Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28 Wycieczka do zoo i kino

Oczami Belli:
Siedzieliśmy w salonie na beżowej kanapie u reszty rodziny. Renesmee była u Jacoba w rezerwacie. Nagle wpadłam na fajny pomysł.
- Słuchajcie, mam pomysł. Może wybralibyśmy się do zoo w Seattle, co wy na to?
Po chwili milczenia chochlik wybuchł potokiem słów. 
- Bella, super pomysł. Pewnie, że jedziemy wszyscy. Spędzimy razem wolny czas, dawno tak nie robiliśmy. Chodź muszę cię wystroić.
Alice wstała i podskakiwała jak mała piłeczka pink - pongowa. Ten entuzjazm w jej oczach, zadowolił wszyskich znajdujących się w salonie. Po chwili już jej nie było. Wpiłam się w marmurowe wargi Edwarda. Po dość długiej chwili usłyszałam długi gwizd Emmetta i Jaspera. Oderwałam się od ust męża i spojrzałam na nich karcącym wzrokiem.
- Banda niedorozwiniętych głąbów, nie potrafiących choć na chwilę zająć się własnymi sprawami. - powiedziałam wystarczająco głośno w ich kierunku.
Ich miny były bezcenne. Emmett był zdziwiony, a Jasper był zakłopotany i próbował patrzeć w inną stronę ale mu to się nie udawało. Wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku schodów. Po dwóch sekundach byłam w garderobie chochlika. To co zobaczyłam mnie przeraziło. Alice biegała w wampirzym tempie po całym pomieszczeniu i wywalała wszyskie sukienki i buty z wieszaków.
- Alice co ty robisz?
Alice na chwilę się zatrzymała i powiedziała.
- Nie widać? Szukam dla ciebie odpowiedniej sukienki. Chyba musimy się wybrać na zakupy do Paryża.
Jak szybko weszłam do garderoby to teraz jeszcze szybciej opuściłam pomieszczenie. Zbiegłam do salonu i wpadłam w ramiona mojego męża. Kurczowo trzymałam się koszuli Edwarda. Ten objął mnie i pocałował we włosy.
- Co się stało kochanie?
- Nie słyszałeś?
- Niestety nie.
- Alice chce zabrać mnie do Paryża, bo uważa, że mamy za mało ciuchów. - powiedziałam płaczliwym tonem. - Ja niechce nigdzie jechać z tym narwanym chochlikiem. Może mógłbyś pojechać tam z nami?
Uśmiechnął się w moją stronę i już otwierał usta by coś powiedzieć, lecz je szybko zamknął, bo u szczytów schodów stała wściekła Alice.
- Wszystko słyszałam, Bello. Zaraz ci się oberwie za narwanego chochlika. Edward może jechać z nami, nie ma problemu.
Poparzyłam w złote oczy Alice. Dostrzegłam w nich chęć wyżycia się na bezbronnej mnie. Schowałam się za moim ukochanym.
- Edward cię nie obroni.
Pociągnęłam go za rękę i wybiegliśmy na zewnątrz. Alice za nami. Biegłam ile sił w nogach. Po dziesięciu minutach ganiania się po lesie chochlik wrócił do domu, a my udaliśmy się na polowanie.
Po trzech pumach byłam najedzona. Puściłam się biegiem pomiędzy drzwiami. Wymijałam je instynktownie. Poczułam zapach mojego ukochanego na wysokim świerku. Wspiełam się na koronę, na której siedział Edward. Usiadłam koło niego i patrzyłam na krajobraz. Gdy rozkoszowałam się pięknem krajobrazu Edward pocałował moje usta. Przygwoździł mnie do pnia. Rozerwał mi bluzkę. Pocałunkami zjeżdżał w dół. Jęknęłam z przyjemności. Popatrzyłam w jego miodowe oczy. Widać było w nich zadowolenie. Jednym sprawnym ruchem rozerwałam jego koszulę. Pocałowałam go w usta, krótko i namiętnie.
Po dwóch godzinach siedzenia na świerku postanowiliśmy wrócić. Wstałam z zamiarem zejścia z drzewa, jednak się bardzo pomyliłam. Edward popchnął mnie, tak że poleciałam z prędkością światła w dół drzewa. Gdy wylądowałam  na ziemi z gracją baletnicy, popatrzyłam na mojego męża.
- Chciałeś mnie zabić? - zapytałam z wyrzutem.
- Bello, jesteś wampirem. Nic ci nie grozi, kochanie.
Po chwili znalazł się obok mnie i objął ramieniem. Pobiegliśmy w stronę domu. Gdy byliśmy koło willi, wskoczyłam przez okno do naszej sypialni. Weszłam do środka. Na czarnej kanapie leżał komplet ubrań. Podeszłam do kanapy i wzięłam go do ręki. Poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i rozebrałam się. Nalałam wody do wanny. Gdy woda była do połowy wlałam do niej kilka kropel szamponu. Po chwili utworzyła się piana. Weszłam do ciepłej wody. Odprężyłam się w niej. Po dwóch godzinach ktoś zaczął się dobijać do drzwi łazienki. Po chwili ten ktoś stanął w rozwalonych drzwiach. Spojrzałam w tamtym kierunku. W drzwiach stali Emmett z Jasperem.
- Wynocha mi stąd. Nie przeszkadza się kobietom w kąpieli. No na co tak się gapicie? - krzyknęłam w ich kierunku.
- Bella, my przepraszamy. Nie wiedzieliśmy. - powiedział zakłopotany Jasper.
- Gorzej niż z dziećmi. - powiedziałam wystarczająco głośno, żeby usłyszeli mnie w salonie. - A i zapomniałabym. Macie odkupić drzwi do łazienki, byle prędko.
Po chwili ich nie było. Wyszłam z wanny i wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam białą sukienkę na ramiączka do tego założyłam czarne bolerko. Włosy wysuszyłam i uczesałam w wysokiego koka. Nałożyłam na usta czerwoną szminkę, a na powieki bladoniebieskie cienie do powiek. Poszłam do garderoby w poszukiwaniu butów. Po chwili miałam na nogach czarne szpilki. Wyszłam z pokoju i zeszłam do salonu, gdzie na kanapach siedzieli pozostali członkowie rodziny. Podeszłam do fortepianu i przed nim usiadłam. Położyłam dłonie na odpowiednich klawiszach i zaczęłam grać swoją kołysankę, a gdy utwór się skończył zagrałam melodię Esme.
Usiadłam koło Edwarda i przytuliłam się do niego.
- Gotowi jesteście?
Do salonu wpadła Renesmee, a po chwili Jacob. Usiadła koło mnie na kanapie.
- Na co jesteśmy gotowi? - zapytała córka.
- Na wycieczkę do zoo w Seattle. Jedziecie?
- Mamo, pewnie że jedziemy. Co nie Jacob?
- Tak, tak.
- No to za piętnaście minut w garażu. Renesmee jesteś głodna czy jadłaś u Emily?
- Nie byliśmy u Emily. Chodziliśmy po lesie i jestem strasznie głodna, bo Jacob nie dał mi zjeść rano śniadania. - poskarżyła się Renesmee.
- To może ja coś przygotuję? - wtrąciła się do rozmowy Esme.
- Jasne.
Esme z moją córką poszły do kuchni, a reszta siedziała na kanapach. Po dziesięciu minutach Renesmee weszła do salonu gotowa do wyjścia. Wstaliśmy i ruszyliśmy do garażu. Ja, Edward, Renesmee i Jacob wsiedliśmy do Audi. Ja na miejscu pasażera, a mój mąż za kierownicą. Rosalie, Emmett, Alice, i Jasper wsiedli do Jeepa Emmetta. My pojechliśmy pierwsi, a za nami reszta towarzystwa. Gdy byliśmy na parkingu zoo wysiedliśmy z samochodów. Poszliśmy do kas, aby kupić bilety. Edward podszedł do blondynki, która siedziała za okienkiem.
- Poproszę osiem biletów ulgowych. - powiedział Edward czarującym głosem.
Blondynka siedząca za okienkiem popatrzyła na mojego męża prowokującym spojrzeniem. Zgromiłam ją wzrokiem. Po trzech minutach podała Edwarowi bilety.
- 64 dolary.
Podał wyliczone pieniądze i wziął bilety do ręki. Odwrócił się w naszą stronę i podszedł do nas. Objął mnie ramieniem i szepnął do ucha.
- Zazdrosna jesteś?
- Masz żonę. Chyba czasami o tym zapominasz. Ja powinnam ci wystarczać, a ty się jeszcze uganiasz za innymi panienkami.
- Dobra idziemy, bo nam jeszcze zamknął zoo. - zażartował Emmett.
Ruszyliśmy w kierunku wejścia. Gdy przeszliśmy przez bramkę rozeszliśmy się. Ja z Edwardem poszłam w kierunku klatek z lwami. Gdy staliśmy koło klatki Edward mnie pocałował. Myślałam, że zaraz zemdleje. Gdy obeszliśmy całe zoo, co zajęło nam góra trzy godziny, poszliśmy do samochodu. Edward otworzył drzwi od strony pasażera i zaprosił gestem ręki abym wsiadła. Zrobiłam to z wielką przyjemnością. Po minucie był na miejscu kierowcy.
Opdalił silnik i wyjechliśmy z parkingu.
- A co z Renesmee i Jacobem? - zapytałam.
- Renesmee przejedzie się na grzbiecie wilkołaka. A my jedziemy do kina.
Po dziesięciu minutach Edward parkował koło budynku kina. Wysiadł z samochodu i po chwili otwierał mi drzwi. Ujęłam go za ramię i wysiadłam. Zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do wejścia. Po pięciu minutach byliśmy koło kas biletowych. Za okienkiem siedziała niska szatynka z zielonymi oczami. Ubrana była w firmowy uniform z logo kina.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmym głosem.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy dwa bilety na " 50 twarzy Greya ".
- Oczywiście.
Kasjerka wydrukowała bilety i nam podała.
- Seans zaczyna się za pięć minut w sali dwadzieścia trzy. Życzymy przyjemnego oglądania. Do widzenia.
- Do widzenia.
Odeszliśmy od kasy i poszliśmy w kierunku sali. Po dwóch minutach bileterka sprawdzająca bilety kłóciła się z nami. Uważała, że nie mamy ukończonych dwudziestu jeden lat. Wtedy pokazałam dowód, oczywiście sfałszowany, i nas wpuściła. Gdy weszliśmy na salę reklamy się kończyły, więc szybko zajęliśmy swoje miejsca. Po dwóch godzinach film się skończył. Bardzo mi się podobał, choć miał dużo scen erotycznych. Po dziesięciu minutach przepychania wsród tłumu ludzi wyszliśmy z budynku kina.
Gdy weszliśmy do samochodu ruszyliśmy z piskiem opon do Forks. Po godzinie byliśmy u reszty rodziny. Siedzieliśmy na kanapach i oglądaliśmy film.

Witam Was w kolejnym rozdziale. Liczę na komentarz i gwiazdkę :). Czekam na Wasze pomysły odnoście dalszych losów naszych bohaterów.
W takim razie do kolejnego !!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro