4 Siłowanie na rękę, telefon i nawrzeszczenie na przyjaciela
Oczami Belli:
Długo nie mogłam się uspokoić, jednak po dwóch godzinach wybiegłam z domu na polowanie. Gdy byłam dwa kilometry od domu pobiegłam na polanę, na tą samą, na której byliśmy zeszłej nocy. Gdy wbiegłam na polanę usiadłam na trawie i zamknęłam oczy.
Rozmyślałam czy Edward mógłby opuścić mnie i naszą córeczkę bez pożegnania. Na pewno nie obyło by się bez niego. Gdy tak rozmyślałam zobaczyłam jak słońce wschodzi na horyzont. Lubię takie wschody słońca, a najbardziej te koło mojego ukochanego, bez którego moje ludzkie życie nie miałoby sensu. Ale moje ludzkie życie minęło trzy miesiące temu.
Wstałam i pobiegłam w stronę rezerwatu, w którym mieszkał mój przyjaciel - wilk, Jacob Black. Po dziesięciu minutach byłam koło warsztatu, w którym robiliśmy jednoślady, abym mogła poczuć głos mojego ukochanego, kiedy mnie zostawił.
Weszłam do domku. Poszłam do pokoju Jacoba. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że mój przyjaciel jeszcze śpi. Podeszłam do łóżka, które było dla niego dużo za krótkie, i potrząsnęłam nim mocno tak, żeby się obudził. Po sekundzie otworzył oczy i rozejrzał się zdezorientowanym wzrokiem po pokoju.
- Hej.
- Hej Bella. Co ty tu robisz tak wcześnie?
- Przez dwie godziny siedziałam na polanie i rozmyślałam nad wieloma sprawami. Pomyślałam, że wpadnie po ciebie i przyprowadzę cię do Renesmee. Tylko o tobie mówi, zresztą co ja będę ci mówiła. Ty sam o tym doskonale wiesz. Wstawaj i się ubieraj, a ja ci przygotuję śniadanie.
- Dzięki.
- Nie dziękuj mi.
Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi i poszłam do kuchni. Wzięłam patelnie, jajka i cebulę. Patelnie postawiłam na gazie i włączyłam. Pokroiłam cebulę, a jajka wbiłam na patelnię. Dodałam cebulę, szczyptę soli i zamieszałam. Wyłączyłam gaz i wzięłam duży talerz i nałożyłam jajecznicę zrobioną z piętnastu jajek. Wiem, że Jacob ma wilczy apetyt tak jak jego bracia. Jacob zjawił się w kuchni i usiadł na krześle za stołem. Jak zwykle miał na sobie tylko krótkie spodenki.
- Jake może byś się ubrał. Na zewnątrz jest zimno.
- Bella mi nie przeszkadza zimno. Nie pamiętasz jak cię ogrzewałem w górach, gdzie padał śnieg, a ty chowałaś się przed Victorią?
- Pamiętam ale to było w czerwcu, a teraz jest końcówka grudnia. Przeziębisz się.
- Nie bój się o mnie dobrze?
Pokiwałam głową.
Po pięciu minutach wybiegliśmy z domku i udaliśmy się do willi Cullenów. Po dziesięciu minutach byliśmy koło niej. Weszliśmy do salonu. Podeszłam do Edwarda i usiadłam na kolanach. Jacob usiadł koło Emmetta i Jaspera, którzy oglądali film akcji.
- Gdzie jest reszta?
- Alice, Rosalie i Esme pojechały na zakupy. Renesmee jeszcze śpi, a Carlisle jest w szpitalu. Cuchniesz mokrym psem.
- To pewnie Jacob. Co za nienormalne. Kto słyszał, żeby robić zakupy o siódmej rano.
To zapowiada się super dzień. Ja i Renesmee zostałyśmy same w towarzystwie trzech wampirów i wilkołaka. No poprostu genialnie.
O ósmej poszłam do naszej sypialni aby obudzić Renesmee. Weszłam do pokoju i podeszłam do łóżka, na którym spała moja córka. Delikatnie potrząsnęłam nią uważając aby nie zrobić jej krzywdy, bo byłam jeszcze silna jak nowonarodzony wampir. Otworzyła oczy.
- Która godzina?
- Pięć po ósmej kochanie. Na dole czeka na ciebie niespodzianka.
Podeszłam do kanapy, na której były ubrania przygotowane na dziś, i podałam córce. Wyszłam z pokoju i zeszłam do salonu.
- Edward zrobisz dla Resnesmee śniadanie?
- Pewnie.
Wstał, pocałował mnie przelotnie w czoło i poszedł w stronę kuchni. U szczytów schodów pojwila się moja córka. Renesmee schodziła ze schodów z pełną gracją. Gdy zobaczyła Jacoba na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Usiadła koło niego i się przytuliła. Po dwóch minutach Edward zawołał z kuchni.
- Renesmee śniadanie gotowe. Na stole czeka.
- Dziękuję tato.
Wstała z kanapy i poszła w stronę kuchni. Edward po chwili był koło mnie.
- Zagraj moją kołysankę.
Pocałowałam go delikatnie w usta aby go przekonać. Podszedł do fortepianu i zaczął grać tak dobrze znaną mi melodię.
Gdy Renesmee zjadła pojawiła się koło mnie i zapytała się.
- Mamo czy mogę iść do La Push?
- Oczywiście, że tak. Jacob pilnuj jej.
- Nie ma sprawy Bella.
Moja córka ubrała kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki i buty. Złapałam Jacoba za ramię i powiedziałam.
- Przyprowadź ją do domu o osiemnastej dobrze?
- Ok.
Puściłam ramię przyjaciela i podeszłam do okna.
Przyglądałam się jak Jacob poszedł się przemienić, a Renesmee czekała aż się pojawi pod postacią wilka. Po trzech sekundach gdzie zniknął Jacob w tym samym miejscu pojawił się rdzawobrązowy wilk. Moja córeczka podbiegła do wilka i wdrapała się na grzbiet mojego przyjaciela. Po dwóch sekundach już ich nie było.
Jak bardzo się myliłam do wydarzeń dzisiejszego dnia.
Odwróciłam się do Edwarda i przytuliłam się do jego lodowatego torsu. Objął mnie w talii i pobiegliśmy do naszego domku. Gdy byliśmy w sypialni położyliśmy się na łóźku. Wtuliłam się w jego ramiona. Po czterdziestu pięciu minutach zamruczał mi do ucha.
- Co powiesz na film?
- Jasne ale ty wybierasz.
Wstaliśmy z łóżka i poszliśmy do saloniku, gdzie znajdował się ogromny telewizor. Usiadłam na kanapie, a Edward podszedł do biblioteczki gdzie znajdowały się chyba wszystkie filmy świata. Wybrał jeden z nich i włożył do odtwarzacza. Podszedł do mnie i usiadł koło mnie obejmując ramieniem. Po chwili leżałam na torsie ukochanego. Po dwóch godzinach film się skończył. Wstałam z kanapy i wybiegłam na zewnątrz. Pobiegłam na polowanie. Po pięciu minutach byłam z powrotem w domku. Gdy weszłam do niego Edwarda nie było. Pobiegłm, więc do domu mojej rodziny. Gdy weszłam do salonu zobaczyłam Alice, Rosalie i Esme siedzące na kanapie. Podeszłam do nich i usiadłam koło szatynki.
- Jak było na zakupach?
- Rewelacja. Kupiłyśmy ci ciuchy. Żałuj, że nie byłaś.
- Musiałam parę spraw obmyśleć. Następnym razem pojadę z wami, ok?
- Ok.
Alice się rozchmurzyła. Zobaczyłam Miśka więc musiałam wykorzystać sytuację.
- Emmett pamiętasz jak wygrałam wyścig?
- No pamiętam, a co?
- Bo widzisz wpadłam na pomysł, żebyśmy się posiłowali na ręce. Jeżeli przegrasz będziesz musiał się powstrzymać od zachowań seksualnych z Rosalie przez miesiąc, a jeżeli ja przegram będziesz mógł mnie dręczyć przez dwa miesiące. To jak umowa pasuje?
- Pasuje.
Po dwóch sekundach do salonu wpadł Edward. Podniosłam się z kanapy i poszłam za Miśkiem. Wyszliśmy z domu i poszliśmy do ogrodu. Emmett skądś wytrzasnął ogromny kamień. Wszyscy wybiegli na zewnątrz aby popatrzeć jak siłujemy się. Zaplotłam rękę z olbrzymią ręką Emmett'a. Po chwili usłyszeliśmy głos Alice.
- Na trzy. Jeden, dwa, trzy. Start!!
Włożyłam swoją całą siłę i ręka Miśka drgnęła. Po czterech sekundach leżała na skale. Uśmiechnęłam się triumfalnie do Miśka.
- Wygrałam braciszku.
- Uknułaś to z kimś?
- Powiedziałam, że sama to wymyśliłam.
Emmett pobiegł w stronę lasu. Ja podeszłam do Edwarda i pociągnęłam go w stronę kamienia, przed którym stał chwilę wcześniej Emmett. Położył rękę na kamieniu i zachęcał, żebym włożyła swoją dłoń w jego. Zrobiłam to i po trzech sekundach jego dłoń leżała na kamieniu. Po raz kolejny tego dnia uśmiechnełam się. Podszedł do mnie i namiętnie pocałował. Poszliśmy do willi Cullenów. Podeszłam do fortepianu i usiadłam przed nim. Popatrzyłam na ukochanego, żeby do mnie dołączył. Usiadł koło mnie i zaczął grać melodię Esme. Patrzyłam jak zwinne palce Edwarda śmigają po klawiszach, zapamiętując jego ruchy. Gdy melodia się skończyła nagle się rozdzwonił telefon. Wszyscy w pomieszczeniu wstrzymali oddech. Esme poszła odebrać. Po paru sekundach wróciła do salonu.
- Esme czy w pokoju jest Bella?
Po głosie poznałam, że to moja mama.
- Tak, jest. Dać ją do telefonu?
- Tak.
Esme podeszła do mnie z wyciągniętym telefonem w moim kierunku. Wzięłam słuchawkę do ucha i powiedziałam.
- Cześć mamo.
- Witaj Bello. Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze mamo. Po co dzwonisz?
- Bo jest taka sprawa córciu.
- Jaka sprawa?
Wstałam i podeszłam do okna.
- Bo widzisz za cztery dni przypadają urodziny Charliego i bym przyjechała na parę dni do was. Zrobiłybyśmy przyjęcie dla taty. Co ty na to Bello?
Musiałam się chwilę zastanowić.
Czy przyjazd Reene miał być moją próbą? Czy powstrzymam się od krwi mojej mamy?
Na te pytania nie mogłam znaleźć opdowiedzi.
- Fajny pomysł. Kiedy chcesz przyjechać?
- Myślałam nad jutrem.
- Ok może być. Przyjadę po ciebie na lotnisko razem z Edwardem. Jeszcze dziś zadzwoń mi, o której masz lot i o jakiej godzinie wylądujesz na lotnisku dobrze, mamo?
- Dobrze.
- Pa.
- Pa.
Zakończyłam rozmowę i wręczyłam telefon Esme.
Kręciłam się po pokoju jak uwiędziony pies na smyczy i obmyślałam co by tu zrobić. Nagle przede mną stanął mój ukochany uniemożliwiając ruchy. Rozłożył ręce dając mi do zrozumienia, żebym się do niego przytuliła. Po chwili znalazłam się w jego lodowatych ramionach. Przylgnełam do niego całym ciałem. Nie wiem ile tak staliśmy ale dla mnie czas się zatrzymał. W końcu podeszliśmy do fotela i usiedliśmy. Edward głaskał mnie po głowie abym się uspokoiła po rozmowie z mamą.
- Wszystko będzie dobrze, Bello. Nie masz czym się zamartwiać. W razie czego to ja i Emmett cię powstrzymamy. Alice czy wszystko będzie dobrze?
Oczy mojej szwagierki były za mgłą, miała wizję dotyczącą mnie. Po chwili powróciła do świata żywych. Była uśmiechnięta.
- Będzie dobrze. Nie stracisz nad sobą kontroli.
Nadal nie byłam przekonana co do tego faktu ale musiałam udawać że wszystko jest w porządku. Podniosłam się z kolan mojego ukochanego i wybiegłam na polowanie. Musiałam parę zwierząt zabić aby się uspokoić. Po piętnastu minutach byłam w kamiennym domku. Poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i przymknęłam powieki.
Po siedemnastej poszłam się wykąpać. Umyłam włosy moim ulubionym szamponem truskawkowym. Po wyjściu z prysznica wysuszyłam i rozczesałam włosy. Gdy wyszłam z łazienki poszłam do garderoby. Wybrałam białą bluzkę i niebieską spódnicę powyżej kolan. Na nogi założyłam czarne szpilki. Wyszłam z garderoby w ludzkim tempie. Gdy byłam na świeżym powietrzu pobiegłam do garażu. Wzięłam kluczyki do mojego Ferrari i wsiadłam za kierownicę. Wyjechałem z garażu Cullenów. Pojechałam do Emily i Sama. Po dziesięciu minutach parkowałam przed domkiem przywódcy wilków. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Otworzyła mi Emily. Gestem zaprosiła mnie abym weszła wgłąb pomieszenia. Weszłam do jasno umalowanego salonu, w którym siedziała moja córka i bawiła się z Clarie. Jacob i Quil siedzieli przy stole. Jedli babeczki, które zrobiła dla nich Emily.
- Hej Bella.
- Hej Quil. Jak tam?
- A wszystko w porządku. A u ciebie?
- Dobrze.
Usiadłam przy stole. Jacob spojrzał na mnie z powątpieniem pokręcił głową.
- Nie wciskaj mi kitów Bella. Widzę, że coś się dzieje.
- Jutro przyjeżdża moja mama w odwiedziny i w celu zrobienia imprezy z okazji urodzin taty.
- No to super.
- Nie do końca Jacob. Boje się, że stracę kontrolę nad sobą. Powiedziałam jej, że trochę się zmieniłam i mam córkę adoptowaną.
- Dobrze sobie poradzisz.
- Przyjechałam zabrać Renesmee.
Moja córka podeszła do mnie i położyła swoją rączkę na moim policzku. Pokazała mi jak się bawiła na plaży, jak Jacob wrzucił ją do wody, jak jeżdziła na motorze.
Gdy to pokazała wzięłam i zabrałam rękę mojej córki. Gwałtownie wstałam i wzięłam Jacoba za kark. Wyprowadziłam go na zewnątrz i rzuciłam na ścieszkę prowadzącą do ogródka.
- JAK MOGŁEŚ JĄ WOZIĆ NA MOTORZE BEZ ZGODY MOJEJ I MOJEGO MĘŻA CO??? - wydarłam się na cały rezerwat.
- Nie wiedziałem, że tak ostro zareagujesz. Powinienem był zapytać was o zgodę. A poza tym Renesmee zapytała mnie dlaczego mam motor. Nie mogłem jej odmówić.
- Renesmee do samochodu! A z tobą to jeszcze się policze.
Renesmee siedziała w samochodzie. Weszłam do samochodu i odpaliłam silnik. Po dziesięciu minutach parkowałam samochód w garażu. Wysiadłam z niego i obeszłam go. Otworzyłam drzwi od strony pasażera. Wzięłam Renesmee na ręce i zamknęłam je. Odłożyłam kluczyki na miejsce i poszłam do salonu. Gdy usiadłam na kanapie przy mnie znalazła się Alice i zapytała.
- Co się stało?
- Renesmee jeżdziła na motorze.
Edward przestał grać na fortepianie. Podszedł i usiadł koło mnie.
- Jak dorwę tego psa to go zabiję.
- Też mu groziłam. Jak Renesmee pokazała mi motor to wzięłam Jacoba za kark i wyprowadziłam na świeże powietrze. Rzuciłam go na ścieżkę i wydarłam się dlaczego nie zapytał się nas o zgodę. Odpowiedział, że nie pozwolibyśmy mu na to.
- Moja szkoła.
Do salonu wpadł Emmett.
- Już nie jesteś na mnie zły?
- Nie mogę się gniewać przez całą wieczność siostrzyczko.
Wszyscy wybuchneliśmy śmiechem. Musieliśmy się uspokoić, bo zadzwonił telefon. Poszłam odebrać. Dzwoniła mama.
- Bella samolot mam dzisiaj o dwudziestej drugiej. W Seattle będę jutro o trzynastej.
- Ok mamo. Do zobaczenia jutro.
Rozłączyłam się.
Proszę o komentarze i gwiazdki. To mnie bardzo motywuje, abym pisała dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro