18 Spedzenie czasu z córką i nauka gry na fortepianie
18. Spędzenie czasu z córką i nauka gdy na fortepanie.
Oczami Belli:
Wyszliśmy z gabinetu kierownika. Podeszłam do samochodu i go otworzyłam. Edward podszedł do mnie i dał kluczyki do czarnego Audi. Wsiadłam za kierownicę i włożyłam kluczyki do stacyjki.
- To spotkamy się w domu czyż tak? - zapytałam się męża.
- Ależ naturalnie, że tak moja piękna żono.
Zamknął drzwi, a ja odpaliłam samochód. Dodałam gazu, a silnik zamruczał cicho. Wyjechałam z komisu i udałam się do rodzinnego miasteczka. Po czterdziestu pięciu minutach byłam w małym deszczowym miasteczku, które nazywało się Forks. Obejrzałam się za siebie. Edward chciał mnie wyprzedzić. Odsłoniłam tarczę i przekazałam w myślach.
" I tak ci się to nie uda ".
Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy i dodał gazu.
" O nie. Spróbuj mnie wyprzedzić to policzę się z tobą w domu. Ale to nie będzie miła rozmowa. " pomyślałam.
Tarcza wróciła na miejce. Spojrzałam na jego twarz wykrzywioną bólem. Byliśmy już po za miasteczkiem. Zaraz miał być skręt do naszego domu. Skręciłam w odpowiednią drogę i po dziesięciu minutach parkowałam na podjeździe. Zgasiłam silnik i wysiadłam z Audi. Po chwili Edward parkował kanarkowe Porsche Alice w garażu, aby niczego nie zauważyła. Gdy Edward wyszedł z garażu podszedł do mnie. Wziął na ręce jak pannę młodą i skierował się w stronę wejścia do domu Cullenów.
- Edward co ty robisz?
- Nie widać Bello. Proszę cię o wybaczenie.
Pokonał schody i po chwili byliśmy w środku domu. Postawił mnie na podłodze.
- Ostatni raz ci wybaczam.
- Powinnaś mi wybaczać za kaźdym moim złym postępowaniem, Bello.
Nachylił się nade mną i pocałował moje usta z miłością, i zachłannością, jakby się bał, źe zaraz się rozpłynę się w powietrzu jak obłok pary. Za nim się spostrzegłam leżałam na białej kanapie w salonie. Popatrzyłam w jego złote oczy i utonęłam w nich. Dopiero pocałunek na szyii mnie orzeźwił na tyle abym mogła racjonalnie myśleć. Spostrzegłam, że nie mam bluzki. Odchyliłam głowę do tyłu. Mój mąż wyznaczył sobie drogę od mojej szyii, aż do piersi. Na każdym skrawku mojego ciała składał pocałunek.
Nagle drzwi tarasowe otworzyły się i do środka weszło nasze rodzeństwo.
- Chyba im przeszkadzamy. - powiedział Emmett.
Spojrzałam w stronę Emmetta spojrzeniem, które mogło zabijać.
- Brawo Emmett. Przeszkodziłeś nam w takim momencie. - powiedział wkurzony Edward w stronę brata.
- Kochanie uspokój się.
- Jak ja być spokojny gdy oni przerwali nam naszą chwile uniesienia.
Nachyliłam się w stronę ucha męźa i szepnęłam.
- Dokończymy wieczorem.
Pocałował mnie na znak zgody. Następnie wstał z kanapy i osłonił mnie za pożądliwym wzrokiem naszego brata. Emmett gapił się na mnie jak sroka w gnat. Rosalie to zauwaźyła, bo trzepnęła go w tył głowy.
- Emmett twoja żona nie zaspokaja cię aż tak dobrze? - zadrwił Edward. - Nie gap się na Bellę, bo inaczej słono tego pożałujesz.
Emmett posłusznie odwrócił głowę w inną stronę. My poszliśmy do naszej sypialni, gdzie miałam ciuchy. Gdy znaleźliśmy się w sypialni Edward w wampirzym tempie znalazł się ze mną na łóżku. Po dwóch godzinach spędzonych na czułych pocałunkach wstałam z łóźka i poszłam do garderoby. Gdy byłam w niej wzięłam czerwoną koszulę. Załoźyłam ją i wyszłam z pomieszczenia. Weszłam z powrotem do sypialni. Podeszłam do łóźka i pocałowałam męża w usta.
- Wstawaj i jedziemy do córki. Jest w pół do piętnastej. No chyba, że zostajesz. To już nie moja sprawa.
- Kochanie ty myślałaś, że nie pojadę z tobą?
Pokiwałam głową na znak zgody. Po chwili poczułam pocałunek na szyii.
- Oj Bello jesteś taka łatwowierna. Chodź tu do mnie kochanie.
Usiadłam mężowi na kolanach i wtuliłam się w jego koszulę. Oplotłam rękoma jego szyję.
- To co jedziemy? - zapytał Edward.
- Myślałam, że nie chcesz.
- Kochanie oczywiście, że chce.
Wstałam z kolan mojego greckiego boga i pociągnęłam go za rękę. Po chwili stał koło mnie. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy z sypialni. Zeszliśmy w wampirzym tempie po schodach i wyszliśmy z domu. Gdy byłam koło naszego samochodu otworzyłam drzwi. Usiadłam za kierownicą, a mój mąż na miejscu pasażera. Odpaliłam silnik i wycofałam z podjazdu. Po piętnastu minutach parkowałam przed wejściem do szpitala, gdzie obecnie znajdowała się Renesmee z Jacobem. Wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się ku wejściu do budynku. Po dwóch minutach byłiśmy przed salą, w której leżała nasza córka. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Gdy Renesmee nas zobaczyła zawołała głośno.
- MAMA! TATA!
- Witaj córeczko. Jak się czujesz i co robiłaś gdy nas nie było? - spytałam się.
- Jacob do mnie przyszedł i rozmawialiśmy o imprezie dziadka. Bawił się ze mną w kocie łapki.
- To super. Musimy pogadać z dziadkiem. Pobaw się jeszcze z Jacobem.
Pociągnęłam mojego męża za rękę i wyszliśmy z sali. Po dwóch minutach siedzieliśmy w gabinecie Carlisle'a.
- Kiedy możemy zabrać Renesmee do domu? - spytał Edward.
- Myślę, źe w piątek. Renesmee ma się już dobrze. Muszą się zrosnąć źebra, żebym mógł ją wypisać do domu.
- Dziękuję, że opiekujesz się naszą córką tato. - powiedziałam.
Podeszłam do Carlisle'a i przytuliłam go.
- Córciu ale to jest mój obowiązek. Przecież jestem lekarzem.
- Ale nie zwykłym. - powiedziałam.
- Masz rację Bello.
Odkleiłam się od Carlisle'a i podeszłam do Edwarda.
- Chyba nie jesteś zazdrosny o własnego ojca hm?
- Bello przecież nasz tata jest bardzo przystojny.
- Ale już zajęty. - powiedział Carlisle.
- Gdy wróci Renesmee do domu musimy zwołać naradę rodzinną.
- To w piątek robimy naradę czyż tak? - zapytałam się.
- Tak, Bello.
- Kiedy wrócisz do domu? - spytałam się Carlisle'a.
- Powinnienem być po dwudziestej.
- To my idziemy do Renesmee. - powiedział Edward.
Wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy do sali. Gdy siedziałam koło Renesmee Jacob wyszedł z sali. Edward podszedł do nas i usiadł po drugiej stronie naszej córki. Objął mnie i Renesmee ramieniem.
- Kocham was ponad życie. - szepnął w moją stronę.
- My ciebie także. - odpowiedziałam.
Do godziny osiemnastej wygłupialiśmy się z córką jak małe dzieci. Gdy zbliżała się w pół do dziewiętnastej pożegnaliśmy się z nią, życząc aby przyśniło coś dobrego. Wyszliśmy z sali, a później ze szpitala. Gdy siedzieliśmy w naszym samochodzie pojechaliśmy do domu. Po dwunastu minutach siedziałam na kolanach Edwarda przed fortepianinem. Mój mąż wziął moje dłonie i położył na klawiszach, a swoje umieścił na moich. Zaczęliśmy grać. Po dwudziestu minutach umiałam sama zagrać swoją kołysankę. Gdy zakończyłam utwór posypały się brawa. Wstałam i teatralne się ukłoniłam. Na twarzy Edwarda zakwitł lekki uśmiech. Wstał i podszedł do mnie. Wtuliłam się w jego tors, a on przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie.
Jest nowy rozdział.
Zapraszam do czytania, komentowania i dawanie gwiazdek. Macie jakieś pomysły na dalsze losy bohaterów? Byłam wdzięczna na jakieś propozycje od was.
Ps. Wiecie, że dzisiaj 30 urodziny ma Robert Pattinson? Czemu mu życzycie?
To do kolejnego !!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro