Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jestem Polką! (3)

Warszawa, luty 1942

-Alek! - krzyknęłam ze łzami w oczach i po mimo, że się nim zawiodłam, to wbiegłam w niego i mocno przytuliłam.

Płakałam całą sobą. Całą duszą.

Aleksy pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czubek głowy.

-Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało... - Pociągnął nosem  i przyciągnął mnie do swojego torsu.

-Myślałam, że tam umrzemy... - Wychlipałam, a Maciek lekko oderwał mnie od siebie i otarł łzy.

Spojrzałam w jego oczy. Te same, niebieskie oczy, które pierwszy raz zobaczyłam w 1937.

Warszawa, rok 1937

Szłam powoli chodnikiem, ocierając oczy. Była 7 nad ranem.

W jednej dłoni trzymałam ulubionego misia.

Na jedenaście lat byłam bardzo drobniutka.

Poprawiłam plecak, chociaż coś mi nie pasowało.

Jakoś dziwnie uwierał.

-Hej! Hej, stój! - zawował młody, bardzo wysoki chłopak, który stał na czele z dwoma innymi chłopcami. Chudym, niższym o jasnej czuprynie i zamyślonym z ciemnymi, blond włosami.

Wystraszona zaczęłam biec, płacząc już ze stresu.

-Zaczekaj! Nie zrobię ci nic! - Jego kroki stawały się coraz to głośniejsze.

W końcu złapał mnie i odwrócił do siebie.

Zobaczyłam bardzo przystojnego, na oko trochę starszego ode mnie chłopaka.

-Niech mi pan nie robi krzywdy! - Zasłoniłam się rękoma, już godząc się z myślą, że umrę.

-Co? Nie! Miałaś rozpięty plecak, mała... - Zapiął mi torbę i uśmiechnął się szeroko.

Spuściłam wzrok, czując wstyd, że tak źle zareagowałam.

-Dziękuję. I przepraszam, że uciekałam. - Poczułam łzy pod powiekami.

Byłam bardzo emocjonalnym i strachliwym dzieckiem.

A potem spojrzałam w jego niebieskie oczy. Idealne.

-Nie bój się. Jestem Maciek, ale mówią mi Alek. A ty? - Lekko się schylił, żeby mieć lepszy widok na mnie. Był jak wieżowiec.

-Jestem Apolonia - szepnęłam i ścisnęłam misia. Mama mi powtarzała, żebym nie rozmawiała z nieznajomymi.

Alek przez chwilę się zamyślił.

-A co ty na to, żebym mówił ci Poleczka? - Jego uśmiech stał się szerszy, jeśli w ogóle było to możliwe.

-Zgoda. A teraz muszę lecieć... - Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd.

-Niech ci będzie. Widać, że nie jesteś skora do rozmów. - Westchnął i mi pomachał na pożegnanie.

Ja poczęłam biec, nie odwracając się za siebie.

Nie miałam pojęcia, że mój strach okaże się być pożądaniem. A Aleksy czuł od tamtego momentu, że jego zadaniem będzie mnie chronić.

-Nic ci nie zrobili? Cała jesteś? Uderzyli cię? - Wodospad pytań wyleciał z ust Macieja.

-Nie. Wszystko w porządku. - Drżącymi dłońmi złapałam za jego i ucałowałam.

Dawidowski jakby odetchnął i położył podbródek na moim ramieniu.

-A to z Basią to nieprawda. Nie jesteśmy ze sobą od dwóch lat. - Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zobaczyłam w nich prawdę.

-Wierzę ci. - Wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

-To było skrajnie nieodpowiedzialne! - Naskoczył na mnie Zośka.

-Wiem, Tadeuszu. - Zacisnęłam zęby.

-Jeszcze jeden taki wybryk, to jak matkę kocham, ja cię ukatrupię! - rzekł, na co prychnęłam śmiechem.

-Dobrze, że nic ci nie jest - udzielił się Rudy.

Po jakimś czasie podszedł do nas mój tata.

Maciej od razu się wyprostował i przełknął ślinę.

Mój ojciec był jedyną osobą, jakiej bał się Alek.

-Czy ty zastrzeliłeś dwóch Niemców? - Przyłożył palec wskazujący do jego klatki piersiowej.

Bardzo śmiesznie to wyglądało. Niższy o głowę mężczyzna "grozi" wystraszonemu Alkowi.

-Tak... - przyznał się niepewnie.

-Niech no ja cię uściskam, synu. - Mój rodziciel uścisnął mocno Kopernickiego, a on nie wiedząc co robić, odwzajemnił gest. - Jestem dumny, że moja córeczka ma kogoś, kto ją obroni, gdy mnie zabraknie. - Spojrzał na mnie, a potem z powrotem na Maćka.

-Moim zadaniem jest ją chronić. - Glizda wbił we mnie przeszywający wzrok.

-Chodźmy stąd, zanim zbiegną się szkopy - powiedziałam, biorąc pod ramię tatę. Szybko cmoknęłam Alka na do widzenia i pobiegliśmy z tatą do domu.

Mieszkaliśmy nie daleko Skaryszewskiej, więc w mig byliśmy w domu.

-Mamo! Chodź tu, szybko! - Położyłam tatę na kanapie i pobiegłam do kuchni.

-Apolonia! Nic ci dziecko nie jest?! - Z łazienki wyłoniła się moja mama.

-Teraz nie o tym rozmowa! Opatrzmy tatę, ma kilka ran. - Wskazałam palcem na tatusia, który szczerzył się do mojej mamy.

-Kazimierz! - Matka już prawie płakała. - Tak bardzo się o was bałam! - Naszą dwójkę wzięła w swoje ramiona.

Wkrótce po mieszkaniu rozległ się płacz.

Rodzicielka już wstawała, gdy ją powtrzymałam.

-Stój. Ja to zrobię. Zostań z tatą. - Uśmiechnęłam się i pobiegłam do pokoju mojej młodszej siostry - Emilii.

-Co się stało, skarbie? - usiadłam na łóżku blonwłosej i delikatnie pogłaskałam ją po jej długich lokach.

Była zupełnym przeciwieństwem mnie.

Miała niebieskie oczy, a ja zielone, długie, blond loki, a ja brązowe i krótsze.

-Miałam koszmar - szepnęła i wyciągnęła do mnie rączki.

Szybko porwałam trzylatkę w swoje ramiona i zaczęłam uspokajać.

Aż mi się przypomniało, gdy to Alek musiał mnie tak uspokajać.

Warszawa, styczeń 1940

-Apolonia, nie wolno ci wychodzić o tej porze! Niedługo godzina policyjna! - Krzyknął mój tata, ale go zignorowałam.

Szybko przywdziałam płaszcz i buty oraz złapałam za fałszywą kenkartę i klucze od domu.

-Będę po 22. - Nie patrząc na niego wyszłam z domu.

-Apolonia! Apolonia, wracaj! - Mama z Emilią na rękach wkroczyła do akcji.

-Ale mamo, mam spotkanie harcerzy! Będzie Tadeusz, więc mnie przypilnuje! A z resztą mam już 14 lat! Jak miałam 13 to zaczęłam rozwalać szyby Niemcom! Mamo, jestem Polką i moim obowiązkiem jest bronić ojczyzny! Janek, Tadeusz i Irka mnie odprowadzą, przysięgam! - Mamusia spojrzała na mnie ze łzami w oczach, a tata był już na skraju.

-Córeczko, to nie chodzi o to. Tu chodzi o to, że się boimy. Boimy się, że już nigdy więcej nie wejdziesz przez te drzwi. Narażasz siebie. Swoje życie. Proszę, skończ z tym. - Drżącą dłonią pogłaskała mnie po policzku.

-Z czym mam skończyć? Z naszym narodem? A może z polszczyzną? Mamo, póki się nie poddajemy, to jeszcze coś zyskamy. Zyskamy wolną Polskę, o którą cię proszę na każde urodziny. Daj mi czynić to, w czym jestem naprawdę dobra. Daj mi czynić wolną Polskę, zanim wszystko tutaj wymrze. Jak mamy żyć, skoro nie mamy gdzie? - Odwróciłam się i pobiegłam w stronę lasu.

Na miejscu spotkałam swoją najlepszą przyjaciółkę, Klarę.

-Serwus, Irko! Gdzie reszta? - Przywitałam się z blondynką.

-Serwus, Apollo! Inni poszli po opał, inni po napoje i jedzenie, a inni zwlec Dawidowskigo z łóżka! - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam i usiadłam na pieńku.

-Dawidowskiego? Coś mi się kojarzy. - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam znacząco na Irkę.

-Nie udawaj, że nie wiesz! No ja nie mogę! Nie zna nazwiska ukochanego! Kochasz się w nim od dwóch lat i nie znasz takich rzeczy? - Podniosła rozbawiona jedną brew do góry, a ja wytrzeszczyłam na nią oczy.

-Csiii! Jeszcze ktoś usłyszy! Jak możesz?! - Uderzyłam ją lekko w ramię, a ta jeszcze mocniej się zaśmiała.

-Alek się ślini na twój widok! Alek się ślini na twój widok! Alek się ślini... - przerwała i wystraszona spojrzała za mnie.

Powoli się zaczęłam się odwracać, a za nami stały trzy szkopy.

Irka zachowywała się za głośno i to ściągnęło tutaj nieproszonych gości.

Spojrzałam wściekłym wzrokiem na Klarę, a ta spojrzała na mnie przepraszającym.

-Was machst du hier? Ausweise! (Co wy tu robicie? Dokumenty!) - wyciągnął do nas rękę, a ja  zacisnęłam szczękę i podałam mu swój dowód tożsamości, co samo zrobiła Irka.

Fałszywki.

Jak od dwóch lat.

Niemiec przenosił wzrok z kenkart na nas i tak kilka razy.

-Du kommst mit uns. (Idziecie z nami) - Oboje szpiclów złapało mnie za ramiona i zaczęli wywlokować z lasu.

-Hej! Wypad! Nie prosiłam się o to! - Zaczęłam się szarpać, ale na próżno.

Irkę prowadził jeden Niemiec, więc miała trochę łatwiej, ale też bez skutku.

Nagle ktoś zaczął gwizdać.

Szkopy nadstawili karabiny i zaczęli nasłuchiwać.

Jeden oberwał i padł.

Reszta zaczęła krzyczeć coś po niemiecku i nas puściła.

Drugi oberwał i padł.

Tamtem wystraszony zaczął uciekać, ale nie przebiegnął kilkunastu metrów i już leżał.

Ja i Irka szybko się przytuliłyśmy.

-Czasem opłaca mi się wstawać z łóżka - rzekł z grobową miną Alek, chowając broń do kieszeni.

Z emocji zaczęłam płakać, a Alek wzruszony szybko mnie przytulił.

Mój bohater na wieki.

~*~

Wybaczcie, ale niesprawdzony!

LittlePsychopath2104

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro