4. Inteligentny i niebezpieczny?
Szkolenie przebiegło bez większych zastrzeżeń. Opowiedziałem pokrótce o historii naszego zakładu, o polityce firmy, a potem włączyłem krótki film instruktażowy z pracy na różnych stanowiskach i dłuższy o pickerach oraz ich obowiązkach. Wytłumaczyłem, że nie kierownik prowadzi dziś szkolenie tylko ja – counter – bo systemowo będę nadzorował ich pracę na dziale wydawania zleceń do zbierania – w skrócie order pick. Od dnia następnego bezpośrednimi przełożonymi będą liderzy, którzy zajmą się kontrolą obecności, udzielaniem urlopów, adnotacjami o chorobowych, a także organizowaniem takiej liczby pickerów, aby wyrobić daily target, czyli cel ustalany na porannych zebraniach kierowników – ilość produktów do zebrania.
Pod koniec spotkania przeszliśmy do swobodnej rozmowy, gdzie każdy mógł zadać swoje pytanie, ale także przedstawić się jeszcze raz całej grupie i coś o sobie powiedzieć. Taka integracja pozwalała na lepsze poznanie się i już na wczesnym etapie pracy nawiązanie bliższych relacji koleżeńskich. Często okazywało się, że niektórzy pracownicy mają podobne zainteresowania, więc w przyszłości chętniej będą się wspierać, na przerwach wspólnie spożywać posiłki, może też przyjeżdżać do pracy. Kursował tu specjalny autobus z centrum, ale dużo osób wolało swobodę i brało własny samochód, motocykl lub skuter, więc jazda z dodatkową osobą lub osobami znacząco odciąży ich budżet.
Luźniejszą część szkolenia zacząłem od siebie – opowiadając o obecnym hobby, czyli poznawaniu tajników programów stosowanych na moim stanowisku pracy, a także starym – modelarstwie. Choć nie miałem nic przeciwko sklejaniu statków lub samochodów, ubóstwiałem samoloty.
Widziałem po twarzach zgromadzonych, że już myśleli o tym, co powiedzą na forum grupy. Może jedynie He Xuan wydawał się być bardziej skupiony na przyglądaniu się mnie niż jakąkolwiek interakcją z przyszłymi współpracownikami. Nie wyglądał na chętnego do rozmowy albo... nigdy nie widział geja? A może nadal się zastanawiał, czy nie zgłosić mnie do kadr?
Każdy z dwudziestu nowych pracowników po kolei zaczął się przedstawiać. Nauczyciel języka obcego, kucharka, pasjonat dzieł sztuki, pracownik sklepu z cukierkami, studentka psychologii – mieliśmy tu prawdziwą mieszankę wybuchową. To dobrze, każdy był interesujący, każdy inny i dzięki temu na swój sposób wyjątkowy i na pewno wniesie coś do naszej firmy. Nowi mogli mieć różne powody do zmiany pracy lub jej rozpoczęcia i sam w głowie tworzyłem własne scenariusze, do czasu aż przyszła kolej na ostatniego pracownika – He Xuana, którego imię zapadło mi w pamięć... z winy mojego zachowania, a dopiero na drugim miejscu zainteresowania nim.
Wcale nie dlatego, że był przystojny!
Tak sobie to w tamtym czasie tłumaczyłem.
– Chcesz coś powiedzieć o sobie? – zapytałem z uśmiechem.
Mężczyzna wstał z krzesła, obrzucił po kolei każdą osobę w naszej sali powierzchownym spojrzeniem, po czym zatrzymał go na mnie.
– Moje imię to Xuan jak "czarny, tajemniczy", nazwisko He od "pogratulować". – Ze spokojem, jakąś własną swobodą poprawił mankiety czarnej koszuli i beznamiętnie zakończył: – To wszystko.
Usiadł, jakby nie czuł na sobie pytającego wzroku innych pracowników i mojego trochę zawiedzionego.
Nie jesteś wylewnym facetem, He Xuanie – pomyślałem, choć nie mogłem tego zdradzić na forum grupy. Byłoby to nietaktowne. Co innego, gdybyśmy byli sami! Byłem szczery, myślę, że nie do bólu, ale z pewnością spróbowałbym wyciągnąć z niego jakieś informacje.
– Dziękuję – powiedziałem w zamian.
Nie wyglądał na chętnego do luźnych pogaduszek przy herbacie, ale przecież od dziś będziemy ze sobą pracować każdego dnia. Nie jestem weteranem w swoim fachu, ale potrafię dogadać się z każdym.
Z każdym!
* * *
Minął miesiąc, nastał maj, a wiosna zadomowiła się na stałe. Kwiaty z drzew już w większości opadły, ale zielone, niedawno wyrośnięte liście nadawały powietrzu świeżości, która wraz z ciepłem promieni słonecznych wywoływały cisnący się na usta uśmiech.
A tak w bardziej przyziemnej kwestii...
Niewiele zajęło mi uświadomienie sobie, że He Xuanowi nie można było przyszyć łatki "każdy". Chyba że brzmiałoby to "każdy, kto nie jest nim". Również słabo wychodziły mi nasze rozmowy. Rozmowy – ha, ha, ha, dobre sobie. Wspólne tematy? Wyborny żart. Od dnia szkolenia nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa!
Widziałem go codziennie przejeżdżającego między regałami, na doku załadunkowym, czasami na drugim końcu korytarza, lecz nie miałem okazji, żeby nawet powiedzieć "cześć". Wyglądało to tak, jakby doskonale wiedział, jak mnie unikać i żeby nasze drogi się nie przecinały, przynajmniej nie blisko. Szatnię mieliśmy razem, ale nigdy go w niej nie widziałem. Jedynie buty. Czasami adidasy, innym razem półbuty – zawsze czarne. Byliśmy na tej samej zmianie, ale nie mogliśmy na siebie trafić.
On też mnie widział. Nie ukrywał się, a ilekroć odnajdywałem go wzrokiem, widziałem jego złote oczy skierowane w moją stronę.
Czy serio to mogło być przez to, że nigdy nie widział homoseksualisty, który nie chodzi w różowych ciuchach i nie ma tej "maniery"? Miałem nadzieję, że nie. Utarte osądy, stereotypy, opinie o nas – gejach – bywały krzywdzące, ale częściej po prostu patrzono na nas przez jakiś pryzmat tęczy, w której to wszyscy jesteśmy tacy sami. To jakby powiedzieć, że każdy Rosjanin to alkoholik, kot z psem nigdy nie będą mogły żyć obok siebie, a kobieta ma zajmować się domem, dziećmi i usługiwaniem facetowi.
Dlaczego?
Bo tak?
O nie, nie, nie. Świat się zmienia i wszystko idzie z duchem czasu. Nie ma "stałości", więc nie możemy mierzyć ludzi jedną miarą. Ja lubiłem kolor zielony – nie różowy i gdybym nie mówił ludziom wprost, że kręci mnie ta sama płeć, to myślę, że nikt by się nie zorientował. Miałem delikatną urodę, ale nie umniejszało to mojej sile i wytrzymałości. Na bieżni, w lesie podczas biegu na długie dystanse, ale także w łóżku i jeśli ktoś myśli, że z moją szczupłą budową zawsze lądowałem na dole, to się myli!
Też miałem dużo do powiedzenia, seksualne pomysły do urzeczywistnienia, energię, by doprowadzić drugą osobę do szaleństwa i zadowolić. Choć... nie ukrywam, że lubię, kiedy ktoś jest na tyle pewny siebie, żeby przejąć inicjatywę i kontrolę. Poprowadzić, pokazać, co mu się podoba, czego chce – w tym oczywiście mnie, i pozwolić nam obu puścić wodze fantazji.
Ciekawe, czy taki właśnie był mój tajemniczy nieznajomy.
Uważałem się za szczerego i otwartego, i chciałem, żeby też na tym opierał się mój związek. Nie oczekiwałem, że druga osoba będzie jak ja energiczna lub skora do rozmowy, bo nie każdy nazywa się Shi Qingxuan, ale swobodną rozmowę o potrzebach, pragnieniach, oczekiwaniach bardzo sobie ceniłem. To dlatego dotąd nie miałem nikogo na stałe. Związki były... trudne. Tym bardziej z mężczyznami. Przy żadnym nie czułem czegoś w stylu "to ten, przy nim mogę być wreszcie sobą". Kilka razy słyszałem miłosne zapewnienia, ale faceci wygłaszali je tylko po to, żeby zaciągnąć mnie do łóżka. Ich starania spełzały na niczym, a to dzięki wyłapaniu w porę intencji fizycznego zbliżenia i szybkiej, samczej kopulacji bez uczuć.
W mojej głowie pojawiał się filtr. Coś w stylu:
"Jesteś przystojny, fajnie byłoby się z tobą przespać i zobaczyć twoje ciałko bez ciuchów".
Nauczyłem się wyczuwać to nawet bez swojego daru. Raz dałem się nabrać, ale potem pilnowałem tyłów. Dlatego wolałem spotykać się tylko niezobowiązująco i były to jednonocne znajomości za obopólną aprobatą. Trzymałem się tej zasady oraz używania zabezpieczeń. Zawsze. Od gumki nie było wyjątku. Ktoś nie chciał? Dziękowałem i nasze drogi się rozchodziły. Nie żałowałem mojego postanowienia, żeby pójść na całość – ciało przy ciele, nawet w tych najbardziej intymnych miejscach – jedynie z osobą, której w pełni zaufam, pokocham i będę czuł, że ta osoba też kocha mnie. Choćbym nie wiadomo ile wypił, jak bardzo był nieprzytomny, jak przystojny byłby drugi facet, a ja byłbym niezaspokojony, tak nigdy nikt nie zdołał mnie do tego przekonać. Ponadto za dużo chorób można się nabawić po nieodpowiedzialnym seksie. Łatwo na siebie sprowadzić, gorzej się pozbyć. Jak mrówki w domu.
Jednak nawet pomimo użycia prezerwatyw, miałem pewność, że moja "niepamiętna noc" była wyjątkowa. Czułem to jak mrowienie pod skórą, łaskotanie w sercu, wyimaginowaną dłoń głaszczącą moje plecy, czubek nosa dotykający ciepła szyi, błogość, niesamowitą błogość i wewnętrzny spokój, jakby naprawdę moje poszukiwania, w których dar mi nie pomagał, w końcu dobiegły końca. Z tego powodu byłem sfrustrowany, a mimo to nie szukałem nikogo, aby rozładować napięcie. Coś mnie blokowało i to pewnie tęsknota nie za fizyczną przyjemnością, ale za tą jedną osobą.
Ciągle byłem ciekawy tożsamości mężczyzny, którego nie pamiętałem. Dlatego tyle razy wypytywałem o niego Hua Chenga, który mnie nie znosił, lecz ja dzielnie przetrzymywałem jego kąśliwe teksty. Nadal przychodziłem do baru, ale wiedziałem, że nie pojawił się tam ponownie. Chłopak Xie Liana jaki był, taki był, ale nie zataiłby przede mną ważnej informacji. Nie naraziłby się swojemu "Gege".
Zastanawiałem się nad tym, wykorzystując moją przerwę i z antresoli obserwując magazyn oraz jeżdżących po nim w większości pracowników w czerwonych koszulach polo.
Pickerów.
He Xuana rozpoznałem, gdy tylko przyjechał z doku i zaczął pickować – zbierać zamówienie. Przejechał jedną alejkę regałów i zatrzymał się mniej więcej pośrodku hali. Uniósł głowę lekko w górę i od razu mnie dostrzegł. Jakby doskonale wiedział, gdzie jestem, choć to miejsce nazwałbym nietypowym na moje piętnaście minut przerwy. Zareagowałem natychmiast. Uniosłem dłoń i mu pomachałem. Mimo dzielącej nas odległości mógłbym przysiąc, że skinął głową, a potem pojechał dalej.
Może uda nam się w końcu wymienić choćby słowa przywitania?
Wstałem, otrzepałem spodnie na tyłku i zacząłem schodzić po schodach.
Na pewno!
* * *
Pod koniec miesiąca zaczęły docierać do mnie niepokojące informacje. Nie wszystkie zakładowe plotki są prawdziwe, ale ta była dość alarmująca. Podzieliła też pracowników na dwa obozy. Pierwszy się go bał i omijał szerokim łukiem, drugi mu skrycie kibicował.
Chodziło o nikogo innego tylko o małomównego He Xuana, który, czego się dowiedziałem, nie był takim mrukiem, za jakiego go uważałem.
Plotka dotyczyła jego kryminalnej przeszłości. Podobno kogoś zabił. Jakieś porachunki gangów. Odsiedział swoje i wrócił do społeczeństwa, a nasz zakład był jego pracą socjalną. Jednakże nikt nie znalazł o tym informacji w internecie, policja do nas nie zaglądała, żaden kurator się nie pojawiał, kadry wybałuszały oczy, kręcąc głową, że też pierwsze słyszą.
Dla mnie była to bujda na resorach.
Nie miał na nodze przy kostce czujnika z lokalizatorem, żadnych widocznych tatuaży z grafiką informującą o przynależności do gangu, blizn na rękach, mordu w oczach... choć z tym bym się kłócił. Jednakowo obojętny wyraz twarzy ni to znużenia, może irytacji, ni to sam-nie-wiem-czego nie był czymś spotykanym na co dzień. Każdy ma lepsze i gorsze dni, a twarz zdradza emocje.
Nie He Xuana.
Do tego te zimne mimo ciepłego koloru oczy. Jego maska była perfekcyjna. Prawie jak u psy...
Nie, nie, nie, Shi Qingxuanie, za dużo sobie dopowiadasz.
Choć do mnie nadal się nie odezwał, to na pewno rozmawiał z Qi Rongiem. I podobno – co potwierdziła mi rzesza osób, nazywając "hitem nad hitami" – ten znienawidzony przeze mnie zielony gnom niejednokrotnie zwracał uwagę He Xuanowi, że pracuje za wolno, że widzi jego "opierdalanie się" i dopilnuje, żeby wyleciał na "zbity pysk". Dotąd He Xuan mijał go obojętnie jak każdego innego pracownika, ale, uwaga, w końcu się odezwał. Nie dlatego, że po raz kolejny tak negatywnie oceniono jego wydajność. Qi Rong powiedział, że zachowuje się jak te wszystkie "zbabiałe pedzie, które kręcą dupami, czekając, aż jakiś fiut je zadowoli". Tak, to był tekst totalnie w stylu Qi Ronga.
W tamtym momencie He Xuan wysiadł ze swojego wózka widłowego i stanął przed nim. Słyszałem, że wyglądał, jakby sekundy dzieliły go od oddzielenia głowy ze złośliwym uśmieszkiem od reszty ciała i wrzucenia jej do najbliższego śmietnika.
Lecz on nawet nie podniósł na niego palca, otwierając usta i pytając:
– Mówisz o sobie? Jak dla mnie nie różnisz się od rozwiązłej nastolatki, która skomli o uwagę albo o tego wspomnianego przed chwilą fiuta, bo kto wie, komu musiałeś dać dupy, żeby stać tu gdzie teraz stoisz. – Pochylił się do jego ucha i wcale nie cicho, po prostu jeszcze niższym, ostrzegawczym głosem dodał: – Pieprz się do woli ze swoimi gorylami, bo na nikogo innego nie zasługujesz, szympansie.
Po tym jak gdyby nigdy nic wrócił na swój wózek i kontynuował pracę.
Byłem w szoku, kiedy o tym pierwszy raz usłyszałem. Jeszcze kilka osób przybiegło tego dnia do mnie z newsem, więc musiała być to prawda.
Jaka szkoda, że tego nie widziałem!
Wściekły jak rozjuszony dzik Qi Rong to dopiero gratka! Dałbym się obrażać mu przez godzinę, gdybym tylko mógł później zobaczyć jego ogorzałą z furii twarz.
Gratuluję, He Xuanie! Choć... zaprzepaściłem okazję, żeby jeszcze raz wsłuchać się w twój głos. To była największa strata!
I właśnie kolejnego dnia pojawiły się pierwsze nieprzychylne plotki dotyczące He Xuana. Byłem pewien, że to sprawka Qi Ronga, dlatego nie dawałem im wiary. Ten mały zielony dziadowski bicz jako lider najliczniejszej grupy osób na magazynie z pewnością miał swoje wpływy i popleczników. Niektórzy się go bali, bo kiedy coś nie szło po jego myśli, stawał się nieobliczalny. Przytakiwano mu, zgadzano się z jego zdaniem, nie śmiano sprzeciwiać. Jakiekolwiek mieli o nim zdanie, stawali po stronie osoby wyżej w hierarchii. Na szczęście byli też normalni ludzie, którym żadne zastraszanie nie zmieniało toku myślenia i oni stali się obozem broniącym He Xuana.
Oczywiście o wszystkim tym debatowano za plecami samego obgadywanego, który nie starał się niczego załagodzić, obalić spekulacje czy wytłumaczyć. Robił swoje, jakby go to obeszło.
Między nami dwoma też nic się nie zmieniło. Nasze oczy się spotykały i nadal ze sobą nie rozmawialiśmy.
To było takie nielogiczne!
Zastanawiałem się, jak go podejść, jak go wezwać do okienka, jak trafić na niego w szatni, żeby chociaż się przywitać i usłyszeć jego głos. Ten zapamiętany szalenie męski i głęboki głos. Gdybym widział u niego realne szanse, na pewno dałbym się mu uwieść.
Kolejny powód do rozmyślania o nim dał mi Xie Lian.
Kilka dni po incydencie Qi Ronga z He Xuanem pracowaliśmy na drugiej zmianie. Dochodziła już ósma wieczór. Mieliśmy luźniejszą chwilę, bo "Voice" działał tego dnia bez zarzutu i tylko sporadycznie ktoś przychodził do nas z problemem.
– Nie sądzisz, że to dziwne? – zapytałem w przestrzeń, zsuwając się trochę ze swojego fotela i patrząc na halogeny zamontowane w suficie. Zakręciłem młynek długopisem między palcami i złapałem go, mierząc końcówką w Xie Liana. – He Xuan jeszcze ani razu się u nas nie pojawił.
Mój przyjaciel okręcił się na krześle w moją stronę, pokazując, że z uwagą mnie słucha i czeka na konkluzję.
– "Voice" nigdy nie był po naszej stronie i dlatego każdy – utkwiłem wzrok w jego jasnobrązowych oczach i powtórzyłem dla podkreślenia wagi tego słowa: – każdy się tu pojawia co najmniej raz na kilka dni. Nawet najlepsi pickerzy, nawet liderzy, jeśli kogoś zastępują. Nie ma wyjątków. Wystająca z boxa drabina, brak towaru na regale, błędne kody, zawiecha "Voice'a" – wymieniałem – ten system jest bardziej problematyczny niż stary Windows 98, który zawiesił się już na oficjalnym pokazie!
– Hm, masz rację. Wiem, o którym pracowniku mówisz i też go u nas nie widziałem. Bez ingerencji countera lub admina "Vioce'a" nie można ot tak skasować błędu lub coś zmodyfikować. A może...
– Może...?
Wyprostowałem się, czekając na jego sugestię.
– Może ma takie szczęście, że trafiła mu się niezawodna partia?
– Nonsens! – Z powrotem zapadłem się w fotelu, stopami bujając siedzisko w prawo i w lewo. Na brzuchu założyłem o siebie palce, nie odpuszczając przyjacielowi: – Nie żartuj sobie, oboje wiemy, że nie ma takiej opcji.
Uśmiech Xie Liana pokazywał, że go rozbawiłem, ale to mnie nie pocieszało, bo to oznaczało, że nawet on nie wiedział, jak to możliwe.
– Jeśli już o nim wspomniałeś – zaczął, powracając wzrokiem do monitora i wpisując kilka komend w SAP, żeby włączyć skomplikowany wykres z tabelą obok – to mam coś jeszcze dziwniejszego.
– O-ho, dawaj! To musi być naprawdę niezwykłe, że rzuciło ci się w oczy.
Podjechałem fotelem i oparłem się łokciem o biurko, patrząc na przesuwające się liczby.
– Po pierwsze, He Xuan od drugiego dnia pracy wyrabia normę.
Otworzyłem szeroko oczy. To było zaskakujące, gdyż w pierwszym tygodniu norma u nowych pracowników zazwyczaj waha się w przedziale 40-60%. W kolejnych dniach powoli wzrasta, ale minimalne 100% osiąga się po miesiącu. Najlepsi po wielu latach pracy byli w stanie wyrobić 200%, ale tylko nieliczni.
– Nieźle, to aż niemożliwe.
– En. – Kliknął w pole z nazwiskiem "He Xuan" i na całym ekranie wyświetliła się tabela. – Po drugie, jego norma wynosi niezmiennie 115%. Ani procenta mniej, ani więcej.
W kolumnie "norma" każda komórka zawierała tę samą liczbę.
"115".
Oparłem się o fotel, nie odrywając wzroku od monitora.
– Co to oznacza?
– Sama liczba? Nie mam bladego pojęcia. To, że potrafi wyrobić normę i utrzymać jeden stały poziom tym bardziej. Może jest jakimś matematycznym pedantem, dla którego ta liczba jest ważna? – zasugerował przyjaciel.
– Chyba nie łapię...
– Są ludzie, którzy cierpią na "natręctwa". Chodząc po chodniku, nie stawiają stopy na żadnej linii albo w domu wszystkiego mają po dwie sztuki, bądź więcej, ale zawsze określoną ilość. Mają przeświadczenie, że jeśli coś nie będzie z ich przyjętą "normą", to, na przykład, będą mieli pecha, więc nie usną, dopóki nie będzie tak, jak każe im umysł.
– To pokręcone. – Spojrzałem na Xie Liana i na ekran monitora, wskazując na niego długopisem. – I myślisz, że jeśli nie osiągnie lub przekroczy 115% normy, to... nie wiem... coś się stanie? Dostanie ataku wściekłości lub depresję? Cholera, nie znam się na psychologii.
– Uważasz, że wygląda na chorego człowieka?
– Chyba... chyba nie. Ale problemów psychicznych nie widzi się jak siniaka pośrodku czoła.
Mój przyjaciel się uśmiechnął.
– Musi być inne wytłumaczenie. Ta liczba coś dla niego oznacza, tylko my jeszcze nie wiemy co dokładnie.
*
Myślałem o słowach Xie Liana pół nocy. Liczba "115" kompletnie nic mi nie mówiła.
Może to jakiś kod?
1-15 lub 11-5?
Albo... 1 + 1 + 5 = 7?
W internecie sprawdziłem znaczenie liczby jeden, liczby siedem i jedenaście. Jedynka rozpoczynała numerologię, siódemka przez wielu uważana była za szczęśliwą liczbę, a jedenastka kończyła. Nie dziewiątka, bo istniały numerologiczne jedenastki i... za dużo tego było, dlatego podejrzewałem, że nie chodzi o jakąś numerologię. Ale jeśli nie ona, to może dzień i miesiąc urodzin He Xuana albo to jakaś szczególna data dla niego? Lub po prostu przypadkowa liczba – 115 – którą bardzo lubi. Każdy ma swoje własne urojenia i jakieś odchylenia.
Pomyślałem też, że mógłbym spróbować odkryć to moim darem, ale czy mój alter-Qingxuan po odkryciu tego sekretu zostawi mi o tym informację?
Jestem złośliwy i sam sobie potrafię wyciąć numer, więc byłoby to ryzykowne.
Ale... Dlaczego tak dużo myślałem o He Xuanie? Czy go w ogóle lubiłem? Na pewno mnie intrygował, bo wyróżniał się tym, że starał się nie wyróżniać. I był taki... inny. Trochę dziwny. Wydawał się być wycofany, ale potrafił śmiało, bez wahania przeciwstawić się Qi Rongowi. To świadczyło też o tym, że jest odważny albo ma wywalone na to, czy wyleci z pracy, czy zostanie.
Był też starszy ode mnie – to wiedziałem na pewno. Podczas zagadywania pracownic kadr przez przypadek wygadały się, że ma dwadzieścia osiem lat. Pięć lat różnicy między nami to niewiele, ale musi mieć większe doświadczenie w pracy niż ja.
Ciekawe czym zajmował się w przeszłości, jaki miał motyw, żeby tu przyjść, jak udało mu się wyrobić normę, utrzymać ją na stałym poziomie, nie mieć problemów z "Voice'm"? Czy pracował w podobnym magazynie? Czy był... tajnym agentem zarządu, który przyszedł nas sprawdzić? Może szykują się jakieś duże zmiany i ma wybadać teren?
Dlaczego mnie omija, choć zawsze obserwuje?
He Xuan, He Xuan, He Xuan...
Milczący, pracowity, bez śladu emocji, intrygujący, z analitycznym umysłem.
Inteligentny.
Może ścisłowiec?
Zamknąłem oczy, rozluźniając szyję i pozwalając głowie wcisnąć się mocniej w miękką poduszkę.
Nagle uniosłem powieki.
Psychopata?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro