Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Sercowe sprawy wcale nie są takie proste

Nie pamiętam, jak przejechałem drogę z pracy do domu, czy wysłałem wszystkie dokumenty na poranne zebranie lub ile czasu siedziałem na ławeczce w szatni, patrząc na podłogę i ciemne rysy w szarych płytkach.

Byłem zawieszony pomiędzy wciąż świeżą obawą o własną pracę i narobieniem sobie ogromnych problemów a moim wybawicielem – z zimnym choć złotym jak gorące słońce wzrokiem i głosem wywołującym drżenie kolan oraz ciałem, do którego lgnąłem niczym kot do skąpanego w promieniach słońca parapetu przy oknie. Mogłem się sparzyć, ale ja lubiłem ciepło. Chciałem się w nim wygrzewać, aż zacznę się topić w jego objęciach.

Na pewno nadal miałem rumieńce na policzkach i czułem ogień w trzewiach, drapanie i łaskotanie, ale najbardziej ten buchający żar, który wywołał He Xuan. Nie podejrzewałem się o zakochanie w praktycznie nieznajomym facecie, ale na pewno silnie reagowałem na jego obecność.

Zaczynałem go fizycznie pragnąć.

Rzuciłem klucze na stolik przy drzwiach i poszedłem prosto pod prysznic. Lodowaty. Mój szczeniacki wybuch hormonów należało zamrozić w zalążku, zanim wykiełkuje z nich coś więcej niż "pragnienie" i przerodzi się w "czyny".

Umyłem zęby i poszedłem do łóżka. Bez kolacji, bez zbędnego analizowania dzisiejszego dnia, który pokonał mnie, nie mając krzty litości, bo od razu zasnąłem. Za dużo wrażeń, za dużo skrajnych emocji.

Jeśli ktoś uważa, że sen przyniósł ukojenie lub chociażby wytchnienie memu sercu, to muszę go rozczarować.

Śniłem o... pamiętnym apartamencie i sypialni. Nie byłem w niej sam. Stałem przy oknie i spoglądałem na nocny widok miasta. Czułem za sobą czyjąś obecność, ale byłem rozluźniony, jakby człowiek, który dzielił ze mną przestrzeń, rozumiał mnie w pełni, akceptował, a przez to żadne skrępowanie nie istniało, jakbyśmy wcale nie byli sobie obcy, lecz...

Przeznaczeni.

Pamiętam, że potem leżałem na tym ogromnym łóżku, całowany, pieszczony, dotykany z taką czułością, jakiej nie zaznałem z żadnym kochankiem. Nie widziałem twarzy tego mężczyzny, nie słyszałem głosu, a byłem pewny, że coś mówił, co tylko pogłębiało moją przyjemność. Jego palce trzymały moje, usta całowały moje usta, a ruchy bioder były pewne i precyzyjne.

Czysta rozkosz wypełniała każdy zakamarek mojego ciała.

Obudziłem się, oddychając przez otwarte usta i patrząc w ciemny sufit. Mój członek pulsował, ocierając się o materiał luźnych szortów. Doskonale pamiętałem nacisk ust na moją skórę, parzący oddech na szyi, twarde zęby zaciskające się na ciele i rozpychanie między pośladkami. Sięgnąłem pod gumkę bielizny i to co rozpoczął erotyczny sen, sam dokończyłem dłonią.

Długo jeszcze leżałem, uspokajając oddech, nie myśląc, a jednak podskórnie czując, że ten sen nie musiał się skończyć. To mogła być moja rzeczywistość, a ja nie byłbym teraz w łóżku sam.

– Dlaczego nie mogę cię pamiętać?

*

Śniadanie jadłem mechaniczne, bez apetytu, ale z nowymi siłami i czystszym umysłem. Nie nieskazitelnym, ale na pewno o wiele logiczniej myślącym niż wieczorem.

Właśnie wpisałem do telefonu numer, który dał mi He Xuan. To miły gest z jego strony. Nie dość, że wspaniałomyślnie mi pomógł, choć wcale nie musiał, bo byliśmy ledwo pracownikami jednego zakładu, to jeszcze zaoferował się z pomocą w przyszłości.

Okazał się niespodziewanie serdeczny.

Musiał mnie rozumieć i tak samo mocno kochać modelarstwo. To jedyne co nas łączyło, a jednak okazało się tak ważne, że specjalnie wyrabiał tę samą normę przez wiele dni.

Uśmiechnąłem się, dłonią kręcąc kubkiem z herbatą i tworząc w niej wir.

– Powinieneś się ogarnąć, Qingxuan – bąknąłem, siorbiąc jasnobrązowy napar. – Zacząć normalnie rozmawiać z He Xuanem, odszukać tego gościa z hotelu, nawet spróbować zrobić to swoim darem, bo przecież kiedyś musi zadziałać poprawnie, i zaprosić go na randkę. Taką, którą obaj będziecie pamiętać i nie skończy się tym razem tylko w łóżku. Dowiedzieć się czegoś o nim, poznać ulubione filmy, książki, hobby, charakter, odkryć zalety i wady. Musisz przestać bujać w obłokach i wziąć się za siebie!

Głośno odstawiłem kubek na niewielki stolik, przy którym siedziałem w pokoju dzielonym kontuarem z wąską kuchnią. Moje mieszkanko było niewielkie, ale miałem tu wszystko, czego potrzebowałem i było moje. Nikt nie mógł się tu wbić jak do siebie. Może z wyjątkiem brata, ale na szczęście robił to rzadko.

Mój telefon zawibrował na blacie.

O wilku mowa.

Odebrałem połączenie, włączając tryb głośnomówiący:

– Cześć, ge*!

Ge* – od gege, czyli starszy brat.

– Cześć, Qingxuanie.

– Co się stało, że dzwonisz o tej porze? Przecież zobaczymy się za... – odczytałem z wyświetlacza godzinę "11:40" – dwie godziny. Coś pilnego?

Mój starszy brat też pracował w naszym magazynie, ale w innym biurze, na drugim końcu hali. Widywaliśmy się, kiedy przychodziłem na rano, bo on miał jedną zmianę – od ósmej do szesnastej. Wchodził w skład działu reklamacji.

– Wczoraj byłeś na drugiej zmianie?

Czyli jednak coś nabroiłem...

– En. Cały ten tydzień będę.

– Miałeś jakieś problemy z SAP?

Wziąłem łyk herbaty, żeby dać sobie trochę czasu do namysłu i na uspokojenie się.

– Z SAP? – Udałem głupka. – Nie, nic takiego sobie nie przypominam.

– Dobra, musiałem się upewnić. Widocznie to jakiś błąd zewnętrzny.

– A co się stało?

– Dzwonili do mnie z dwóch różnych magazynów i zapytali, czy wieczorem u nas też coś się posypało z jednym towarem. Podobno zniknął na jakieś pół godziny, a potem pojawił się z powrotem.

– Na-naprawdę? – Musiałem lepiej zapanować nad głosem. Jeszcze zacznie coś podejrzewać! – Serio? Jak to możliwe? Przecież nic nie może zniknąć i ot tak sobie wrócić. A co to było?

– Jakieś żele pod prysznic.

Chciałem przełknąć, ale moje gardło zwęziło się do szerokości rurki od soczków w kartonie.

– Żele? – powtórzyłem. Dłonie zaczęły mi się pocić, więc wytarłem je o spodnie. – Nie, nic takiego nie kojarzę.

– Dobra, a myślisz, że Xie Lian mógł na coś wpaść? O niczym niespotykanym ci nie wspomniał?

– On... on wczoraj wyszedł wcześniej. Chciał zrobić Hua Chengowi niespodziankę i...

– Dobra, dobra, tylko bez szczegółów. To, że akceptuję ciebie czy jego jako gejów, nie oznacza, że mam ochotę słuchać, co i z kim robicie po pracy.

– En, pamiętam, braciszku.

– Jeśli go nie było, to ty tym bardziej mi nie pomożesz – Chwała, że miał o mojej wiedzy systemowej tak niskie mniemanie. – Mógłbyś przyjechać dziś wcześniej i podejść do mnie do biura? Mama wczoraj piekła ciasto i wieczorem mi przywiozła. Mam dla ciebie pół blaszki.

– Pewnie. – Odetchnąłem z ulgą, że tak szybko odpuścił. – Niedługo będę się zbierał, szykuj dla mnie kawę, tylko nie tę ohydną, którą tam pijecie. Zajeżdża pleśnią na kilometr.

– Q-Grader* się znalazł.

O-Grader* – profesjonalny degustator kawy.

– Przynajmniej potrafię zadowolić moje kubki smakowe, a nie napełniać żołądek kofeinopodobną tandetą.

– To weź swoją i nie marudź. Czekam.

Rozłączył się, a ja zablokowałem ekran i postukałem się smartphonem po łbie.

– Cholerne szczęście albo okrutny pech. Czy zawsze musi być pod górkę?

*

Shi Wudu czekał przy wejściu na halę, siedząc w wózku widłowym, i razem przejechaliśmy całą długość magazynu do jego biura. Znajdowały się tu cztery biurka z komputerami. Jedno należało do brata, pozostałe trzy do kierownika działu przyjęcia towaru oraz jego dwóch liderów – po jednym na zmianie.

Zaraz po wejściu zmarszczyłem nos, bo poczułem mocny aromat "kawy" – jakiegoś kwachu. Przebijała przez niego słodycz jabłecznika, więc wygrało moje łakomstwo względem maminych wypieków. Shi Wudu jeszcze raz opowiedział mi o "incydencie" z żelami pod prysznic. Nawet kontaktował się z supportem, ale zbyli go, mówiąc, że jeśli towar jest na regale, ilość systemowa się zgadza, to oni nic nie będą sprawdzać, bo nie za to im płacą. Na odchodne rzucili tekstem, że mogą się tym zająć, jeśli taki "ticket" – czyli oficjalne zlecenie dla ich działu – trafi do nich od samego dyrektora naszego magazynu.

Jednym słowem – niewykonalne.

Braciszek był niezadowolony, a ja w duchu dziękowałem jakiemuś bóstwu, które nade mną czuwa, oraz oczywiście He Xuanowi, bo obecnie zamiast ciasta, gryzłbym własne wnętrze policzków lub wargę, będąc na dywaniku u dyrektora, otoczony wianuszkiem kierowników z zawodem wymalowanym na twarzach.

Może... może podziękuję mu na przerwie? Zaproszę na kawę i ciasto? Z Xie Lianem nie mogliśmy jednocześnie opuszczać naszego stanowiska, więc na pierwszych zmianach na śniadanie chodziliśmy osobno, a na drugich jedliśmy przy wolnym biurku naprzeciwko naszego.

Wiem, że przyjaciel nie obraziłby się, gdybym powiedział, że idę na stołówkę. Nie był taki.

Ale... tam zawsze kręciło się wiele osób.

Rozmawiając z bratem, myślami byłem z He Xuanem i kiedy zbierałem się do wyjścia z moją częścią ciasta, powoli formowałem plan.

*

Nie zostawiłem He Xuanowi karteczki z zagadką na szafce, więc dziś on zapewne zostawi podpowiedź w formie normy na koniec zmiany.

Po siedemnastej, kiedy wszyscy kierownicy rozeszli się do domów, zostaliśmy z Xie Lianem sami, więc w komputerze otworzyłem okno z aktywnością pickerów i nie zwracając na nie najmniejszej uwagi, a starając się zachować i mówić bez ekscytacji, zapytałem:

– Xie-gege – czasami, kiedy miałem dobry humor, tak się do niego zwracałem – dostałem dziś ciasto od mamy, zjesz ze mną?

Odpowiedział, także używając żartobliwego określenia:

– En, Shi-didi, z chęcią. Twoja mama jest świetną kucharką.

– Prawda? Taka żona to skarb!

– Ja wczoraj też gotowałem...

– Och... Znaczy, to świetnie! – Uff, jakoś wybrnąłem, bo żołądek boleśnie mi się ścisnął na wspomnienie jego "klusek w warzywnej oprawie z gęsią szyją".

– Mam nawet trochę ze sobą... – omal nie wywaliłem się z fotela – a raczej miałbym, gdyby San Lang nie zjadł wszystkiego rano. – Odetchnąłem z ulgą. Chociaż raz ten cwany lis się na coś przydał. – Dlatego po drodze kupiłem rogale z białym makiem, posypane posiekanymi orzechami i kandyzowanymi owocami. Podobno są pieczone z oryginalnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie tajnej receptury. Pei Ming w tamtym tygodniu opowiadał, że kupił je swojej dziewczynie i była wniebowzięta. Mam więc dla nas i dla San Langa. Dam mu wieczorem.

– Ekstra! A miałbyś coś przeciwko, żeby ktoś jeszcze nam towarzyszył?

Xie Lian odwrócił się w moją stronę, zaskakując mnie pytaniem:

– Chodzi o He Xuana? – Kiedy niepewnie przytaknąłem, dodał: – Też pomyślałem, że mógłbyś w końcu go zaprosić.

– W końcu? – Nie kryłem zdziwienia.

– En. Przecież dzięki niemu więcej się uśmiechasz i nareszcie przestałeś każdego dnia wzdychać do tamtego mężczyzny.

– To wcale nie...

– Wiem. To był na pewno ktoś wyjątkowy, ale jeśli go nie pamiętasz, czy nie lepiej będzie skupić się na teraźniejszości, niż gonić za tym, czego możesz nigdy nie odnaleźć nawet ze swoim darem?

Patrzyliśmy na siebie bez kolejnych słów. W tym, co powiedział, było wiele racji. Mój przyjaciel zawsze potrafił dostrzec, co kryje się na dnie mojego serca. A była tam samotność, pogoń za być może mrzonką – za kimś, kto istniał, ale już nie dla mnie. Tamta noc mogła zostać potraktowana jak piękny sen. Nawet dziś miałem podobny, tylko że to ciągle był sen, nie rzeczywistość – nic namacalnego, obecnego jak, na przykład, tajemniczy He Xuan.

– En – potaknąłem.

Mimo że się zgodziłem z jego słowami oraz lubiłem He Xuana, moje serce nadal uparcie nie chciało się poddać. Mogłem niczego nie pamiętać, ale tkwiła we mnie pewność, że od tamtego mężczyzny spotkanego w barze otrzymałem coś więcej niż sam seks, dlatego, aby to odczucie przekierować na inną osobę, musiałbym się chyba zakochać.

Xie Lian założył mi na głowę słuchawki i pokazał uniesiony kciuk. Kilkoma głosowymi komendami przez "Voice'a" połączyłem się z He Xuanem i zanim na dobre zacząłem się stresować, zapytałem:

– He Xuanie, czy jadłeś już obiad? Jeśli nie, to zjadłbyś go dziś z nami w biurze?

Należało poukładać emocje. Oswoić się z obecnością He Xuana i zacząć dostrzegać w nim kolegę z pracy oraz osobę z takim samym hobby.

Zostać jego przyjacielem, a później... zobaczymy.

– En – odpowiedział. – Będę za dziesięć minut.

– Świetnie! Czekamy!

Rozłączyłem się i skrzyżowałem spojrzenie z przyjacielem. Poklepał mnie po ramieniu z lekkim uśmiechem.

– Jeśli chcesz, to ja...

– Nie, zostań. Tylko na drugich zmianach możemy jadać razem. Z He Xuanem mamy jedynie wspólne zamiłowanie. Nic więcej.

Nie wyglądał, jakby całkowicie mi uwierzył. Mnie także to nie przekonywało, ale ciastem chciałem podziękować mu za wczoraj, a przy okazji udowodnić sobie, że to tylko przystojny mężczyzna, więc moje ciało nie ma prawa tak intensywnie na niego reagować.

Dwie pieczenie na jednym ogniu!

*

He Xuan zjawił się dokładnie po dziesięciu minutach. Wpuścił go Xie Lian. Przywitali się uściskiem dłoni, a ja w tym czasie przyniosłem kanapki i ciasto, które w blaszce zacząłem kroić na mniejsze kawałki. Specjalnie udawałem niezwykle zajętego, żeby nie patrzeć na naszego dodatkowego towarzysza posiłku, więc najpierw poczułem ruch za plecami i delikatny znajomy zapach. Tym razem nie pozwoliłem sobie na bujanie w chmurach i dziarsko się odwróciłem.

– Cieszę się, że udało ci się do nas dołączyć, He Xuanie.

– Witaj, Shi Qingxuanie.

Podał mi dłoń. Jego uścisk był zdecydowany, lecz nie miażdżący. Nie miał w sobie nic z flirtu – żadnego smyrania, pocierania kciukiem mojego nadgarstka albo opuszkami wnętrza dłoni – a jednak ta krótka chwila naszego kontaktu fizycznego wystarczyła, żeby skóra mrowiła.

Postarałem się, żeby nasze dłonie nie były blisko siebie dłużej, niż powinny i wskazałem mu fotel.

Nie ryzykuj dotykaniem go zbyt długo, bo naprawdę ci się to spodoba! – przypominałem sobie w myślach.

– Kawę, herbatę, wodę? – zapytałem.

– Mam ze sobą wszystko.

– Ale nie ciasto upieczone przez moją mamę. – Mrugnąłem mu.

Świetnie, Qingxuanie, tak trzymaj! Pełen luz i swoboda. Zachowuj się jak zawsze!

Pod okienko przyjechał picker, więc kiedy Xie Lian z nim rozmawiał, ja wykorzystałem chwilę jego nieuwagi i przysunąłem się do He Xuana, szepcząc:

– Jeszcze nie wymyśliłem, jak ci się odwdzięczę za wczoraj, więc czy na początek mógłbym zacząć od domowego ciasta?

– Nie potrzebuję podziękowań.

– Daj spokój – skarciłem go, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu. – Zamiast odpoczywać w domu, sprzątałeś po moim gapiostwie i niedouczeniu. Chyba żadne słowa i sposób podziękowania nie są w stanie pokazać, jak wiele ci zawdzięczam. Dlatego pozwól mi zacząć chociaż od tego.

Kiedy odsunąłem głowę, zobaczyłem jego wzrok skierowany na moją dłoń dotykającą ramienia. Nie zwróciłem wcześniej uwagi, że przekroczyłem tym strefę osobistą, ale zanim zabrałem rękę, przytrzymał ją. Nasze policzki otarły się o siebie, kiedy przysunął usta do mojego ucha, mówiąc niegłośno, lecz i tak z niskim, wibrującym tembrem:

– W drodze wyjątku takie podziękowanie przyjmę.

Xie Lian zamknął okienko, a ja szybko odsunąłem się na bezpieczną odległość. Dla He Xuana było bezpiecznie nie zbliżać się do mnie na kilometr, ale niech piekło zamarznie, jeśli go o tym uświadomię!

Dopiero dochodząc do siebie i upychając duszę, która przed chwilą gdzieś uleciała, znów w ciele, poczułem się pewniej.

– Załatwione – powiedział Xie Lian. – Większość pickerów też poszła na przerwę, powinniśmy mieć spokój. Shi Qingxuan parzy wspaniałą kawę, może jednak się skusisz, He Xuanie?

– Rzadko piję kofeinę, ale jeśli tak ją zachwalasz, to nie mogę odmówić.

Czułem na sobie jego wzrok, choć udawałem, że w najwyższym skupieniu nakładam na talerzyki ciasto, jakby to był co najmniej Złoty Pałac układany z cieniutkich płatków złotych listków.

Aj, aj, aj! Jednak sam daję się złapać w te durne sidła mojej chcicy i wybujałej wyobraźni, bo już w umyśle widzę nas na moim biurku, zlizujących ze swoich ust każdy okruszek ciasta!

– Ciepło tu, prawda? – Poruszyłem górną częścią koszuli. – Pójdę obniżyć temperaturę na klimie i od razu zaparzę dla nas kawę. Pijesz z mlekiem? – zapytałem He Xuana, ale przez niedawną bliskość mój wzrok nie podniósł się wyżej niż jego szyja.

– Bez mleka i cukru.

– Dla mnie z podwójnym cukrem – przypomniał Xie Lian.

– Wiem, wiem i najlepiej jeszcze z bitą śmietaną oraz posypką z kakao.

– San Lang przyzwyczaił mnie do słodkiego.

– Uch, ten szczwany lis... – bąknąłem i się uśmiechnąłem.

Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że gdybym w tej chwili spojrzał w oczy He Xuanowi, dostrzegłbym tam coś więcej niż codzienną obojętność.

Bałem się tego, sobie nie ufałem i dlatego poszedłem zrobić nam kawę.

Po powrocie zastałem obu mężczyzn, swobodnie rozmawiających o pracy i wbrew moim obawom, że poddenerwowanie wróci i się czymś zbłaźnię, to naprawdę spędziliśmy miłą przerwę. Xie Lian rozdał nam po rogalu, zostawiając sobie jeden, który zamierzał zjeść wieczorem z Hua Chengiem. He Xuan podzielił się sałatką owocową, którą sam sobie przygotował na deser po pięknie pachnącym – również przyrządzonym przez niego – makaronie z żurawiną i natką pietruszki. Natomiast ja ułożyłem na biurku trzy kubki z aromatyczną kawą oraz talerzyki z ciastem. Atmosfera była lekka, mimo że z He Xuanem ledwo się znaliśmy. My zaspokoiliśmy jego ciekawość, czy często jadamy tak na drugiej zmianie, a on naszą, dlaczego wybrał centrum logistyczne, jeśli potrafił idealnie obliczyć w myślach normę, żeby wynosiła taki procent, jaki chciał osiągnąć.

– Byłem ciekawy, jak wygląda praca na magazynie. A liczby to tylko liczby – odparł, poprawiając talerzyk z jabłecznikiem. – Kiedyś trochę z nimi pracowałem i lubię matematykę.

Ta odpowiedź musiała nam starczyć, bo nie dodał już nic więcej, za to ja zapytałem o modelarstwo:

– A od kiedy interesujesz się samolotami?

– Od dziecka. – Skubnął zielony winogron ze swojego pojemnika z owocami i okręcił go między palcami. – Na kilkanaście lat odstawiłem je na bok, ale od niedawna czasu mam więcej. – Zjadł grono i uniósł na mnie spojrzenie. – To dobra okazja, żeby zostawić część przeszłości za sobą, a sięgnąć po coś, co sprawia mi przyjemność.

– Tak po prostu zwykłe samoloty?

– Aż samoloty – podkreślił. – Czasami te małe rzeczy, te niby nic nieznaczące szczegóły są najważniejsze.

– San Lang zawsze mi powtarza – odezwał się Xie Lian, minimalnie się rumieniąc – że to, ile myślimy o czymś lub o kimś, pokazuje lepiej niż tysiące słów, jak bardzo nam zależy. A małe gesty wykonywane w stronę drugiej osoby czasami wystarczą, aby udowodnić nasze uczucia.

– San Lang to twój chłopak? – zapytał He Xuan.

Xie Lian poczerwieniał jeszcze bardziej. Był super uroczy, kiedy się zawstydzał.

– En.

– Naprawdę nazywa się Hua Cheng, ale Xie Lian mówi na niego San Lang, a on Gege – wytłumaczyłem.

– Musi cię naprawdę kochać, Xie Lianie.

– Ha, ha, ha... – Ukrył twarz w dłoniach.

Do moich bezpośrednich słów przyzwyczajał się stopniowo, ale słysząc je od obcych, zawsze reagował nieśmiałym rumieńcem.

Wróciliśmy do jedzenia i swoich talerzy. Myślałem, że temat na tym się zakończy, ale wtedy usłyszałem głos He Xuana:

– Czasami same gesty jednak nie wystarczają, więc jeśli w naszych sercach jest uczucie, które żywimy do kogoś, warto jest nie trzymać go tylko dla siebie. Podzielenie się nim głośno z drugą osobą pozwala uniknąć... nieporozumień.

– Wszystko zależy od tych osób – wtrąciłem się. – Jeśli ja kogoś będę kochał, a ktoś mnie, to czy powtarzanie przy każdej okazji "kocham cię" coś między nami zmieni albo spowoduje, że staniemy się sobie bliżsi? – Przyłożyłem dłoń do piersi. – Gdy miłość tu wykiełkuje, korzenie będą sięgać moich stóp. Niech ktoś mi wmówi, że istnieje na świecie siła, która zdoła je wyrwać, tylko dlatego, że nie będę słyszeć od tej osoby codziennych zapewnień o miłości!

Xie Lian zaczął się śmiać, ale He Xuan był niezwykle poważny, kiedy nakrył moją dłoń swoją i zapytał:

– To oznacza, że masz już kogoś, dla kogo pielęgnujesz te uczucia?

– Nie.

– En.

Odezwaliśmy się z przyjacielem jednocześnie.

– A więc masz, czy nie? – dociekał.

– Nie mam.

– Ma.

Znów nasza odpowiedź padła w tej samej chwili.

Zerknąłem na Xie Liana, powtarzając po raz trzeci:

– Nie mam.

– Ale? – He Xuan nie ustępował.

Uprzedził mnie Xie Lian, tłumacząc:

– Jest ktoś, kogo nasz Shi Qingxuan obdarza takim uczuciem, ale ta osoba jest nieosiągalna.

Nieosiągalna. Całkiem trafne.

– Spotkałeś ją... jego – poprawił się, przewiercając mnie swoim spojrzeniem na wylot. Wiedział, że jestem gejem, więc mogliśmy mówić otwarcie, że chodzi o faceta.

– En.

– Ale nie możecie być razem – trafnie wywnioskował.

– Nie możemy się... ponownie spotkać – uściśliłem.

Dłoń He Xuana była gorąca i w tym momencie dawała mi nieme wsparcie. Dlatego mimo że ostatnio właśnie ten mężczyzna coraz częściej wypełniał moje myśli i nawet teraz przez jego bliskość miałem przyspieszony puls, wytłumaczyłem:

– Czuję, że to ktoś dla mnie ważny, ale słabo go pamiętam...

– Jedna z alkoholowych nocy?

– Po części...

Tak, to tylko "po części" prawda, ale He Xuan zapewne nie zrozumiałby całości.

– Uważasz, że właśnie przy tym człowieku słowa "kocham cię" – wypowiedział miękko – mógłbyś zastąpić gestami, a i tak wiedzielibyście, że oboje czujecie to samo?

Jego palce bardzo wolno obróciły moją dłoń i objęły ją. To było tak intymne odczucie, że nie tyle się podnieciłem, co jakaś fala ciepła wlała się do mojego ciała.

– En, tak czuję... chociaż wiadomo, że byłbym szczęśliwy słysząc je, ale wcale nie byłyby konieczne.

– Przyznałeś, że go dobrze nie pamiętasz oraz że piłeś. – Kiwnąłem głową. – Może on też był pijany, może nawet zdesperowany, aby znaleźć dla siebie miejsce przy drugim człowieku, a ty byłeś pod ręką?

– To... To nie ma znaczenia. – Przymknąłem powieki, powracając do dnia sprzed miesięcy, kiedy leżałem w łóżku w apartamencie. – Nieważne, dlaczego ten mężczyzna wtedy ze mną był, czy poczuł to co ja, czy chce mnie jeszcze oglądać. Nieważne. – Stanowczo spojrzałem w złote oczy. – Szukam go, chociaż nie mam pojęcia, kim jest, bo może i umysł nie chce mi pomóc, to moje serce pamięta wszystko dokładnie. Chciałbym z nim porozmawiać, dowiedzieć się, co o mnie myśli, może nawet o nas i poznać go na trzeźwo. Jeśli byłoby to tylko jedno spotkanie, w porządku. Ale nie dowiem się niczego, jeśli nie spróbuję i go nie odszukam.

W biurze zapanowała cisza. Xie Lian spuścił wzrok. Chciał mi pomóc i wiedziałem, że ulokował tę szansę w He Xuanie, ale wiedział też, że jestem uparty i tak szybko nie zrezygnuję z tamtego nieznajomego.

Dlatego ja nie byłem na niego zły za powiedzenie o mnie paru słów za dużo, a on nie zdziwił się, że trwałem przy swoim.

– Rozumiem. – He Xuan puścił moją dłoń, wcześniej ją pocieszająco ściskając. – Nie masz w tej chwili nikogo fizycznie, ale w twoim sercu jest już ziarno, które zaczęło wypuszczać korzenie.

– Tak, myślę, że tak właśnie jest. – Przeczesałem palcami włosy. – Mogę wydawać się głupi i naiwny, ale – wzruszyłem ramionami – to chyba część mnie.

– Idź za głosem serca. – He Xuan łyżeczką odkroił kawałek ciasta i włożył do ust, przeżuwając wolno. – Nawet jeśli miałbyś się kiedyś nałykać wody z goryczą, warto czasami pozwolić sobie dać się porwać nieznanej fali.

Po tym przeszliśmy na lżejsze tematy czyli samoloty. Xie Lian się na nich nie znał, ale z uwagą słuchał naszej wymiany zdań i opinii o różnych modelach. Kiedy znów w okienku zaczęli pojawiać się pickerzy, He Xuan podziękował za zaproszenie oraz ciasto. Pomimo moich protestów umył kubki i talerzyki za nas trzech, a potem zabrał pojemniki, w których przyniósł swoje jedzenie, i wyszedł.

Po zamknięciu zmiany Xie Lian stanął przy moim fotelu. Oparł się pośladkami o blat biurka i powiedział:

– He Xuan cię naprawdę lubi.

– C-co? Ha, ha, ha, daj spokój, Xie-gege. Dzielimy wspólne zamiłowanie do samolotów, nie ma czego się tu doszukiwać.

– Dotknął cię.

– To co...?

Zapomnij, zapomnij i nie wracaj myślami do jego dłoni.

– Ty też mnie dotykasz i wiele osób z magazynu – dodałem.

– Nie czułeś czegoś "więcej"? – uparcie ciągnął. Nie znał mnie od dziś, żeby coś nie zauważyć, ale ja sam nie chciałem tego wspominać.

– Raczej nie.

– Wobec nikogo nie robisz się nieśmiały, ale przy He Xuanie potrafisz się zawstydzić.

– To tylko dlatego, że jest taki przystojny, aż czasami mnie onieśmiela! – broniłem swojego, ale Xie Lian potrafił mnie z łatwością przejrzeć.

– Czyżby tylko o to chodziło?

– Oczywiście! Powtarzam, nie ma czegoś "więcej". To fajny facet, usłyszał, że mamy to samo hobby, więc spróbował mnie poznać i jak widziałeś, idzie nam coraz lepiej w tej... znajomości. Poza tym to stuprocentowy heteryk. Połowa dziewczyn z hali, a nawet z biura na niego leci. Tylko czekać, aż któraś odważy się do niego zagadać, bo przecież pod tą jego maską obojętności jest super gość!

Xie Lian pokręcił głową ze śmiechem, jakbym gadał jedno, ale on wiedział swoje.

– Czy ty wiesz, że on rozmawia tylko z tobą?

– Nieprawda. Przecież nawet dziś obaj gadaliście, kiedy robiłem kawę.

– En. Rozmawialiśmy, ale o tobie. – Otworzyłem szerzej oczy i chciałem zapytać "jak to o mnie", ale Xie Lian położył dłoń na moim barku i wyjaśnił: – Zapytał, czy czujesz się dzisiaj dobrze, bo wczoraj wyglądałeś na bardzo zmęczonego. Czy jadasz regularnie, bo czasami jesteś blady. Czy na pewno nasz zakład jest tolerancyjny, bo nie raz widział, jak Qi Rong ci ubliżał.

– He Xuan...

Zatkało mnie. Totalnie. Mój umysł nie umiał tego przyswoić.

– Shi Qingxuanie – łagodny głos przyjaciela i jego lekki dotyk na ramieniu kazały mi na niego spojrzeć – naprawdę jest w tobie więcej radości, kiedy z nim rozmawiasz. A pójście za głosem serca nie musi oznaczać ślepe podążanie za jednym, kiedy przy sobie masz osobę, która ewidentnie pała do ciebie sympatią. Wiem, że ty też to czujesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro