19 Cudna noc, zakupy i wyznanie
Oczami Belli:
Wyszłam na balkon w willi Cullenów. Usiadłam na balustradzie z podkurczonymi nogami. Noc. Jest dla mnie najpiękniejszą porą dnia. Można ujrzeć wiele ślicznych gwiazd i ogromny księżyc. Tutaj w Forks rzadko się to zdarza.
Nareszcie sama, pomyślałam.
Edward z resztą rodziną poszedł na polowanie, a Renesmee leżała w szpitalu.
Od jakiegoś czasu moje stosunki z Rosalie się jeszcze bardziej pogorszyły. Codziennie patrzy na mnie z nienawistnym spojrzeniem i mówi przykre rzeczy. Przecież ja ją kocham jak siostrę. Najwidoczniej znowu czegoś mi zazdrości. Jest jak barbi, pusta i bez uczuć. Wszystko co mówi Jacob w żartach o blondynkach to prawda. Do niej to pasuje.
Usłyszałam szelest w krzakach. Wcale się nie przestraszyłam, bo wiedziałam kto to jest. Ujrzałam mojego greckiego boga. Minęły dwa lata odkąd go poznałam, a ja dalej na jego widok dosłownie dostaje zawału. A jeszcze jak zacznie mnie czule dotykać mojego policzka lub mówić słodkie słówka do mnie to się rozpływam.
Wstałam z balustrady. Podszedł do mnie i oplótł w tali, a swoją głowę położył na moim ramieniu.
- Witaj kochanie. - wyszeptał.
Ach ten jego przepiękny męski baryton. Mile się słucha takiego głosu.
- Witaj mężu. Jak tam polowanie?
- Jak kaźde polowanie. Przyjemne i radosne, tylko szkoda, że ty zostałaś. Bez ciebie było nudno. Tęskniłem. - wyszeptał i mnie pocałował.
Ja nie byłam mu dłużna i oddawałam je z przyjemnością.
Gdybym była teraz człowiekiem na pewno zmiażdżyłby mi wargi.
On nie musi się hamować. Popchnęłam go. Wylecieliśmy z balkonu. Po chwili leżałam na nim, na trawie i zaczęłam mu brutalnie odpinać koszulę. Ten to zauważył i zatrzymał mnie.
- Nie tutaj, nie przy świadkach. Chodźmy do naszego domku.
Pognaliśmy do naszego królestwa, w wampirzym tempie. Mój mąż wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Jego pocałunki były takie delikatne i pełne namiętności. Jego ręce błądziły po moim ciele. Odwróciłam się i zaczęłam badać każdy kawałek jego pięknego torsu. Znów leżał na mnie. Po chwili byliśmy jednością. Rozkoszowaliśmy się sobą.
Zaczęło świtać, a my nie chcieliśmy wychodzić z łóżka. Ręce ukochanego rysowały na plecach jakieś koła, wzory. Leżeliśmy jeszcze przez jakiś czas. Wstałam i zaczęłam się kierować do garderoby. Zoorientowałam, źe jestem naga. Szybko nałożyłam na siebie szlafrok i pobiegłam ubrać się w coś stosowniejszego. Gdy szukałam stroju koło ucha usłyszałam najpiękniejszy głos na świecie.
- Oj, Bello. Przecież ja cię już widziałem w pełnej odsłonie. Ślicznie wyglądasz.
Gdybym była człowiekiem napewno bym się zarumieniła. Jak on mógł się pokochać taką zwykłą dziewczynę, przeciętną. Widział tyle pięknych wampirzyc, mógł którąś wybrać.
- Czy mógłbyś na moment mnie puścić? Chce załoźyć ciuchy.
Załoźyłam złotą bluzkę, rurki i czarne szpilki.
Edward uśmiechnął się do mnie, a ja jak to mam w zwyczaju rozpłynęłam się.
W rezydencji Cullenów Alice zlustrowała mnie wzrokiem. Myślałam, że będzie się czepiać, a ona zrobiła czegoś czego bym się nie spodziewała.
- Przecudnie wyglądasz!!! Po tych dwóch latach straciłam nadzieję, że zaczniesz ubierać się jak na dziewczynę przystało. Źle, że w ciebie zwątpiłam.
Podbiegła do mnie i przytuliła mocno. Spojrzała na mnie tymi chochlikowatymi oczami. Na ten widok wszyscy w pomieszczeniu się rozpromienili. Ugh jak ja kocham tą rodzinkę wariatów. Usiadłam na kanapie koło Jaspera, który oglądał mecz siatkówki. Jacob wszedł do salonu jakiś zdenerwowany. Trzęsły mu się ręce, myślałam, że przemieni się w wikołaka. Ciągle coś buczał pod nosem. Nie rozumiałam jego zachowania. Ktoś go wkurzył, czy jak? Nie wiem.
Siedziałam w pokoju i czytałam, nie wiem który raz " Wichrowe wzgórza ". Znam tą książkę na pamięć, a jednak dalej mnie fascynowała i nigdy mi się nie nudziła.
Nagle do pokoju jak burza wpadła Alice. Widziałam determinację i upór w jej oczach. Nie rozumiem, co takiego się stało, że nasz chochlik jest w takim stanie.
- Bello, błagam, chodź ze mną na zakupy, zlituj się nade mną. Chociaż ty jedna. Nikt, nie chce, wszyscy się wykręcają. Proszę zgódź się. Zrobię co zechcesz, tylko pojedź ze mną.
Matko boska, tyle hałasu o jakieś tam zakupy. Pięć dni nie była, to teraz biedna nie wytrzymuje. Chyba jednak się zgodzę, bo nie przestanie mnie prosić i tym samym dręczyć. Co ja z nią mam.
- No już dobra, Alice. Pojadę z tobą. Nie jęcz już.
Widziałam wesołe iskierki w jej oczach. To był cudny widok, widzieć ją szczęśliwą.
- Jesss!! Bello, przebierz się i od razu jedziemy. Strasznie się cieszę!!
Alice wybuchnęła wielkim entuzjazmem. To chyba jedyna osoba jaką znam, która ubóstwia zakupy, aż tak bardzo. Jakoś przeżyję te męczarnie.
Ubrałam czarne rurki, niebieską tunikę i szpilki na małym obcasie. Do tego jeszcze płaszczyk. Wsiadłyśmy do jej Porsche i pojechałyśmy do Seattle. Z szybkością dwustu km/h dotarłyśmy tam w niecałą godzinę. Moja szwagierka zaparkowała i udałyśmy się do sklepu z sukienkami. Od razu chochlica rzuciła we mnie dwoma sukienkami do przymierzenia. Jedna z nich była niebieska, na ramiączkach, sięgająca do połowy ud, rozszerzana na dole, z średnim dekoltem, a druga czarna, wiązana na szyi, z wciętym dekoltem, cała prosta, sięgająca za kolana. Muszę stwierdzić, że ta czarna nawet mi się spodobała.
Wyszłam z przymierzalni w pierwszej sukience.
- Wyglądasz przepięknie, bierzemy ją. Na pewno spodoba się Edwardowi.
Mam nadzieję, że się spodoba. Ale z resztą i tak jej nie założę. Wyszłam w następnej, czarnej. Ta mi przypadła bardziej do gustu.
- Ta teź jest niczego sobie. - stwierdziła dziewczyna.
Nie ma co, jak ona uprze się, że nie bierzemy tego, to i tak ją kupię.
Alice w tym czasie zdążyła wybrać sobie piętnascie sukienek. Poszłyśmy do kasy, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy. Wstąpiłyśmy jeszcze do sklepu z butami, spodniami, bluzkami i biżuterią. Ja wszyskich toreb miałam dwanaście. To i tak dużo na mnie. Ale mojej szwagierki to nikt nie pobije. Ona miała gdzieś tak ponad piędziesiąt, po prostu brak słów.
Wróciłyśmy do domu, a ja czułam się padnięta, chociaż byłam wampirem. Nigdy więcej nie pojadę z Alice. Nawet, gdy będzie mnie prosić.
Poszłam do garderoby. Zostawiłam zakupy w niej i wyszłam. Otworzyłam okno i wyskoczyłam. Z gracją wylądowałam na trawie. Pobiegłam na moją i Edwarda łąkę. Usiadłam na środku idealnej okrągłej polany. Słońce strasznie świeciło. Promienie słoneczne oświetlały moją nieskazitelną i bezśmiertelną skórę. Po czterdziestu pięciu minutach siedzenia na łące wstałam i pobiegłam do willi. Wskoczyłam przez okno do pokoju. Weszłam do garderoby. Wzięłam czerwoną sukienkę, bieliznę i buty. Udałam się w stronę łazienki. Po czterech minutach spędzonych pod prysznicem wyszłam. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Założyłam ubranie i zaczęłam suszyć włosy. Gdy moje loki były suche rozczesałam je i pozostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z łazienki i weszłam do garderoby. Wyjęłam czerwony płaszcz. Założyłam go i wyszłam z domu. Weszłam do garażu i wzięłam kluczyki do czarnego Audi. Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik. Wyjechałam z garażu i po chwili jechałam w kierunku miasteczka. Po dziesięciu minutach szybkiej jazdy parkowałam na parkingu. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Po trzech minutach byłam w sali, w której leżała Renesmee. Usiadłam koło niej i przytuliłam ją do piersi. Po chwil zaczęła cicho płakać.
- Co się stało? Czemu płaczesz, kochanie? - zapytałam z troską w głosie.
Nie chciałam, żeby cierpiała. Bardzo ją kocham.
- Ma... mo, Jake ..., on .. - zaszlochała.
Ciekawe, co on zrobił mojej księżniczce. Niech ja go tylko dorwę. Przytuliłam ją i zaczęłam uspakajać i mówić, że wszystko będzie dobrze.
- Skarbie, spokojnie. Cokolwiek się stało, to na pewno się ułoży. Nie płacz już. A on ci coś zrobił? - zapytałam podejrzliwie.
- On powiedział mi, że mnie kocha, że się wpoił we mnie. Ja nic nie mówiłam, bo zszokowało mnie to. A on mnie pocałował. Odepchnęłam go i uderzyłam w twarz. - opowiedziała mi wszystko.
Tylko jedno mnie zastanawia.
- Córciu, a czy ty go kochasz?
- Nie wiem, mamo. - odpowiedziała i znowu się rozpłakała.
Tuliłam ją do siebie. Wiem co przeżywała. Trudno jest się zdecydować. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
- Jutro wychodzisz ze szpitala. Rozmawiałam z tatą i dziadkiem.
- Och naprawdę. Ale super.
Widziałam w jej oczach jakąś iskierkę radości. Wzięłam ksiąźkę i zaczęłam czytać na głos bajkę o Czerwonym Kapturku. Gdy skończyłam Renesmee zasnęła. Zeszłam z łóźka i wyszłam ze szpitala. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Gdy byłam w salonie poczułam na sobie wzrok Esme. Ona wszystko wiedziała. Strasznie się martwiła o Renesmee, bo kocha ją tak samo jak ja. Było jej cięźko, chciała, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Każdego traktowała, jak rodzinę.
Kobieta przytuliła mnie do siebie, a ja czułam się taka bezpieczna i kochana. Na chwilę zapomniałam o problemach. Czuć było od niej miłość. Była dla mnie jak mama.
Hejka kluski z rosołem !!!
Łapcie kolejny rozdział dzisiaj. Czekam na wasze opinie w komentarzach i jakieś sugestię dotyczące losów dalszych bohaterów i oczywiście gwiazdeczki.
Do następnego !!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro