III
Doskonale wiem, że za wydarzenia z tego dnia będę odczuwał wstyd aż do ostatniego tchnienia. Ale czemu miałbym nie napisać o dniu, który przelał czarę goryczy, zaprzepaścił moją relację z bratem i doprowadził mnie tak na dobrą sprawę do chwili obecnej? Bo gdybym jedną jedyną rzecz zrobił wtedy inaczej być może wszystko uległoby zmianie.
Wczesnym rankiem, kiedy słońce unosiło się powoli ponad horyzont siedziałem razem z resztą rodziny przy śniadaniu. Byłem mocno zaspany, mimo to starałem się nie okazywać tego, kiedy odpowiadałem na pytania zadawane przez rodziców, dla których taka pora była najlepsza do rozmów ze mną i z moim bratem. Chociaż nie dało się ukryć, że głównie ze mną. Nie chcieli rozmawiać z Syriuszem, czasem wydawało mi się, że nie chcieli nawet na niego patrzeć. Mój brat był traktowany przez rodziców w tak okrutny i chłodny sposób, do dziś mam wyrzuty sumienia, że nic z tym nie zrobiłem, chociaż mogłem. Ale przecież konsekwencje, tak bardzo się ich bałem. Żadne usprawiedliwienie.
- Powinieneś brać przykład z Regulusa. - Nagle moja matka zwróciła się tymi słowami do Syriusza. Poczułem jak się czerwienię, ale nie odwróciłem wzroku od talerza. - On z pewnością nie wywinąłby takich akcji, jak ty. I na pewno nie zadawałby się z takimi ludźmi z jakimi ty się zadajesz. - Powiedziała z odrazą.
Syriusz zdenerwował się i spojrzał na nią ze złością, na jaką ja z pewnością niemiałbym odwagi.
- To moi przyjaciele!
Matka roześmiała się chłodno, aż poczułem nieprzyjemny dreszcz. To nie mogło dobrze się skończyć.
- Przyjaciele. - Powiedziała ironicznie. - Ten chłopak od Potterów? Zdrajców krwi? Nie rozśmieszaj mnie. Powinieneś przestać z nim rozmawiać. Ludzie takiego pokroju nie są warci naszej uwagi.
Nigdy nie zapomnę momentu, w którym ostatnie zdanie odbiło się echem w mojej głowie i weszło do mojej świadomości jako coś, czego powinienem się trzymać.
- Kłamiesz! - Wykrzyczał podnosząc się i przewracając przy tym krzesło, które z głośnym trzaskiem opadło na podłogę. - To mój przyjaciel! I na pewno jest lepszy od was. - Objął gestem całą naszą trójkę. - Od was wszystkich! - Powiedział po czym wybiegł z pomieszczenia, nie uniosłem głowy, żeby na niego spojrzeć. Słyszałem tylko głośne kroki na schodach, które coraz bardziej się oddalały i słabły. Zerknąłem na rodziców, ojciec poczerwieniał ze złości, a na twarzy matki widać było wściekłość. Poczułem jak krew odpłynęła mi z twarzy. Po co Syriusz robił sobie jeszcze większe problemy? Nawet jeśli się nie zgadzał mógł to po prostu przemilczeć.
Wtedy oczywiście uważałem to za najlepsze rozwiązanie, teraz wiem, że dobrze postąpił stawiając się rodzicom.
Ojciec wstał od stołu chcąc iść za nim, ale matka go powstrzymała, a jej twarz nagle przybrała niepokojąco spokojny wyraz.
- Spokojnie, Orionie, zostawmy go. Być może sam kiedyś zrozumie, że mamy rację i dowie się kim tak naprawdę są ci jego przyjaciele. - Powiedziała przyglądając mi się uważnie. Jakby chciała się upewnić, że miała mnie w dalszym ciągu pod kontrolą.
Po śniadaniu poszedłem prosto do pokoju Syriusza. Zapukałem do drzwi. Odpowiedziała mi cisza, pewnie myślał, że to rodzice. Zapukałem znowu.
- To ja - powiedziałem cicho, ale na tyle, żeby zdołał mnie usłyszeć.
Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach, opuszczanej klamki i przed sobą zobaczyłem mojego brata.
- Czego chcesz? - Spytał ze złością. - Jesteś taki sam jak oni, czyż nie?
- Nie, ja...
- Zgadzasz się z nimi. - Przerwał mi.
- Tak, ale-
- Czyli jesteś taki sam jak oni. - Chciał zamknąć mi drzwi prosto przed nosem ale przytrzymałem je.
- Poczekaj. - Poprosiłem cicho. Spojrzał na mnie wyczekująco. - Nie powinieneś się tak zachowywać. Powinieneś posłuchać rodziców, oni mają rację, dobrze to wiesz.
Byłem wtedy dzieckiem przekonanym o słuszności tego, co powtarzają rodzice. W końcu są starsi, mądrzejsi, bardziej doświadczeni. Nie widziałem w ogóle możliwości, żebym mógł myśleć inaczej. Mugole, szlamy i zdrajcy krwi to zło. Czysta krew, to potęga. Jak ja mogłem tak bardzo szczycić się tym, że tak sądziłem? To było po prostu obrzydliwe.
Dziecko z zamydlonymi przez rodziców oczami, które wierzyło w słuszność tego co mówią. Oto kim byłem.
- Nie mają! Przejrzyj w końcu na oczy, idioto! - Krzyknął, po czym zatrzasnął drzwi. Obróciłem się, aby pójść do swojego pokoju. Na korytarzu zobaczyłem swoją matkę, która z rękami skrzyżowanymi na piersi kręciła głową z dezaprobatą. Przeraziłem się. Będzie na mnie zła, że z nim rozmawiałem? Czy może jednak ucieszy się, że powiedziałem to, co chciałaby usłyszeć? Spojrzałem na nią zagubionym wzrokiem.
- Nie rozmawiaj z nim. - Powiedziała. - Nie warto.
- Tak, matko. - Odparłem posłusznie.
Nie rozmawiałem z nim więcej. Przynajmniej nie w sposób, w jaki brat powinien rozmawiać z bratem.
Ile bym dał, żeby teraz to zmienić. Żeby móc zamienić z nim chociażby kilka słów przed moją marną zgubą. Przeprosić, być może otrzymać niezasłużone wybaczenie. Ale wiem, że to niemożliwe. Nawet gdybyśmy się spotkali nie chciałby mnie słuchać. Nie dziwię mu się. Też bym nie chciał.
Po południu, kiedy siedząc na swoim łóżku czytałem książkę, do mojego pokoju wszedł ojciec. Od razu przestałem czytać i spojrzałem na niego w milczeniu.
- Wyszykuj się, niedługo pójdziemy kupić ci rzeczy do szkoły. - Oznajmił zmęczonym głosem.
Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się lekko. Od razu kiedy wyszedł ubrałem się ładnie i ułożyłem włosy. Serce biło mi mocno z ekscytacji. Miałem w końcu dostać własną różdżkę, ojciec obiecał nauczyć mnie kilku zaklęć jeszcze przed wyjazdem do szkoły, żebym mógł się czymś wyróżniać. I sowa, miałem dostać w końcu własną. Chciałem ją dużo wcześniej, ale rodzice uznali, że siedząc w domu nie będzie mi do niczego potrzebna.
Już gotowy zszedłem powoli po schodach i wszedłem do salonu, gdzie byli moi rodzice. Matka wstała i podeszła do mnie uśmiechając się ciepło, co tak bardzo kontrastowało z jej porannym nastrojem. Położyła mi dłoń na ramieniu.
- Chodźmy, im wcześniej wyjdziemy tym lepiej. - Oznajmiła.
Odrobinę zmieszany rozejrzałem się po pokoju.
- A Syriusz? - Spytałem niewiele myśląc. Wyraz jej twarzy od razu się zmienił, a ja spuściłem wzrok.
- Zostaje tu. - Odpowiedziała chłodno. - Nie musi z nami iść, kupimy mu co potrzeba.
Pokiwałem głową.
Gdybym tylko tamtego dnia się za nim wstawił może wszystko byłoby inaczej. Być może udałoby mu się przemówić mi do rozsądku, nie poszedłbym tą drogą. Ale nie wstawiłem się za nim, wykazałem aprobatę w stosunku do zachowania i słów rodziców, byłem dumny, że się z tym zgadzałem. Dumny i bezpieczny od ich gniewu. Nie chciałem ich zawieść, chciałem być chlubą rodziny. Ta pycha, która mnie później ogarnęła tylko jeszcze bardziej mnie zgubiła.
R.A.B.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro