Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#41-Dziadku, już nie będę za Tobą płakać.

Następnego dnia przez cały ranek próbowałam skontaktować się z pewną bardzo ważną dla mnie osobą, ale bez skutku. Przygryzłam wargę, bo naprawdę obawiałam się najgorszego. Miałam dziwne przeczucie, że stanie się coś niedobrego, ale wciąż nie wiedziałam co.

-Dree, może po prostu nie wie, gdzie ma telefon? Albo wyciszył i dlatego nie odbiera?- zapytał Dylan, który po raz kolejny tego dnia mnie przytulił. Martwił się o mnie, bo ja się martwiłam.- Wiem, jedź do niego. Albo nie, pojedziemy razem.

-Ja mogę się zająć Niną.- powiedziała Eva, wchodząc do kuchni.- Nie podsłuchiwałam, tylko kawałek usłyszałam przez przypadek.

Rano wysłałam Chris'a, żeby ją odebrał spod bram piekła. Ten nocował u nas, więc oczywiście się zgodził, bojąc się, że wyrzucimy go do pustego mieszkania, gdzie były tylko puste i zimne ściany. Głupi.

-Ja będę jej pilnował.- Chris wskazał na dziewczynę, a ta sprzedała mu łokcia w brzuch. To fajnie, że potrafili się potrafili zaprzyjaźnić, chodź wiedziałam, że za niedługo któreś z nich nie wytrzyma i rzuci się na drugiego z pięściami. Zgaduję, że prędzej zrobi to Eva, bo pulsują u niej te wszystkie ciążowe hormony. Tym bardziej nie wierzę, żeby Chris rzucił się na ciężarną. Spojrzałam na Dylan'a, który tylko skinął głową.

-Jesteś pewny, że chcesz zostawić małą z ciężarną laską i niewyżytym zabezpieczeniem byłych dziewic?- na moje słowa szatyn parsknął śmiechem.

-Tak. Ufam mu. I jej też. Chodź, bo zaraz się rozmyślą.- pociągnął mnie w stronę wyjścia domu. Ubrałam szybko bluzę, buty i skierowałam się na podjazd, gdzie stał piękny mustang mojego chłopaka.

Podczas jazdy zaciskałam pięści, bo naprawdę to przeczucie było coraz gorsze. Miałam coraz większe wrażenie, że stanie się coś złego. Zacisnęłam oczy, żeby łzy nie wydostały się spod moich powiek.

Gdy podjechaliśmy do domu dziadka, rozpłakałam się na dobre, widząc karetkę i masę ratowników. Samochód do końca się nie zatrzymał, a ja wysiadłam i podbiegłam do miejsca, w którym zajmowano się poszkodowanym.

Zakryłam sobie usta, bo na kozetce leżał nieprzytomny starzec. Poczułam rękę na ramieniu, dlatego szybko ją strzepałam.

-Nie podchodź tam.- powiedział do mnie jeden z ratowników, przecierając spocone czoło.- Jego serce nie może tego znieść, już dwa razy nam się zatrzymało. Jak tak dalej pójdzie, nie damy rady go odratować.

-On nie może.- popchnęłam lekko mężczyznę, który wydawał się widywać takie widoki codziennie. On był obojętny. A ja? Ja byłam zła, sfrustrowana, wkurwiona i smutna.- On nie odejdzie bez słowa.

-Jedziemy do szpitala!- krzyknął mężczyzna, który był najbliżej mojego dziadka. Wtedy przez łzy zauważyłam zanoszącą się płaczem Abby i Daniel'a, który ją przytulał.

Dylan stał centralnie za mną, więc gdy się odwróciłam, zatopiłam się w jego ramionach, powtarzając sobie, że to tylko sen. Ale głośne syreny pogotowia wcale nie były snem. Mój szloch też był prawdziwy.

-Chodź mała.- powiedział chłopak, prowadząc mnie do samochodu. Widziałam jego szkliste oczy. On był bliski płaczu, bo ja płakałam. Jadąc do szpitala złamaliśmy wszystkie przepisy, jakie tylko mogliśmy. Nawet przejechaliśmy po szerokim chodniku, bo ulica była nieprzejezdna przez korki, a my tylko jechaliśmy za karetką. Na szczęście nie było tam przechodniów.

W szpitalu czekaliśmy już dobre pięć godzin. Przez ten cały czas siedziałam w kroku Dylan'a na ziemi pod salą, w której był dziadek. Nikogo o nic się nie pytałam w przeciwieństwie do Abby, która cały czas płakała. Ja już przestałam płakać, ale niewiele by spowodowało moje kolejne łzy.

-Jest tutaj jakaś rodzina od pana Cornel'a?- zapytał mężczyzna w białym fartuchu. Dylan pomógł mi wstać i podeszliśmy do lekarza.

-Ja jestem wnuczką.- przecież nie kłamałam. Zawsze będę jego wnuczką. Zawsze.

-Powiem prosto. Jest źle. Nie wiemy, dlaczego serce nagle przestało być, w żyłach porobiły się zakrzepy, które można by usunąć chirurgicznie, ale pacjent nie chce się ratować, więc nie możemy nic zrobić. Można wejść na nie dłużej, niż na dziesięć minut i tylko jedna osoba.

Skinęłam głową, ściskając rękę mojego chłopaka. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do szatyna.

-Idź słoneczko.- cmoknął moje czoło, a ja wyswobodziłam się z jego ramion i weszłam do sali. Dziadek nie był dziadkiem. Nie miał uśmiechu, nie wywijał rękami, żeby coś mi wbić do głowy. Nie śmiał się ze mnie, nie nabijał się z moich głupich pomysłów, nie mówił, którą drogę mam wybrać, żeby wszystko mi się w życiu ułożyło.

-Nie śpię, jeszcze się z Tobą nie pożegnałem, a przecież obiecywałem Ci, że nie odejdę bez słowa.- usłyszałam jego zachrypnięty, ciepły głos. Usiadłam na krzesełku i chwyciłam jego dłoń, w której był wkłuty wenflon.- Jesteś moim małym promyczkiem wśród ciemności, moją jedyną nadzieją. Musisz wiedzieć, że byłem silny przez bardzo długo, ale musiałem być dla Ciebie. Nie mogłem zostawić Cię samej. Teraz masz kogoś, kto się Tobą zaopiekuje. Na mnie właśnie przyszedł czas, bo wiem, że jesteś szczęśliwa, a moje zadanie właśnie takie było. Nie płacz z mojego powodu, kochanie. Ja będę patrzył na Ciebie z góry i nigdy nie spuszczę z Ciebie oka. Będę Twoim aniołem stróżem. Wciąż będę żył w Twoim sercu. Skup się na tym, na czym najbardziej musisz. Na Ninie, na chłopaku, pracy, nauce i rodzinie, którą masz. Wszystko, co należało do mnie, należy teraz do Ciebie. Kocham Cię i nie zapomnij o mnie, Dree. Zostań ze mną do końca, słyszysz?

Jego dłoń słabo zacisnęła się na mojej.

-Słyszę dziadku. Zostanę z Tobą do końca.

Wszystkie te słowa, które mi powiedział sprawiły, że czułam bolesny ścisk w klatce piersiowej.

Z każdą godziną serce mężczyzny słabło, aż na wskaźniku ukazała się cienka, prosta linia. Mogłabym przysiąc sobie, że wtedy usłyszałam ledwo słyszalne "Kocham Cię", a powieki dziadka na zawsze się zamknęły.

Do sali weszli lekarze, którzy stwierdzili zgon. Pożegnał się ze mną tak, jak kiedyś tego chciałam. Dokładnie pamiętam ten dzień, jakby to było dziś. Wtedy dowiedziałam się o jego problemach z sercem, które miał od ponad dziesięciu lat.

***

-Co tam dziadku? Gdzie jesteś? Słyszysz mnie?- radosnym krokiem wbiegłam do salonu, gdzie nie było nikogo. Zdziwiona wzruszyłam ramionami i wbiegłam do kuchni. Na blacie stały lekarstwa. Ja, jak to ja, z ciekawości zaczęłam czytać ulotki w nich. Okazały się być to najsilniejsze lekarstwa na serce.

-Promyczku, co tutaj robisz?- zapytał dziadek, przekraczając próg. Gdy zobaczył, co czytałam, złapał się odruchowo za serce.

-Dziadku, czy dzieje się coś złego z Twoim zdrowiem?

***

I wtedy mi powiedział. To było równo dwa lata temu, jak się dowiedziałam o jego stanie, który trwał już od dziesięciu lat. Wtedy kazałam mu obiecać sobie, że nie zostawi mnie bez pożegnania. Nie zostawił, pożegnał się, a nawet chciał, żebym spędziła z nim jego ostatnie godziny życia.

Na sali nie czekał na mnie tylko Dylan, ale także Chris, Eva, tata i pan Brian. Wszyscy na raz chcieli mnie przytulić, ale nikomu nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Otarłam policzki, które okazały się być suche.

-Chcę stąd jechać.- powiedziałam stanowczo, patrząc na każdą twarz z osobna.- Gdzie Nina?

-U nas. Razem z Aną i Darcy.- na słowa mężczyzny skinęłam głową i z szóstego piętra zbiegłam nieśpiesznie po schodach. Czułam się.. inaczej. Nie umiałam tego wytłumaczyć. Wewnętrzna pustka rozpierdalała mnie od środka i nie umiałam nic na to poradzić.

Czy tak się czuje człowiek, który właśnie traci kogoś, kto był dla niego kurewsko ważny?

***

Przez pierwsze trzy dni nie odzywałam się do nikogo ani słowem, oprócz Niny. Tylko ona mnie trzymała na duchu i wiedziałam, że jeśli ona mnie nie uratuje, pochłonie mnie depresja. Nie chciałam się do nikogo odzywać, ale niestety dzisiaj musiałam. Ubrana w czarną, prostą sukienkę do kolan i buty na niewielkim obcasie, pomalowałam rzęsy wodoodpornym tuszem, szykując się na najgorszy dzień w moim życiu.

Po co szykować taki wrak człowieka, którym się stałam?

Nie myślałam, że tak wcześnie pochowam dziadka, ale to nie ja ustalałam, tylko Bóg, który był skory tak wcześnie mi go odebrać. Każda myśl na jego temat bolała mnie tak bardzo, że chciałam sama zadać sobie ból fizyczny, żeby zmniejszyć ten psychiczny, ale to mogło by znaczyć, że byłabym niedoszłą samobójczynią. Czułam się, jakby z każdym dniem trącił mnie coraz większy tir.

Wiedziałam, że Dylan cierpiał przeze mnie, bo od tego feralnego dnia nie zamieniłam z nim ani słowa. Bardzo dorośle, ciekawe co by dziadek powiedział na moje zachowanie. Jednak nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo, bo wiedziałam, że muszę się podnieść.

Zeszłam na dół z Niną na rękach i posadziłam ją na kanapie, by móc przytulić Dylan'a, który spuścił wzrok, gdy tylko weszłam do salonu. Chłopak oddał uścisk, chowając twarz w moich włosach.

-On Ci zaufał, bo wiedział, że mnie nie skrzywdzisz.- wyszeptałam. Szatyn położył dłonie na moich biodrach, muskając moje usta swoimi.- Proszę, pomóż mi zapomnieć o płaczu, bo wiem, że teraz gdy rozpaczam, zawodzę dziadka, a nie chcę tego robić. Nie chcę go zawodzić.

-Jesteś silna, słońce. O stracie bliskiej osoby nie da się zapomnieć, ale przejdzie Ci z czasem, a ja postaram się zrobić wszystko, żeby było Ci lżej.- trwaliśmy w uścisku przez kilka minut.

Potem zawieźliśmy Ninę do mamy Dylan'a i pojechaliśmy na cmentarz, gdzie było ostatnie pożegnanie. Było wielu mężczyzn w garniturach, eleganckie kobiety ubrane na czarno. Większości z nich nie znałam. Przyszli nasi przyjaciele; Chris, Jamie, Zack i Mark. Każdy z nich bardzo lubił starca. Alex, tata i Brian również się zjawili. Daniel i Abby zorganizowali cały pogrzeb.

Gdy wróciliśmy do domu, przebrałam się w szare dresy i dresową bluzę. Położyłam się w łóżku, biorąc album ze zdjęciami, który przeglądałam z uśmiechem na twarzy. Uśmiechałam się pierwszy raz od kilku dni.

A wtedy obiecałam coś sobie.

-Dziadku, już nie będę za Tobą płakać, bo zbyt mocno Cię kocham, żebyś musiał na to patrzeć.

Płaczę. Jeszcze ta muzyka.. Boże, co ja napisałam?? Jestem bezlitosna 😭 Mam ochotę kopnąć się w głowę za ten rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro