20. He Xuan kiedyś i dziś
"Umyłem twoje ciało, kiedy zasnąłeś, ale resztą musisz zająć się sam".
Pięć minut temu właśnie takie słowa usłyszałem od He Xuan i mimo iż zdawałem sobie sprawę, że faktycznie jestem czysty na ciele – nie to, co na umyśle – to spaliłem buraka i pognałem do łazienki.
Jak mógł mi o tym przypominać! Ach, racja. Zębów nikt za mnie nie umył, a oddech po spaniu i trzymaniu w ustach intymnych części ciała oraz zjedzeniu trochę białkowej papki na pewno nie pachniał miętą lub eukaliptusem. Od niego nie czułem żadnej niechcianej woni, więc cwaniak z pewnością po wykąpaniu nas obu szorował zęby, aż zabił moje miliony małych Shi Qingxuanów, które nigdy nie dotrą do ewolucyjnego celu.
Jak to dobrze być gejem! Takich jak ja jeden na świecie wystarczy.
Było już grubo po dziesiątej, ale padłem późno w nocy, więc myjąc zęby, nadal ziewałem. Moje włosy były rozczochrane, każdy stojący w inną stronę. Ułożyłem je tylko mokrymi palcami, przeczesując w tył. He Xuan widział mnie w gorszym stanie i nie uciekł w popłochu, a zdanie pozostałej ludzkości mało mnie w tej chwili interesowało.
Wspomniany facet zapukał i po moich słowach zaproszenia wszedł. Nadal miałem na sobie zapinaną na guziki górę od piżamy, oprócz której okrywało mnie kompletnie nic. Długość pozwalała jedynie zasłonić prawie całe pośladki i strategiczny przód. He Xuan był w pasujących do kompletu czarnych spodniach. Gumka była na tyle luźna, że opadała prawie do podbrzusza, zatrzymując się na biodrach. Zapatrzyłem się w lustrze na niewielką wypukłość kilka centymetrów poniżej, kiedy He Xuan mył zęby. Moje chyba jeszcze nigdy nie były tak czyste, jak w tym momencie, bo pracowałem szczoteczką już kilka minut.
Czy to będzie niestosowne pocałować jego brzuch, a potem zębami odciągnąć gumkę od ciała? Nie, nie, nie, najpierw trzeba coś zjeść, bo szybko opadnę z sił, a jeśli w trakcie mój brzuch znów upomniałby się o jedzenie, to nie mógłbym się skupić.
A może chociaż podciągnę mu spodnie, żeby nie kusiły i... przy okazji sprawdzę, czy "ktoś" obudził się wraz z właścicielem w dobrym humorze?
Spojrzałem na własne odbicie, żeby nic z tych ani kolejnych zatrzymujących nas w domu pomysłów nie wprowadzić w życie.
Najpierw priorytety, a moim jest oczywiście przepyszny, smakowity wiejski sek... ser! No przecież, że ser!
– Wybrać ci coś mojego do ubrania, czy wolisz to, co nosiłeś wczoraj? – Przerwał moje rozterki niczym rycerz na koniu podający dłoń zbłąkanej księżniczce dojrzanej na szlaku.
Chciałem odpowiedzieć, że golf byłby odpowiedni, bo w nocy nie szczędził mojej szyi, ale ze zdziwieniem utkwiłem wzrok w swoim odbiciu w lustrze, nie dostrzegając na ciele nawet malutkiego czerwonego śladu! Nie spodziewałem się po nim aż takiej powściągliwości i wychodziło na to, że tylko ja zrobiłem mu widoczną malinkę. Ha, i dobrze! Muszę znaczyć, co moje!
– Jeszcze pytasz? – rzuciłem z satysfakcją i niemal rozpierającą mnie dumą. Jesteś mój! – Przecież jako twój udawany chłopak powinienem nosić twoje ciuchy.
– Dobrze.
Byłem ciekaw, jak zareaguje na wzmiankę o chodzeniu. Naznaczony czy nie – nadal żadne słowa o chodzeniu ze sobą nie padły. Nawet jeśli wszem wobec zasugerował taką relację wczoraj w barze, to poza spędzeniem ze sobą namiętnych chwil niczego nie ustalaliśmy. Podobałem mu się, on mi też – bardzo – jednak to jeszcze za wczesny etap, żeby coś sobie przyrzekać. Miłość po grób czy jakieś podobne wyznania.
Czy chciałem?
Owszem.
Czy on chciał?
Myślę, że chciałby spróbować. Tylko że to jego pierwszy raz z mężczyzną. Rozważałem, że może nie podobać mu się ze mną w łóżku, bo ja, nawet pomimo bycia penetrowanym, czasami lubiłem mieć swoje zdanie i trochę się porządzić, ustalić tempo lub dosiąść partnera, pokazując dominację. Byłem też głośny. Niektórych to odrzucało.
"Facet ma zaciskać zęby i znosić ból" – słyszałem od kilku.
Jaki okaże się He Xuan? Nie do końca wiedziałem. Był na mnie napalony – to pewne – jednak jeszcze nie przekroczyliśmy ostatniej bariery. Po wszystkim mógł stwierdzić, że to jednak nie to, co sobie wyobrażał. Żywiłem nadzieję, że tak nie jest, ale jaką miałem pewność?
Dlatego chciałem sprawdzić, czy jesteśmy zgodni w seksie, jak byliśmy w każdej innej pieszczocie i pocałunkach. Najlepiej jak najszybciej, bo samo patrzenie na niego wystarczało, abym stawał się głodny nie sera, warzyw, ciasta, a tego mężczyzny: obrazu nas leżących obok siebie i oglądających głupie seriale w telewizji lub spacerujących po parku, siedzących na ganku pod kocem, wtulających się w siebie i słuchających padającego deszczu.
Miałem takie prozaiczne, niewinne, oddalone daleko w czasie wyobrażenia. Nas razem.
Dostałem o rozmiar za duże czarne Conversy, czarną bluzę z kapturem i ciemnoniebieskie, trochę poprzecierane na udach jeansy. Lekko pachniały kurzem, ale też He Xuanem. Rozpromieniony, ale już głodny jak wilk, wyszedłem przed dom. Przeciągnąłem się, jakbym dopiero co wstał, wystawiłem wysoko w górę dłonie, czując na skórze ciepłe promienie słońca. Pachniało lasem. Po deszczu powietrze stało się rześkie i odświeżające, co łącznie z moim wspaniałym humorem skutkowało nieschodzącym z ust uśmiechem.
Zapowiadał się kolejny udany dzień.
He Xuan wyszedł chwilę po mnie w koszuli w czerwono-czarną kratę, którą założył na czarny T-shirt. Pasowała mu tak dobrze, jak eleganckie koszule na guziki, o czym oczywiście go poinformowałem, oglądając z przodu, z tyłu i poprawiając kołnierzyk. Gdyby tak wziął teraz siekierę, zaczął rąbać drewno i spocił się, więc siłą rzeczy musiał coś z siebie zdjąć, to zająłbym miejsce w pierwszym rzędzie, żeby obejrzeć ten spektakl.
Cóż... o tym też mu napomknąłem, kiedy zamykał drzwi wejściowe. Odpowiedział, że istotnie – w jego domu jest piec przystosowany do palenia drzewem, ale jakiś czas temu drwa narąbał tyle, że starczy do przyszłej zimy. Kiedy zapytałem, czy zamknęli mu siłownię i musiał gdzieś spuścić parę z mięśni, rzucił mi krótkie spojrzenie i wyznał, że to było jakiś miesiąc po tym, jak rozstał się z Jian Lan i chciał oczyścić umysł, zanim definitywnie zamknie tamten rozdział i zostawi go za sobą.
Wziąłem go za dłoń i uścisnąłem.
– Gdybyśmy się spotkali w tamtym czasie, na pewno spróbowałbym cię wyrwać z tej tęsknoty – oznajmiłem, nie spuszczając z niego wzroku. – Teraz już trochę późno, ale co powiesz na to, żeby twój nowy chłopak zatarł wszystko, co złe swoją boską osobą i – uśmiechnąłem się – może dostarczył też nowe niesamowite przyjemności?
– Hm, jesteś pewny, że jest coś nowego, co pomógłbyś mi doświadczyć? – zapytał przekornie.
Mój uśmiech tylko się poszerzył.
– Nawet nie wiesz, ile tego jest. Przy mnie możesz uważać się za jaskiniowca, który wychodzi z kamiennej groty wprost do świata dwudziestego pierwszego wieku!
Był starszy i przez lata żył w stałym związku, ale nie oszukujmy się, że mężczyzna o drugim mężczyźnie wie nieporównywalnie więcej niż każda kobieta.
Każda!
Objął moją szyję i poczochrał włosy. Ruszając ścieżką, wziął mnie za rękę, jakbyśmy byli prawdziwą parą, co przyjąłem z radością.
Kiełkujące we mnie przekonanie, że jest pewny swoich uczuć, napełniało mnie niesłabnącą nadzieją. Być może pójście z nim do łóżka w pełnym tego słowa znaczeniu faktycznie będzie jedynie zwieńczeniem początku normalnego związku. Mojego pierwszego tak poważnego. Wszystkie włoski na ciele podpowiadały mi, że nie mogłem trafić lepiej, że obaj, mimo różnych charakterów, stworzymy coś ponadczasowego, co da nam szczęście, że właśnie na niego czekałem całe życie...
Tak. Nawet jeśli na początku roku moje ciało upierało się, że "niepamiętną noc" spędziłem z moją bratnią duszą, po poznaniu He Xuana byłem pewny, że tamto wspomnienie mojego alter-Shi Qingxuana się nie liczyło. Jak mogłem się zakochać w osobie, której nie pamiętałem oraz tego, co nas wtedy połączyło? Może było niezwykle i magicznie, może facet był słodki, czarujący, nieziemsko przystojny i nadziany jak twórca Microsoftu, ale nie ma go tu teraz ze mną. Za to nigdy nie zapomnę He Xuana, ile dla mnie zrobił, jak się przy nim czuję, jaki jest troskliwy i czuły, ile o mnie myśli, choć czasami tak niewiele mówi, to jednak zawsze to, co jest ważne i co przynosi mi uśmiech.
Z całą pewnością wybieram He Xuana, który trzyma mnie za rękę i teraz tu ze mną jest, ponad tamtego człowieka.
Przyjeżdżając wczoraj do miejscowości, w której wychował się He Xuan, myślałem, że odległość do najbliższego domostwa to co najwyżej kilometr, ale przeszliśmy chyba dwa, nim dotarliśmy do wspomnianego domu. Podwórko było szerokie i w połowie ogrodzone siatką, za którą chodziły kury i dziobały coś z ziemi. Kilka psów sięgających kolan i jeden przypominający wilczura dostrzegły nas, zaszczekały i podbiegły. Wzdrygnąłem się, bowiem przypomniałem sobie E-Minga, na którego widok zawsze się spinałem i w myślach szukałem najbliższego drzewa. Podwórkowe czworonogi od razu otoczyły He Xuana. Machały radośnie ogonami, podsuwając łby do głaskania i obwąchiwały go od butów do początku koszuli w czerwono-czarną kratę, skubiąc zębami rękawy.
Wystarczyła ostra uwaga "dość", aby odstąpiły od niego i prosto przez otwarte drzwi grupą wbiegły do domu.
– Już, już, spokój! Co się dzieje? Ktoś przyszedł? – dobiegło do nas z wnętrza, a po chwili pojawiła się dość wysoka, szczupła kobieta. Wyglądała na nie więcej niż czterdzieści lat. Miała naturalne blond włosy zaczesane w wysoki, dość długi kucyk. Jej niebieskie oczy taksowały nas, kiedy podchodziła w podobnej do He Xuana koszuli w kratę, lecz czarno-białej, opinających zgrabne nogi jasnoniebieskich jeansach i wysokich skórzanych butach na niewielkim obcasie zakrywających połowę łydek. Wypisz-wymaluj jak ranczerka z filmu. Brakowało jej tylko lasso i kapelusza, a nie miałbym żadnych wątpliwości, że spędza większość czasu na rodeo, zarządza jakąś stadniną koni i to ona w tym domu "nosi spodnie".
Nie zaszczyciła mnie dłuższym spojrzeniem niż jedno uderzenie serca, ale na He Xuanie zatrzymywała się dłużej i to przed nim stanęła. Minę miała nieprzejednaną, która bardziej stężała, kiedy palcami złapała policzki He Xuana i przekręciła jego głowę w lewo i prawo. Chciałem już zwrócić jej uwagę, co sobie wyobraża, ale nie zdążyłem.
– Ciociu, wzrok ci się pogorszył na starość, że mnie nie poznajesz?
Puściła go i nagle jej usta uniosły się w uśmiechu.
– A niech mnie gęś kopnie, czy to nie Xiao Xuan? – Poklepała go z dwóch stron po barkach i ramionach, ściskając te ostatnie. – Gdybyś się nie odezwał, to bym cię nie poznała. Zmężniałeś, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Pracujesz w tartaku w tym swoim wielkim mieście? Już myślałam, że zawsze będzie z ciebie sama skóra i kości.
Objęli się, a raczej to ona go objęła, klepiąc po plecach tak mocno, aż zadudniło.
– Jestem już dorosły, ciociu.
– Ja ci dam "ciociu", ty przebrzydły smarkaczu. – Odsunęła się i zaczęła mu wygrażać palcem. – Ile razy ci powtarzałam, żebyś mówił do mnie po imieniu lub starsza siostro? Jeszcze się nie nauczyłeś? Mam ci sprawić manto? Przecież jesteś ode mnie tylko dziesięć lat młodszy!
Sprzeczali się o głupoty, a ja ciągle stałem trochę z tyłu, przysłuchując się im z nieukrywaną radością i nie przejmując się, że całkowicie pominięto moje istnienie. Jedynie ten największy z psów dotrzymywał mi towarzystwa, stojąc obok, pozwalając głaskać swój duży łeb i też patrząc na tych kłócących się, prawdopodobnie bardzo zżytych sąsiadów.
– No, mówże, co cię przywiało do naszej dziury? Stęskniłeś się za wiejskim klimatem? A może zdecydowałeś się sprzedać chałupę i na stałe zamieszkać w metropolii? Mieszczuch się zrobiłeś, co?
– Nic podobnego – odparł i obrócił się do mnie. – Przyjechałem z bliskim przyjacielem. Wyjechaliśmy późno i po drodze nie wstąpiliśmy do sklepu po coś do jedzenia. Chciałem zapytać, czy nadal zajmujesz się...
– Bliski przyjaciel? – Przerwała mu z ożywieniem. Podeszła, obrzucając mnie oceniającym spojrzeniem od stóp po czubek głowy jak konia u hodowcy. Momentalnie zapomniała o He Xuanie i skupiła całą uwagę na mnie. – No, no, no. Całkiem przystojny, ale chyba trochę młody, prawda...?
– Shi Qingxuan – przedstawiłem się, dziarsko wyciągając dłoń w przód. – Nie taki znów młody, ale podobno nie wyglądam na swoje dwadzieścia trzy lata.
– Ano nie wyglądasz. Dałabym ci co najwyżej dwadzieścia.
Przedstawiła się, mocno ściskając mi dłoń, totalnie po męsku, ale nie spodziewałem się po niej niczego innego. Przewidywałem, że szybko znajdziemy wspólny język i się z nią zaprzyjaźnię. Miałbym przepuścić okazję posłuchania o latach młodości He Xuana? Nigdy w życiu!
Zamiast dać dam własne wyroby mleczarskie, to po kilku zamienionych z nią słowach już ciągnęła mnie za rękę do domu, oznajmiając, że na śniadanie o pół dnia za późno, ale właśnie szykuje obiad, więc mamy zostać i nie ważyć się odmówić, bo zagoni nas siłą do obory i każe sprzątać krowie łajno.
– A takie szczury miejskie porzygają się od samego smrodu – dodała ostro.
Na pewno miała na myśli mnie, bo He Xuan wychował się tutaj, więc zapewne żadne wiejskie prace nie były mu obce.
Nic nie powiedziała o malince na szyi swojego sąsiada, bo kołnierz koszuli w kratę ją zakrył. Szkoda. Byłem ciekaw, jak by na niego zareagowała i jak tłumaczyłby się sam He Xuan. Zdradził się ze związku ze mną, czy zełgał?
No cóż, następnym razem bardziej się postaram.
Zostaliśmy godzinę. Sąsiadka He Xuana była straszną gadułą. Dowiedziałem się całej masy wiadomości o jej rodzinie, trzech synach i o niej samej, ale jeszcze więcej o He Xuanie, na którym nie pozostawiła suchej nitki. Wytykała z przyjacielską mieszaniną jadu i zgryźliwości, że od zawsze był z niego straszny introwertyk i mruk, rzadko się bawił z dzieciakami z wioski, bo wiecznie przesiadywał nad książkami albo sklejał modele samolotów. Czasami ona mu pomagała, ale więcej razy skleiła sobie palce, niż dokleiła we właściwe miejsce skrzydło. Narzekała, że był kujonem, ale kiedy po wielu namowach jego mamy, bo on sam był nie do ruszenia jak skała, zwojowała wyciągnięcie go ze swojego pokoju, to dobrze się bawili. Nigdy nie potrafił żartować i nigdy się nie uśmiechał, więc nazywali go Książę Lodowiec.
Kiedy wyjechał na studia, rodzice byli z niego bardzo dumni, a gdy jeszcze przyniósł wiadomość, że ma dziewczynę, jego mama w godzinę rozpowiedziała wieść po wszystkich sąsiadach. Później przyjeżdżał tylko na święta i urodziny rodziców, po czym szybko wracał do miasta.
Nie widział się z tą rozgadaną kobietą od kilku lat, od pogrzebu jego rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym. Pijany kierowca ciężarówki wjechał w nich, kiedy wracali z pobliskiego miasteczka z zakupów. Nie udało się ich uratować.
– A jak twoja żonka? – zapytała znienacka. Drgnąłem. – Słyszałam, że planowałeś się ohajtać jakoś w tym roku czy za rok... – Podrapała się po brodzie. – Taka piękna miłość. Bujacie się już od czasu studiów i nasz Xiao Xuan pojechał za nią do wielkiego miasta, by mieć dobrze płatną pracę, spłodzić dzieciaka, zbudować dom, wyprawić gigantyczne wesele... czy w innej kolejności. – Machnęła niedbale dłonią. – A może przyjechałeś, bo w końcu odwidział się wam miejski ścisk i tu wychowacie swoje stado rozwydrzonych bachorów? Na naszym wiejskim powietrzu wychodzą same mutanty. Pokażę ci, jakie byczki wyrosły z moich słodkich brzdąców. Na pewno dawno ich nie widziałeś. Mięsna Bułka, leć po tych chuliganów! – krzyknęła na największego psa, który wyleciał jak strzała, poszczekując, nim He Xuana zdążył wyprowadzić ją z błędu o żonie i dzieciach.
Psa nie zatrzymał, ale zaraz po jego zniknięciu położył dłonie na stole i przemówił zupełnie neutralnym i pozbawionym emocji głosem:
– Jiejie*, zerwaliśmy. Ja i Jian Lan już nie jesteśmy ze sobą.
Jiejie* – starsza siostra.
Nastąpiła chwila ciszy. Kobieta odgryzła spory kawał z kruchego ciastka z czekoladą, które postawiła na środku stołu po sytym obiedzie, i przeżuwała, wpatrując się w He Xuana. Po zjedzeniu całego otrzepała dłonie z okruszków i założył nogę na nogę, rozsiadając się w swobodnej pozie na krześle.
Zarzuciła ramię na oparcie, mówiąc:
– Jian Lan, nie żebym kiedykolwiek życzyła ci źle, Xiao Xuan, ale od początku mi się nie podobała. Żeby nigdy nie chciała tu przyjechać, poznać osobiście swoich przyszłych teściów i wkupić się w łaskę sąsiadów? – Prychnęła, choć miałem wrażenie, że gdyby stała na dworze, to splunęłaby na ziemię z pogardą. – Bardzo dobrze, że się rozstaliście! – Wyszczerzyła się, sięgając po kolejne płaskie ciastko. – Wielkomiejska pannica z doczepianymi kłakami i sztucznymi pazurami, która nie prezentuje nic z inteligencji, to nie partia dla ciebie.
– Nawet jej nie poznałaś...
– Wcale nie musiałam! Jej zachowanie mówiło samo za siebie. Twoja świętej pamięci mama, kiedy jeszcze żyła, nie pozwalała mi złego słowa o niej mówić, ale to na pewno ze względu na ciebie. Powiedz, gdyby cię naprawdę kochała, to nieważne gdzie byś jechał, gdzie byś był, nawet na bezludnej wyspie bez zasięgu w najnowszym smartfonie, to pojechałaby tam z tobą.
Nie wytrzymałem i wypaliłem:
– Oczywiście, że tak! Czy na wyspie, czy na tratwie pośrodku oceanu lub w górskiej chacie bez ogrzewania podczas zamieci, no albo w mieście nie mając kasy, więc żyjąc w ciasnej klitce gdzieś na upalnym strychu, czy w ciemnej głuszy podczas ulewy, czy...
Poczułem dotyk na udzie. He Xuan patrzył na kobietę, ale po jego ustach przebiegł ledwo dostrzegalny uśmiech. Nikt nie mógł niczego zobaczyć pod grubym drewnem stołu, więc położyłem dłoń na jego dłoni.
– Jeśli ktokolwiek zostałby ze mną w ciemnym lesie i robił wszystko, żebym się nie bał, przytulał mnie i pocieszał, to niech mi tylko ktoś wmówi, że taka osoba mnie nie kocha! – dokończyłem.
Dopiero zaczynało do mnie docierać, że ta brana wcześniej pod uwagę "męska przyjaźń", to nic innego jak naprawdę dowody silnych uczuć do mnie, w które ja głupio nie mogłem uwierzyć. Muszę teraz wszystko zweryfikować na nowo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro