15 Skok z klifu, ciężka noc i zawiadomienie rodziny
Oczami Belli:
Nie przejmowałam się komentarzami Emmetta. Gdy po dziesięciu minutach byliśmy przy ognisku zobaczyłam Renesmee skaczącą z klifu. Tego samego, z którego skoczyłam na wiosnę i dzisiaj. Pobiegłam w stronę, z której skoczyła. Edward pobiegł za mną.
- Miałam głupie przeczucie, że wydarzy się coś. - powiedziałam podczas biegu w stronę męża.
Gdy dobiegliśmy nad klif wychyliłam się ponad krawędź i zobaczyłam Renesmee pod wodą. Edward zdejmował buty i kurtkę. Zamierzał skoczyć i uratować naszą córkę.
- Edward tylko nie ty. Ja to zrobię.
- Kochanie ona potrzebuje szybkiego ratunku. Obiecuję, źe zobaczysz mnie i Renesmee całych i zdrowych. Kocham cię.
Wziął rozbieg i skoczył do wody. Po dwóch sekundach biegłam w stronę plaży. Gdy byłam na niej zobaczyłam Edwarda pochylającego się nad ciałem naszej córki. Podbiegłam do nich i zapytałam.
- Edward powiedz, że będzie źyć?
- Będzie. Biegnij po Carlisle'a tylko szybko.
Gdy się oddalałam Edward robił sztuczne oddychanie i masaż serca. Gdy po trzech sekundach byłam koło ogniska powiedziałam.
- Carlisle, Edward potrzebuje twojej pomocy ale szybko.
Przybrany ojciec wstał i pobiegł w stronę, z której przybiegłam.
- Co się stało? - spytał gdy biegliśmy.
- Renesmee skoczyła z klifu tego samego, z którego ja skoczyłam na wiosnę po odejściu was. Edward wskoczył do wody aby ją uratować. Gdy się oddalałam aby cię poinformować robił masaż serca i sztuczne oddychanie.
Dobiegliśmy do Edwarda. Carlisle odepchnął syna na bok i sam zajął się ratowaniem jedynej wnuczki. Po trzech minutach Renesmee otworzyła oczy i wciągnęła powietrze przez nos. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam czekoladowe oczy mojej córki.
- Bello, Edwardzie Renesmee ma połamaną prawą nogę, pięć żeber, skręcony nadgarstek, niedotlenienie i mocny wstrząs mózgu. Będę musiał ją zawieść do szpitala aby załoźyć gipsy i bandaże, zrobić tomografię głowy i rendgen klatki piersiowej. Jedziecie razem ze mną?
- Oczywiście, źe jedziemy tato. - powiedział za mnie Edward.
- Kluczyki do samochodu, Edward. - poprosił Carlisle.
- Są w Mercedesie.
Mąż wziął Renesmee na ręce i po chwili bieglismy w stronę samochodu naszego przybranego ojca. Gdy znalazłam się koło samochodu, Carlisle wyciągnął fotelik i włoźył go do bagaźnika. Usiadłam z tyłu samochodu. Edward połoźyl głowę Renesmee na moich kolanach, a sam usiadł na miejscu pasażera. Carlisle usiadł na miejscu kierowcy. Po chwili jechaliśmy z zawrotną prędkością w kierunku Forks. W drodze Carlisle zadzwonił do szpitala.
- Brigett przygotuj tomograf i rendgen. Za pięć minut powinienem być w szpitalu z moją wnuczką. - powiedział do telefonu.
- Oczywiście doktorze. - powiedziała pielęgniarka.
Rozłączył się. Po pięciu minutach parkowaliśmy na parkingu przed szpitalem. Edward wysiadł z samochodu jako pierwszy i otworzył mi drzwi. Wziął Renesmee na ręce i pobiegł w stronę szpitala. Wybiegłam z samochodu. Skierowałam się szybkim krokiem w stronę budynku szpitalnego. Gdy byłam w środku pobiegłam za zapachem Edwarda. Gdy byłam koło niego powiedziałam.
- Powiedz, że z tego wyjdzie.
Przytuliłam się do jego koszuli i łkałam.
- Carlisle zrobi wszystko co w jego mocy aby uratować naszą córkę. - powiedział mi do ucha.
Pocałował mnie w czubek głowy. Ciągle staliśmy na środku korytarza koło pracowni tomografu. Podszedł w stronę krzesła, które stało koło pracowni. Usiadł na nim, a mnie pociągnął na swoje kolana. Usiadłam i wtuliłam się jeszcze bardziej w koszulę męźa. Po pięciu minutach Carlisle wyszedł z pracowni.
Gwałtownie wstałam z kolan męża i zapytałam.
- I co z Renesmee?
- Musimy ją zostawić w szpitalu. Jest bardzo słaba. Wprowadzimy ją w stan śpiączki farmakologicznej. Teraz jedziemy na rendgen.
Po chwil ujrzałam Renesmee leżącą na wąskim szpitalnym łóżku. Wzieźli ją na kolejne badanie. Po dwudziestu pięciu minutach Renesmee leżała w sali szpitalnej.
- Moźemy do niej wejść? - zapytał się Edward.
- Tak ale nie za długo.
Mąż wziął mnie za rękę i weszliśmy do sali. Podeszliśmy do łóźka, na którym leźała nasza córka. Edward wziął krzesło, które stało koło szafki szpitalnej.
- Kochanie usiądź.
Posłusznie usiadłam na niewygodnym krześle i wzięłam za zdrową rękę Renesmee.
Oczy miała zamknięte jakby spała. Jej twarz była bledsza, niź gdy ja byłam człowiekiem. Prawą rękę miała w gipsie. Na głowie miała bandaż. Jej klatka piersiowa była owinięta dużą ilością bandaży. Nogę także miała w gipsie. Na jej małym nosie była rurka, która oddycha za nią.
Edward stanął za mną i połoźył rękę na moim ramieniu.
Gdy się ocknęłam moja głowa znajdowała się na kołdrze szpitalnego łóźka, na którym leźała Renesmee. Rozejrzałam się po sali. Wzrokiem szukałam Edwarda ale go nie było. Po pięciu minutach mój mąż wszedł do sali. Podszedł do mnie i pocałował w czoło.
- Która godzina?
- Siódma rano. Moźe byśmy pojechali do domu i poinformowali resztę rodziny?
- Dobry pomysł. Nie chcę jej zostawiać.
- Carlisle będzie przy niej. Wrócimy do niej po dziesiątej.
- Dobrze. Po za tym musimy zapolować.
- Przydałoby się. Czuję juź pragnienie.
Wstałam z krzesła, na którym spędziłam całą noc. Pochyliłam się nad nieprzytomną Renesmee i pocałowałam jej policzek.
- Wrócimy do ciebie. - szepnęłem.
Odeszłam od łóźka. Edward wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę korytarza. Zamknęłam drzwi od sali i poszliśmy do gabinetu Carlisle'a. Po trzech minutach weszliśmy do niego.
- Carlisle mogę wziąść samochód. Pojedziemy poinformować resztę rodziny i się przebrać. O dziesiątej do niej wrócimy. - powiedział Edward.
- Moźesz wziąść.
Wziął kluczyki, które leżały na biurku i wyszliśmy. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia ze szpitala. Po dwóch minutach siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy ulicami miasteczka. Dziesięć minut później byliśmy pod domem rodziny Cullenów. Wyszliśmy z samochodu.
- Najpierw polowanie, a później przebranie się w świeźe ciuchy. - powiedział Edward.
Pobiegliśmy w las. Po piętnastu sekundach zabijałam czwartą pumę. Gdy się najadłam pobiegłam w stronę Edwarda. Kiedy znalazłam męża kończył swój posiłek. Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę kamiennego domku. Po dwóch sekundach znalazłam się w łazience.
- Pomóc ci? - usłyszałam zza drzwi pytanie męża.
- Jakbyś mógł to tak.
Po chwili znalazł się obok mnie. Po pięciu minutach wyszliśmy z pod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam w kierunku garderoby. Po chwili miałam na sobie bieliznę, czarne legginsy i fioletową tunikę. Na nogi założyłam brązowe kozaki. Z szafy wyciągnęłam płaszcz i go założyłam. Edward ubrał brązową koszule, czarne jeansy i czarne buty. Na ramiona założył szary płaszcz, ten sam, który nosił w czasie gdy chodziliśmy do liceum. Wyszliśmy z domu. Po dzięsięciu minutach wchodziliśmy do salonu w rodzinnym domu Cullenów. Usiedliśmy na kanapie.
- Co się stało w ogóle? - zapytała zmartwiona i przestraszona Esme.
- Reenesmee skoczyła z tego samego klifu co ja skoczyłam na wiosnę. Edward skoczył za nią aby ją uratować przed utonięciem. - powiedziałam.
- I co z nią? - zapytała Alice.
- Ma połamaną nogę i pięć źeber, wstrząs mózgu, skręcony nadgarstek i niedotlenienie mózgu. - powiedziałam.
- Jest w śpiączce farmakologicznej. - powiedział mój mąż.
Witam was w kolejnym rozdziale !!
Czekam na gwiazdki i opinię w komentarzach. Ostatnio zauważyłam, że jest mało komentarzy i zastanawiam się nad zawieszeniem. Dlatego proszę was aby zaprosić waszych znajomych do przeczytania tej powieści. Wierzę w was. Nie zawiedźcie mnie. Kolejny rozdział pojawi się gdy pod tym postem będzie 10 komentarzy od różnych osób i 12 gwiazdek. Wierzę w was i myślę, że dacie radę.
W takim razie już nie przynudzasz moimi żalami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro