33 Narada i bitwa
Oczami Belli:
Kiedy Alice zaparkowała w garażu wysiadłam z auta i wziąłam Renesmee za rękę. Alice wzięła zakupy i poszłyśmy do wilii. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Alice poszła do kuchni aby rozpakować zakupy, a ja do salonu, gdzie siedziała reszta rodziny. Usiadłam na kolanach Edwarda i objęłam rękami jego szyję. Głowę schowałam w jego ramienieniu, a rękę wplotłam w jego miedziane włosy.
- Bello czy coś się stało? - zapytał Carlisle ze stoickim spokojem w oczach.
Odkleiłam twarz od ramienia Edwarda i spojrzałam mu w oczy. On też chciał wiedzieć co się stało.
- Byliśmy u Charliego. Alice nawiedziła wizja, że Victoria się odrodziła i chce nas się pozbyć. Tworzy armię niedaleko nas.
Alice przyszła do salonu i podeszła do Jaspera. Usiadła mu na kolanach. Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że jej oczy zaszłą mgłą. Jej wzrok był pusty. Gdy wizja się skończyła razem z Edwardem powiedzieli:
- Przyjdzie za tydzień. Będzie to walka na śmierć i życie.
Spojrzałam na twarze zgromadzonych i ujrzałam strach o naszą rodzinę.
- Sami nie damy z nimi walczyć. Trzeba poprosić o pomoc zmiennokształtnych. - rzekł Jasper. - Znamy strategię rudowłosej. Przecież ona nie spodziewała się zmiennokształtych ostatnim razem.
- Jasper ma rację. Poprosimy watahę, aby mam pomogła. - powiedział Edward.
- Mamo czy to znaczy że ty i tata odejdziecie z tego świata? - zapytała Renesmee.
- Kochanie co Ci przyszło do główki. Bardzo Cię kochamy i niepozwolimy abyś została sama. Zwyciężymy tą bitwę dla Ciebie słoneczko. Jesteś naszym małym promyczkiem słońca. - Edward kończy swój monolog.
- Pójdę zadzwonić do Jacoba. - odparł Carlisle.
Wszyscy siedzieliśmy w wielkiej ciszy. Ememtt nagle podskoczył w górę i krzyknął.
- Będzie kolejna bitwa. W końcu się na kimś wyżyję.
Parsknęłam śmiechem. Ememtt zawsze w nieodpowiednich momentach umie zachować optymizm.
- Raczej powiedziałabym, że biedni wrogowie. Nie zabijesz chociaż pięciu.
- Wyczuwam zakład. Mam rację? - zapytał osiłek.
- A owszem. - odparłam. - Odrazu mówię, że biorę na siebie Vicrorię.
- Nawet nie śmiałbym Ci zaprzeczyć. - powiedział Ememtt.
Edward ucałował moje czoło.
- Poradzisz sobie z nią. - szepnął do mojego ucha i podgryzł je.
Po kilku godzinach siedzenia w salonie wzieliśmy Renesmee i pobiegliśmy do naszego domku aby sobą nacieszyć.
Następnego ranka wszyscy zebrali się na polanie od baseballa. Jasper uważał, że treningi ze zmiennokształtymi będą o wiele skuteczniejsze, niż jakbyśmy walczyli przeciwko sobie nawzajem. Do późnego wieczoru trenowaliśmy ataki i uniki. I tak przez kolejne kilka dni. Dzień przed bitwą wezwaliśmy razem z Edwardem do siebie Jacoba i Renesmee.
- Chcemy Wam powiedzieć, że nie będziecie brać udziału w walce. To jest zbyt niebezpieczne. Nie chce słyszeć słowa sprzeciwu. - powiedział Edward.
- Tata ma rację. Nie chce martwić się o Ciebie, Renesmee, gdy będziesz w polu walki. Ukryjemy Was zdala od niebezpieczeństwa. - powiedziałam.
- Ja jestem wilkołakiem. Mogę walczyć Bello. - powiedział wzburzony Jacob.
- Powiedziałem wyraźnie nie. Masz się zaopiekować Renesmmee gdyby nam coś się stało. Rozumiesz, kundlu? - wywarczał Edward przyciskając Jacoba do ściany domku.
Pokiwał lekko głową. Puścił go i podszedł do mnie. Objął mnie ramieniem i poprowadził nas do willii.
Ta noc była nie do zniesienia. Poranek w Forks przywitał nas deszczem. No poprostu super. Renesmee razem z Jacobem są w rezerwacie La Push. Pilnują ich Emily i Braian, który cztery dni temu zmienił się w wikołaka. Emily jest w trzecim miesiącu ciąży. Jej ciąża porwa jeszcze jakieś cztery miesiące. A wszysko dzięki genom Sama, który jest Alfą stada.
- Już czas aby Victoria przestała istnieć raz na zawsze. - powiedziała Alice obejmując mnie ramieniem i prowadząc na górę, do jej garderoby.
Weszłyśmy do obszernego pomieszczenia w sypialni Alice i Jaspera.
Chochlica pociągnęła mnie do końca garderoby. Zostawiła mne na chwilę samą i zniknęła między wieszakami.
- Alice co ty kombinujesz?
- Sama za chwilę zabaczysz.
Po chwili uakzała się brunetka ze zwykłymi czarnymi dresami, ciemnomiebieską bluzką na długi rękaw, bluzą oraz czarnymi adidasami.
Podała mi i kazała natychmiast przebrać. Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki aby się ubrać. Gdy byłam gotowa jeszcze musiałam związać włosy w wysokiego kucyka, aby nie przeszkadzały mi w walce. Gdy zeszłam do salonu na kanapie siedział Edward, Jasper i Emmett. - Chodżmy na polowanie. Musimy mieć siłę aby pokonać tą rudą wywłokę i bandę jej nowonarodzonych. - powiedział Emmett.
- Chociaż raz coś mądrego powiedziałeś. - odezwał się Edward.
Wyszliśmy przed dom i pobiegliśmy przed siebie.
Po kilkunastu minutach wracaliśmy z uśmiechami na twarzy do domu. Gdy mieliśmy wchodzić do środka domu z niego wybiegł Carlisle z Esme, Alice i Rosalie.
- Wilkołaki wyczuły trop nowonarodzonych i zagonili je na polanę. Musimy szybko tam dotrzeć. - powiedziała na jednym wydechu Alice.
Kiwneliśmy głową i pobiegliśmy w jej stronę. Kiedy dotarliśmy na nią pierwsze co ujrzałam to płominennorude włosy przwciwniczki i czarne oczy z pragnienia. Miałam chęć jej zabicia co zaraz uczynię.
Edward złapał mnie za dłoń i pocałował mnie w policzek. Niby niewinny pocałunek a dodał mi tyle wigoru i zapału aby ją zniszczyć raz na zawsze. Pierwsi wyruszyli nasi przeciwnicy. Biegłam do Victori. Chciałam ją pokonać z podniesioną głową. Moje mysli krążyły przy niej i Edwardzie. Krążyłyśmy w dzikim tańcu. Atakowałam ją i się broniłam. Chciałm patrzeć na jej cierpienie kiedy będzie płonąć w smugach ciemnofioletowego dymu. Jednak ona była o wiele silniejsza, niż ja. Kopnęła mnie w brzuch tak, że poleciałam na plecy. Już chciała wbijać zęby w moją szyję jednak ktoś jej w tym przeszkodził. Na jej plecach zobaczyłam moją córkę. To ona mnie uratowała przed rychłą śmiercią z rąk mojej znienawidzonej przwciwniczki. Renesmee odchyliła kurtynę jej rudych włosów i wbiła swoje małe ząbki do jej gardła i wpuściła jad. Victoria krzyczała w niebogłosy aby ją puściła jednak moja córka była niugięta na jej prośby. Podbiegam do niej i oderwałam jej rece i tułów od jej ciała, a Renesmee wrzuciła głowę do ogniska. Ja także wrzuciłam resztę jej ciała do płomieni.
- Gnij w piekle Victoria razem z Jamesem i Laurentem. - powiedziałam chicho.
Wziełam córkę i pobieglam do domku. Reszta sobie poradzi. Wypchnęłam swoją tarczę i wysłałam wiadomość do Edwarda " Nie martw się żyję. Biegnę razem z Renesmee do domku. " Tarcza wróciła na swoje miejsce. Po kilkunastu minutach weszłam do domku i poszłam prosto do kuchni.
Posadziłam Renesmme na blacie.
Witam Was w nowym rozdziale. Wiem, że dawno nie było rozdziału. Mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał.
Dziękuję @SandraPieczulis9 za podesłanie pomysłu i to jej dedykuję ten rozdział.
Czy wszystko będzie dobrze? Czy nikt nie ucierpiał? Tego dowiedziecie się w kolejnych rozdziałach :). Możecie również podsyłać pomysły. Bardzo by mi one pomogły.
Mam nadzieję na dużoooo gwiazdek i jeszcze więcej komentarzy.
Pozdrawiam wszyskich czytelników.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro