Styczniowa Wisła za sprawą Irki (14)
Styczeń, 1943, Warszawa
-Alek! Emilia! Przestańcie się wydurniać! - Zdenerwowałam się, gdy on i Emilia obrzucali się mąką.
Stanęłam w progu z ciężkimi zakupami. Odłożyłam je na ziemię i zaczęłam rozpinać płaszcz.
-Ale złotko! Skarbie mój! My się bawimy! Posprzątamy, prawda? - Wziął na ręce moją siostrę, która wytrzeszczyła oczy.
-Mnie w to nie mieszaj. - Wyrwała się i pędem uciekła do łazienki.
-Idę ją umyć, a ty posprzątaj. I módl się, żeby mąka zeszła z jej włosów! - warknęłam i ruszyłam za dziewczynką.
Aleksy westchnął i wziął szmatkę.
Czeka go niezła robota...
Chyba pierwszy raz widział mnie taką zdenerwowaną. Zawsze to ja sprzątałam po ich wyczynach, ale tego już za wiele.
Ściągnęłam z Emilii sukienkę i zaczęłam rozpinać jej buty.
-Jesteś zła na Alusia? - Spojrzała na mnie, bawiąc się palcami.
Byłam wściekła.
-Nie, kochanie. Nie jestem. - Uśmiechnęłam się słabo i odkręciłam ciepłą wodę.
Może spróbuję to jakoś wyczesać? Jeśli to namoczę, to wszystko się sklei.
Przeklęty Maciej!
W duchu zaczęłam go wyzywać i jednocześnie rozczesywać jej długie, blond włosy.
Długie, ale cienkie, więc szybko poszło.
-To, czemu na niego krzyczałaś? - Zerknęła na mnie w lustrze.
-Bo czasami wasze zabawy mnie już męczą. - Roztrzepałam jej włosy, a reszta mąki ulotniła się z powietrzem.
-Przepraszam. - Wydęła dolną wargę.
-Nie przepraszaj, tylko potem idź mu pomóc sprzątać. - Westchnęłam i zakręciłam wodę.
Blondynka powoli weszła do wanny i zaczęła się w niej pluskać.
-Wyjdę, dobrze? Będę zaglądała tutaj często. - Wstałam i otrzepałam ręce. - Nie mocz głowy beze mnie. - Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do kuchni.
Zmarszczyłam brwi i oparłam się o ścianę, widząc, jak Alek męczy się z wycieraniem.
Wywróciłam oczami i podeszłam do niego.
Bez słowa wyrwałam mu szmatkę i padłam na kolana, dokładnie wycierając podłogę.
-Przepraszam... - wyszeptał, drapiąc się po karku. - Ja to posprzątam, przysięgam.
-Już się wykazałeś. I tak robisz to niedokładnie. - Machnęłam na niego ręką i znowu poczęłam wycierać.
-Ale ja się postaram. Proszę, Poleczko. - Sapnął i rzucił się na kolana.
-Nie. Starczy, rozumiesz? - Wbiłam w niego zmęczone spojrzenie.
Wstał i poszedł do toalety.
-W porządku? - zapytał, a ja usłyszałam potwierdzającą odpowiedź.
Wrócił i oparł się o blat.
-Przestań się na mnie gapić. - Rzuciłam w niego ścierką, podnosząc się z ziemi.
Zaśmiał się pod nosem i odłożył ją do zlewu.
-Kocham cię - powiedział z szerokim uśmiechem.
Zignorowałam to i pognałam do łazienki.
Umyłam włosy siostrze i ją ubrałam.
-Kochanie, idziesz dzisiaj do pani Zdzisi, ja muszę coś załatwić. - Cmoknęłam ją w nos i kucnęłam, by założyć jej kurtkę.
Kiwnęła głową i usiadła na krześle.
-Co musisz załatwić? - Alek oparł się o framugę. - Bo ja idę do Zośki zanieść plany dywersji.
-Muszę się dogadać z Irką w sprawie Małego Sabotażu. Coś nam się ostatnio nie zgadza. - Zawiązałam jej buta i złapałam za rączkę. - Będę po dziewiętnastej. - Cmoknęłam go w usta i poprawiłam torbę na ramieniu.
-Uważaj na siebie. - Wyszczerzył się i zamknął za nami drzwi.
~*~
-Dziękuję jeszcze raz pani za pomoc. Wiele to dla mnie znaczy. - Uśmiechnęłam się szczerze w kierunki pani Bytnarowej.
-Ach, dziecko. Żaden problem. - Machnęła ręką i złapała za dłoń Emilię.
-Tutaj ma pani zabawki, ciuchy i potrzebne kosmetyki. Wrócę najpóźniej rano. Dziękuję jeszcze raz i do widzenia. Pa, kochanie. - Pocałowałam krótko siostrę i schowałam głębiej w torbę plany Sabotażu.
Było to bardzo ryzykowne tak chodzić z planami po mieście. Ale moje trzecie imię to ryzyko. Na drugie mam Zuzanna.
Szłam zestresowana, co jakiś czas się oglądając.
Czułam, jakby bibułki mnie paliły.
Bałam się cholernie.
Minęłam dwójkę uciekających ludzi, ale nic sobie z tego nie robiłam.
Tutaj jest droga do domu Irki, który już miałam na horyzoncie.
Zobaczyłam siedzącą w oknie Klarę, więc jej pomachałam.
Wytrzeszczyła oczy i zaczęła mi pokazywać dziwnie rękoma.
Waliła pięściami w szkło i spojrzała w boczną uliczkę.
Spoważniałam i powoli udałam się tamtym kierunku.
Krzyczała coś, ale nie rozumiałam co.
Podeszłam do ścianki i wychyliłam głowę.
-Hände hoch - syknął przez zęby policjant SS, a ja poczułam wielkie zimno przy potylicy.
Uniosłam ręce do góry i spojrzałam w okno Nowakowskiej, ale szybko z tego zrezygnowałam.
Gdyby ją zauważyli, to by ją zabrali.
Nie mogłam ryzykować życiem mojej, małej Klary.
Zacisnęłam oczy i powoli się odwróciłam.
Palcem sięgnęłam do rękawa, wbijając wzrok w szkopa.
Wyjęłam nóż i dźgnęłam go w ramię.
Dyszałam i wytrzeszczyłam oczy.
Zabrałam broń i pokazałam Irce, żeby otworzyła okno.
Rzuciłam jej torbę, a ta ją sprawnie złapała.
Już miałam wbiegać do jej kamienicy, gdy zobaczyłam nadciągających Niemców.
Odetchnęłam parującym oddechem i wzięłam nogi za pas.
Słyszałam strzały i krzyki, ale się nie zatrzymywałam.
Skręciłam w uliczkę i zauważyłam, że dotarłam na wielki most Wisły.
Pobiegłam w tamtym kierunku, oglądając się za siebie.
Byli coraz bliżej, a nie ma nigdzie ucieczki.
Stanęłam na murku, na krawędzi mostu.
Twarz miałam skierowaną do nadciągających szpiclów.
Wciągnęłam głośno chłodne powietrze i cofnęłam się trochę do tyłu.
Rzeka była zamarznięta i nie było widać jej prądu.
Zacisnęłam zęby, rozłożyłam ramiona i zamknęłam oczy.
Osunęłam się do tyłu, spadając z wysokości.
Przedarłam się przez lód, czując potworny ból w plecach.
Wydostałam się na powierzchnię i wzięłam potężny haust powietrza.
Podpłynęłam do brzegu i się położyłam na ziemi.
Ciężko oddychałam i złapałam się za klatkę.
Zimno nieprzyjemnie dawało mi znaki w płucach i gardle.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Udało mi się.
Udało.
~*~
Weszłam blada do domu Zośki.
Cały mój strój zdążył zamarznąć, a ja się telepałam z zimna.
Z salonu słyszałam entuzjastyczny głos Dawidowskiego i śmiech Rudego.
-Apolonia? A tobie co się stało? - Zdziwił się Kotwicki, widząc mnie w drzwiach.
-Miałam małe porachunki z Niemcami - wyszeptałam i pociągnęłam nosem.
Głos Alka uciszył się, ale za to dało się słyszeć głośne kroki.
-Poleczka? - Wybałuszył oczy i mocno mnie przytulił. - Co się stało?
-Skoczyłam do Wisły, bo uciekałam z łapanki. - Westchnęłam i zaczęłam powoli odklejać lodowate ciuchy od mojego ciała.
-Uciekła z łapanki? Kolejna?! - Uniósł się z salonu Bytnar.
-No ja i Janeczek uciekliśmy. - Uśmiechnął się Alek. - To dopiero było przeżycie! Ale plany dywersji straciłem niestety.
-Co my tak gadamy?! Wejdź, musisz się ogrzać. - Wciągnął mnie do środka Kajman i zamknął drzwi.
Odetchnęłam z ulgą i zasiadłam obok kaloryfera.
Szach mat, głupie Niemcy!
~*~
LittlePsychopath2104
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro