30 Zemsta i kłótnia
Oczami Belli:
Na mojej twarzy widniał uśmiech. Nie potrafiłam przestać tego robić. Siedziałam na kolanach Edwarda i piłam razem z nim krew z kubka przez słomkę. On zaczął robić dziwne miny. Robił to specjalnie. Ja pijąc zaczęłam się śmiać i całą krew, którą miałam w buzi wyplułam na mojego męża. W jego oczach widziałam furię, ale się nie odezwał. Za to wziął mnie na plecy głową do dołu. Ja tylko skrzyżowałam ręce na ramionach i wydęłam wargę.
- Edward puść mnie, proszę. Przepraszam, że cię oplułam ale to była twoja wina. To ty mnie rozśmieszyłeś.
Ignorował mnie. Nie wiedziałam co chce zrobić. Biegł coraz szybciej.
Nagle poczułam zapach jeziora.
Co ja mu takiego zrobiłam? Niech ktoś to wytłumaczy.
- Nie, proszę, kochanie nie rób mi tego. Ja... ja zrobię co tylko będziesz chciał, tylko przestań, błagam.
Był głuchy na moje proźby.
On jest straszny. I uparty jak nie wiem co. Jak już coś sobie postanowi to, to zrobi.
Wspiął się na drzewo razem ze mną na plecach. Biłam go, wyrywałam się, nic to nie dało. Trzymał mnie mocno. Ugh, jak ja tego nie lubię.
Byliśmy już na konarze drzewa. Ten mnie puścił, a ja wpadłam z ogromnym hukiem do wody. Od uderzenia powstała fala i rozbiła się o pobliskie drzewa. Zanurzyłam się, a cały mój makijaż się rozpłynął, tworząc rozmazane stróżki tuszu. Wynurzyłam się i pobiegłam do kamiennego domku. Tam weszłam do garderoby i wzięłam dresowe spodnie, bluzkę na długi rękaw, bieliznę, skarpetki i czarne trampki. Poszłam do łazienki. Musiałam zmyć zapach jeziora. Zamknęłam drzwi na klucz, a ciuchy położyłam na pralce. Nalałam gorącej wody do wanny. Gdy była napełniona do połowy rozebrałam się i weszłam do niej. Odprężyłam się. Po pół godzinie wyszłam i ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy, a brudne rzeczy wrzuciłam do kosza. Otworzyłam drzwi od łazienki i pobiegłam w wampirzym tempie do reszty rodziny. Gdy przekroczyłam próg salonu zobaczyłam dziewczyny. Śmiały się ze mnie. Nawet Esme. Alice pewnie miała wizję i się z nimi podzieliła. Ja tylko popatrzyłam na nie nienawistnym spojrzeniem i warknęłam. Poszłam do naszego pokoju, a on tam był. Otworzyłam drzwi kopniakiem, przy okazji rozwalając je.
- Ty. - warknęłam.
Podeszłam do niego, wzięłam go za koszulę i podniosłam do góry. Widziałam w jego oczach zdziwienie.
- Mówiłam, że nie lubię gdy ktoś mnie wrzuca do wody. Następnym razem sam będziesz zmywał mi makijaż, to więcej tego nie zrobisz. Teraz ciebie puszczę, ale następnym razem zrobię ci krzywdę. Rozumiemy się? - zapytałam warcząc.
Oddychałam głęboko aby się uspokoić. Moje spojrzenie wciąż było pełne nienawiści.
- Prze... prze... przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem... cię, aż tak wkurzyć. Po prostu oplułaś krwią moje włosy, a jest to szczyt wszystkiego. Tyle się nad nimi napracowałem i co, wszystko zmarnowane. Robię to tylko, żeby ci się przypodobać.
Gdy usłyszłam z jakiego powodu zrobił coś takiego, zachciało mi się śmiać. Chodziło tylko o te jego włosy. Ale się nie zaśmiałam. Tylko jeszcze bardziej się wkurzyłam.
- To ty się troszczysz, tylko o swoją głowę, a o mnie zapominasz. Nic cię bardziej nie obchodzi niż twoja czupryna. I wiesz co, ja nie patrzę zbytnio na twoje włosy, dla mnie i tak się podobasz. Wiesz, jesteś gorszy, niż Rosalie. Ona przynajmniej nie mści się za swoją fryzurę, tylko wrzeszczy. I dla Emmett'a by tak nie zrobiła. Dzisiejszą noc zostajesz na kanapie i nie masz prawa do mnie wchodzić, rozumiemy się? Chyba, że chcesz tam zostać... na jakiś miesiąc?
Cała zadrżałam. Tak byłam zła. Wyminęłam go tylko i pobiegłam na dwór.
To było za dużo jak dla mnie. Teraz wychodziło na to, że on kocha bardziej swoje piękne włosy, bardziej, niż mnie. Znalazłam wielki kamień i rozwaliłam go pięścią. Chciałam wyładować jakoś negatywne emocje, lecz nic z tego. Moje oczy były suche. Chciałam teraz płakać. Poczuć na swoim policzku słona łzę. Chciałam ukoić ból. Schowałam twarz w dłoniach.
Dlaczego nc nie może być normalnie? Chce w końcu poczuć spokój, ponudzić się, być szczęśliwa. Nic z tego. To nie jest mi pisane.
Zaczęłam mrugać powiekami, by pozbyć się tej suchości. Wstałam i zaczęłam biec. Ciągnęło mnie nad klif. Usiadłam nad brzegu niego i patrzyłam jak fale uderzają o kamienie.
Drugi rozdział maratonu :). Kolejny za dwie godziny. Proszę o komy i gwiazdki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro