4. Nowe porządki!
Minęły ponad dwadzieścia cztery godziny od momentu zakończenia walki o Shinganshine, która skończyła się oczywiście porażką. Śmierć poniosło mnóstwo ludzi, cywile i żołnierze zostali pożarci, zgnieceni, albo jeszcze inaczej zabici. Ulice pełne ludzkich zwłok zalała rzeka krwi. Niestety, tę bitwę ludzkość przegrała. Ale bitwa, to nie wojna, oj nie. Prawdziwa wojna dopiero się zaczynała.
Minęły niecałe czterdzieści osiem godzin od zakończenia ewakuacji ludności Shinganshimy. Nanaba przechadzała się po skrzydle medycznym, gdzie spędziła pierwszą dobę po powrocie do koszar. Co tam robiła? Szła sprawdzić, czy jej przyjaciółka już się obudziła. Szukała pokoju numer trzy, który bardzo szybko znalazła. Po wrzasku. Tak, z tego pokoju dało się słyszeć niemiłosierny krzyk Larsen i jeszcze jakiś, niższy, męski. Gdy otworzyła drzwi jej oczom ukazała się niezwykła scena. Rita siedziała na łóżku i wymachiwała rękami, starając się odgonić trzymającego strzykawkę mężczyznę w kitlu. Nanaba zaśmiała się pod nosem i spojrzała na koleżankę pobłażliwe. Rita była jak dziecko, bała się zastrzyków.
- Ty się nie śmiej, tylko mi pomóż! - zawołał lekarz.
Nanaba ruszyła w ich kierunku.
- Zrób to, a wykradnę twój pamiętniczek i przeczytam go na najbliższym apelu! - zagroziła Rita.
Stanęła. Dobrze ją znała i dlatego wiedziała, że to nie był zwykły żart. Rita mogła to zrobić, nie cofała się przed niczym.
- Co tu licha się dzieje? Czemu wasze wrzaski słychać na całym korytarzu?!
Do pokoju wszedł nie kto inny, jak Erwin Smith. Nanaba odetchnęła z ulgą, ktoś inny mógł przejąć sytuację.
- Może ktoś w końcu coś zrobi! - niecierpliwił się lekarz.
- Już robię.
Wystarczył dosłownie moment, by blondyn ją obezwładnił. Erwin'owi w ogóle nie przeszkadzał fakt, że była osłabiona i ranna. Chwycił ją za nadgarstek, przekręcił i przycisnął twarzą do łóżka, a ręce skrepował na plecach. W ten sposób ograniczył jej ruch do minimum. Wrzaski stłumiła poduszka. Lekarz nie tracił ani chwili, czym prędzej wbijając igłę w ranną nogę. Gdy było już po wszystkim, Smith zszedł z niej. Rita odwróciła gwałtownie głowę, rzucając trójce oprawców mordercze spojrzenie. Lekarz wybiegł z pokoju w podskokach, Nanaba chichotała pod nosem, a Erwin uśmiechnął się delikatnie, niby miło.
- Taka duża dziewczynka, a zastrzyku się boi? Och, Larsen, Larsen, co z Ciebie za żołnierz, co?
- Z pewnością bardziej męski od Ciebie - odpowiedziała zadziornie - Czego tu szukasz, dupolizie Shadisa?
- Przyszedłem Ci to dać - powiedział poirytowany, rzucając w jej kierunku nową kurtkę - Zbierajcie się, idziemy na zebranie.
- Nie ma mowy, nie założę tego! - oburzyła się Rita, ciskając ubraniem w kąt- Dziś mam dzień wolny, więc nie muszę tego zakładać.
- Tak, ale zebranie jest oficjalne i wymaga się munduru.
- Odmawiam.
Erwin uśmiechnął się półgębkiem.
- Coś tak czuliśmy i dlatego Shadis prosił mnie, żebym przekazał Ci coś jeszcze. Albo mundur, albo nic.
Rita zdębiała.
- Nic? W sensie nago? - dopytywała Nanaba.
Erwin potrząsnął głową, Nanaba popatrzyła na przyjaciółkę unosząc brew. Nie zdziwiło ją, gdy na twarzy Rity pojawił się pyszałkowaty uśmieszek. Nie zaskoczyło ją to, jak zaczęła się rozbierać. Co innego Erwin, temu natychmiast zrobiło się głupio i gorąco, aż zaczerwienił się po same uszy. Odwrócił się, gdy zabrała się za odwijanie bandaża, który owinęła sobie na klatce piersiowej. Nie widział, jak ściąga bieliznę, jednak przekonaniu o tym, że rzeczywiście zamierzała iść nago utwierdziła go ona sama, mijając go i wychodząc z sali o jednej kuli. Szybko wyprzedził ją i Nanabę, aby nie musieć patrzeć na jej goły tył podczas przemierzania korytarzy. Po jakimś czasie dotarli pod drzwi gabinetu. Nim Erwin otworzył drzwi, kazał obu poczekać chwilkę tłumacząc, że musi przygotować obecnych tam oficerów.
- A w życiu! - prychnęła Larsen.
Jak na prawdziwą diablicę przystało, Rita otworzyła szeroko drzwi i bezceremonialnie weszła do środka, krocząc dumnie ku siedzącemu za dębowym biurkiem Shadis'owi. Widziała, jak obecni tam panowie reagowali na jej wielkie wejście. Na prawo, przy ścianie z regałami stał Levi Ackermann i Hanji Zoe. Mężczyznę w ogóle nie ruszył jej widok, wiele przeszedł i ciężko było go wprawić w szok szczególnie, że po Larsen spodziewał się autentycznie wszystkiego. Hanji jako kobieta nie miała problemu z jej ciałem, jednak nie kryła swojego zaskoczenia odwagą zielonookiej. Nanaba stanęła obok niej jak gdyby nigdy nic, zaś Erwin trzasnął drzwiami i stanął u boku generała, wbijając wzrok w buty Mike, który ewidentnie zgłupiał na widok nagiej kobiety. Dita natomiast odwrócił się twarzą do ściany przy której stał, bo uważał, że nie dałby rady nie gapić się na nią, a to przecież tylko pogorszyłoby sprawę.
- I co? Myślisz, że wygrałaś? - zapytał chłodno Shadis, unosząc brew do góry.
- Nie, ale założę się, że ciężko Ci się skupić, Ge-ne-ra-le.
Shadis uśmiechnął się półgębkiem.
- Zdziwisz się Larsen, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Jest wręcz odwrotnie. Utwierdziłaś mnie w fakcie, że kawał zawadiaki z ciebie. A to ceni się w dowódcach.
- Co proszę? - Rita ściągnęła brwi nie wiedząc co się dzieje.
- Już mówię. Ty, Nanaba i jeszcze dwóch żołnierzy zostaliście wybrani do szkolenia na pułkowników.
- Że co?! - krzyknęły obydwie. Nanaba radośnie, a Rita wyraźnie niezadowolona.
- Właśnie to - Shadis uśmiechnął się złowieszczo pod nosem - Od dziś przez następne pół roku każde z was przejdzie trening pod okiem innego oficera. Za sześć miesięcy przystąpicie do egzaminów teoretycznych i praktycznych, a my wybierzemy najlepszego z was.
Hanji nie musiała mieć okularów, żeby zobaczyć w jaką furię wpadła Rita. Ten stan wróżyły ostrą awanturę zakrapianą krwią i łzami, bo jak było wiadomo, wściekła Larsen to niebezpieczna Larsen. Niedługo trzeba było czekać, aż Rita przypuściła atak na generała. Rzuciła się na jego biurko jak ostatnia furiatka i opierając ręce na brzegu drewnianego blatu, pochyliła się do przodu ku twarzy Shadisa, tym samym wypinając trochę swoje cztery litery do reszty towarzystwa. Hanji i Nanabe nawet bawił ten widok, jednak dostojni panowie czuli się zaatakowani.
- Co to do jasnej cholery znaczy ,,Awans''?! W chuja ze mną lecisz?! Nie ma opcji, żebym się na to zgodziła, o nie! Prędzej dusze szatanowi oddam, niż tobie moją przyszłość!
- Może Ci się to nie podobać, ale taką podjąłem decyzję.
- Gówno mnie to obchodzi! - wrzasnęła, uderzając pięścią w stół. Huk był przepotężny, nikt z obecnych tam nie spodziewał się po kobiecie takiej siły.
- Mnie też gówno obchodzą twoje krzyki. Trenujesz i podchodzisz do egzaminów. Koniec.
I wtedy wpadła na najgorszy z możliwych pomysłów.
- Skoro tak...- Rita odchyliła głowę do tyłu - To Ci wybiję ten durny pomysł z pustego łba!
Shadis nie zdążył nawet mrugnąć, gdy Larsen z całej siły przywaliła mu z główki. Uderzenie okazało się być na tyle, aby mężczyzna poczuł ból na tyle duży, żeby zsunąć się z krzesła na ziemię. Erwin natychmiast pośpieszył mu z pomocą, zaś Levi, który jako jedyny z pozostałych panów miał odwagę i tyle samokontroli w sobie, postanowił ją obezwładnić. Już po chwili Rita leżała na stole, z twarzą przygniecioną do drewna i rękami skrępowanymi na plecach.
- Ona ma jakiś problem z głową? - zapytał jakby od niechcenia Mike, kierując wzrok na plecy Nessa.
- W raportach medycznych nic nie znalazłem.
- Ja to bym strzelał we wściekliznę - wtrącił Levi - Tak się wkurzyła, że piana z pyska zaczęła się toczyć. Zafajdała całe biurko.
- Ah, Rita, skaranie boskie z tobą! - jęknęła Nanaba, wywracając oczami.
- Heh, dziękuję za komplement, blondyneczko - zaśmiała się bezczelnie i przeniosła spojrzenie na Shadisa i jego zakrwawiony nos - No proszę! Twój krzywy nos w końcu nabrał jakiegoś porządnego kształtu. Nie gniewasz się, prawda? Mam nadzieję, że nie, bo po w sumie jak tak sobie myślę, to przystanę ta twoją propozycję. Nie mogę zmarnować takie wspaniałej okazji. W końcu będę miała szansę zniszczyć któremuś z was życie, a może nawet doprowadzić na krawędź szaleństwa!
Te słowa przywróciły Shadisa do życia. Z pomocą Erwina, którą niespecjalnie doceniał, wstał z ziemi.
- Nanaba, jesteście na razie wolne. Udajcie się na obiad. Weź Larsen i dopilnuj, żeby nikomu się nie naprzykrzała. To wasz ostatni dzień w starych grupach i laby, więc zezwalam na picie, ale tylko do ciszy nocnej. Jutro o szóstej poznacie swoich nowych dowódców. Odmaszerować.
- Tak jest!
Levi natychmiast puścił kobietę i odsunął się z powrotem do Hanji tak, aby zrobić miejsce Nanabie, która szybko złapała koleżankę za rękę i pociągnęła za sobą do wyjścia, gdy tylko ta znów się wyprostowała. Oczywiście ich wyjście było równie efektowne i nieprzyjemne, bo nie dość że jej tyłek znów był doskonale widocznie, to jeszcze wykrzykiwała taką wiązankę wymyślnych przekleństw, że nie jednemu mężczyźnie zjeżyłby się włos na głowie. Najgorzej znosili to Erwin i Dita, rzecz jasna z dwóch, skrajnie różnych powodów. Otóż Erwin jakiś czas temu zadłużył się w diablej córce, zaś temu drugiemu najzwyczajniej w świecie było wstyd za zachowanie swojej jeszcze podwładnej. Gdy drzwi zostały zamknięte, a awanturowanie się Larsen w miarę ucichło, Shadis przeszedł do najważniejszej części, zakończenia swojej pracy jako generał. Nadszedł czas przekazać symbol generała zwiadowców nowemu, młodemu człowiekowi, mającego ostatecznie wyzwolić ludzkość. Gdy zaczął ściągać krawat bolo, pozostali żołnierze stanęli na baczność. Przyszedł czas na nową krew, kolejny krok do przodu. Shadis podszedł do swojego następcy, a ten pochylił lekko głowę. Przyszedł czas, na mianowanie Erwina Smitha nowym generałem zwiadowców.
- Generale Smith, w twoje ręce oddaje korpus zwiadowców. Prowadź naszych ludzi i pomóż wyzwolić ludzkość. Wyrżnijcie te potwory w pień.
- Nie zawiodę Pana! - krzyknął Erwin, patrząc mu już w oczy.
- No, ja myślę - uśmiechnął się Shadis, a następnie zlustrował Dite, Hanji, Mike i Levi'ego - Erwin rządzi, ale to wy jesteście jego podporą. Służcie mu radą i walczcie u jego boku. Pamiętajcie, prawdziwą siłą zwiadowców nie jest pojedynczy człowiek, a cały oddział. Trzymamy się razem, walczymy razem, umieramy razem. A wy, jako najważniejsi oficerowie, czuwajcie nad swoimi podwładnymi. Pamiętajcie, wy jesteście liderami, a oni wam się powierzają. I pamiętajcie, dopóki ludzkość wstaje i walczy, dopóty nie przegra. Tak więc walczcie! Walczcie o wolność i przyszłość ludzkości!
- Tak jest! - zasalutowali.
- Dobrze - skinął głową - Tutaj się żegnamy. Od dziś będę szkolił rekrutów. W razie czego szukajcie w korpusie treningowym.
Po tych słowach ostatni raz uścisnął dłoń z każdym obecnym, a następnie wyszedł z gabinetu.
Mike miał jakieś dziwne wrażenie, że ostatnie zdanie kierowane było właśnie do niego. Czemu? Bo gdy tylko padło, Erwin popatrzył na niego kątem oka, uśmiechając się nieco pod nosem. Nie miał zielonego pojęcia, co wywołało u Smitha taką reakcję, ale jakoś specjalnie się tym nie przejmował, bo w końcu nie było czym. To był przecież tylko uśmieszek.
- Przejdźmy teraz do rzeczy - zaczął ponownie blondyn, podchodząc do biurka. Usiadł na krześle i wysunął szufladę, z której następnie wyciągnął cztery koperty z brązowego papieru. Były grube, prawie pękały z nadmiaru zawartości. Erwin położył je na drewnianym blacie i uśmiechając się łagodnie, popatrzył na towarzyszy - W każdej kopercie znajduje się dokumentacja waszych nowych ludzi. Weźcie je, ale otwórzcie dopiero w swoich gabinetach.
- Dlaczego nie tu? - zapytał Dita.
- Bo łeb mnie dziś boli, a wiem, że jak tylko któreś z was zobaczy papiery Larsen, zacznie się chaos. Jakieś pytania?
Hanji podniosła rękę do góry. Erwin skinął głową dając jej prawo głosu.
- Można się zamieniać? - zapytała.
- Boże, weź się już nie odzywaj, pieprzona okularnico.
- Nie, nie ma zamieniania.
Nagle i Mike podniósł rękę do góry. Erwina nieco to zaskoczyło, bo jego przyjaciel zwykł siedzieć cicho i bez gadania przyjmować rozkazy.
- Co z Larsen?
- W jakim sensie?
Mike westchnął ciężko.
- Wszyscy dobrze wiemy, że z nią po ludzku nie idzie. Któreś z nas będzie miało tego farta i ją trafi. I co wtedy?
- Pytasz, jak ją traktować? Obojętne mi to. Jeśli chodzi o jej poskromienie, każdy ruch dozwolony. Nawet najbardziej nieludzki sposób mi pasuje, dopóki działa i go nie widzę.
- Dobrze wiedzieć - mruknął Levi - Bo jak zwykle najgorszą robotę dasz mnie.
- Skąd ta pewność? - zapytał zaciekawiony Erwin.
- Prosta logika. Dita odpada, bo przepisy wymagają, aby pretendent został przydzielony do innego pułkownika, a ona należy, a raczej należała do jego oddziału. Hanji na pewno nie wybrałeś. Tylko idiota zestawiłby ze sobą dwie walnięte baby. Zostaje Mike i ja. Taką sukę jak Larsen trzeba wytresować, kopać i mieszać z błotem, czego on nie potrafi. Czyli jak zwykle brudna robota dla mnie.
- Och, doprawdy? - mruknął ni to zły, ni to rozbawiony Mike - Wydaje mi się, że z tym mieszaniem z błotem trochę się zagalopowałeś. Przypomnieć Ci, jak się tutaj znalazłeś?
Oczywiście Levi doskonale wiedział, do czego pił Zacharias, jednak nie znalazł w jego wypowiedzi niczego wartego kłótni. Jak zwykle prychnął tylko pod nosem, zabrał z biurka kopertę na której widniało jego imię i wyszedł bez słowa. Hanji popatrzyła na Dite, potem na Mike, a następnie wzruszyła ramionami i zrobiła dokładnie to samo co wcześniej Ackermann. Zacharias i Ness postąpili tak samo, pozostawiając Erwina samym ze sobą.
Nadszedł czas, aby dowiedzieć się, komu przypadnie zadanie poskromienia złośnicy.
W swoim gabinecie pełnym książek i przyrządów do badania, Hanji wysuwała z wnętrza koperty dokumenty. Pierwsze co zobaczyła, to imię nowej towarzyszki. Nanaba. Nie przeszkadzała jej taka kolej rzeczy, jednak gdzieś w środku miała nadzieję na współpracę z Larsen, którą uważała za ciekawą osobę. Z ulgą odetchnął natomiast Moblit, który miał już przed oczami przerażającą wizje połączenia szaleństwa Hanji i diabelnego charakterku Rity.
Levi siedział na krześle, otoczony papierami z koperty. Popijając herbatę z niezwykle błyszczącej, porcelanowej filiżanki studiował informacje o nowym podwładnym. Nazwisko widniejące na pierwszej stronie nieco go zaskoczyło. No cóż, po Erwinie można było spodziewać się wszystkiego, nawet tak nieoczywistych wyborów.
- Witam w oddziale, Aaronie Witt.
W tym samym czasie, gdy Levi czytał informacje o nowym podwładnym, Mike otwierał właśnie kopertę małym nożykiem. Stał na środku gabinetu, a ze wszystkich stron otaczali go podwładni. Lynne i Gelgar po prawej, zaś Thoma i Henning lewej. Nim wysunął papiery, zerknął na żołnierzy.
- To nie tytan, tylko człowiek. Przestańcie się tak spinać.
- Pan się nie boi, że to Larsen? - zapytała Lynne.
- Nie. Erwin nie jest głupi i wie, jak bardzo nienawidzę Larsen i jak źle mogłoby się skończyć przydzielenie jej do mojego oddziału. Inna sprawa, że to mój przyjaciel i nie zrobiłby mi tego.
Zacharias wciął między palce kilka pierwszych kartek i wyciągnął. Oczy wszystkich skupiły się na danych osobowych nowego towarzysza. Data i godzina urodzenia zwiastowały najgorsze. Szósty czerwca, godzina szósta rano. Zaraz pod tym znajdowało się imię i nazwisko, oraz miejsce pochodzenia. Rita Larsen z Trost.
- Szósty czerwca? I jeszcze szósta rano?! Sześć, sześć, sześć?! To jaja jakieś?! - zaczął drzeć się Gelgar.
- Cholera, czerwone włosy, trzy szóstki, jeszcze czarnego kota brakuje! To wiedźma jak nic! - powiedział Henning.
- Myśli pułkownik, że można ją spalić na stosie?
Ale Mike jak zwykle milczał. Milczał i zaciskał palce na papierze, niemal rozrywając kartkę na pół. Zacisnął zęby z całej siły. Jego ludzie wiedzieli, co się szykowało, dlatego czym prędzej dali nogę z gabinetu. Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi usłyszeli jakże wściekłe i soczyste ,,Kurwa mać''. To nie był dobry znak, bo Zacharias nie miał w zwyczaju kląć. Skoro więc samo przeczytanie jej nazwiska doprowadziło go do takiego szału, to co dopiero współpraca z nią!
- To ja już wolę tego tytana! - podsumował Gelgar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro