7 Wizyta i gra w szachy
Oczami Edwarda:
Jacob poszedł do kuchni aby coś zjeść. Alice usiadła koło mnie na kanapie i powiedziała.
- Reėe przyjeżdża dzisiaj. Samolot ląduje o trzynastej w Seattle. Bella powiedziała, żebym z tobą pojechała.
- Ok. Jedziemy o jedenastej.
Wstałem z fotela i wybiegłem z domu. Pobiegłem do lasu. Po dzięsieciu minutach polowania byłem z powrotem w salonie. Wzięłem pilota od telewizora i usiadłem na kanapie. Po dwóch sekundach skakałem po kanałach. Gdy byłem przy dwu setnym kanale Jacob wszedł do salonu. Podszedł do fotela i usiadł w nim. Zatrzymałem się na kanale dwusetnym pierwszym. Był to kanał sportowy, na którym leciał mecz baseball'u. O ósmej mecz się skończył. Wstałem z kanapy i poszedłem do naszego pokoju. Usiadłem na łóżku i zaczęłem rozmyślać o Belli.
Kiedy ona wróci? Mam nadzieje, że niedługo. Bez mojej ukochanej sens mojego istnienia jest jak niebo bez gwiazd. Bella rozświetla we mnie miłość do niej samej. To ona pokazała mi jak można pokochać mnie, takiego potwora jakim jestem ja. Nigdy nie kochałem nikogo takim silnym uczuciem jakim darzę moją żonę. Po za tym przed nią nie miałem nikogo. To ona była pierwszą miłością mojego życia i jest jedyną dziewczyną, która podbiła moje martwe serce. Nie chciałem jej zmieniać w takiego potwora jak ja czy moja rodzina, potwora bez duszy. Teraz nie żałuje swojej decyzji, że ją zmieniłem. Mamy wspólną córeczkę, którą kocham po nad życie. Nigdy nie pozwolę, żeby coś się stało Renesmee i Belli.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę w pół do jedenastej. Wstałem z łóżka i poszedłem w stronę łazienki. Po dwóch sekundach byłem pod prysznicem. Gdy wyszedłem owinełem ręcznik wookół bioder i skierowałem się w kierunku garderoby. Trzy sekundy później miałem na sobie niebieskie jeansy i granatową koszulę. Ubrałem buty i wzięłem kurtkę wiszącą na wieszaku. Wyszedłem z pokoju, zamykając drzwi. Zszedłem do salonu gdzie zastałem moich braci oglądających dramat. Zapytałem się Jaspera.
- Gdzie jest Alice?
- W garażu, w twoim samochodzie.
- Dzięki.
Wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę garażu. Po dwoch sekundach siedziałem za kierownicą srebrnego Volvo. Na miejscu pasażera siedziała Alice, która nuciła piosenkę pod nosem. Odpaliłem silnik i wyjechałem z garażu. Po pietnastu minutach byłem na autostradzie do Seattle. Podczas jazdy zapytałem się Alice.
- Widziałaś kiedy wrócą?
- Przykro mi Edwardzie ale nie.
Po tej krótkiej wymianie zdań zamilkneliśmy na parę minut. Nagle zobaczyłem wizję Alice. Dotyczyła powrotu Belli do nas.
Widziałem jak Bella i Renesmee podjeżdżają pod willę Cullenów. Bella parkuje na podjeżdzie i wysiada z Ferrari. Obchodzi auto i otwiera drzwi od strony pasażera. Bierze naszą córeczkę na ręce i zamyka drzwi samochodu. W wampirzym tempie podchodzi do drzwi i puka. Otwiera im Carlisle. Przepuszcza je w drzwiach i zamyka. Po chwili Bella z Renesmee znajdują się w salonie. Wstałem z kanapy i podszedłem w stronę Belli i przytuliłem ją do siebie. Popatrzyłem w jej złote tęczówki i widziałem w nich ból po tym jak nas opuściła bez słowa. Rosalie podeszła do nas, wzięła Renesmee od Belli i poszła do naszej sypialni aby ją położyć spać. Bella całuje mnie w usta zachłanne i z miłością. Po chwili jej wzrok pada na kanapy, na których siedzą wszyscy członkowie naszej rodziny, a takźe Reėe i Jacob. Podeszła do matki i ją przytuliła. Następnie podeszła do swojego przyjaciela i zrobiła to samo. Ja usiadłem na drugiej kanapie, a Bella na moich kolanach.
Wizja się skończyła. Trwała zaledwie dwie minuty. Po godzinie parkowałem Volvo na parkingu. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Alice zrobila to samo. Po dwóch minutach byliśmy w budynku lotniska. Podeszliśmy do tablicy przylotów i nawet nie spojrzałem na nią, bo z głośników usłyszeliśmy zapowiedź.
- Samolot z Phoenix przybędzie za dwadzieścia minut. Oczekujących na pasażerów prosimy o przejście do terminalu dwa A.
Udaliśmy się do terminalu, o którym wspomniała wcześniej kobieta. Po dziesięciu minutach byliśmy w hali przylotów, a dwadzieścia minut póżniej zobaczyłem Reėe. Wyglądała na bardzo zmęczoną, chociaż się nie dziwię, bo była w podróży przez czternaście godzin. Za sobą ciągnęła walizkę. Renėe zauważyła mnie, bo podbiegła i przytuliła mnie. Odwazemniłem uścisk.
- Witajcie Edwardzie i Alice.
- Witaj mamo. - powiedziałem.
- Dzień dobry Renėe. - powiedziała moja siostra.
- Jak minęła podróż? - zapytałem, biorąc od niej walizkę.
- Jakoś przeżyłam ale jestem bardzo zmęczona.
- Za godzinę powinniśmy być w domu.
- To dobrze. - powiedziała Reėe.
Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z lotniska. Gdy byliśmy koło samochodu wrzuciłem bagaż Reene do bagażnika. Zamknęłem bagażnik i wsiadłem za kierownicę. Odpaliłem silnik i pojechaliśmy do Forks. Po dwóch godzinach byliśmy pod willą mojej rodziny. Zaparkowałem na podjeżdzie i wysiadłem z Volvo. Poszedłem do drzwi od strony pasażera, otworzyłem je i podałem rękę aby Renėe mogła bezpiecznie wysiąść. Po minucie wziąłem bagaż mojej teściowej i zamknęłem bagażnik. Poszliśmy w stronę wejścia do domu. Otworzyłem drzwi i jak na gentelmena przystało przepuściłem w nich Reene. Wszedłem zaraz za nią. Po dwóch minutach byłiśmy w salonie. Udaliśmy się w stronę schodów aby wejść nimi na pierwsze piętro domu. Pokazałem pokój gdzie Reėe miała spać podczas pobytu u nas. Zszedłem na dół i wszedłem do salonu, gdzie siedziała prawie cała moja rodzina. Myśląc prawie cała miałem na myśli Bellę i Renesmee, których nie było z nami. Usiadłem w fotelu. Po chwili Alice przyszła z garażu i usiadła koło swojego męża. O szesnastej Renėe zeszła do salonu. Podeszła do kanapy i usiadła koło Esme.
- Wiecie kiedy Bella wróci? - zapytała.
- Powinna wrócić jutro lub pojutrze. - powiedziała Alice.
- Chciałabym poznać wnuczkę i zobaczyć się z córką.
- Poznasz ją. Renesmee jest urocza. Pokochasz ją od pierwszego wejrzenia. My pokochaliśmy ją tak samo jak Bella i Edward. Bellę zaakceptowaliśmy jak własną córkę. Nie musisz się niczym martwić. - powiedziała Esme.
- Dziękuje. Chciałam takie ciepłe słowa usłyszeć. Pójdę coś zjeść.
Renėe wstała z kanapy i poszła w stronę kuchni. Po dziesięciu minutach zjawiła się z powrotem w salonie. Zajęła miejsce tam gdzie poprzednio i zapytała.
- Wiecie w jakiej sprawie przyjechałam?
- Bella nam przekazała. Chcesz urządzić imprezę urodzinową dla Charliego. Pomożemy ci w zoorganizowaniu jej, w końcu jesteśmy rodziną. - powiedziałem.
- Dziękuję wam, nie wiem co bym bez was zrobiła. Bella dobrze zrobiła wychodząc za ciebie, Edwardzie. Chciałabym mieć takiego syna jak ty.
- Renėe nie komplementuj mnie, bo się zarumienie.
Wszyscy wybuchneli śmiechem oprócz Renėe.
- Z czego się śmiejecie?
- Z twojej miny Renėe - powiedział Emmett dusząc się ze śmiechu. - Alice, Jasper, Edward gramy w szachy?
- Jasne. - powiedzieliśmy chórem.
- Tylko nie w salonie, bo jak Renėe was zobaczy jak gracie na dwie szachownice to się zdziwi. - powiedziała Esme.
- Jasne, że bym się zdziwiła.
- Idziemy do mnie. - powiedziała Alice.
- A gdzie jest Rosalie? - spytała zaniepokojona Esme.
- Wyszła pooddychać świeżym powietrzem. - znów zabrała głos Alice.
- To my idziemy. - powiedział Jasper.
Wstaliśmy z kanap, na których siedzieliśmy i skierowaliśmy się w stronę schodów. Weszliśmy na pierwsze piętro, gdzie znajdował się pokój Alice i Jaspera. Wspomniana wcześniej dwójka weszła do pokoju, za nimi wszedłem ja, a na końcu wszedł Emmett zamykając drzwi. Alice pobiegła do garderoby, gdzie trzymała sześć par szachów. Po chwili wróciła z czteroma parami. Usiedliśmy na dywanie. Po dziesieciu sekundach szachy były gotowe do rozpoczęcia gry.
- Emmett gra z Alice, a ja z Jasperem. Gdy dana osoba wygra z drużyny to musi zmierzyć się z członkiem przeciwnej drużyny. Alice nie zaglądaj w przyszłość, a ja nie będę wchodził wam do głów, bo to nie będzie uczciwa gra.
- Ok - powiedzieli chórem.
Tak jak wcześniej powiedziałem tak zrobiliśmy. Po pięciu minutach grania z Jasper'em wygrałem. Teraz przyglądamy się jak gra Alice z Emmett'em. Po kolejnych pieciu minutach Emmett wygrał.
- To czas na zwycięski meczyk.
- Ta jasne. - powiedziałem z niechęcią, ale w duchu cieszyłem się, że nie wygrała Alice, bo wtedy byśmy nie usiedzieli nawet trzydziestu sekund.
Usiadłem na miejscu Alice i po trzech sekundach grałem z Emmett'em. Po dwudziestu minutach gry wygrałem, a Emmett wściekł się i wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Szkoda, że na początku gry się nie założyłem. - mruknęłem.
Gdy pozbieraliśmy szachy udaliśmy się do salonu, gdzie na kanapie siedziała Rosalie i Renėe. Oglądały jakąś komedię. Gdy usiedliśmy na kanapach zapytałem.
- Gdzie jest Carlisle i Esme?
- Esme robi coś w ogródku, a Carlisle pojechał do szpitala i wróci po dwudziestej. A dlaczego pytasz? - powiedziała Rosalie.
- To już nawet nie mogę się spytać gdzie się podziewają nasi rodzice?
- Nie oczywiście, że możesz. A dlaczego Emmett zbiegł z schodów tak jakby coś przegrał?
- Graliśmy w szachy i ja na początku grałem z Jasperem, a Emmett z Alice. Ja wygrałem z Jasperem, a Emmett z Alice. No i ja zagrałem z Emmettem i po dwudziestu minutach wygrałem. Emmett się wściekł i wybiegł trzaskając drzwiami. - zakończyłem swój monolog. - Ja idę na swoją polanę.
Wstałem z kanapy i udałem się w stronę drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem, że w moją stronę lecą dwie poduszki. Uchyliłem się przed dostaniem.
- Te poduszki są wartościowe dla naszej rodziny, Rosalie. Esme cię zabije.
- Ty się juź nie odzywaj.
Wybiegłem z domu i podszedłem do linii drzew. Gdy drzewa zasłaniały dom to puściłem się biegiem w stronę polany. Po pietnastu minutach wampirzego biegu leżałem na trawie pokrytej śniegiem. Była godzina w pół do osiemnastej. Zastanawiałem się czy nie napisać do ukochanej SMS'a. Wyjęłem telefon i napisałem.
" Kiedy masz zamiar wrócić? Renėe chce ciebie zobaczyć i poznąć wnuczkę. Także się o ciebie martwi i to nie wiesz jak. Alice nie wie co ma ze sobą zrobić. Wróć do mnie. Będę czekał na was wiekami. Proszę jeszcze raz wróć do nas. Kocham Cię zawsze i wszedzie nie zależne gdzie się obecnie znajdujesz. Twój Edward. "
Wysłałem wiadomość mając nadzieję, że to przeczyta i w końcu zrozumie, źe ja cholernie za nią i Renesmee tęsknię. Na polanie przesiedziałem do godziny dwudziestej. W końcu wstałem z trawy i pobiegłem w stronę domu. Gdy biegłem wyczułem zapach pumy znajdującej się nie daleko mnie. Postanowiłem zapolować. Gdy biegłem dostałem wiadmość od Bellii.
" Też za Tobą tęsknię ale zrozum ty zabiłeś Jacoba, a to strasznie boli, a najbardziej naszą córkę. Jak mogłeś nam to zrobić. Rozumiem, że byłeś na niego wściekły ale do takiego czynu byś się nie posunął. Nie wiem kiedy wrócę. Przekaź Renėe i reszcie, że ich kocham, i żeby się nie zamartwiali. Kocham Cię Edwardzie. Bella. "
Po przeczytaniu tej wiadomości po moim martwym sercu rozlała się fala bólu, a za razem ciepła. Schowałem telefon do kieszeni jeans'ów i pobiegłem. Zapolowałem niedaleko domu na dwie pumy. Gdy się nasyciłem pobiegłem w stronę domu. Gdy wszedłem ludzkim tempem do salonu zabaczyłem Carlisle'a siedzącego na kanapie. Esme krzątała się po kuchni. Alice, Rosalie i Renėe siedziały w kącie salonu i przeglądały jakieś czasopisma, a Emmett i Jasper oglądali mecz baseball'u. Usiadłem na kanapie koło Jaspera i zajełem się oglądaniem meczu. Po dwudziestej drugiej mecz się skończył.
W końcu napisałam rozdział. Proszę komentarze i gwiazdki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro