Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13 Przygotowania, awantura i przeszłość

Oczami Belli:
Podeszłam w stronę łóżka, które mój mąż kiedyś tu wstawił specjalnie dla mnie, i usiadłam na nim. Edward znalazł się na moich kolanach. Pocałowałam go w usta, a gdy się oderwałam zapytałam.
- Może byśmy zeszli do salonu?
- A po co?
- Edward mamy córkę. Musimy trochę czasu z nią przebywać, bo inaczej zapomni jak wyglądają jej rodzice. Wstawaj i chodź.
Wyplątałam się z ciała męźa i stanęłam na nogach. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Odwróciłam się w stronę łóźka, na którym ciągle siedział mój grecki bóg.
- No wstawaj i chodź. Córka na dole czeka na nas.
Podniósł się z łóźka i podszedł do mnie. Zamknął drzwi i wziął mnie za rękę. Zeszliśmy do salonu. Na kanapie siedział Jasper i Emmett.
- Gdzie jest Renesmee? - spytałam chłopaków.
- Poszła na polowanie.
- SAMA!!  - wydarłam się na chłopaków. - Jak wy pilnujecie naszej córki?
- Spokojnie Bella, bo tu nam zaraz wykitujesz. - zażartował Jasper. - Poszła z Jacobem i Seth'em.
- Dzięki, źe nas poinformowaliście.
Ostatni raz pocałowałam Edwarda w usta i poszłam w stronę kuchni gdzie czekały na mnie dziewczyny, Esme i moja mama. Podeszłam do mamy i stanęłam obok niej.
- To co robimy? - zapytałam.
- Ty i Renėe robicie jabłecznik, ja z Rosalie robię trzy sałatki, a Esme bigos i mufinki. - powiedziała Alice.
- To do dzieła. - powiedziałam.
Wzięłam miskę i wbiłam pięć żółtek, a białka wlałam do metalowego kubka. Dodałam proszek do pieczenia, cukier i mąkę. Włączyłam mikser i zaczęłam robić ciasto. Po dziesięciu minutach było gotowe. Mama zaczęła robić z białek bitą śmietanę. Wlałam ciasto do przygotowanej wcześniej blaszki i rozprowadziłam po niej. Dodałam starkowane jabłka. Nastawiłam piekarnik na sto osiemdzięsiąt stopni. Po pięciu minutach piekarnik był nagrzany. Wstawiłam ciasto do niego. Wzięłam miskę, łyźkę i tarkę, i udałam się do zlewu aby to umyć. Po czterech minutach umyte narzędzia wytarłam i były gotowe do dalszej pracy.
- Alice pomóc wam? - spytałam.
- Przyda się. Moźesz jabłka pokroić w kostkę?
- Jasne.
Podeszłam do szafki. Wziełam nóź i deskę do krojenia. Poszłam do stołu i usiadłam na stołku. Noź i deskę położyłam na stole. Wzięłam mały noźyk, który leżał na nim i zaczęłam obierać jabłka ze skórki. Po dziesięciu minutach miałam w misce trzydzieści obranych jabłek i zaczęłam powoli kroić w kostkę. Do kuchni wpadł Jacob z moją córką na rękach. Przestałam robić to co robiłam i wyszłam z kuchni. Weszłam do salonu, w którym znajdowali się chłopacy. Podeszłam do telewizora i wyłączyłam go.
- Dlaczego puściliście Remesmee z Jacobem i Seth'em. Przecieź oni są nieodpowiedzialni, do powierzania dzieci pod ich opiekę.
- Jacob sam zadzwonił i zaproponował, źe wyjdzie z małą i Seth'em na polowanie. Zgodziłem się. - powiedział Emmett.
- Chcesz jeszcze raz zostać wykopany przez okno? Pośladki cię nie bolą po upadku z drugiego piętra?
- I to jak. Myślałem, źe nie będziesz miała nic przeciwko jeśli pozwolę Renesmee iść z Jacobem. Przecieź ona uwielbia go tak samo jak on ją. Trochę wygłupów nie zaszkodzi co nie?
- Chcesz wygłupów to będziesz je miał. - mruknęłam.
Wzięłam encyklopedię, która leżała na stole i uderzyłam nią w głowę Emmetta. Wszyscy wybuchneli śmiechem. Spojrzałam na Jacoba i Seth'a. Natychmiast przestali się śmiać.
- A wy z czego się tak chichracie cymbały jedne. Za nie poinformowanie mnie i Edwarda o swojej decyzji możecie jeszcze wybrać. Dostanie pieć razy tą ksiąźką w głowę - wskazałam na encyklopedię, którą uderzyłam Emmetta - czy wykopane z dachu?
Emmett się zaśmiał.
- Ja bym wolał to pierwsze, bo to drugie strasznie boli.
Uśmiechnęłam się do Emmetta i powiedziałam do niego.
- Jeśli jesteś zainteresowany tą propozycją to proszę bardzo.
Ksiąźkę, którą miałam cały czas w ręku uderzyłam nią pięć razy mocno w głowę Emmetta
- I co wybierajcie? - zapytałam chłopaków.
- Raczej to pierwsze. - powiedzieli równocześnie.
Podeszłam do Seth'a i uderzyłam ksiąźką pięć razy w jego głowę. Następnie skierowałam się w kierunku Jacoba. Ten drugi zaczął uciekać. Wybiegłam za nim przez drzwi tarasowe i pobiegłam jego śladem w kierunku ogrodu. Krzyknęłam za jego plecami.
- I tak cię dopadnę. Kara cię nie ominie.
Po trzech minutach ganiania się po ogrodzie wskoczyłam na jego plecy i uderzyłam go dziesięć razy.
- Ej miało być pięć razy.
- To po co uciekałeś? Wtedy dostałbyś pięć, a tak dostałeś dziesięć razy. Wracamy do domu. Zapomniałabym masz zakaz odwiedzin Renesmee na 7 miesięcy.
- Ale Bella ja nie chciałem.
Weszliśmy do domu.
- Ja tak samo powiedziałem wczoraj. I dała mi zakaz wchodzenia do sypialni. - powiedział roześmiany Edward.
- A za co dostałeś? - spytał Jacob.
- Za to, że nie ostrzegłem jej, że biorę ją na barana.
Jacob wybuchnął śmiechem.
- I z czego śmiejesz się? - zapytałam.
- To już nie można się pośmiać?
- Zaraz się złapię. A wtedy nie będzie miło.
Po dwóch sekundach byłam koło niego. Wzięłam go za koszulę i poprowadziłam go na dach. Wzięłam zamach nogą i kopnęłam go z całej siły w tylnią część ciała. Zleciał z dachu. Upadłam na kolana, a następnie na dach. Tarzałam się ze śmiechu. Gdy Jacob się podniósł zobaczyłam, że ciska pioruny w moją stronę. Zmaterializowałam się u boku Edwarda.
- Edward uratuj swoją żonę przed wściekłem wilkołakiem.
Mój mąż stanął w pozycji obronnej zasłaniając mnie własnym ciałem. Zamierzał pojednynkować się z Jacobem. Przyjaciel wszedł do salonu. Gdy zobaczył mojego męźa w pozycji gotowej do ataku, rzucił się do ucieczki. Edward pobiegł za nim. Po piętnastu minutach wrócił do salonu. Podszedł do mnie i pocałował w usta. Z trudem oderwałam się od jego ust i poszłam w stronę kuchni. Usiadłam na krześle i powróciłam do przerwanego wcześniej zadania.  Po piętnastu minutach jabłka wylądowały w misce razem z bananami, kiwi i gruszkami. Po pięciu minutach ciasto się upiekło, więc je wyjęłam i pozwoliłam aby ostygło.
- Mogę juź opuścić swoje stanowisko pracy? - zapytałam się Alice.
- Moźesz.
Wyszłam pospiesznym krokiem z kuchni i poszłam w stronę salonu, gdzie znajdował się Edward. Gdy byłam w salonie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po chwili koło mnie usiadł mój mąż. Objął mnie ramieniem i przytulił do swej piersi.
- Musimy pomyśleć co z samochodem. - powiedział Edward.
- Z Vovlo wiąźe się tyle wspomnień. Nie chce, żeby szedł na złom. Musisz go naprawić.
- Tyle wspomnień związanych z tobą. Gdy spędzaliśmy popołudnia po szkole w tym samochodzie. Wtedy wypytywałem cię jakiej muzyki słuchasz, jakie ksiąźki czytasz, co lubisz jeść a czego nie, jaki twój kolor jest ulubiony, jakiego zespołu słuchasz. Mógłbym wymieniać, a wymieniać.
- A pamiętasz jak powiedziałam, źe moja furgonetka mogłaby być babcią twojego Vovlo?
- Tak, pamiętam to było wtedy gdy jechaliśmy po raz pierwszy na moją polanę.  A pamiętasz jak ci się oświadczałem?
- Nigdy nie zapomnę tej nocy. To było w przeddzień bitwy z nowonarodzomymi.
- Próbowałaś wtedy uwieść wampira.
- Próbowałam, ale moje wysiłki wyszły na marne, bo domyśliłeś się o co mi chodzi.
Gdy to zdanie powiedziałam roześmialiśmy się. Do pomieszczenia wszedł Emmett z Jasperem. Gdy ujrzałam męża Alice powiedziałam.
- O Jasper zapomniałam. Tobie też należy się słona nauczka.
Wzięłam wazon stojący na stoliku obok kanapy. Zamachnęłam się w stronę niego i rzuciłam go. Niestety wazon ucierpiał na tym, bo się rozbił na głowie brata.
- Bella nie spodziewałem się tego po tobie. Jesteś gorsza od Rosalie. - powiedział mój mąź.
Do salonu weszła reszta rodziny. Gdy Esme zobaczyła rozbity wazon zapytała.
- Dlaczego wazon z XVII wieku jest rozbity? Kto to zrobił?
Postanowiłam się przyznać.
- Esme to ja rozbiłam. Przepraszam ale Jasper mnie sprowokował.
- Tobie mogę wybaczyć. - powiedziała Esme.

Oto kolejny rozdział dziś.
Czekam na wasze komentarze z opiniami i gwiazdki.
Jak będzie 6 komentarzy i 10 gwiazdek to wstawię jeszcze dzisiaj  kolejny rozdział.
Postarajcie się to rozdział będzie jeszcze dziś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro