17 Wspaniała nowina, lotnisko i kupno samochodu
Oczami Belli:
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do Mercedesa. Po dziesięciu minutach byliśmy na podjeździe.
- Nie gaś silnika. Odstawie samochód do szpitala, źeby Carlisle miał czym wrócić. - powiedziałam.
Edward wysiadł z Mercedesa, a ja przesiadłam się na miejsce kierowcy. Mój grecki bóg nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Przymknęłam powieki i zatraciłam się w pocałunku. Po jakiś piętnastu minutach Edward oderwał się ode mnie i szepnął do ucha.
- Dokończymy wieczorem.
Jeszcze raz cmoknął mnie we włosy i poszedł w kierunku willi. Zamknęłam szybę i nacisnęłam ręczny hamulec, który wcześniej zaciągnął Edward. Wyjechałam z podjazdu i skierowałam się w kierunku drogi, która prowadziła do miasteczka. Po piętnastu minutach parkowałam samochód na parkingu koło szpitala. Zgasiłam silnik. Wyjęłam ze stacyjki kluczyki i wysiadłam z samochodu. Zablokowałam go i poszłam w kierunku wejścia do szpitala. Po pięciu minutach byłam w gabinecie Carlisle'a.
- Odstawiłam samochód, źebyś miał czym wrócić. O której będziesz w domu?
- Dziękuję ci, Bello. Powinienem wrócić przed osiemnastą.
- To się zobaczymy w domu.
Wyszłam z gabinetu, a następnie ze szpitala. Weszłam do lasu i po chwili biegłam w stronę domu. Po dziesięciu minutach wchodziłam do salonu. Usiadłam na kolanach mojego męźa i przytuliłam się do niego. On objął mnie i pocałował w kark. Spojrzałam kątem oka na zegarek, na którym widniała godzina w pół do szesnastej. Po chwili do salonu wpadła jak burza Alice. Usiadła w fotelu i wzięła pilota do ręki by po chwili skakać po kanałach. Po dwóch godzinach w salonie zebrali się wszyscy członkowie rodziny. Coś mi się przypomniało.
- Edward kiedy kupujemy nowy samochód?
- A kiedy chcesz? - zapytał z uśmiechem.
- Może jutro pojedziemy do salonu w Seattle? - zaproponowałam.
- Jasne kochanie.
Rosalie patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach. Gdyby spojrzenia mogły zabijać napewno bym już leżała martwa. Renėe spojrzała na mnie i wyszła z salonu. Wstałam z kolan mojego wiecznie młodego greckiego boga i ruszyłam w ślad za moją mamą. Gdy weszłam do kuchni Renėe powiedziała.
- Bello widzę, że jesteś szczęśliwa u boku Edwarda. Ja jutro o jedenastej mam samolot do Phoenix. Phill do mnie dzwonił i się za mną stęsknił. Obiecaj. Będziesz dzwonić raz w tygodniu.
- Obiecuje mamo.
Przytuliłam ją i rozpłakałam się.
Moźe to ostatnia jej wizyta, w której ją widzę jeszcze żywą.
Po paru minutach odkleiłam się od rodzicielki. Wyszłyśmy z kuchni i weszłyśmy do salonu. Usiadłam na kanapie koło Edwarda i przytuliłam się. Usłyszałam dwa bijące serca. Jedno serce to mojej mamy, a drugie należało do Jacoba, który właśnie wszedł do salonu. Usiadł koło Jaspera.
- Hej wszystkim. - przywitał się. - Co robicie?
- Nie widać. Nudzimy się. - warknęła w jego stronę Rosalie.
- Spokojnie blondi. Nie unoś się aż tak bardzo. - powiedział Jacob.
Te ich zaczepki zawsze mnie do płaczu doprowadzają.
Gdy byłam w ciąży zawsze sobie dogryzali. Jacob opowiadał kawały o blondynkach. Raz nawet poprosił o jedzenie, a moja bratowa wzięła miskę i zrobiła z niej miskę dla psa i napisała na niej Azor.
Gdy to sobie przypomniałam to wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Wszyscy w salonie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Podniosłam się z kanapy i pociągnęłam męża aby za mną poszedł. Wyszliśmy z salonu i skierowaliśmy się do mojej i Edwarda sypialni. Gdy siedziałam na łóżku wtulona w tors mojego greckiego boga zapytałam cicho.
- Dlaczego Rosalie mnie dalej nie toleruje?
Moje oczy piekły niemiłosiernie.
- Już ci to kiedyś mówiłem ale mogę powtórzyć jeszcze raz. Rosalie uważa, że powinnaś zostać człowiekiem. Ona bardzo żałuje, że została przemieniona w wampira. Dodatkowo zazdrości nam, że mamy dziecko. Rosalie pragnie by je posiadała. Niestety nie może. Jak już wiesz wampiry nie mogą posiadać dzieci ale śmiertelniczka z wampirem już tak. Gdy dowiedziałem się, że ty będziesz matką mojego dziecka chciałem je usunąć. Powiedziała wtedy, że kolejnej okazji nie będzie, żebym został ojcem. A zdrazić cię nie mógłbym, bo cię za bardzo kocham. Teraz wiem jakie są uroki ojcostwa. Kochanie nie denerwuj się. Kocham cię.
Pocałował mnie w czoło jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Leżałam na nim. Spiojrzałam w jego topazowe oczy i dostrzegłam w nich małą chęć czegoś zrobienia.
- Ja ciebie też.
Wpiłam się w jego marmurowe wargi. Nasze języki tańczyły w zmysłowym tańcu. Po chwili zapytał.
- Pamiętasz gdy ty jechałaś do Carlisle'a dać mu samochód? Obiecałem, że dokończymy wieczorem i dotrzymuje obietnicy.
Wpił się w moje wargi. Jednym ruchem rozerwał bluzkę. A reszta to nasza mała tajemnica.
Na horyzoncie pojawiło się słońce. Gdy promyki słońca zetknęły się z naszą skórą zaczęliśmy się błyszczeć jak kula dyskotekowa. Nic nie poradzę, że słońce z naszą skórą błyszczy milionami małych kryształków. Po chwili wstałam z łóżka, na którym ciagle leżałam. Po chwili mój mąż do mnie dołączył. Czułam jego ręce na mojej talii. Wtuliłam się w jego tors. Weszliśmy do łazienki.
- Wspólna kąpiel na dobry początek dnia? - zamruczał mi do ucha swoim barytonem.
- Chętnie.
Weszliśmy do kabiny prysznicowej. Po paru minutach wyszliśmy z niej. Ubrałam czerwone rurki i niebieską tunikę. Mój mąż założył jasnoniebieską koszulę. Jeansy wybrał koloru niebieskiego. Wyszliśmy z sypialni i zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Gdy Emmett nas zobaczył zaczął się uśmiechać w moją stronę.
- Wyspałaś się Bella?
- Jesteś dłużej wampirem niż ja. MY NIE ŚPIMY.
Ostatnie zdanie wykrzyknęłam. Z tego powodu wszyscy członkowie mojej rodziny, może oprócz Renėe, zeszli do salonu zaalarmowani moim podniesionym głosem.
- Co się tu wyrabia z samego rana? Ludzie jeszcze o takiej porze śpią. - zapytał Carlisle.
- Przepraszam tato ale Emmett się zapytał jak spałam dzisiejszej nocy. Odpowiedziałam, że on jest dłużej wampirem niż ja i, że my nie śpimy. A po za tym braciszku to jest moja i Edwarda sprawa, więc jakbyś mógł to nie wtrącaj się w nasze prywatne sprawy.
Usiadłam na kanapie i zwinęłam pilota ze stolika. Włączyłam to duże pudło. Leciała jakaś brazylijska komedia. Chłopcy jękneli i wyrwali mi pilota. Ja jednak przypomniałam Emmettowi, że ma zakaz oglądania meczów na dwa miesiące, więc zabrałam pilota z ręki Jasperowi i przełączyłam na poprzedni kanał. Obejrzałam komedię. Przynajmniej odpłynęłam na dwie godziny z moimi myślami. Gdy spojrzałam na zegar wskazywał godzinę siódmą. Trzydzieści minut pózniej do salonu zeszła Renėe. Podeszła do mnie i usiadła ma kanapie. Oparłam głowę o jej ramię.
- Bella zrobisz mi śniadanie? - zapytała mnie.
- A na co masz ochotę?
- Może naleśniki z czekoladą tak na odjazd byś mi zrobiła?
- Jasne mamo.
Wstałam z kanapy. Chwile póżniej Renėe dołączyła do mnie. Opuściłyśmy salon i poszłyśmy w stronę kuchni, której prawnie nie używaliśmy. Weszłyśmy do pomieszczenia. Renėe usiadła na krześle i przyglądała mi się co robię.
Wzięłam miskę i położyłam ją na blacie koło kuchenki. Podeszłam do lodówki. Wyjęłam mleko i pudełko jajek. Wróciłam do poprzedniego stanowiska i wbiłam pięć żółtek do miski. Podeszłam do szafki, w której znajdował się mikser i wyjęłam go. Podłączyłam go do kontaktu i zaczęłam robić ciasto. Po dziesięciu minutach ciasto było gotowe. Wzięłam patelnię do rąk i położyłam ją na płycie indukcyjnej. Wlałam olej i zapaliłam gaz. Po dwóch minutach patelnia się nagrzała. Wzięłam chochlę i nabrałam ciasta. Rozprowadziłam po powierzchni patelni. Po dwóch minutach odwróciłam naleśnika. Po kolejnych dwóch minutach naleśnik był gotowy, więc przeniosłam na talerz. Po dwudziestu minutach postawiłam talerz z naleśnikami przed Renėe. Chwile póżniej do pomieszczenia wszedł mój mąż, a za nim Jacob. Przyjaciel usiadł koło mojej mamy, a Edward podszedł do mnie i pocałował w usta.
- Bella mogę? - zapytał się mnie.
- Pytaj się Renėe. To ona mnie poprosiła abym zrobiła naleśniki.
- Oczywiście, że tak. Od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu Jacob.
- A no sporo - przyznał rację mojej mamie.
- Co słychać u Rebecci?
- Moja siostra zaraz po studiach wyszła za mąż. Mieszkają na Majorce.
- Ale ten czas szybko leci.
W tym momencie rozległ się dzwonek telefonu Edwarda. Mój mąż wyjął telefon z kieszeni. Odebrał i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Edward mam dobrą wiadomość.
Usłyszałam głos mojego przybranego ojca.
- Mów, bo Bella zabierze mi telefon.
- Renesmee się wybudziła.
- To rzeczywiście dobra wiadomość. Możemy do niej przyjechać razem z Renėe?
- Tak możecie.
- To do zobaczenia w szpitalu - Edward rozłączył się i powiedział do nas. - Renesmee się wybudziła. Możemy do niej jechać. Renėe chcesz pożegnać się z wnuczką?
- Ty się jeszcze pytasz? Oczywiście, że chce.
- W takim razie w samochodzie Alice za dwadzieścia minut. - powiedziałam.
Renėe z Jacobem zjedli naleśniki. Podeszłam do stołu i pozbierałam talerze. Wstawiłam je do zmywarki i nastawiłam ją. Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju, gdzie obecnie się znajdowała się moja mama. Weszłam do środka. Zamknęłam cicho drzwi. Weszłam do garderoby. Renėe klęczała przed walizką i pakowała się.
- Pomóc ci mamo?
- A mogłabyś?
- Jasne.
Podeszłam do półki, na której znajdowały się bluzki na długi rękaw. Wzięłam je i zapakowałam do walizki. Po dziesięciu minutach mama była spakowana. Wstałam z kolan i wzięłam walizkę. Wyszłam z pokoju i poszłam do garażu. Gdy byłam na świeźym powietrzu pobiegłam do garażu gdzie stało kanarkowe Porsche mojej siostry. Otworzyłam bagaźnik i włożyłam walizkę do środka. Zamknęłam go i poszłam do salonu. Gdy byłam w pomieszczeniu zobaczyłam Renėe schodzącą ze schodów. Edward podszedł do mnie i objął przy tym całując mnie we włosy. Jacob się zapytał.
- Bella mogę jechać z wami do szpitala?
- Jasne.
Wyszliśmy z domu i poszliśmy w stronę garaźu. Gdy byłam koło Porsche Edward zagrodził mi drogę.
- Ja prowadzę kochanie. Alice tylko mi pozwoliła.
- Proszę, daj mi poprowadzić. Alice się nie dowie. Proszę, proszę.
Zrobiłam oczka ze Shreka w stronę mojego męża.
- No dobrze.
Podskoczyłam radośnie i wsiadłam za kierownicę. Po dwóch minutach wyjeżdzałam z garaźu. Po dwudzistu minutach powolnej jazdy parkowałam Porsche przed budynkiem szpitala. Wysiadłam z samochodu i poczekałam na resztę. Gdy wszyscy wysiedli skierowaliśmy się w stronę wejścia do budynku szpitalnego. Po trzech minutach byliśmy koło sali Renesmee.
- Wchodzi do niej ja, Edward i Renėe. Gdy my pojedziemy odwieść moją mamę na lotnisko to ty będziesz mógł siedzieć choćby całą noc.
Jacob usiadł na krześle, a my weszliśmy do sali.
Gdy Edward zamknął drzwi złapałam jego rękę i podeszliśmy do łóżka, na którym leżała Renesmee. Moja mama usiadła na krześle, a ja z Edwardem staneliśmy po drugiej stronie łóżka. Wzięłam jej małą dłoń w swoją i ścisnęłam ją lekko.
- Jak się czujesz? - spytał Edward ojcowskim tonem.
- Trochę lepiej. Co mi się stało?
- Wygłupiałaś się z Seth'em i Jacobem po lesie. Nie zauważyłaś grubego konaru drzewa i wywinęłaś ogromnego fikołka w skutek czego złamałaś sobie żebra, prawy nadgarstek, skręciłaś prawą nogę no i masz lekki wstrząs mózgu. - powtórzył moją wersję jaką sprzedałam dla Charliego.
- Renesmee nigdy nie rób czegoś takiego. Myślałam, że zejdę na zawał gdy Jacob cię przyniósł. Obiecaj mi to słoneczko.
- Obiecuje, że nigdy nie zrobię czegoś takiego.
Nachyliłam się nad nią i pocałowałam w policzek.
- Renesmee ja chciałam się pożegnać. Dziś jadę do domu. - powiedziała Renėe.
- Musisz jechać babciu?
- Muszę, bo twój dziadek się za mną stęsknił. Ale obiecuję, że was jeszcze odwiedzę.
- Mamo, bo się spóźnimy na samolot. Mamy półtotej godziny. - powiedział Edward.
- Wypoczywaj i szybko wracaj do zdrowia skarbie.
- Pa babciu.
Renėe wstała z krzesła i pocałowała wnuczkę w policzek.
- My jeszcze do ciebie przyjedziemy. - powiedziałam.
Dałam całusa w policzek i wyszłam z Edwardem. Gdy wyszliśmy z sali poszliśmy do baru, w którym znajdował się Jacob.
- Jacob my jedziemy na lotnisko. Ty idź do Renesmee, bo się strasznie stęskniła. Wrócimy jeszcze do niej. - powiedziałam do przyjaciela.
Renėe pożegnała się z Jacobem. Po trzech minutach siedziałam na miejscu pasażera i po chwili jechaliśmy uliczkami Forks. Po godzinie byliśmy w Seattle. Gdy byliśmy na parkingu Edward zaparkował. Wysiadłam z samochodu. Po dwóch minutach byłam w hali odlotów. Spojrzałam na tablicę. Lot do Phoenix był za pół godziny. Po czterech minutach dołączył do mnie mój mąż ciągnący za sobą walizkę mojej mamy.
- Samolot odlatuje za dwadzieścia minut. Musimy się pospieszyć. Idę kupić bilet.
- Spotkamy się przy bramkach. - powiedział Edward.
Skierowałam się w stronę kas biletowych. Po dwóch minutach byłam koło okienka, za którym siedziała brunetka o niebieskich oczach.
- Dzień dobry. Poproszę o bilet do Phoenix na godzinę jedenastą. Lot pierwszą klasą.
- 2000 dolarów.
Podałam kartę kredytową. Wskukałam kod i po dwóch minutach miałam bilet, i kartę w ręku.
- Dziękuję i do widzenia.
Oddaliłam się pospiesznie w stronę bramek, przy których miał czekać Edward z Renėe. Po czterech minutach miałam moją mamę w ramionach.
- Bello obiecaj mi, źe będziesz dzwonić raz w tygodniu.
- Przecież ci obiecałam i dotrzymam słowa.
Dałam bilet do ręki. Moja mama spojrzała na niego.
- Bello nie musiałaś kupić biletu w pierwszej klasie.
- Mamo nie maruź. Idź, bo się spóźnisz.
Renėe ostatni raz mnie przytuliła i podeszła do bramki. Pokazała bilet i przeszła przez nią. Po dziesięciu minutach widziałam samolot startujący z pasa startowego. Uczepiłam się płaszcza męża i schowałam twarz w nim. Edward wziął mnie w ramiona i przycisnął do swojej piersi.
- Boję się, źe ostatni raz ją widziałam.
- Oh Bello. Renėe jeszcze przyjedzie. A teraz jedziemy po samochód.
Pokiwałam lekko głową i złapałam Edwarda za rękę. Po pięciu minutach byłam koło samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera. Dwie minuty póżniej Edward jechał ulicami Seattle, a po dwudziestu minutach parkował koło salonu wysokiej klasy. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę wejścia do komisu. Edward otworzył drzwi i jak na gentelmena przystało przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam do jasno pomalowanego salonu, gdzie stały najróżniejsze marki samochodów. Podeszliśmy do gabinetu kierownika. Edward zapukał w drzwi. Po chwili dyrektor otworzył. Był to mężczyzna średniego wzrostu na około czterdzieści lat. Był ubrany w garnitur od Armaniego.
- W czym mogę Państwu pomóc?
- Chcielibyśmy z żoną kupić samochód.
- Proszę za mną. Oprowadzę Państwa po komisie.
Kierownik poszedł przodem, a my ruszyliśmy zaraz za nim. Po chwili byliśmy koło pierwszego samochodu. Było to czarne Audi R8. Wsiedliśmy do środka. Tapicerka samochodu była ze skóry, pięć miejsc siedzących, plus dwa siedzenia dodatkowo w bagażniku. Bagażnik był duży, poprostu idealny dla naszej licznej rodziny. Szyby było mocno przyciemnione.
- I jak ci się podoba? - spytał się o moje zdanie Edward.
- Mi się spodobał gdy weszliśmy do komisu.
- W takim razie kupujemy go. - powiedział mój mąż zwracając się do kierownika komisu.
- Proszę za mną. Podpiszemy dokumenty kupna i dam Państwu kluczyki do samochodu.
- Oczywiście proszę pana. - powiedziałam uśmiechając się w jego stronę.
Mężczyzna lekko się zachwiał ale złapał równowagę i udał się do biura. Gdy weszliśmy do pomieszczenia usiedliśmy na kanapie koło ściany. Przed kanapą znajdował się szklany stolik. Właściciel salonu usiadł w wygodnym fotelu na przeciwko nas i podał nam dokumenty, które mieliśmy podpisać. Spojrzałam na nie kątem oka. Powoli studiowałam umowę dotyczącą kupna samochodu. Edward gdy przeczytał umowę złożył podpis w wyznaczonym miejscu na kartce. Oddał papiery dla kierownika.
- Ile jest wart ten samochód? - spytałam się właściciela komisu.
- 25000 dolarów.
- Płacimy odrazu. - powiedział mój mąż.
Wyjął portfel z wewnętrznej kieszeni płaszcza i otworzył go. Wyjął odpowiednią sumę pieniędzy. Przesunął je w stronę mężczyzny. Tamten wziął je do ręki i przeliczył. Kierownik wstał z fotela i podszedł do szafki, gdzie znajowały się kluczyki do wszyskich samochodów znajdujących się w salonie. Wyjął jeden i podszedł do nas. Wstaliśmy z kanapy. Podał kluczyki dla mojego męża. Edward odebrał kluczyki i uścisnął mu dłoń. Następnie wyciągnęłam dłoń w stronę mężczyzny. Schylił się i lekko musnął swoimi ustami moją rękę.
- Do widzenia. - powiedziałam chłodno w jego stronę.
- Do widzenia. - powiedział mężczyzna.
Witam was w kolejnym rozdziale. Czekam na wasze komy i gwiazdki.
Do następnego !!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro