14 Urodziny i dobra nowina
Oczami Belli:
Dochodziła godzina szesnasta gdy mój mąż powiedział.
- Kochani trzeba się przygotować. Bella, Renesmee chodźmy.
- Już się zbieram.
Wstałam z kanapy i poszłam poszukać Renesmee. Weszłam do pokoju Alice. Skierowałam się w stronę garderoby, bo podejrzewałam, że tam się znajduje moja córka razem z Alice i Rosalie.
Gdy byłam w środku ujrzałam Renesmee w ślicznej niebieskiej sukience na długi rękaw. Na nogach miała białe rajstopy i czarne kozaki. Włosy miała rozpuszczone, a w nich miała wplecioną niebieską róźę.
- Chociaż jeden problem z głowy - powiedziałam. - Dzięki, że wystroiłyście Renesmee.
- Nie ma sprawy. Zawsze do usług. A teraz pora na ciebie. - powiedziała Alice.
Przypomniałam sobie dzień ślubu. Alice i Rosalie spisały się świetnie.
- Ale ja sobie poradzę.
- Nie wywiniesz się. Edward nie pomoże ci. Siadaj na miejscu Renesmee.
- Dobra ale robię to tylko dla Edwarda.
Renesmee zeszła z krzesła i wyszła z garderoby Alice. Ja natomiast usiadłam tam gdzie siostra wcześniej powiedziała. Rosalie zajęła się moimi włosami, a Alice zajęła się twarzą. Po dwudziestu minutach dziewczyny odsunęły się ode mnie.
- Super wyglądasz. Edwardowi oczy wyjdą z orbit gdy cię zobaczy. - powiedziała Alice. - A teraz sukienka.
Chochlik pobiegł do najdalszego kąta garderoby a ja mogłam się przyjrzeć dziełu dziewczyn. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam siebie. Włosy miałam upięte w kok i spryskane lakierem. Usta miałam pomalowane czerwoną szminką. Na policzki Alice nałożyła mi róźu aby dodać trochę moim kościom policzkowym koloru. Rzęsy miałam podkreślone czarną Maskarą. Na moje powieki nałożyła niebieskie cienie.
Alice wróciła do mnie z pokrowcem w dłoni. Otworzyła go. Zobaczyłam niebieską sukienkę do kolan. Przez wieszak był przewieszony czarny pasek. Poszła jeszcze po kozaki i beżowe rajstopy. Podała mi pokrowiec i wspomniane wcześniej rzeczy. Poszłam do łazienki. Po dwóch sekundach byłam w niej. Zdjełam koszulę i spodnie. Założyłam sukienkę, a pasek załoźyłam w talii. Na nogi załoźyłam rajstopy, a na stopy kozaki. Wyszłam z łazienki i skierowałam się ku wyjściu z pokoju. Zamknęłam drzwi od sypialni Alice i zeszłam po schodach. Gdy byłam na parterze mój wzrok padł na mojego wiecznie młodego greckiego boga. Ubrany był w niebieską koszulę i jeansy. Na nogach miał czarne lakierki. W ręku trzymał mój płaszcz. Tak jak powiedziała Alice mojemu mężowi oczy wyszły z orbit. Koło niego stała nasza córka gotowa do wyjścia. Podeszłam do Edwarda, a on pomógł mi założyć płaszcz. Ujęłam jego ramię, które wyciągnął w moim kierunku. Gdy byliśmy koło siebie Edward szepnął wprost do mojego ucha.
- Pięknie wyglądasz kochanie.
- Dziękuje.
Wzięłam córkę za rękę i poszliśmy do garażu po samochód. Gdy dwie sekundy pózniej znajdowaliśmy się w garaźu Edward wziął kluczyki od Mercedesa Carlisle'a i podszedł do drzwi pasaźera. Otworzył je przede mną i pomógł wsiąść do auta. Zamknął drzwi od mojej strony. Renesmee siedziała w foteliku dla dzieci. Edward obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i wyjechaliśmy z garażu na drogę prowadzącą na ulicę. Po dziesięciu minutach mój mąż zaparkował samochód na podjeździe Charliego. Zgasił silnik. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Po chwili dołączyli do mnie Edward z Renesmee. Zapukałam w nie. Po dwóch minutach mój ojciec otworzył.
- Witajcie kochani. Co was sprowadza do mnie?
- Witaj tato. Przyjechaliśmy się zabrać gdzieś. Ubierz jaką koszulę. - powiedziałam.
- Dobrze, za dwie minuty jestem z powrotem.
Weszliśmy do domu i udaliśmy się do kuchni. Usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na Charliego. Po dwóch minutach zbiegł ze schodów.
- Możemy wychodzić. - rzucił.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do samochodu Carlisle'a. Edward ponownie otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść do samochodu. Charlie pomógł Renesmee. Sam za chwilę usiadł koło wnuczki. Edward zajął miejsce za kierownicą i ruszyliśmy spod domu. Po chwili milczenia ojciec zapytał.
- Gdzie mnie zabieracie, dzieciaki? Chyba nie wywozicie ze stanu?
- Charlie uspokój się. Nigdzie cię nie wywozimy. A po za tym to niespodzianka. - powiedział Edward.
Po dwudziestu minutach mijaliśmy domki znajdujące się w rezerwacie. Po kolejnych pięciu mój mąż parkował samochód koło domku Billy'ego. Ze schowka wyciągnęłam opaskę. Wysiedliśmy z samochodu. Zdjęłam tarczę.
" Ty i Renesmee juź idźcie. Dojdziemy za dwadzieścia minut. " - pomyślałam.
Po tej wiadomości moja tarcza wróciła na miejsce.
- To ja z Renesmee idziemy. - powiedział mój mąż.
Edward wziął Remesmee na ręce i poszedł nad klify. Podeszłam do ojca i powiedziałam.
- Muszę ci zawiązać oczy.
Zawiązałam opaską oczy i zapytałam.
- Widzisz coś?
- Nic tylko ciemność.
- Doskonale. - mruknęłam. - A teraz weź rękę pod moje ramię. - powiedziałam trochę głośniej.
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Chwyciłam jego górną kończynę i poszliśmy powolnym krokiem nad klify. Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Gdy zobaczyłam duże ognisko znajdujące się nad klifem zaniemówiłam z wraźenia. Staneliśmy na przeciw mojej mamy. Zdjęłam opakę z oczu ojca i wszyscy krzykneliśmy chórem.
- NIESPODZIANKA CHARLIE.
Ojciec przejechał wzrokiem po zebranych. Na dłuższą chwilę wzrok zatrzymał na mojej mamie. Po chwili odzyskał mowę i zapytał.
- Co to ma znaczyć?
- Zrobiliśmy przyjęcie - niespodziankę dla ciebie. Specjalnie Renėe przyjechała na tą okazję. - powiedział Edward.
- Dziękuję. Naprawdę mnie zaskoczyliście.
- Trochę zaufania do Belli i Edwarda. - powiedziała Renėe.
- Zwaracam honor. Myślałem, źe chcecie mnie wywieźć ze stanu, a tu taka niespodzianka.
- Chodźcie do ogniska. - powiedziała Alice.
Stałam cały czas przy ojcu ale teraz go opuściłam i podeszłam do Sue.
- Wiesz co Bella, muszę ci się do czegoś przyznać. - powiedziała.
- Do czego? - zapytałam zdziwiona.
- Gdy Harry zginął, bardzo się przywiązałam do twojego ojca. On mnie najbardziej wspierał w tamtym okresie. Od pewnego czasu ja go kocham ale boję się, że jak mu to powiem, to mnie odrzuci.
- Sue musisz mu wyznać co do niego czujesz, bo inaczej nie wiesz jak on zareaguje.
- Dziękuję Bella. Chciałabym mieć taka córkę jak ty. Wysłuchasz i doradzisz gdy ktoś cię o to poprosi.
- Kolejna osoba mi to mówi. No cóź, nic nie poradzę. Jestem zawsze do twojej dyspozycji Sue. Ja muszę juź iść.
Oddaliłam się. Poszłam poszukać Edwarda i Renesmee. Gdy znalazłam męźa wśród gości zapytałam.
- Gdzie jest Renesnmee?
- Wygłupia się z Sethem, Jacobem i Emmettem nad samą krawędzią klifu.
- Chyba nie chcą skakać z niego o takiej porze roku? Oni naprawdę powariowali. Nawet naszą córkę chcą namówić na skoki z niego. Najpierw niezapowiedziana wizyta Seth'a i Jacoba, później polowanie, a teraz to. Ona nie skończyła nawet pół roku.
- Bella nie panikuj. Nic złego się nie stanie. - uspakajał mnie Edward.
Przytulił mnie do swojej piersi. Zaczęłam trząść się ze strachu o nią.
- Gdyby coś jej się stało nie wybaczyłabym tego sobie.
Powiedziałam to zdanie chowając twarz w płaszczu męża i zaczęłam płakać.
- Chodźmy się przejść. - powiedział łagodnie Edward. - Musisz się uspokoić.
Wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę domku Emily i Sam'a. Po pięciu minutach Edward się zatrzymał i usiadł na zwalonym pniu drzewa, które leżało koło drogi. Pociągnął mnie w swoją stronę. Znalazłam się na jego kolanach. Spojrzałam w jego topazowe oczy. Dostrzegłam w nich ból i ogromny strach o mnie i Renesmee.
- Bello gdy ciebie nie było przy mnie myślałem nad pojechaniem do Volturii, aby mnie zabili. Alice powiedziała, że ty kolejnej wyprawy po mnie do nich byś nie zniosła. Gdy cię na jesieni zostawiłem nie myślałem, ze będziesz miała depresję. Nie sądziłem, źe gdy wyjadę ty będziesz próbowała się zabić. Nie powinienem wtedy cię zostawiać. Przepraszam.
- Edward gdy mnie opuściłeś na jesieni tamtego roku ja ci to dawno wybaczyłam. Kiedy wyjechałeś czułam się jakby wyrwano mi wszystkie najważniejsze organy, a w szczególności płuca. Gdy cię zobaczyłam w Volterze mogłam oddychać pełną piersią. Moje życie bez ciebie nie na sensu. Teraz boję się o naszą córkę, źe ona zrobi coś nieodpowiedzialnego. Jest jeszcze taka mała. Ona jest naszym małym cudem. Gdy wstaje nowy dzień mamy dla kogo źyć.
- Kochanie nic Renesmee nie grozi. Ja teź się o nią boję tak samo jak ty. Wracamy, bo Renėe i Charlie martwią się o nas.
Wstaliśmy z pnia, na którym siedzieliśmy i ruszyliśmy w kierunku, gdzie paliło się ognisko. Po pięciu sekundach wampirzego biegu byliśmy koło Alice i Jaspera
- Gdzie wy się podziewaliście? - zapytał się Jasper.
- Bella się źle poczuła i musiałem ją pocieszyć. - powiedział Edward i puścił w jego stronę perskie oczko.
- Ale juź wszystko w porządku? - dopytywał się Jasper.
- Tak Jasper. - zapewniłam go.
- Uśmiechnij się. - powiedziała Alice.
Wymusiłam na twarzy sztuczny uśmiech.
- O wiele lepiej. Musisz częściej się uśmiechać. - powiedział Jasper.
Razem poszliśmy do ogniska. Usiedliśmy na prowizorycznych ławeczkach.
Po piętnastu minutach zjawili się Emmett, Jacob z Renesmee na rękach i Seth.
- Słyszałem, źe kiełbaski wyjedliście. - powiedział Jacob.
- My na pewno nie. To raczej tamta strona rzuciła się w stronę jedzenia. Jeżeli chcecie coś złapać do zjedzenia to radziłabym się pospieszyć. - powiedziałam i wskazałam w kierunku sfory i reszty.
Seth z Jacobem poszli na jedzenie. Emmett usiadł koło mnie. Na kolanach trzymał Renesmee.
- Zapomnieliście o mnie. Ja takźe potrzebuje ludzkiego jedzenia. - powiedziała moja córka.
- To ja pójdę z tobą. - zaproponowała Alice.
- Ale ja chce, żeby ze mną poszli rodzice. - powiedziała moja córeczka.
Wstałam razem z Edwardem, z ławeczki. Mój mąż wziął Renesmee na ręce i razem poszliśmy po jedzenie. Gdy byliśmy koło niego zapytałam się córki.
- To co chcesz?
Po chwili patrzenia się na jedzenie powiedziała.
- Chcę kiełbaskę taką na ognisku i dwie mufinki.
- Ok.
Wzięłam papierowy talerzyk, sztućce, dwie mufinki, kiełbaskę i kij. Po trzech minutach siedziałam koło Alice i Jaspera, i piekłam kiełbaskę na ognisku. Po dziesięciu minutach zawołałam Renesmee. Po dwóch zjawiła się koło Alice. Usiadła koło jej. Podałam jej talerzyk z kiełbaską i mufinkami. Zaczęła jeść. Ktoś zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to?
Ten głos poznałabym nawet na końcu świata.
- Edward.
- Skąd wiedziałaś?
- Mam swoje sposoby - odparłam na jego pytanie i się chytrze uśmiechnęłam.
- Sam ma coś do przekazania.
- Co takiego? - zapytała się Alice.
- Zaraz się dowiecie.
Po chwili Sam zabrał głos.
- Kochani muszę coś ogłosić. - powiedział zakłopotany - Otoź Emily jest w ciąży i chcemy powiedzieć, że ślub odbędzie się w maju. Oczywiście wszystkich tutaj zebranych serdecznie na niego zapraszamy.
- Gratulacje stary. - powiedzieli razem Jacob, Seth, Embry, Quil i Jared.
Po chwili z przenośnego radia popłynęła muzyka, która zapraszała pary do tańca. Charlie podszedł do mnie.
- Bello zatańczysz z swoim ojcem?
- Oczywiście tato.
Podałam mu dłoń i po chwili chodziłam razem z tatą po skałach, bo w tańcu to Charlie nie był nigdy dobry. To akurat wiem z opowiadań mamy.
- Tato wiesz jak cię bardzo kocham. Chcę twojego szczęścia.
- Wiem córeczko. A jak tam z Edwardem wam się układa?
- Zadziwiająco dobrze. Dba o mnie i troszczy się każdego dnia.
- To dobrze. Kocham cię.
Gdy piosenka się skończyła podszedł do nas Edward.
- Mogę źonę porwać do tańca? - spytał mój mąż Charliego.
- Proszę bardzo. - odpowiedział ojciec.
Widziałam jak Charlie podchodzi do Sue i prosi ją do tańca. Znalazłam się w objęciach ukochanego.
- Jak się bawisz? - spytał mnie Edward.
- Teraz jest tak jak być powinno, bo przy mnie jesteś ty. Gdzie nasza córka?
- Jest z Renėe.
- Aha. Kocham cię. Nie sądzisz, źe moja mama rozpieszcza nasza córkę?
- Też to zauważyłaś?
- Odkąd przyjechałam z Alaski zauwaźyłam, źe Renėe dużo czasu przebywa z Renesmee.
Po pięciu minutach utwór się kończył. Skierowaliśmy się w stronę ogniska, przy którym siedzieli wszyscy członkowie naszej rodziny. Usiedliśmy na kłodzie, która zastępowała ławkę. Edward usiadł na niej, a mnie posadził na kolanach.
- Gdzie jest Renesmee?
- Jest razem z Renėe i Jacobem nad klifami. - powiedziała Alice.
Po piętnastu minutach wygłupiania, mój mąż zapytał się.
- Kto chce się przejść nad plaźe?
- Ja idę. Myślałeś, źe nie pójdę z tobą? - powiedziałam.
- Ja z Jasperem teź idę - powiedziała Alice.
- Zapomnieliście o mnie - powiedział Emmett.
Wstaliśmy i poszliśmy nad plaźę. Po dziesięciu minutach byliśmy na niej. Gdy szliśmy brzegiem morza Emmett wziął mnie na ręce. Szedł w kierunku wody.
- Emmett puść moją żonę. Jeśli tego nie zrobisz to będziesz miał karę na oglądanie baseballu na dwa miesiące.
Nie posłuchał i wrzucił mnie do niej. Gdy podniosłam się powiedziałam w kierunku Emmetta.
- Moja cierpliwość co do ciebie to juź się skończyła. Nie uciekniesz przede mną. Pożałujesz, że się urodziłeś. - syknęłam w jego stronę.
- Już się boję.
- To się lepiej zacznij bać. - warknęłam.
- O nasza Bella po raz pierwszy warknęła. - powiedział Emmett.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie?
Odsłoniłam tarczę.
" Edward pomóż dla żony i złap Emmetta ". - pomyślałam.
Tarcza wróciła na miejsce.
Po chwili Emmett niczego nie świadomy został złapany przez mojego męźa i powalony na piasek. Edward powiedział.
- Proszę kochanie.
- Dziękuję. Nie ma jak to praca zespołowa.
- Tak.
Podeszłam i pochyliłam się w stronę leżącego Emmetta.
- Dzisiaj już ci to mówiłam ale powtórze jeszcze raz. Ze mną i Edwardem się nie zadziera. A teraz ty wylądujesz w lodowatej wodzie tak jak ty wrzuciłeś mnie i zobaczymy kto będzie się śmiał ostatni.
Podniosłam go z piasku i weszłam do wody. Po chwili Emmett pływał w lodowatej wodzie. Ja odeszłam w stronę Edwarda i pociągnęłam go nad klif, na którym paliło się ognisko. Jasper z Alice teź za mną poszli. Całą drogę się śmialiśmy.
- Bella przegiełaś pałę. - krzyknął w moją stronę Emmett.
Witam was w kolejnym rozdziale.
W kolejnym będzie DramaTime. Czekajcie na kolejny z niecierpliwością i utęsknieniem.
Standardowo komy i gwiazdeczki.
W takim razie do następnego !!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro