? Bo na pewno nie zwykłą dziewczyną ocalałą z ataku na Twierdzę, prawda...?

Długo zwlekała z odpowiedzią, ale gdy wreszcie zaczęła mówić, głos miała pewny.

- Nie omyliłeś się, zwykłą ocalałą nazwać mnie nie można. Wiesz, miałam nadzieję, że uda mi się zachować w tajemnicy moje pochodzenie, ale widzę, że bez tego się nie obejdzie. Mam wobec ciebie dług, Kai, a mój ród zawsze spłaca długi. Potraktuj tą opowieść jako odsetek. Otóż jestem, a raczej byłam, księżniczką Kallionu.

- Kallion padł?! - wykrzyknął Kai. - Jak...? To niemożliwe! Kallion?!

- Tak - uśmiechnęła się smutno. - Kallion padł. To było podczas poprzedniego Przejścia. Owiec były setki, tysiące. Nie przerywaj mi, wiem co powiesz, przecież podczas Przejść owce nie atakuję Twierdz... Ale ja tam byłam, Kai, i przysięgam ci, że to prawda. Zaatakowały nas bo... pojmaliśmy owcę. Ten zuchwały czyn stał się naszą zgubą. Chcieliśmy ją zbadać żeby się czegoś dowiedzieć, ale ona była zbyt niebezpieczna. Dlatego zabiliśmy ją, drugiego dnia Przejścia. I wtedy w resztę owiec wstąpił jakiś demon. Rzuciły się na nas niezliczoną rzeszą i zrównały Kallion z ziemią.

- To była największa znana mi Twierdza... Jeżeli ona padła to znaczy że...

- Że przegraliśmy tę wojnę. Ale ona od początku była przegrana.

Kai chciał zaprzeczyć, ale powstrzymał się. Wiedział, że takie stwierdzenie tylko spowodowałoby dalsze pytania, na które on nie chciał odpowiadać. Dlatego milczał, a Amanita ciągnęła:

- Pewnie ciekawi cię jak przetrwałam. Jako księżniczka miałam o wiele lepszą ochronę niż reszta. Własna gwardia, własna wieża. A poza tym sama jestem niezłą łuczniczką. Zanim dopadła mnie choroba potrafiłam o wiele więcej, choć teraz trudno w to uwierzyć.

Nie zaprzeczył, choć znowu chciał to zrobić. W jej oczach widział stal. Ani przez chwilę nie wątpił, że dawniej była potężną wojowniczką, choć specjalizowała się w zupełnie innej dziedzinie walki niż on.

- Owcom - ciągnęła Ama. - zależało tylko na dotarciu do ciała tej pojmanej. Gdy im się to udało, szał je opuścił. Do mojej wieży zdążyła wejść tylko jedna. Wyrżnęła moich gwardzistów. Zastrzeliłam ją, ale przedtem zdążyła mnie ugryźć. I tak zostałam Zakażoną.

Dziewczyna skończyła swoją opowieść. Milczeli przez chwilę, aż wreszcie Kai powiedział:

- Dziękuję za twoje zaufanie. A jeżeli obawiałaś się, że po tej historii będę cię inaczej traktował, myliłaś się. Nadal będziesz dla mnie jak narwana młodsza siostra, której trzeba pilnować, żeby nie trafiła sobie z łuku w stopę.

- Ej! - krzyknęła z udawanym oburzeniem. - Strzelam lepiej od ciebie! Uczę się odkąd skończyłam pięć lat... A ty od jak dawna uczysz się walczyć kataną? - zapytała nagle.

- A skąd ty wiesz o mojej katanie? - spytał.

- Przecież widziałam, jak walczysz - odparła.

- Myślałem, że byłaś nieprzytomna - zdziwił się.

- Można tak powiedzieć. Ale twoją walkę zarejestrowałam.

- A jak właściwie dostałaś się w łapy Zakażonych?

- Kai!

- Co?

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Czemu ty nigdy nie odpowiadasz? Kurczę fiks, mógłbyś choć raz...

- Nie pamiętam.

- Co?

- Nie pamiętam, od jak dawna uczę się walczyć. Ale na pewno od bardzo, bardzo dawna.

- Dziękuję. A co do tego jak trafiłam w łapy Zakażonych... To... trochę wstydliwa historia... - zaczerwieniła się. - Jechałam sobie na Ricie, kiedy nagle zobaczyłam dym. Postanowiłam... No dobra powiem to wreszcie: podjechałam do nich się przywitać, zadowolony?

Kai wybuchnął śmiechem.

- No jasne! Tylko ty mogłaś wpaść na coś takiego...

- Odczep się - burknęła.

- No dobra, dobra - spoważniał. - A powiedz mi, Ama, co się stało z twoim koniem?

- Z Ritą? Spłoszyła się, zrzuciła mnie i uciekła.

- Fajnego masz konia.

- Nie bądź sarkastyczny! Nie wszyscy mogą mieć Księżycowego Lisa - spojrzała z zazdrością na Salvę.

- Ależ nie jestem sarkastyczny. Bo widzisz, Rita stoi za tobą.

*

Aluma czytała książkę. A przynajmniej udawała, że czyta. Słowa tańczyły przed jej oczami kankana i nie była w stanie się na nich skupić. Z rezygnacją odłożyła tom na bok. Musi się czymś zająć. Kai nie odwiedzi jej wcześniej niż za miesiąc, wiedziała to, jednak nie mogła powstrzymać się od ciągłego nasłuchiwania jego kroków w korytarzu. Łudziła się, że może przejrzy na oczy przed Przejściem, ale za dobrze go znała. Był uparty, a poza tym wciąż winił ją za to, co się wtedy stało...

Westchnęła ciężko, zatapiając się we wspomnieniach. Zawsze był taki młody, taki zapalczywy... Ale to właśnie Kai umiał go rozśmieszyć, nie ona. Ona wolała siedzieć w stodole i czytać na belach siana, otulona kocem, podczas gdy tamci szaleli na dworze. Nie usłyszała morderców. Usłyszała krzyk. Gdy wybiegła ze stodoły było już za późno. Kai płakał nad nieruchomym ciałem, a zabójcy uciekli. Nie ścigali ich, byli zbyt zajęci swoją stratą.

Aluma nawet nie zaważyła, gdy po jej policzku spłynęła łza. A potem kolejna. I kolejna.

Kai nigdy jej tego nie wybaczył. Uważał, że powinna usłyszeć ludzi, którzy zakradli się do domu i czekali na białowłosego. Uważał, że powinna temu zapobiec. Uważał, że to jej wina. Nie mógł zrozumieć, że winy nie ponosi żadne z nich. Odciął się od niej i niedługo potem wyjechał. Chciał zapobiec dalszym tragediom i kontynuować dzieło białowłosego, ale było już za późno. Mordercy dopięli swego. Zaraza...

- Pani? - jedna z członkiń Zakonu weszła do komnaty Alumy. Zmieszała się, gdy zobaczyła, że tamta płacze. - Pani, wybacz mi...

- Nic nie szkodzi, Flavio - Aluma otarła łzy. - Co się stało?

- Mamy nową kandydatkę. Mówi, że jest Zakażona od tygodnia.

- Ma predyspozycje?

- Będzie posłuszna, pani. Słyszała już o nas, wie, jaka jest cena.

- Doskonale. Przyprowadź ją tutaj, a potem poleć Marii, by przygotowała jej łóżko w dormitorium.

- Tak zrobię, pani - zakonnica ukłoniła się i wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro