27 Odwiedziny u przyjaciół i powrót do domu
Oczami Belli:
Siedziałam, wszędzie panowała idealna cisza. Przez cały czas myślałam o Nim. Przypominałam sobie nasze wspólne chwile. Na twarzy miałam make. Nie pokazywałam, że cierpię.
W końcu się ruszyłam. Wstałam i powoli zeszłam w dół góry, do lasu. Wszędzie leżał śnieg. Tutaj było pięknie. Tyko, że nie dawałam rady się zachwycać widokami. Nie w tej chwili. Podeszłam do drzewa i się o nie oparłam. Westchnęłam, miałam dość tego źycia. Obróciłam się od brązowej kory i zobaczyłam napis: " Tanya i Edward = Przyjaciele Na Zawsze ". Był bardzo ładnie wyryty w drzewie. Czyli jestem w Denali. Ugh, dlaczego ja nie mogę pobyć sama. Nagle poczułam zapach. To był wampir. Odwróciłam się i zobaczyłam Kate. Rzuciłyśmy się w ramiona. W tej jednej chwili uśmiechnęłam się, ale zaraz mina mi zbladła, gdy przypomniałam sobie jak tu się znalazłam.
- Coś cię stało? Dlaczego jesteś sama? - zapytała się podejrzliwie.
- Póżniej Kate.
Musiałam przygotować się do rozmowy. Już teraz moje oczy stawały się co raz bardziej suche.
Wzięła mnie za rękę i pobiegłyśmy do ich domu. Poszłam z przyjaciółką na górę i obejrzałam pokoje. Najbardziej spodobał mi się cały fioletowy. Duże łóżko, jasne regały. Na biurku leżał biały laptop. Oczywiście nie chciałam go dotykać, ale Denalka zapewniła mnie, że to dla gości. Zostawiła mnie samą, bym mogła się przebrać. Zajrzałam do garderoby. Było tam pełno ciuchów. Myślałam, że padnę. Nie spodziewałam się, że oni też uwielbiają zakupy. Na szczęście było tu pełno rurek i tunik. Od razu wzięłam spodnie i bluzkę, by się przebrać. Zajęło mi to parę chwil. Weszłam z powrotem do pokoju. W oczy rzuciło mi się jedno zdjęcie. Cullenowie i Denali. Stał tam też Edward. Mimowolnie upadłam na kolana i zaczęłam szlochać. Patrzyłam cały czas na zdjęcie. W drzwiach pojawiła się rodzina. Wszyscy patrzyli na mnie przerażonym wzrokiem.
- Zabijcie mnie!!!! - krzyknęłam tylko.
Przy sercu czułam ogromny ból. Nie dałam już więcej mówić. Podeszli do mnie
wszyscy i mnie przytuli. Słyszałam tylko pytanie typu: Dlaczego płaczesz? Uspokoiłam się trochę. Eleazar wziął mnie na ręce i zaniósł na dół. Posadził mnie na kanapie. Razem z resztą czekał, aż będę gotowa opowiadać. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
- Był ranek. Strasznie się nudziłam. Później przyszły do mnie SMS'y, że zginiemy. Ćwiczyłam moją tarczę, aby ochronić moją rodzinę. Gdy atakowali siebie, ja musiałam w ruchu ich osłaniać. Nie udawało mi się to. Było ciężko. Rosalie mnie nienawidzi, uważa, że jej przeszkadzam. Płakałam, bo myślałam, że nie ochronię najbliźych. Nadszedł dzień walki i udało mi się. Moja tarcza jest
teraz doskonała. Wygraliśmy. Następnego dnia byłam żałosna. Przestraszyłam się Emmetta i jeszcze się wywaliłam. Miałam głupawkę. Później zrozumiałam, że ostatnio z Edwardem mniej rozmawiamy. Popadłam w głęboką rozpacz, bo uważam, ze on mnie już nie kocha, nie przyszedł do mnie przez parę dni. Dopiero po tygodniu wszedł, chciał coś powiedzieć, ale ja uciekłam. I dostałam się tutaj. Ja... cierpię. Może po mnie, aż tak nie widać, bo dię maskuję. Ja go tak mocno kocham. - wszystko powiedziałam i się rozpłakałam.
Tanya mnie pocieszała, ale widziałam na jej twarzy uśmiech. Pewnie myślała, że jak On mnie nie kocha, to ona sobie Go weźmie. Po moim trupie.
Przerzucałam pilotem kanały w telewizorze. Nic nie było. Tak naprawdę nie chciałam nic oglądać. Tylko chciałam coś zrobić. Chciałam się skupić na tym, aby nie myśleć o Nim. Nic to nie dało.
Wyszłam na dwór i pobiegłam na polowanie. Wygonili mnie. Powiedzieli, że jak
się nie pożywię to nie będą się do mnie przyznawać. Mnie to nie obchodzi, no ale cóź, niech im będzie. Rzuciłam się na grizzly i wyssałam całą krew, jaką miał w swoim ciele. Obok był gepard, jego też upolowałam. Zostawiłam martwe ciała i pobiegłam z powrotem do domu. Poszłam do pokoju, nawet nikogo nie zaszczycając spojrzeniem. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki komórkę. Było dwieście nieodebranych połączeń od Niego, Alice i Jaspera, i pięćset SMS'ów. Wszystko wykasowałam i odłożyłam na miejsce. Nawet nie czytałam. Położyłam się i zamknęłam oczy. Od razu przed oczami pojawił mi się Edward. Nie, jednak to był głupi pomysł.
Jeszcze chwilę poleżałam i poczułam znajomy zapach wampira za oknem. Zbliżał się bardzo szybko. Ktoś zapukał w okno. Ja stałam w obronnej pozycji i już miałam się rzucić na tego wampira, lecz zobaczyłam kto to jest i nie zrobiłam tego. Po prostu ją przytuliłam. To była Esme. Brakowało mi jej. Tuliłyśmy się przez chwilę, a później patrzyła na mnie wzrokiem, który mógłby zabijać. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Bello, jak mogłaś nam to zrobić. Najpierw zachowywałaś jak zombie, a później uciekłaś. Powiedz mi, z jakiego powodu? - zapytała się z troską w głosie.
- Ja... przepraszam. Naprawdę nie chciałam uciec, ale musiałam to zrobić. Bo widzisz Edward mnie nie kocha. Przestał. Dlatego się załamałam. Przez parę dni, gdy siedziałam w pokoju, nie przyszedł do mnie. Unikał mnie. A mnie to bolało. Gdy przyszedł do mnie, to uciekłam. Przypadkowo znalazłam się w tutaj. Oni mi pomogli. Ja... nie potrafię spojrzeć na Niego. Mam ochotę płakać. Juź nawet nie wytrzymuję. Nie chce wracać. - powiedziałam i czułam jak oczy mnie pieką.
Nawet Esme przypomina mi o istnieniu Jego.
- Nieprzepraszaj mnie. Powinnaś przeprosić Edwarda. To on najbardziej cierpi. I mylisz się, on nie przestał mnie cię kochać. On... a zresztą sam ci wytłumaczy, skarbie. Dlaczego wątpisz w jego uczucia? Pamiętaj, wampiry kochają wiecznie. On dosłownie szaleje za tobą. Teraz wogóle nie wychodzi z waszego pokoju. Zaleźy mi na waszym szczęściu. Jesteście dla mnie rodziną. Nie chce abyście cierpieli. Gdybym się o was nie martwiła, nie było mnie tutaj. - przekonywała mnie abym wróciła.
Nie wiem, czy jej wierzyć, że jednak On mnie kocha. No ale ona nigdy nie kłamie.
Usiadłam z powrotem na łóźku, a obok mnie moja mama. Dodawała mi otuchy.
Rozmyślałam, czy wrócić i z Nim porozmawiać, czy po prostu stchórzyć i tu zostać. W końcu wygrała chęć zobaczenia Edwarda. Już długo Go nie widziałam. Stęskniłam się także za Renesmee i za resztą. Tak bardzo ich kocham. Poszłam na dół, i powiedziałam, że wracam z powrotem. Chwilę jeszcze posiedziałyśmy, bo Esme chciała porozmawiać. Ja się nawet nie przysłuchiwałam im. Próbowałam się uspokoić. Bałam się spotkania z Nim. Nie wiem co się stanie. Boję się ucieknę, gdy tylko na niego spojrzę. Wzięłam jeszcze jeden głęboki wdech i ruszyłam za Esme do domu, tego naprawdę mojego. Biegłam jak najwolniej pod rękę z nią. Ona mnie rozumiała, wiedziała, że chce jak najbardziej to spowolnić. Byłyśmy coraz bliżej. Nawet padał deszcz. Dobiegłyśmy do domu. Czułam zapach sześciu wampirów, wilkołaka i pół - człowieka. Cała drżałam. Z nerwów nie potrafiłam się na niczym skupuć. Otworzyłam drzwi, powoli, głęboko oddychając. Przeszłam przez próg i od razu rzuciły się na mnie Renesmee z Alice. Och, teraz dopiero poczułam, co to oznacza samotność. Przytuliłam dziewczyny bardzo mocno. Na moich ustach wystąpił szeroki uśmiech, ale nie docięgał jeszcze oczu. Potem przyszedł mój niedźwiadek i objął nas wszystkie. Jasper tylko wysłał mi uśmiech i za to byłam mu wdzięczna. Carlisle przytulił mnie lekko i uśmiechnął się jak ojciec. Wszyscy jesteśmy razem. Poszukałam wzrokiem jeszcze jednej osoby. Siedział na schodach i patrzył się wprost na mnie. Obserwował każdy mój ruch. Cierpiał. Nie mogłam na niego patrzeć. Odwróciłam wzrok od niego i patrzyłam na ściany. Zrobiło mi się smutno. Później muszę z nim pogadać. Poszłam do kamiennego domku i przebrałam się. Wzięłam czarne rurki, dłuższą bluzkę i sweterek. Odwróciłam się, a tam stał On. Chciałam się do niego przytulić, ale On odszedł parę kroków w tył. Od razu posmutniałam.
- Edwardzie, kocham cię. - szepnęłam cicho, a on mnie pocałował.
Lekko i namiętnie. Po chwili się oderwał ode mnie. Tym razem to on wziął głęboki wdech i zaczął tłumaczyć.
- Ehh, przepraszam Bello za moje zachowania. Źle mnie zrozumiałaś. Ja cię kocham. I cię omijałem dlatego, żebyś się nie dowiedziała o mojej niespodziance. Alice przwidziała, że ty za wszelką cenę będziesz to ze mnie wydobywać. A ja się nie spodziewałem i myślałem, że to ty mnie nie kochasz. Że może cię zraniłem. Nie wychodziłem z naszego pokoju. Oglądałem nasze zdjęcia i brakowało mi ciebie bardzo. Tęskniłem. Bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo. Czuję się teraz jak zwykły idiota. Przepraszam, wybacz mi.
Gdy mówił, to się troszeczkę uśmiechałam, nie z powodu, że cierpiał, tylko że mogłam usłyszeć jego piękny baryton.
- Ja też cię przepraszam. Za to, że źle cię zrozumiałam. Też mi ciebie brakowało. Chciałam, by ktoś zmnie zabił. Czułam ból w sercu. Nie potrafię bez ciebie istnieć. Jestem uzależniona od ciebie. Wiesz, zachowałam się wsześniej cholernie głupio. Zostawiłam cię tutaj samego. Bez wyjaśnienia. Uciekałam. Kurde, ze mną jest coś nie tak. Najpierw się boje, a póżniej się wywracam, a teraz biorę wszystko zbyt dosłownie i przekręcam. Jestem szurniętą wampirzycą. Jak możesz mnie kochać? - histeryzowałam.
Mój głos był strasznie piskliwy. On się tylko zaśmiał.
- No, ja też tak twierdzę, chyba coś masz z tą swoją mądrą główką nietak. Jesteś wyjątkowa, Bello. Jesteś inna niż wszyskie wampirzyce. Dlatego mi się podobasz. A szczególnie wtedy, gdy zachowujesz się głupio.
Śmiał się ze mnie. O nie, tego już za wiele.
- Osz ty jak możesz. Obrażam się na ciebie.
Poszłam do salonu ze skrzyżowanymi rękoma. On szedł za mną.
- Oj, no Bello. Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem cię urazić. To były tylko żarty. Wybacz mi błagam.
Prosił mnie, bym mu wybaczyła. Upadł na kolana, złożył ręce jak do modlitwy. Zrobił także oczka kota. O nie, nie dam się na to nabrać. Po chwili jednak uległam i przestałam się fochać. Rzuciłam się na mojego greckiego boga, powaliłam go na podłogę i zaczęłam całować. Tarzaliśmy się po podłodze, śmialiśmy się i było nam super. Cieszyłam się, że jestem z nim, na zawsze.
Hejka !!
Witam Was w nowym rozdziale po dwutygodniowej przerwie :). Nad polskim morzem była super tylko zimna woda :(. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu.
W takim razie do kolejnego :).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro