Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Kiedy zaczynał odzyskiwać przytomność usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami. Zmrużył oczy kiedy światło zaczęło go palić w gałki po czym mruknął i przekręcił się na drugi bok. Usłyszał stłumiony chichot na co poderwał się gwałtownie przypominając sobie w jakiej sytuacji był. Rozglądał się do okoła z zaskoczeniem stwierdzając, że nie jest tam gdzie powienien być. Zamrugał kilkakrotnie kiedy zrozumiał, że był w swoim domu, a dokładniej korytarzu i poruszał się mimo iż nawet nie używał zdolności oraz nawet nie dotykał ziemi. Uniósł głowę do góry czując przy tym ból karku jednak zignorował to i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w spokojną twarz swojego partnera, który szedł przed siebie z przymkniętymi oczami. Choć nic w jego aparycji się nie zmieniło i nie zaszczycił go nawet przelotnym spojrzeniem to był pewny, że ten wie o jego pobudce.

Z każdym ruchem czuł się tak jakby jego  mięśnie były rozgrywane na strzępy, jego skóra paliła jakby w każdym momencie miała pęknąć, a kości zdawały się być połamane choć wcale tak nie było. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć jednak nic się z nich nie wydobyło, jego gardło paliło żywym ogniem. Było mu zimno i gorąco jednocześnie, a jego ubranie kleiło się do niego przez dużą ilość potu, wydawało mu się jednak, że nigdzie nie krwawił. Od razu rozpoznał swój znienawidzony stan, który zawsze występował po użyciu przez niego korupcji. Był pewny, że nie miał żadnych ran zewnwtrznych, a tym bardziej wewnętrznych więc najpewniej Dazai musiał trochę go przetrzymać zanim użył na nim swojej zdolności by przywrócić go do normalności. Czasami naprawdę miał ochotę zabić za to tego drugiego jednak na szczęście wyższego zawsze był zbyt wyczerpany żeby zrobić mu cokolwiek w związku z tym. Mężczyzna niosący go skręcił w lewo oraz za pomocą łokcia otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia. Chuuya szybko zorientował się, że była to łazienka z której jeszcze dzień wcześniej wychodząc i kierując się do sypialni natrafił na niespodziankę w postaci detektywa okupującego kanapę w jego salonie.

Mężczyzna posadził go na pralce opierając go o ścianę za nim po czym nucąc swoją ulubioną piosenkę o samobójstwie pod nosem podszedł do wanny koło prysznica. Kiedy ludzie zazwyczaj dowiadywali się o tym, że posiadał w łazience to i to pukali się tylko w głowę nie rozumiejąc po co mu obie opcje. Nie potrafili postawić się w jego sytuacji, kiedy zmęczony wracał z pracy po całym dniu papierkowej roboty albo pracowania w podziemiach z trudnymi do złamania ludźmi. Wtedy zazwyczaj znajdywał w sobie jeszcze siłę żeby stać pod słuchawką jednak po użyciu drugiego źródła było to praktycznie niemożliwe, a on nie zamierzał się torturować i leżeć brudnym, spoconym i najpewniej w krwi i posoce niewiadomo ile. Brązowooki chwycił za zakrętkę do odpływy wanny po czym zatkał nią go i odkręcił kran by letnia woda wypełniła biały, metalowy owal. Kiedy malało się wystarczająco dużo płynu mężczyzna sięgnął w bok by chwycić płyn kompieli i nalać go trochę do środka, następnie podszedł z powrotem do rudowłosego. Złapał z nim kontakt wzrokowy uśmiechając się niewinnie i sięgając w jego stronę by zacząć rozpinać jego brudną aktualnie koszulę. Ryży zmarszczył brwi zdając sobie sprawę z tego, że miał na sobie znacznie mniej ubrań niż na początku gdy wychodził na misję. Nie miał jednak teraz siły ani ochoty zajmować sobie tym głowy, miał tylko nadzieje, że jego kapelusz nie ucierpiał w tym wszystkim.

Kiedy biały materiał został ściągnięty z jego ramion ukazując wilgotną skórę ściągane zaczęły być spodnie, kiedy i one zostały rzucone gdzieś o podłogę zdjęto również jego bieliznę. Młodszy zupełnie tak jakby egzekutor wcale nie był nagi z powrotem wziął go sobie w ramiona na co zarobił uderzenie w klatkę piersiową na co się skrzywił. Niebieskooki został włożony do wanny, a on sam mruknął niekontrolowanie kiedy jego ciało zaniżyło się aż po obojczyki. Szybko jednak został pociągnięty ku jego wyraźnemu niezadowoleniu. Mężczyzna nie zamierzał jednak z tego powodu wywoływać żadnych kłótni, nie widział w tym żadnego sensu zwłaszcza, że (choć z trudem to przyznawał) aktualnie nie byłby w stanie poradzić sobie z tym sam. Detektyw powoli zaczął namydlać jego ciało sunąc długimi palcami po skórze.

— Użyła swojej zdolności, prawda? — Zapytał zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

— Dokładnie — przytaknął wyższy sunąc po jego udzie. — Ostrzegałem żebyś nie dał się zranić, było bardziej uważać to nie byłbym na ciebie skazany — powiedział nadąsanym tonem na co rudowłosy przewrócił oczami.

— Uwierz mi, ja też bym wolał nie siedzieć z tobą poza godzinami pracy — prychnął. Przez chwilę siedzieli w milczeniu dopóki w głowie niższego nie pojawiła się pewna młodzieńcza twarz. Zamrugał coraz dokładniej słysząc jej głos w wspomnieniach. — Powiedz mi... Tamta dziewczyna-

— Nie żyje — westchnął szatyn potwierdzając tylko przypuszczenia drugiego. — Nie miała szans na to żeby przetrwać znajdując się tak blisko ciebie podczas kiedy Arahabaki wyszedł na powierzchnię. Do tego dochodzą wcześniejsze obrażenia i wychodzi jednoznaczny wynik. Swoją drogą żadna nie przetrwała, ani ona ani Zinaida. Kobieta najwyraźniej nie spodziewała się tego, że to się skończy w taki sposób. Użyła pełni swojej mocy chcąc cię od razu powalić, a to ona skończyła martwa. Zabawne — zachichotał.

— Wiedziałeś, że to zasadzka — bardziej stwierdził niż zapytał. Nie było sensu owijać tego w bawełnę, oczekiwał prostej odpowiedzi, a do tego wyjaśnień.

— Oczywiście, że wiedziałem! Że ja bym nie wiedział?! — Oburzył się rozchlapując wodę do okoła. Ryży wywrócił oczami na przejaw tak dziecinnego zachowania u dwudziestoparolatka jednak nic nie powiedział mimo iż był pewny, że potem po sobie nie posprząta. — To było aż zbyt oczywiste. Brak świadków, ochrona ograniczona do całkowitego minimum oraz to, że nikt na początku nie wyszedł nam naprzeciw. To śmierdziało z kilometra i byłem aż zaskoczony, że Chibi również tego nie zobaczył. Czyżby nasz mały mafiozo był jeszcze głupszy od zwykłego ślimaka? — Uszczypnął go co wywołało cichy syk u lazurowookiego.

— He?! Lepiej to odszczekaj! — Machnął ręką mimo tego, że miał wrażenie, że ta jest ciężka niczym była wykonana z ołowiu po czym obracając się nieco w bok chlusnął wodą z pianą prosto na twarz zdrajcy.

— Aaaaa! Moje oczy! — Zaczął pocierać je poprzez zamknięte powieki. — Chibi jak mogłeś mnie tak zdradzić?! Przez ciebie stracę wzrooook! — Zawodził rzucając się teatralnie po ręcznik by wytrzeć swoje lico. Góra jego koszuli jak i kamizelki zaczęła kleić się przez wodę do ciała. — Chibi jest okrutny — westchnął kiedy zażegnał w jego mniemaniu kryzys. Powrócił na swoje wcześniejsze miejsce obracając jasnowłosego znów tyłem do niego. — Tak jak mówiłem to było oczywiste. Tamten gość od kontrolowania również umarł tak na marginesie. Sufit się na niego zawalił. Ci z którymi jak walczyłem też nie skończyli najlepiej, ale znowu; to ty ich dobiłeś.

Kontynuował swoje ględzenie pokolei wymieniając kto stracił życie. Chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos to czuł się źle z wsłuchiwaniem się w takie ciągłe mówienie o tym czego on nie zrobił. Jasne było to, że nie miał żadnych wyrzutów sumienia, nie miał po co ich mieć, jednak odebranie życia było odebraniem życia. I nie ważne czy to był sprzymierzeniec czy wróg nadal oni wszyscy bez względu na strony byli zwykłymi ludźmi z marzeniami, planami, pewnie nawet i niektórzy mieli założone rodziny. Z rozmyśleń na ten temat wyrwało go poczucie tego, że brązowooki dotknął jego krocza. Poczuł jak coś wymieszanego z niesmakiem wkroczyło do jego umysłu rozgoszczając się oraz to jak jego uda się napięły. Był też pewny, że na jego twarz wyszły małe wypieki na co ogarnął go wstyd z swojego własnego zachowania. Brązowooki zaśmiał się w głos jeszcze bardziej go krępując na co miał mu ochotę zetrzeć ten bezczelny uśmiech z buzi.

— No już, już, nie zachowuj się jak jakaś dziewica — żartował sobie z niego, a gdy ten nie odpowiedział zrobił niezadowoloną minę. — Ajajaj, Chibi naprawdę powinien znaleźć sobie nowego partnera — zacmokał irytując jeszcze bardziej starszego.

— Tsk, ty się zacznij zajmować swoim życiem — prychnął niezadowolony za reakcje swojego ciała. Odchrząknął w zaciśniętą pięść.

— Nie bądź zazdrosny, ale ja w przeciwieństwie do ciebie mam całkiem duże branie — pochylił się do przodu wystawiając swoją głowę za wannę i obejmując rękoma niższego w pasie. Spojrzał mu w twarz z swoim bezczelnym poczuciem wyższości co od razu podniosło ciśnienie niebieskookiemu i sprawiło, że krew w jego żyłach zawrzała podnosząc swoją temperaturę. — Ma się w końcu ten urok prawda? Chibi za to nawet podrywać nie umie.

— Ja przynajmniej mam kodeks moralny, a nie pierdole się z każdą napotkaną betą i omegą co noc z inną! — Wytknął mu odsuwając się na bok. Zmęczenie całkowicie opuściło jego umysł zabierając ze sobą również mgłę potulności. — Na prawdę współczuję każdemu kto chociażby choć raz miał tą wątpliwą przyjemność by z tobą prowadzić chociażby minutową konwersację.

— Oj tam, oj tam. Po prostu zazdrościsz — wrócił na swoje pierwotne miejsce. — Po za tym każdego informuje o tym, że to co się stanie nie będzie niczym więcej niż jednodniowym seksem. Nie daje nikomu nadziei na coś więcej — wzruszył ramionami. — A nawet jeśli ktoś takową ma to tylko urojenia tej jednej osoby.

— Nic dziwnego, że czasami się tacy zdarzają skoro zachowujesz się tak jak zachowujesz — syknął po czym od razu odechciało mu się dalszego prowadzenia tej konwersacji.

Co go w ogóle napadło na to żeby próbować wbić w końcu do głowy tego idioty, że coś co powinno być intymne jest odpowiedzią na wszystko. Sam przecież był wielokrotnie świadkiem jak na przykład Ane-san lub sam szef zwracali mu na to subtelnie uwagę jednak on pozostawał na to całkowicie głuchy nie przejmując się tym. Nie jeden raz również sugerował coś jemu i chociaż nie był już wtedy prawiczkiem to nienawidził kiedy to robił. W tamtym okresie był jeszcze w stosunku do takich spraw dość wstydliwy i później nie mógł pozbyć się rumieńca z swojego bladego lica tak jakby był jakimś dzieciakiem przyłapanym na gorącym uczynku. Często też od niego słyszał, że według szatyna powienien być omegą ze względu na swój nieco dziewczęcy wtedy wygląd oraz to zachowanie, które wtedy przejawiał podczas rozmów na takie tematy. Prychnął pod nosem na tą myśl po czym warknął na drugiego kiedy strumień wody uderzył gwałtownie w tył jego głowy. Były mafiozo zaśmiał tylko na to nic nie robiąc sobie z niemej groźby po czym zajął się jego poplątanymi włosami ciągnąc za nie i próbując pozbyć się kołtunów podczas nakładania na nie szamponu. Spędzili trochę czasu w ciszy przerywanej tylko przez odgłos lecącej wody jednak nie potrwało to długo.

— Napotkałeś na jakieś kłopoty?

— Taaa, dwóch uzdolnionych. Ale Chibi nie musi się martwić! Trochę się poobijałem, ale nic mi nie będzie — mówił radosnym głosem.

— Raczej jestem zawiedziony, że tylko tyle — powiedział zirytowany sugestią, że się martwił o tego idiotę. — Byłbym więcej niż wdzięczny gdybyś tam po prostu zdechł.

— Ale wtedy bym nie uratował Chuuyi! Czy Chuuya jest samobójcą? — Zapytał głupim tonem ciągnąc lekko za końcówki jego rdzawych włosów.

— Co ty bredzisz?! Oczywiście, że nie jestem! Nie zniżyłbym się do twojego poziomu! — Oburzył się najwyraźniej reagując wraz z oczekiwaniami młodszego.

— Ah tak? Ale to zabrzmiało tak jakby Chibi chciał popełnić ze mną podwójne samobójstwo! Tak właściwie gdyby cię ubrać w sukienkę to nawet mógłbyś ujść... — zmarszczył brwi z złośliwym wyrazie. W głowach obydwóch pojawiło się to samo wspomnienie.

— Jak śmiesz mi to wypominać! Zresztą ty też ją założyłeś! Zapomniałeś już?!

— Ale ja w przeciwieństwie do Chuu się tego nie wstydzę — zaśmiał się zamykając jedno oko oraz przykładając wyprostowane dłonie do swoich policzków pozostawiając na nich mokre ślady. —  To było tylko na potrzebę misji, a Chuuya już robi się czerwony jak pomidor.

— Bo ja kurwa w przeciwieństwie do ciebie nie mam wyjebane jak mnie ludzie odbierają! — Ponownie zaatakował go wodą jednak tym razem zrobił unik, a mała fala uderzyła o podłogę rozchlapując się do okoła.

— Ależ co ty pleciesz? — Zacmokał z dezaprobatą. — Jasne, że się przejmuje.

— Ta, już to widzę. Mówi to gościu, który proponuje podwójne samobójstwo każdej napotkanej kobiecie — wywrócił oczami, a w odpowiedzi usłyszał tylko szczery śmiech szatyna.

Mimo iż współpracowali ze sobą dość długo naprawdę żadko kiedy miał okazję nie wychwycić fałszu w radości swojego partnera. Czy to wtedy kiedy wychodzili gdzieś w związku z pracą, ten obracał wszystko w żart czy po prostu spotykali się udając, że wcale nie należą do mafii i są zwykłymi nastolatkami chcącymi trochę skorzystać z życia. Zazwyczaj ogniki w jego oczach tak naprawdę zastygły w martwym wyraźnie tak jakby tylko odbijały blask świeczki, uśmiech był wyćwiczony przez kilkugodzinne pracę nad nim przed lustrem, a rozluźniona postawa wcale nie była taka przez to, że czuł się swobodnie. Dlatego więc nauczył się doceniać to jak wdział emocje na jego twarzy niewypełnione fałszem. Tak naprawdę nie rozmawiali nigdy o swojej przeszłości, gdyby Nakahara miał możliwość to pewnie Osamu nigdy nie dowiedziałby się o tym, że jego człowieczeństwo jest więcej niż wątpliwe. Nie bawił się więc w hipokrytę i nie wypytywał drugiego jakim cudem trafił do takiego środowiska w tak młodym wieku. Dzięki temu jednak zaczął doceniać widok jego reakcji, które nie były przemyślane kilka razy zanim zostały ukazane, a były nie zniszczone kłamstwem. Czasami jak się  nad tym zastanawiał to naprawdę tęsknił za przeszłością, nie chciał się jednak nad sobą w nieskończoność użalać, chciał zacząć żyć teraźniejszością nie oglądając się za siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro