Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Miejsce, gdzie deszcz wyciąga dłoń ku szczęściu

Starczyło mi sił tylko do rana.

Deszcz padał całą noc. Otwarte okno wpuszczało do środka woń igliwia, traw i subtelną słodycz kwiatów. Obok natury nasze pocałunki pachniały deszczowym chłodem, świeżością oraz rozgrzanymi ciałami. He Xuan przez długie kwadranse prawie nie odrywał ode mnie swoich ust, a kiedy to w końcu zrobił i się nade mną pochylił, nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Jakby się bał, że mogę zniknąć. Opuszkami palców z czułością przesuwał po kolei po moim czole, skroniach, przy kącikach oczu, po brwiach i jeszcze delikatniej po rzęsach. To łaskotało, więc śmiałem się, całując jego dłoń, a on z jeszcze większą ostrożnością grzbietem palców dotykał policzków, potem brodę, nos, kończąc na ustach.

W tej powściągliwości i subtelności było coś ulotnego, tęsknego, a zarazem pięknego.

I nie wiem, jak długo mógłby to ciągnąć, znając go – pewnie w nieskończoność, ale ja nie miałem tyle cierpliwości. Złapałem go za głowę, zaciskając palce na włosach i przyciągnąłem do siebie. Do kolejnego pocałunku, których dziś nie byłem w stanie zliczyć i których ciągle było mi za mało. Nadałem szybsze tempo, a He Xuan od razu się dostosowywał. Też był głodny czułości i bliskości, choć w przeciwieństwie do mnie potrafił się odsunąć, żeby delikatnie i prawie niewinnie obcałować całą moją twarz z nieodłączną brwią, gdzie tkwiła ledwo zauważalna blizna.

Kochany. Był prawdziwie kochany.

Kiedy atmosfera w końcu stała się jeszcze gorętsza, nasze dłonie bardziej spragnione poznania ciała obok, przepływ krwi w ciele niósł niewidzialny ogień, budząc nasze samcze instynkty i zwalniając hamulce przyzwoitości, pierwszy nie wytrzymałem, mówiąc ochryple:

– Przez twoją niespodziewaną czułość nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co kryje się pod tą nieruchomą maską. – Musnąłem jego policzek. – Ile emocji tam schowałeś, każąc mi je sobie tylko wyobrażać?

– Nie boisz się, że jak ty ubrałem strój owieczki?

Lubiłem nasze żarty oraz jego dobry humor. Chciałem go rozbawić, dzielić się z nim radością, dlatego odparłem:

– Liczę na to. – Złapałem go przez bieliznę za krocze, niedelikatne zaczynając je masować. – Na wilka, który nie boi się kąsać – przewróciłem go na plecy i dosiadłem, patrząc z góry i ocierając się pośladkami o wybrzuszenie – bo ja do łóżka zawsze zdejmuję mój kostium bezbronnej zwierzyny.

Położył dłonie na moich udach, sunąc po nich w górę i wracając po wewnętrznej części. Dreszcz podniecenia przeszył mój kręgosłup, a kolana same zacisnęły się na jego żebrach. Pochyliłem się, chwytając zębami jego dolną wargę i pociągnąłem za nią lekko.

Puściłem, oblizałem się i dodałem:

– Tak naprawdę to jestem nie tylko wilkiem, ale też baaardzo łownym kotem, który ma ochotę upić troszkę mleczka, pogrzeszyć i upolować cnotę pewnego powściągliwego pickera, dla którego straciłem głowę.

– Kotem?

– Mrau!

Popłynąłem po całości, ale nie mogłem się powstrzymać przed wygłupami. I, jak przewidywałem, He Xuanowi to nie przeszkadzało, a może nawet się podobało, bo od tego momentu do rana udowadniał mi, że każdego, nawet najbardziej dzikiego kota, da się poskromić.

Może przy okazji trochę go podrapałem i pogryzłem, ale przecież ostrzegałem!

Kiedy pierwszy raz doszedłem, chyba się uśmiechnął. Pewnie z satysfakcji, ale nie byłem tego pewny, bo przez intensywność doznań moje oczy się zaszkliły, a wzrok zamazał. Na szczęście po tym trochę mi odpuścił i pozwolił na działanie.

Zdjąłem przemoczoną bieliznę i zrobiłem to samo z jego szortami – musiało być sprawiedliwie, a jeśli tak, to wisiałem mu jedno dojście. Moja duma i chęć sprawienia mu przyjemności nie pozwalały mi wyłącznie na branie.

Dostrzeżona męskość była... całkiem pokaźnych rozmiarów, a nawet jeszcze nie w pełnym wzwodzie.

Boże, nie wiedziałem, czy się oblizać, bo ślinka mi ciekła, żeby go posmakować, czy komplementując wielkość, zdradzić obawę, że się we mnie nie zmieści.

Wybrałem to pierwsze. Potem przyjdzie czas na szukanie nawilżenia, bo bez niego mnie rozerwie.

Uklęknąłem na łóżku między nogami He Xuana, masując uda od kolan w górę i jawnie wskazując, na której części ciała zaraz się skupię.

Nie miał nic przeciwko. Patrzył na mnie z głową na poduszce. Półmrok nie dawał mi kompletnego obrazu jego twarzy, a szkoda, bo byłem ciekawy każdego najdrobniejszego grymasu. Jednak chyba piekło zamarznie szybciej, niż ja odsunę się od niego nawet na chwilę, żeby znaleźć kontakt i zapalić światło! No pewnie, że to przez nierealność tego, co się dzieje. Ciągle miałem obawy, że śnię jeden z mokrych, gorących snów, a za nic nie chciałem, żeby się nim okazał.

Mógłbym stwierdzić, że podczas robienia loda zachowywałem się racjonalnie. Zazwyczaj. Smak He Xuana pozbawił mnie racjonalności w sekundę, przywołując wygłodniałego tygrysa – mającego ząbki, lecz chowającego je pod miękkimi ustami. Był nieporównywalnie słodszy od innych facetów. Jakby wykąpał się w musie z owoców. Może to dlatego, że tyle ich jadł? Nie mogłem się powstrzymać od przelizania całej jego długości kilka razy z góry do dołu i z powrotem. W ustach trzymałem go długo, pieszcząc językiem i z wyczuciem ssąc szczyt. Mimo imponującej wielkości radziłem sobie chyba całkiem nieźle, bo już całkiem zesztywniał i nawet lekko drgał w ustach, dostarczając mi tym samym dowodu zadowolenia z moich oralnych umiejętności.

He Xuan nie trwał długo biernie, tylko przyjmując pieszczotę. W pewnym momencie usiadł i kilkukrotnie powolnym ruchem przeczesał palcami moje włosy. Jego skupiony wzrok wydawał się prowadzić skomplikowane obliczenia. W końcu wyszedł mu jakiś wynik, bo odsunął moją głowę.

Pogłaskał kciukiem policzek, wytarł kącik ust z nadmiaru śliny, a kiedy nabierałem powietrza do płuc, bez ostrzeżenia złapał mnie obiema dłońmi za biodra i uniósł. Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy jak akrobatę przekręcił moje ciało o sto osiemdziesiąt stopni, aż własne krocze miałem nad jego głową, a ja jego pod swoją. Przytrzymując moje biodra, opadł z powrotem plecami na materac. Ledwo kolanami dotknąłem pościeli, a jądrami wylądowałem na jego ustach. Pocałował je, aż przypadkowo przez gardło wymknął mi się odgłos zaskoczenia. Pochyliłem głowę, patrząc między swoje nogi, co wymyślił, a ten bez skrępowania złapał w dłoń mojego członka i zaczął go odchylać. Zwiększał kąt względem brzucha, ustawiając go prostopadle. Jego język przesunął się po moim szczycie, a potem pozwolił mi zjechać po nim jak po zjeżdżalni wprost do gardła.

Stęknąłem i aż zakręciło mi się w głowie. Dokładnie czułem miękkość języka i gładkość gardła. Mokre od śliny wnętrze ust i paraliżujące ciepło, w którym pragnąłem pozostać na zawsze. Musiałem złapać kilka uspokajających oddechów, żeby wróciła mi zdolność myślenia i w trakcie czego byłem. Miałem zadowalać He Xuana, a nie znów pozwalać na to jemu! Dlatego odwróciłem wzrok od znikającej między jego ustami własnej męskości, bo podniecało mnie to do granic, po czym już bez ociągania i z pełnym zaangażowaniem powróciłem do przerwanego zajęcia.

Zazwyczaj unikałem "69" z prostej przyczyny – mało który facet robił to dobrze. Z He Xuanem nie zdążyłem nawet się zawahać lub zapytać, czy miał kiedyś pałkę innego faceta w ustach, a jęczałem, jakbym był prawiczkiem i pierwszy raz ktoś mnie pieścił oralnie. Starałem się oddawać mu przyjemność w równym stopniu, ale jego język był obłędny. Ruchliwy, gorący, dostarczający mi rozkosz tak ogromną, że doprowadzenie mnie drugi raz zajęło mu mniej czasu niż mi jego pierwszy raz.

Czy byłem zbyt wrażliwy? Chyba wyłącznie przez niego i jak umiejętnie się mną zajmował.

Po wzajemnym poznaniu się – ręcznie, ustnie oraz zaprzyjaźnieniu z naszymi najważniejszymi częściami ciała – powróciliśmy do swoich ust.

Doszedłem już dwukrotnie – powinienem być zmęczony?

Nic bardziej mylnego. Dopiero się rozkręcałem.

Po zrzuceniu z siebie T-shirtów, po wymacaniu mięśni na klatce piersiowej He Xuana i zostawieniu na jego szyi bardzo nieprzypadkowej malinki byłem jeszcze bardziej pobudzony niż na początku. He Xuan nie mniej. Zrzucił mnie ze swojej piersi na bok i przygniótł sobą. Ciężar jego ciała był miażdżący, zabierający dech, ale też pożądliwy. Objąłem go nogami i jeszcze mocniej przycisnąłem. Usta zachłannie lądowały na moich, dłonie ślizgały się po rozpalonym ciele, sapanie komponowało z deszczem jak grana przez nas melodia. Włosy miałem już mokre, zmierzwione i w nieładzie – umysł jeszcze bardziej. Potrzebowałem tego, tęskniłem, jakbym kiedyś już przeżył coś podobnego. W snach. Tygodnie śniłem o takich chwilach i nareszcie stały się one rzeczywistością, choć oczywiście sto, tysiąc razy lepszą.

Moje ciało wołało "jeszcze", więc dłonie same szukały przystojnej twarzy, wilgotnych ust, zębów chwytających za palce, mokrego karku, twardych mięśni na plecach, pośladków, które wciskałem w swoje biodra jak przy seksie. Chciałem, żeby wbił się we mnie raz i porządnie, a później nie pozwolił żadnej konstruktywnej myśli pojawić się w głowie, biorąc mnie raz za razem, długo, intensywnie, niemal boleśnie. He Xuan jednak nic takiego nie robił. Jego palce większość czasu były splecione z moimi lub na mojej twarzy.

Och, tak niewinnie.

Dlatego to ja łamiącym się, słabym głosem poprosiłem:

– Kochaj się ze mną.

W odpowiedzi cicho się zaśmiał i pocałował. Musiał to naprawdę lubić, bo jego technika po mistrzowsku zmieniła tor mojego myślenia, a język i wargi pozbawiały mnie zmysłów jeszcze długie kwadranse.

No dobra, jednak trochę wytrzymam z pustką między pośladkami.

Kiedy pozwalał mi złapać oddech, prawie ciągnąłem go za włosy, żeby do mnie wrócił. Tak mnie rozochocił i uzależnił od lizania, że nawet sekunda bez niego wydawała się trwać za długo.

Wspominałem wcześniej, że się zakochałem na zabój? Bujda na resorach. Im dłużej byłem w jego ramionach, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak może wyglądać zakochanie.

Palące, nieznane mi wcześniej pożądanie.

Potrzeba bliskości.

Chciwość jego przy mnie.

Oprzytomniałem, że coś się zmieniło, gdy nie mogłem wymacać napiętych ramion i oddychałem wilgotnym, przesiąkniętym leśną wonią powietrzem. Uniosłem powieki. He Xuan klęczał pomiędzy moimi nogami, otoczony nimi i przytrzymywany.

Nie uciekniesz mi dziś. Nie ma takiej mocy, która by mi ciebie zabrała.

Wydałem z siebie przeciągły pomruk, kiedy poczułem palce He Xuana na swoim członku. Uniósł go nad brzuch i poruszył dłonią. Na wierzchu ułożył swojego i objął oba palcami, ściskając ze sobą. Sunął w górę i w dół. Nie potrzebowaliśmy żadnego dodatkowego poślizgu, nasze podniecenie było tak duże, że obaj ociekaliśmy.

Powiódł wnętrze dłoni na swój koniec, potem zjechał na mój, rozcierając klejącą wydzielinę.

– He Xuanie... wejdź we mnie... Nie dręcz mnie w ten sposób – ponowiłem prośbę.

– Nie mam prezerwatyw – powiedział, nie przerywając zajęcia.

Wolną dłoń przesunął od mojego biodra do kolana i do łydki, masując mięsień.

– Ja też, ale... Och, tak, tak, trochę szybciej... Olej gumki – powiedziałem. – Jestem czysty... Teraz trochę brudny, ale ogólnie czysty. Poczekaj, poczekaj, bo zaraz skończę. – Zamruczałem z ulgą, kiedy posłusznie zwolnił. – Ugh, wiesz, o czym mówię. Badam się co parę miesięcy i nigdy nie poszedłem do łóżka bez zabezpieczenia. Ale dziś, proszę, dziś weź mnie bez niczego.

– Nie mam nic do nawilżenia.

– Cholera, weź mnie nawet bez przygotowania!

Złapałem jego dłoń i naprowadziłem między pośladki.

Pomasował rowek palcami. Kciukiem wyszukał moje spragnione wejście i nacisnął, wprawiając moje ciało w ulubiony stan.

Pochylił się nade mną, całując lekko usta i mówiąc:

– Mogę cię tam wylizać, ale kochać się będę z tobą następnym razem. Jeśli będziesz nadal tego chciał.

– Chcę, teraz. He Xuanie... – Ścisnął nasze członki ze sobą mocniej.

– Dziś będę cię zaspokajał tak długo, aż od nadmiaru przyjemności zaśniesz, ale następnym razem obiecuję – cmoknął mnie w obojczyk i uniósł głowę, patrząc – jeśli mnie poprosisz, zrobię z tobą całą resztę.

Tym razem krzyczałem, kiedy doprowadzał mnie na szczyt.

A potem minęła kolejna godzina. Może dwie. Albo trzy.

Nie potrafiłem zliczyć.

Tej nocy robił ze mną takie rzeczy, jakby siedział mi w głowie i dokładnie wiedział, gdzie nacisnąć mocno, w którą część ramienia prawie się wgryźć, a którą polizać, bo była wrażliwa. Jak złapać mnie za nogi, co szeptać do ucha, w chwilach kiedy dochodziłem, żeby orgazm był jeszcze dłuższy, powalający, zabierający na kilka sekund mój umysł do innego świata. To było wspaniałe przeżycie. Nawet nie do opisania słowami, jak wiele mi dawał. Dosłownie wszystkiego. W nadmiarze, aż ledwo byłem w stanie to przyjąć.

Dochodziłem, leżąc, siedząc na kolanach He Xuana, stojąc przy otwartym oknie i łapiąc oddech, wypięty do niego tyłem i rozciągany palcami. Szczytowałem lizany po sutkach, gryziony po biodrach, śmiejąc się, prawie płacząc, skomląc o więcej, a potem błagając o przerwę. Boże, ta noc nie miała końca. He Xuan chyba pastwił się nade mną, nie wsadzając w tyłek tego, co chciałem tam najbardziej. Ale rekompensował palcami, które wymasowały mnie wzdłuż i wszerz. I nie wiem, jak to robił, bo prostata nie jest głęboko, ale jego palce nawet zanurzone we mnie po trzon sięgały czegoś magicznego, co wywoływało drżenie nóg, gwiazdy przed oczami i niemożność zaprzestania niesłabnących okrzyków.

Chyba za siódmym czy dziesiątym razem, będąc już na skraju wyczerpania, poprosiłem o koniec. A może po prostu sam w pewnym momencie odpłynąłem, ale wydawało mi się, że na pograniczu snu jeszcze usłyszałem ciche "Dziękuję".

Dziękuję? O nie, He Xuanie. To ja powinienem dziękować tobie.

* * *

Powracanie z krainy snów na ziemię po nocy wypełnionej po brzegi wylewającą się ze mnie przyjemnością z początku przypominało poranek "niepamiętnej nocy". Błogi stan umysłu, ale wyczerpanie ciała i ból mięśni – nawet tych, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy. To były podobieństwa, jednak istniała znacząca różnica.

Dziś obudziłem się w czyichś objęciach.

Nie. Nie powinienem nawet myśleć "czyichś". To były ramiona osoby, która skradła mi serce i w zamian oddała swoje. Gorące, mocno bijące, pełne tych wszystkich płatków kwiatów, które kolorują świat na barwy miłości.

Delikatne głaskanie po plecach uświadomiło mi, że nie obudziłem się pierwszy. Trochę szkoda. Gdzieś tam moja romantyczna część duszy zawsze chciała móc zobaczyć śpiącego faceta. Mojego faceta. Chwilowo jeszcze faceta, który chyba mnie bardzo lubi, a ja jego.

Lecz najpierw zrobiłem coś, co od tygodni krążyło mi po głowie.

Wcisnąłem nos w zagłębienie jego szyi. Ciepły kącik pachnący intensywnie lekkimi męskimi perfumami i... w tej chwili chyba też żelem pod prysznic.

Pocałowałem to miejsce i bez otwierania oczu się odezwałem:

– Dzień dobry, He Xuanie.

Oddał pocałunek, najpierw w czoło, potem nad lewą powieką. Na koniec odrobinę się ode mnie odsunął, przytrzymał moją brodę i lekko połączył nasze usta. Co wczoraj tymi ustami robił, co obaj robiliśmy... Teraz jego delikatność aż łaskotała, a przyjemne dreszcze wędrowały po ciele i jego najrozmaitszych zakamarkach.

– Dzień dobry, Shi Qingxuanie.

– Nawet nie pytaj – wyprzedziłem go. – Spałem świetnie i innej odpowiedzi ode mnie nie usłyszysz.

– W porządku. A może chciałbyś coś do picia?

– Tak, aaale nie teraz. Poleżmy jeszcze trochę.

Uchyliłem powieki, walcząc z nagłą jasnością i przyzwyczajając do niej wzrok. Pierwsze co zobaczyłem, to naga klatka piersiowa. Kilka czerwonych śladów było dobrze widocznych na jasnej skórze, ale i tak najbardziej podobał mi się ten największy – na szyi. Pocałowałem to miejsce ponownie, ciesząc się jak dziecko ze zrobienia psikusa.

– Teraz po magazynie będą chodzić plotki, że masz nienasyconą pannicę pod dachem.

– Tak, jest bardzo nienasycona.

– Nawet kołnierzyk naszej polówki tego nie zakryje.

– Ktoś się postarał, żeby było widoczne.

– Można zawsze przypudrować.

Prychnął.

– Zapomnij o kosmetykach. – Ścisnął mnie mocniej. – Zrobię taką samą tobie, żebym nie czuł się jedynym, o którym plotkują.

– Akurat. Już ja cię znam. Nie interesują cię żadne plotki.

– Plotki o mnie wcale, ale chciałbym usłyszeć, co powiedzą na twój temat.

– Z tym może być ciekawie. – Zacząłem się śmiać. – Tobie przypiszą łatkę hetero-ogiera, a mi dawanie dupy w barze dla gejów.

– Twój tyłek nikomu się nie oddał.

– Ej, bo nie chciałeś!

Nie odpowiedział. Pocałował mnie ponownie. Wziąłem to za odpowiedź, że tak naprawdę chciał. Różne rzeczy mogły go powstrzymywać czy odwlekać, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Nie, kiedy byłem szczęśliwy i chciałem się tym nasycić, aż wypłynie mi uszami.

Lub z innej części ciała.

Kiedy tak odpoczywaliśmy, zauważyłem, że nie jesteśmy w pokoju na piętrze, tylko w salonie na kanapie, którą wcześniej zajmowałem. Była wąska, więc leżeliśmy na boku przodem do siebie. Ramiona He Xuana obejmowały mnie, żebym nie spadł. Przykrywała nas kołdra, chyba moja, którą zostawiłem na łóżku na górze. Aż dziwne, że nie "ucierpiała" jak reszta pościeli. Ja pierniczę... Nieźle poszaleliśmy – bez seksu, a w jakim stanie byłoby łóżko, gdyby do niego doszło! Czułem w kościach, i między nogami, że nie tylko materac, prześcieradło czy kołdra byłoby przemoczone...

A wszystko wina He Xuana!

Pewnie przeniósł nas tu, kiedy wyssany do cna odleciałem. Trochę to obciachowe, ale jeśli jemu nie przeszkadzało, to i ja nie będę się tym zadręczał. Ot kolejny raz zajął się mną i nosił na rękach! Po drodze musiał też wstąpić do łazienki, bo nie czułem potu ani spermy, a dużo się jej przelało po naszej skórze... Jakby się nad tym bardziej zastanowić, to ja też byłem czysty i pachnący. Nie wstydziłem się mojego ciała, ale nikt mnie jeszcze nie mył po seksie, a co dopiero mojego penisa czy tyłka! Pewnie to i dobrze, że nie miałem wspomnień z tej kąpieli.

Nowością poza prysznicem była też czarna koszula, którą miałem na sobie. Sądząc po rybim wzorze i wygodzie – chyba od piżamy. Może nie chciał, żebym zmarzł? Tak? To dlaczego od pasa w dół byłem goły, on natomiast ubrany? W sumie... bardzo dobrze, że niczym nie zakrył mięśni na torsie i plecach, bo mogłem je bez wstrzymywania się dotykać.

– Od dawna mnie lubisz? – zapytałem, nie odrywając dłoni od piersi, ale przekręcając się bardziej na plecy, żebyśmy mogli na siebie patrzeć.

– Od jakiegoś czasu.

– Krótkiego czy długiego?

– Od naszego spotkania.

– Dlaczego nie powiedziałeś nic wprost? Mogłeś mnie jakoś naprowadzić na to, że zainteresowanie z twojej strony nie jest tylko koleżeńskie.

– Lubienie nie pojawia się z niczego. Ty znałeś mnie krótko, więc nie mogłem niczego pośpieszać.

– Żartujesz? Przecież od początku mi się spodobałeś. Może nie robiłem sobie nadziei, że coś z tego będzie, ale... ale nie zaprzeczysz, że jesteś diabelnie przystojny, więc jak mógłbym nie zawiesić na tobie oka? Nie-wy-ko-nal-ne! – rzekłem dobitnie.

– Skąd mogłem wiedzieć, że czujesz coś podobnego? – zapytał. – Stopniowo dawałem ci znaki, ale chyba za mało, a i tak na wszystkie pozostawałeś obojętny. Nie kierowałeś do mnie żadnych dwuznacznych spojrzeń, a mój dotyk nie robił na tobie najmniejszego wrażenia. Nawet spanie ze mną wtedy w górach pod drzewem...

– To... to faktycznie mnie trochę zaskoczyło... – przyznałem.

Westchnął.

– Dla nikogo bym tyle nie zrobił, za nikim bym nie przemierzał kilometrów lasów, nie oddałbym moich ubrań, gdyby to nie była osoba, którą lubię więcej niż kolegę, a nawet przyjaciela. Czy trzymacie się za ręce z Xie Lianem? Całujecie swoje rany? Mówicie byłym, że jakiś "kolega" to wasz chłopak?

– O przepraszam. Takie słowa nie padły.

– Nie? – Minimalnie się uśmiechnął. – Zapytaj Jian Lan lub swojego brata, a nawet Hua Chenga lub przyjaciela, z którym przyszedłeś, czy moje intencje nie były jasne.

– Intencje może i tak, ale... ale wtedy udawałeś!

– Żadne słowo nie było kłamstwem.

– Skąd miałem o tym wiedzieć?

– To ty stwierdziłeś, że moje wyznanie jest jedynie żartem, żeby dopiec Jian Lan. Czy to nie był jasny sygnał od ciebie, że w ogóle nie pomyślałeś, iż moglibyśmy być razem?

– Pomyślałem! Ile razy myślałem, ile razy śni... – Ugryzłem się w język, żeby się nie pogrążyć, że miałem z nim sny. Do tego nie byle jakie. – Cholera! Nie wierzyłem, że jest to możliwe! To... to... za duże szczęście. A ja w miłości nie mam szczęścia, więc jak mógłbym pomyśleć, że mam?

– Uważasz, że nie masz szczęścia, a i tak jego resztki oddajesz koledze?

– Pei Xiu naprawdę go potrzebował. – Stanąłem w swojej obronie. – Całego wsparcia i każdego możliwego sposobu na dotarcie z uczuciami do Ban Yue. Zresztą – kciukiem i palcem wskazującym złapałem i uniosłem jego brodę – ktoś tu był obok i wspaniałomyślnie podzielił się ze mną swoim szczęściem. Musisz być w czepku urodzony, że zaledwie połowa wystarczyła, żebym dzisiejszą noc mógł nazwać najszczęśliwszą w moim życiu.

Chciałem zabrać dłoń, ale zatrzymał mój nadgarstek i pociągnął za swoją głowę. Automatycznie objąłem kark i przyciągnąłem go do piersi.

– Nie dziel się więcej swoim szczęściem z żadnym przyjacielem w taki sposób. – Usłyszałem zduszony przez materiał piżamy rozkaz.

– Wiem, tylko z tobą, He Xuanie – obiecałem, mocno przyciskając go do siebie i czując wypełniające mnie ciepło.

Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy. Nawet nie wiesz, He Xuanie, jak się cieszę, że posłuchałem głosu serca i zaryzykowałem.

Myślę, że dzisiejsza noc podobała się nam obu w równym stopniu. I ja jemu też. Pocałunki, pieszczoty, zadowalanie mnie... gdyby nie był usatysfakcjonowany, to obudziłbym się sam, jak wtedy w hotelu.

Ale w końcu "do sukcesu nie ma żadnej windy, trzeba iść po schodach", a ja wczoraj pokonałem wszystkie schody do twojej sypialni!

A jeśli jesteśmy przy sypialni...

– He Xuanie, wczoraj powiedziałeś, że jeśli następnym razem cię poproszę, to już mi nie odmówisz. Powiem więc wprost. Jestem totalnie, ale totalnie...

Przerwał mi głośny, dziki i nieokiełznany odgłos wydobywający się spod kołdry. A konkretnie z mojego żołądka.

– Jesteś totalnie głodny?

Nim kategorycznie zaprzeczyłem, przesunął mnie na swoje ciało i uciszył pocałunkiem. Usiadł ze mną na kolanach, ze zdecydowaniem mówiąc:

– Najpierw zjemy. – Nie czekając ani sekundy na wysłuchanie, czego ja chcę, dodał: – Ale nie mam prawie niczego w lodówce, więc wyjdziemy na krótki spacer.

Po licho wychodzić na zewnątrz, kiedy my byliśmy na jakimś odludziu!

– Chcesz polować?

– Polować? – dopytał. Nie krył zdziwienia.

– To może łowić ryby, zbierać w lesie wilcze jagody i nie wiem... szyszki nadają się do jedzenia?

– Wilcze jagody są trujące, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

– No... jesteśmy na "końcu świata", blisko lasu, może jakiegoś stawu lub jeziora, a wczoraj mówiłeś, że nie ma tu sklepów.

– En. Sklepów nie ma, niestety. Dla twojej informacji polować nie umiem. Z łowieniem ryb szybciej, ale najbliższy akwen wodny jest dziesięć kilometrów stąd, a ty jesteś bardzo głodny. Nie będziemy tracić czasu na tak długi marsz, a potem kolejne godziny na łowienie. Nie musimy. Pójdziemy do sąsiadki.

– Serio?

– En. Pierwszy dom na końcu drogi. Mijaliśmy go, jadąc tutaj. To gospodarstwo rolne i znam się z ich rodziną od urodzenia. Codziennie mają świeży ser, śmietanę, masło i na pewno warzywa.

Mój brzuch zaburczał ponownie, aż się za niego złapałem.

– Czy to miało oznaczać zgodę?

– O ile po śniadaniu bez grymaszenia i przerywania wysłuchasz, co mam do powiedzenia i czego chcę – bąknąłem głosem naburmuszonego, obrażonego nastolatka.

– Z ogromną chęcią wysłucham każdej twojej prośby, a z jeszcze większą ją spełnię.

– A więc zgoda!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro