Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8 -Nie uciekniesz mi.


Dylan PoV:

-Chłopaki, zwijamy się z lekcji?- zapytałem, gasząc papierosa. Był koniec przerwy na lunch, a ja miałem już dość na dzisiejszy dzień.

Sprawdzian z anatomii, kartkówka z hiszpańskiego, odpowiedź z biologii. Za dużo, jak na jeden dzień. Trzy jedynki jak nic, a matka mnie chyba zabije, a przy dobrych wiatrach z domu wywali.

-Sorry stary, ale dostaliśmy kozę u Flyn'a.- skrzywili się w czwórkę - Trzeba było też przyjść na angielski, mógłbyś z nami posiedzieć.

-Chyba śnisz, Connor..- burknąłem, wzdrygając się na myśl o surowym nauczycielu z angielskiego.

Nawet największego kujona potrafił zgnoić i wytknąć mu nieistotne błędy, a nasza piątka, chociaż siedziałaby cicho i tak dostalibyśmy kozę oraz karne zadania. Przez niego siedziałem kolejny rok w tej zasranej budzie.

-Patrz, stary, to ona.- powiedział Zack, przyglądając się komuś a bramą. Zmarszczyłem brwi na widok dziewczyny ze szpitala.- Zaakceptowała moje zaproszenie i dodała na snapie, ale nic na niego nie dodaje.

-A co jej wysyłasz?- zapytał Jamie, wkładając sobie orzeszki w panierce do buzi.

-Trzy nagrania jak waliłem, zdjęcie mojego penisa oraz zdjęcie, jak stoję nagi przed lustrem.- wyszczerzył się, jakby to był najmądrzejszy wyczyn na świecie.

-A odczytała chociaż?- zapytał Chris, a Zack się skrzywił i pokręcił głową na nie. Hha, ciota.

-Dobra, ja spierdalam stąd.- powiedziałem, przybijając z nimi piątki. Skierowałem się do swojego samochodu i wzrokiem szukałem dziewczyny. Szła przez parking supermarketu z tą małą na rękach i wypchanym plecakiem.

Wjechałem na parking i jechałem za nią. Otworzyłem z prawej strony okno, żeby przyjrzeć się jej bliżej. Prawej dlatego, że samochód był sprowadzany z Ameryki i nie miał kierownicy po prawej stronie.

-Chyba sobie nie radzisz.- krzyknąłem do niej rozbawiony. Mój głos bardziej ociekał kpiną, niż zamierzałem.

Odwróciła się w moją stronę z zaciekawieniem, a następnie zmierzyła wzrokiem mój pojazd i westchnęła, jakby kojarzyła mnie skądś. Ciekawe skąd.

-Na pewno lepiej od Ciebie.- syknęła cicho w moją stronę, lecz nie zatrzymała się.

Zastanawiałem się, czemu była tak cicho, a po chwili zauważyłem, że dziecko spało jej na rękach. Nie męczy ją to? Czemu jej chłopak po nią nie przyjechał? Przyśpieszyła swojego kroku.

-Nie, żeby coś, ale jadę za Tobą samochodem. Nie uciekniesz mi.- parsknąłem śmiechem, na co przewróciła oczami. Często to robiła w moim towarzystwie.

-Wiesz co? Jednak możesz mi pomóc.- zanim się zorientowałem, otworzyła drzwi mojego samochodu i usiadła na siedzeniu pasażera, rzucając swój plecak na tyły auta. Siedziałem oniemiały, bo nie spodziewałem się tego.- Co się tak gapisz?

-Wsiadłaś z nieznajomym do samochodu. Równie dobrze mógłbym być pedofilem.- stwierdziłem, gdy się ocknąłem. Wyjechałem na ulicę, kątem oka patrząc, jak dziewczyna zapina pasy, robiąc wygodniejszą pozycję małej kluseczce.

-Zapamiętałam tablice rejestracyjne. Nie uciekniesz mi.- zaśmiałem się na ten komentarz.

-Gdzie jedziemy?- zapytałem, na co wyraźnie się spięła. Hm, do jej chłopaka? Przy okazji będę mógł mu wpierdolić za zostawienie jej samej, bez podwózki ani nawet pieprzonego wózka z dzieckiem i ciężką torbą.

-Na Jackson Mind Street F18.- powiedziała, a ja skinąłem głową i prowadziłem w tamtym kierunku. Była to bogata i zadbana dzielnica.

Zatrzymaliśmy się pod białym, ogromnym domem z zielonym, idealnie wyszczerzonym ogrodem. Mogłem się spodziewać, że ktoś taki jak ona mieszka w takim domu.

Zgasiłem samochód, kiedy zauważyłem, że dziewczyna nie umiała odpiąć sobie pasów przez dziecko na rękach.

-Potrzymać Ci ją?- zapytałem, wzdychając. Zmierzyła mnie wzrokiem, a następnie podała mi dziewczynkę. Mimowolnie spojrzałem na twarz dziecka.

Urocze, dziecięce rysy twarzy, pulchne policzki i usta. Nie była podobna do Dree, więc dziecko musiało mieć urodę po ojcu. I spokojnie mógłbym powiedzieć, że z tej małej blondyneczki wyrośnie niezła łamaczka serc.

Spojrzałem na czarnowłosą, która z wypiętym tyłkiem wypinała się prawdopodobnie po torbę. Ręka mnie świerzbiła. Miałem ochotę dać jej soczystego klapsa, ale się powstrzymałem. Poczułem rosnącą erekcję, na co przeklinałem siebie w duchu. Naprawdę chciałem ścisnąć jej tyłek, żeby tylko jęczała moje imię, wiła się pode mną i dostawała orgazmu tylko ode mnie. Dość Dylan, bo Ci stanie. Uh, za późno.

Myśl o czarnowłosej w moim łóżku była bardzo kusząca, ale ona miała już kogoś, kto ją zaspokaja. Tsa, chyba nigdy się z tym nie pogodzę. Zastanawiałem się, jak wyglądałaby jej twarz, kiedy dochodziła. Ugh, przestań.

-Uh, dziękuje za podwózkę.- powiedziała, a w jej głosie było słychać wdzięczność.

-Chodź, pomogę Ci.- powiedziałem, wysiadając z samochodu. Dalej miałem na rękach śpiące dziecko.

-Poradzę sobie.- powiedziała, przewracając oczami. Znowu ten tik.

-Przestań narzekać.- mruknąłem, biorąc jedną ręką jej plecak. Skierowaliśmy się do drzwi, w których stanęła na oko czterdziestoletnia blondynka.

-Cześć Dree, jak tam mała?- zapytała kobieta. Czyżby to była jej mama? Nie zauważyłem podobieństwa pomiędzy nimi.

Dree. Dree... Podobało mi się jej imię. Szczególnie, chciałbym jęczeć je w nocy. Każdej nocy.

-Jest w porządku, potem muszę iść do apteki wykupić receptę.- powiedziała dziewczyna.

-A to jest?- zapytała kobieta, wskazując na mnie. Ugh, chyba najwyższy czas się ulotnić.

-Ja tylko przywiozłem dziewczyny do domu.- powiedziałem, a kobieta skinęła głową. Dziewczyna podała jej swój plecak i wystawiła ręce po dziewczynkę. Niechętnie oddałem jej małą.

-Ugh, dziękuje....

-Dylan.- powiedziałem, widząc jej zmieszanie. Skinęła głową.

-Dziękuje Dylan, za to, że mnie przywiozłeś - powiedziała, a ja skinąłem tylko głową, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do swojego samochodu. Z kurewskim bólem jaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro