#49 -Śliczna byłam, prawda?
Odczytałam adres na breloczku i uśmiechnęłam się, ocierając łzy. Klucze były do mieszkania na tym osiedlu, rozpoznałam to po nazwie ulicy. Musiałam to sprawdzić, więc szybko ubrałam swoje trampki, wszystko włożyłam z powrotem do pudełka i wybiegłam z mieszkania. My mieszkaliśmy w po lewej stronie 55a, a mieszkanie mamy było w 55d, czyli w tym samym budynku, tylko że na końcu. Wjechałam windą na drugie piętro tego bloku i poszukałam drzwi z numerem 5, podeszłam do nich i zapukałam dla pewności, bo być może ktoś tu już mieszkał, zamki zostały wymienione, albo co gorsza, mieszkanie zostało zajęte przez jakiegoś urzędnika.
-Niech dziewczyna tam nawet już nie puka, tam nikt od kilkunastu lat nie mieszka i nikt Ci nie otworzy.- usłyszałam zmęczony głos jakieś staruszki, która wychyliła się z drzwi naprzeciwko.
-Nikt tutaj nie mieszka?- zapytałam z nadzieją. Może jednak znajdę tutaj coś, co pozwoli mi się zbliżyć do osoby, która dała mi życie.
-No przecież kochana, mieszkam tutaj od czterdziestu lat, wiem co mówię. Znam wszystkich w tym bloku, starych, młodych.. ale Ciebie nie znam.
- Wie pani, kto tutaj mieszkał?- wskazałam na brązowe drzwi.
-Oo, pamiętam ją.. mieszkała tutaj taka ładna dziewczyna. Zawsze skromnie ubrana, zadbana, nie szlajała się po nocach, jak niektóre dzieciaki z tego osiedla. Rodziców miała nie dobrych, zawsze chcieli więcej, niż ona mogła im dać, przychodzili tutaj, awantury robili, walili w drzwi, sama zobacz..- kobieta dłonią wskazała na wgniecenie.- Nie raz wzywałam tutaj policję. Z dnia na dzień robiła się co raz bladsza, chudsza, a kiedy było już naprawdę bardzo źle, znalazłam ją nieprzytomną obok tej windy. Chorowała biedna na raka krwi, o tak, rak to sukinsyn i potrafi z najtwardszego zrobić wrak człowieka. W szpitalu dziewczyna żyła przez cały czad, rzadko w domu przebywała, a jak już, to na chwilę. Niestety umarła, był pogrzeb. Smutno było, bo to taka dobra, młoda i tyle skrywała cierpienia w sobie. Rodzice nie przyszli, brat nie przyszedł, nie było nikogo z jej rodziny. Mówię Ci, cholernie przykro mi było.
-Mój Boże..- z moich ust wyrwał mi się szept. Czyli to jednak jej mieszkanie i to ją opisywała starsza kobieta. Wsadziłam kluczyk w zamek i gdy mocniej przekręciłam, ustąpiły ze świstem.
-Dziewczyno, co ty robisz? Tak nie wolno!- krzyknęła przerażona staruszka. Weszłam niepewnie do środka, było ciemno.. tak strasznie ciemno.
-To mieszkanie mojej mamy.- odpowiadałam, czując ścisk w gardle. Mojej mamy. Światło nie działało.
-Aale jak to.. donosiła tą ciążę?- zapytała zszokowana. Spojrzałam na nią, miała otwarte usta.- Korki są wyjęte, otwórz je, może zadziałają.- powiedziała, wchodząc do mieszkania, gdy gestem zaprosiłam ją do środka. Otworzyłam metalową klapkę, gdzie był licznik i pokrętła.- To tu, a to tu.
Zrobiłam jak powiedziała, a po chwili słabe światło oświetliło przedpokój. Rozmieszczenie pokoi było takie same jak w mieszkaniu Alex'a. Kurz drapał mnie w gardle, dlatego szybko otworzyłam okno, by do mieszkania naleciało świeże powietrze. Mała kanapa stała na środku, naprzeciwko ceglanego kominka.
Zanim się spostrzegłam, kobieta wyszła, a ja wzięłam klucze i wsadziłam je do zamka od wewnątrz i zamknęłam je dla własnej ochrony, choć sama nie wiedziałam, przed czym chciałam się chronić. Czułam się obco, ale o dziwo bezpiecznie. Jakby te ściany same miały mnie przed czymś chronić, czułam, jakby ta blondynka tu była. Jakby siedziała na tej kanapie i uważnie mnie obserwowała. Była tutaj energia, do której podchodziłam z dystansem.
Kilka kopert leżało na drewnianym stoliku, takich samych, jak w moim pudełku. Był również otwarty album ze zdjęciami, brakowało tego na którym była blondynka w pięknej sukience. Wyjęłam zdjęcie z kieszeni bluzy i w porównaniu z tymi, co tam były, akurat tego brakowało. Wszystkie były robione tego samego dnia, bo miała ubraną tą samą sukienkę. Miałam tyle pytań.. czy to była jej ulubiona sukienka? Gdzie to było? Czy była szczęśliwa, kiedy ktoś zrobił jej te zdjęcia? Kto jej je zrobił? Czy wiedziała o chorobie? Znała już wtedy tatę i czy była wtedy w ciąży? Miliard pytań, zero odpowiedzi.
Wyszłam ze salonu i weszłam do kolejnego pokoju, który okazał się sypialnią. Łóżko stało na środku, było idealnie pościelone. Powąchałam pościel, lecz była bez zapachu. Na podłodze były porozwalane ubrania, również chciałam poznać ich zapach. Na moje nieszczęście wraz z ilością lat wszystko, co było przesiąknięte zapachem mamy, po prostu wywietrzało. Z płaczem rzuciłam się na łóżko, mamo gdzie jesteś?
Przebudziłam się, czując zimno. Otworzyłam oczy, które były tak napuchnięte od łez, że prawie nie chciały się otworzyć. Rozejrzałam się zdezorientowana po pomieszczeniu, przypomniałam sobie wszystko. O dziwo poczułam słodki zapach, zamiast kurzu. Powąchałam jeszcze raz pościel, na której leżałam. Odsunęłam kołdrę i wyciągnęłam spod niej piękną, kwiatową sukienkę. To ona tak pachniała i rozpoznałam ją ze zdjęcia.
Zrzuciłam z siebie swoje ubrania i założyłam ją na siebie, sięgała mi troszkę za kolana i była śliczna! Miała rękawy jedna/czwarta, była zwężana pod biustem. Odsunęłam poduszkę z łóżka, a pod nią znalazłam kartkę. To było zdjęcie usg. Złożyłam je na cztery części, zabrałam swoje ubrania i wyszłam z mieszkania, sprawdzając telefon. Miałam z tysiąc nieodebranych połączeń od Dylan'a, a było po trzeciej w nocy. Zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam do mieszkania, w którym była moja córka i chłopak, którego kocham. Zapukałam do drzwi, które niemal od razu się otworzyły.
-Dree, kurwa gdzie ty byłaś do cholery?- zapytał ostro Dylan, który swoją drogą był wściekły. Żyły na jego szyi były napięte, a jego wzrok mógłby zabić.- Co było takiego ważnego w tym zasranym pudełku, że wybiegłaś z domu, a wróciłaś w środku nocy?
-Jeśli chcesz wiedzieć i mi pomóc, to chodź i sam zobacz, dlaczego akurat tak się zachowuję, a nie inaczej.- chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go do naszej sypialni. Rzuciłam swoje ubrania na podłogę i podeszłam do biurka po pudełko.
-Co ty w ogóle masz na sobie? Skąd masz tą sukienkę?- zapytał, podnosząc złożoną kartkę z ziemi. Rozłożył ją, a ja posłałam mu szeroki uśmiech.
-To ja.- przedstawiłam mały zarys dziecka na zdjęciu.- Śliczna byłam, prawda?
-To cała to ty czy to w środku to ty, bo nie rozumiem.- zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
-To moja mama, a w środku to ja.- wytłumaczyłam, jak małemu dziecku.
-Ale jak.
-W tym pudełku jest odpowiedź.- wzruszyłam ramionami. Wyciągnęłam klucze od mieszkania mamy.- I w tym mieszkaniu również. To też ja.- wskazałam na zdjęcie ciążowego brzucha.- I to też ja.- podałam mu zdjęcie noworodka.
-Czyli? Nic z tego nie rozumiem.- powiedział, gdy przeczytał wszystkie listy.- Twoja mama mnie widziała, kiedy była w ciąży. Czyli już kiedyś byliśmy tutaj blisko.- objął mnie mocno, wtuliłam się w niego.
-No widzisz.- powiedziałam zadowolona.- Moja mama, przekazując Evans tą paczkę, chciała, żebym dostała ją na szesnaste urodziny. Ta szmata jednak zatrzymała ją do siebie. Dziwne było to, że to pudełko było jeszcze nieotwarte, a dopiero dzisiaj, pół roku po moich osiemnastych urodzinach otworzyłam ją ja. Wiesz, że ja jej tego nie odpuszczę?
-Wiem, mała.- chłopak pocieszająco pocierał moje plecy.
-Byłam u niej w mieszkaniu, dwa bloki dalej. To przecież tak blisko, a ja nie wiedziałam.. Mam jej sukienkę na sobie.
-Ładnie w niej wyglądasz. Ale co do tego mieszkania.. przecież przez ponad osiemnaście lat nikt tam nie mieszkał i nikt się tym nie zajął? Nikt nie płaci za prąd, ogrzewanie zimą, wodę?
-Masz rację.- przygryzłam wargę.- Pójdziesz ze mną jutro do urzędu? Muszę dowiedzieć się kilku rzeczy i jeśli będzie trzeba, zostanę tu trochę dłużej.
-Ninę możemy zostawić u Gracjan'a na godzinkę, dwie. Uwierz mi, przy Ethan'ie nic jej nie grozi.- powiedział chłopak, sennie chowając swoją twarzy w mojej szyi. Następnego dnia zrobiliśmy tak, jak to ustaliliśmy. Gracjan zgodził się zabrać do siebie Ninę na kilka godzin, bo Ethan się na to uparł. Młody sam powiedział, że my mamy się czymś zająć, bo on zaopiekuje się blondynką.
W urzędzie dowiedzieliśmy się, że odkąd moja mama kupiła to mieszkanie, co miesiąc są wysyłane automatycznie przelewy z konta bankowego mamy za czynsz i to wszystko. Przez prawie dziewiętnaście lat nie nazbierało się żadnych opłat, których się obawiałam.
Kim była ta kobieta, że było ją stać na utrzymanie pustego mieszkania?
Dlatego kolejnym punktem odwiedzin w Londynie był bank, z którego wychodziły pieniądze za mieszkanie. Tam dowiedziałam się, że mama po śmierci miała na koncie ponad trzy miliony funtów i wciąż jest na nim niewiele mniej. Gdy powiedziałam, że jestem jej córką, wezwali ochrnę i dyrektorkę banku, spisali mnie, a jak jednak znaleźli dokument, na którym były moje dane, które zgadzały się z moim dowodem osobistym zaczęli przepraszać. Sekretarki zaczęły wyrabiać mi kartę bankomatową i na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale potem zdałam sobie sprawę, że te pieniądze były moje, a oni się bali, że pozwę ich bank za karygodne zachowanie. Po całej aferze w banku pojechaliśmy po panią, która tyle mi powiedziała o mojej rodzicielce. Rano z nią rozmawiałam, kiedy szła na zakupy do sklepu. Zapytałam jej, czy mogłaby pokazać mi, gdzie leży kobieta, która dała mi życie. Zgodziła się. Stałam naprzeciwko grobu i patrzyłam z niedowierzaniem na niezadbany grób kobiety. Nie mając nawet narzędzi zaczęłam doprowadzać go do takowego porządku, lecz to nie był mistrzowski wyczyn. W głowie zapisałam sobie, żeby zadbać o miejsce, w którym spoczywała moja matka. Tutaj również czułam jej obecność. Pomodliłam się, zapaliłam ogromny znicz i wyszliśmy trójką z cmentarza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro