13 Przygotowania, awantura i przeszłość
Oczami Belli:
Podeszłam w stronę łóżka, które mój mąż kiedyś tu wstawił specjalnie dla mnie, i usiadłam na nim. Edward znalazł się na moich kolanach. Pocałowałam go w usta, a gdy się oderwałam zapytałam.
- Może byśmy zeszli do salonu?
- A po co?
- Edward mamy córkę. Musimy trochę czasu z nią przebywać, bo inaczej zapomni jak wyglądają jej rodzice. Wstawaj i chodź.
Wyplątałam się z ciała męźa i stanęłam na nogach. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Odwróciłam się w stronę łóźka, na którym ciągle siedział mój grecki bóg.
- No wstawaj i chodź. Córka na dole czeka na nas.
Podniósł się z łóźka i podszedł do mnie. Zamknął drzwi i wziął mnie za rękę. Zeszliśmy do salonu. Na kanapie siedział Jasper i Emmett.
- Gdzie jest Renesmee? - spytałam chłopaków.
- Poszła na polowanie.
- SAMA!! - wydarłam się na chłopaków. - Jak wy pilnujecie naszej córki?
- Spokojnie Bella, bo tu nam zaraz wykitujesz. - zażartował Jasper. - Poszła z Jacobem i Seth'em.
- Dzięki, źe nas poinformowaliście.
Ostatni raz pocałowałam Edwarda w usta i poszłam w stronę kuchni gdzie czekały na mnie dziewczyny, Esme i moja mama. Podeszłam do mamy i stanęłam obok niej.
- To co robimy? - zapytałam.
- Ty i Renėe robicie jabłecznik, ja z Rosalie robię trzy sałatki, a Esme bigos i mufinki. - powiedziała Alice.
- To do dzieła. - powiedziałam.
Wzięłam miskę i wbiłam pięć żółtek, a białka wlałam do metalowego kubka. Dodałam proszek do pieczenia, cukier i mąkę. Włączyłam mikser i zaczęłam robić ciasto. Po dziesięciu minutach było gotowe. Mama zaczęła robić z białek bitą śmietanę. Wlałam ciasto do przygotowanej wcześniej blaszki i rozprowadziłam po niej. Dodałam starkowane jabłka. Nastawiłam piekarnik na sto osiemdzięsiąt stopni. Po pięciu minutach piekarnik był nagrzany. Wstawiłam ciasto do niego. Wzięłam miskę, łyźkę i tarkę, i udałam się do zlewu aby to umyć. Po czterech minutach umyte narzędzia wytarłam i były gotowe do dalszej pracy.
- Alice pomóc wam? - spytałam.
- Przyda się. Moźesz jabłka pokroić w kostkę?
- Jasne.
Podeszłam do szafki. Wziełam nóź i deskę do krojenia. Poszłam do stołu i usiadłam na stołku. Noź i deskę położyłam na stole. Wzięłam mały noźyk, który leżał na nim i zaczęłam obierać jabłka ze skórki. Po dziesięciu minutach miałam w misce trzydzieści obranych jabłek i zaczęłam powoli kroić w kostkę. Do kuchni wpadł Jacob z moją córką na rękach. Przestałam robić to co robiłam i wyszłam z kuchni. Weszłam do salonu, w którym znajdowali się chłopacy. Podeszłam do telewizora i wyłączyłam go.
- Dlaczego puściliście Remesmee z Jacobem i Seth'em. Przecieź oni są nieodpowiedzialni, do powierzania dzieci pod ich opiekę.
- Jacob sam zadzwonił i zaproponował, źe wyjdzie z małą i Seth'em na polowanie. Zgodziłem się. - powiedział Emmett.
- Chcesz jeszcze raz zostać wykopany przez okno? Pośladki cię nie bolą po upadku z drugiego piętra?
- I to jak. Myślałem, źe nie będziesz miała nic przeciwko jeśli pozwolę Renesmee iść z Jacobem. Przecieź ona uwielbia go tak samo jak on ją. Trochę wygłupów nie zaszkodzi co nie?
- Chcesz wygłupów to będziesz je miał. - mruknęłam.
Wzięłam encyklopedię, która leżała na stole i uderzyłam nią w głowę Emmetta. Wszyscy wybuchneli śmiechem. Spojrzałam na Jacoba i Seth'a. Natychmiast przestali się śmiać.
- A wy z czego się tak chichracie cymbały jedne. Za nie poinformowanie mnie i Edwarda o swojej decyzji możecie jeszcze wybrać. Dostanie pieć razy tą ksiąźką w głowę - wskazałam na encyklopedię, którą uderzyłam Emmetta - czy wykopane z dachu?
Emmett się zaśmiał.
- Ja bym wolał to pierwsze, bo to drugie strasznie boli.
Uśmiechnęłam się do Emmetta i powiedziałam do niego.
- Jeśli jesteś zainteresowany tą propozycją to proszę bardzo.
Ksiąźkę, którą miałam cały czas w ręku uderzyłam nią pięć razy mocno w głowę Emmetta
- I co wybierajcie? - zapytałam chłopaków.
- Raczej to pierwsze. - powiedzieli równocześnie.
Podeszłam do Seth'a i uderzyłam ksiąźką pięć razy w jego głowę. Następnie skierowałam się w kierunku Jacoba. Ten drugi zaczął uciekać. Wybiegłam za nim przez drzwi tarasowe i pobiegłam jego śladem w kierunku ogrodu. Krzyknęłam za jego plecami.
- I tak cię dopadnę. Kara cię nie ominie.
Po trzech minutach ganiania się po ogrodzie wskoczyłam na jego plecy i uderzyłam go dziesięć razy.
- Ej miało być pięć razy.
- To po co uciekałeś? Wtedy dostałbyś pięć, a tak dostałeś dziesięć razy. Wracamy do domu. Zapomniałabym masz zakaz odwiedzin Renesmee na 7 miesięcy.
- Ale Bella ja nie chciałem.
Weszliśmy do domu.
- Ja tak samo powiedziałem wczoraj. I dała mi zakaz wchodzenia do sypialni. - powiedział roześmiany Edward.
- A za co dostałeś? - spytał Jacob.
- Za to, że nie ostrzegłem jej, że biorę ją na barana.
Jacob wybuchnął śmiechem.
- I z czego śmiejesz się? - zapytałam.
- To już nie można się pośmiać?
- Zaraz się złapię. A wtedy nie będzie miło.
Po dwóch sekundach byłam koło niego. Wzięłam go za koszulę i poprowadziłam go na dach. Wzięłam zamach nogą i kopnęłam go z całej siły w tylnią część ciała. Zleciał z dachu. Upadłam na kolana, a następnie na dach. Tarzałam się ze śmiechu. Gdy Jacob się podniósł zobaczyłam, że ciska pioruny w moją stronę. Zmaterializowałam się u boku Edwarda.
- Edward uratuj swoją żonę przed wściekłem wilkołakiem.
Mój mąż stanął w pozycji obronnej zasłaniając mnie własnym ciałem. Zamierzał pojednynkować się z Jacobem. Przyjaciel wszedł do salonu. Gdy zobaczył mojego męźa w pozycji gotowej do ataku, rzucił się do ucieczki. Edward pobiegł za nim. Po piętnastu minutach wrócił do salonu. Podszedł do mnie i pocałował w usta. Z trudem oderwałam się od jego ust i poszłam w stronę kuchni. Usiadłam na krześle i powróciłam do przerwanego wcześniej zadania. Po piętnastu minutach jabłka wylądowały w misce razem z bananami, kiwi i gruszkami. Po pięciu minutach ciasto się upiekło, więc je wyjęłam i pozwoliłam aby ostygło.
- Mogę juź opuścić swoje stanowisko pracy? - zapytałam się Alice.
- Moźesz.
Wyszłam pospiesznym krokiem z kuchni i poszłam w stronę salonu, gdzie znajdował się Edward. Gdy byłam w salonie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po chwili koło mnie usiadł mój mąż. Objął mnie ramieniem i przytulił do swej piersi.
- Musimy pomyśleć co z samochodem. - powiedział Edward.
- Z Vovlo wiąźe się tyle wspomnień. Nie chce, żeby szedł na złom. Musisz go naprawić.
- Tyle wspomnień związanych z tobą. Gdy spędzaliśmy popołudnia po szkole w tym samochodzie. Wtedy wypytywałem cię jakiej muzyki słuchasz, jakie ksiąźki czytasz, co lubisz jeść a czego nie, jaki twój kolor jest ulubiony, jakiego zespołu słuchasz. Mógłbym wymieniać, a wymieniać.
- A pamiętasz jak powiedziałam, źe moja furgonetka mogłaby być babcią twojego Vovlo?
- Tak, pamiętam to było wtedy gdy jechaliśmy po raz pierwszy na moją polanę. A pamiętasz jak ci się oświadczałem?
- Nigdy nie zapomnę tej nocy. To było w przeddzień bitwy z nowonarodzomymi.
- Próbowałaś wtedy uwieść wampira.
- Próbowałam, ale moje wysiłki wyszły na marne, bo domyśliłeś się o co mi chodzi.
Gdy to zdanie powiedziałam roześmialiśmy się. Do pomieszczenia wszedł Emmett z Jasperem. Gdy ujrzałam męża Alice powiedziałam.
- O Jasper zapomniałam. Tobie też należy się słona nauczka.
Wzięłam wazon stojący na stoliku obok kanapy. Zamachnęłam się w stronę niego i rzuciłam go. Niestety wazon ucierpiał na tym, bo się rozbił na głowie brata.
- Bella nie spodziewałem się tego po tobie. Jesteś gorsza od Rosalie. - powiedział mój mąź.
Do salonu weszła reszta rodziny. Gdy Esme zobaczyła rozbity wazon zapytała.
- Dlaczego wazon z XVII wieku jest rozbity? Kto to zrobił?
Postanowiłam się przyznać.
- Esme to ja rozbiłam. Przepraszam ale Jasper mnie sprowokował.
- Tobie mogę wybaczyć. - powiedziała Esme.
Oto kolejny rozdział dziś.
Czekam na wasze komentarze z opiniami i gwiazdki.
Jak będzie 6 komentarzy i 10 gwiazdek to wstawię jeszcze dzisiaj kolejny rozdział.
Postarajcie się to rozdział będzie jeszcze dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro