#37 -Zgubiłaś się?
Naprawdę mam dość. POPRAWIANIE PRZEZ WAS BŁĘDÓW WCALE NIE MOBILIZUJE MNIE DO POPRAWIANIA! Czytajcie opis na moim profilu. O i fajne rzeczy o mnie myślicie, naprawdę dowalacie mi w najtrudniejszym momencie.
Z radością uznałam, że moja mała kruszynka pogrążyła się we śnie. Delikatnie położyłam ją na miękkiej poduszce i przyglądałam się jej przez chwilę. Miała taką delikatną urodę, pulchne, zaczerwienione policzki i malutkie, malinowe usteczka. Króciutkie blond włoski były roztrzepane na wszystkie strony, co stanowiło dziewczynką jeszcze bardziej słodką.
Podniosłam się i zabrałam z torby ubrania na zmianę przy okazji zaciągając się zapachem męskiej wody kolońskiej Dylan'a. Rozpuściłam włosy i wyszłam z pokoju, by po chwili znaleźć się w dużej łazience, która była jedna na tym piętrze.
Pisząc dużej, miałam na myśli ogromnej. Była mega przestronna, w jednym kącie znajdowała się mini pralnia, a obok jacuzzi. W ścianie był wbudowany ukryty, przyciemniany prysznic w kształcie w kwadratu. Podstawą były kafelki.
Gdy skręciłam na lewo, weszłam do jeszcze innego pomieszczenia, gdzie było.. Kolejne jacuzzi? Tym razem było dużo większe, niż te pierwsze. Odwróciłam się w stronę luster i pisnęłam zszokowana, zakrywając sobie oczy.
-Hej, hej.. Zgubiłaś się?- usłyszałam męski, zachrypnięty głos. Nie odpowiedziałam.- Spokojnie, jestem już ubrany.
Ostrożnie odsłoniłam oczy, zapewne czerwieniąc się jak burak. Mężczyzna ubrał tylko bokserki.. Serio myślał, że był ubrany? On wyglądał.. Jakby był w wieku mojego taty, a ja widziałam go nago. Boże, kto to jest?
-No to..
-Zapewne zastanawiasz się, kim jestem. Jestem Owen, ten najprzystojniejszy z Plationów. A ty?
-Yyy.- nie wiedziałam co powiedzieć, ale przerwał mi trzask drzwi i odgłos biegu.
-Dree! Dree! - usłyszałam nawoływanie taty, na co przygryzłam wargę. Czarnowłosy stanął przed blondynem i mną, przyglądając nam się ze zmarszczonymi brwiami.- A myślałem, że chciałaś dzisiaj uprawiać seks ze swoim chłopakiem.
-Tato!- pisnęłam urażona, zrzucając swoje rzeczy ziemię. Skrzyżowałam ręce na piersiach i zjechałam go wzrokiem.
-Tato?- nieznajomy uniósł brew, a po chwili zaczął się głośno śmiać.- Gdzie tyś się dochował takiej córy, braciszku?
-Tam, gdzie Ciebie nigdy by nie przywiało. Jak tam Twój synuś? Dalej zalicza wszystko, co się rusza?
-A wiesz, ma się całkiem nieźle. Jest trochę odpowiednikiem Ciebie i chyba mi za to wstyd.
-Chcesz żebym znowu posuwał Twoją byłą żonę? Jestem pewien, że znowu by chciała dostać prawdziwy orgazm. Nie to co Twoje wypociny, cieniasie.
-Jestem starszy od Ciebie, frajerze, więc mam większe doświadczenie z kobietami.
-No nie powiedziałbym. I sam jesteś frajerem, debilu.
-Okej, okej.- parsknęłam śmiechem.- Jeśli chcecie się wykłócać, to wara stąd, bo teraz ja zajmuję łazienkę.
-Jakbym słyszał mojego brata.- rzucił blondyn, śmiejąc się.
-Idźcie już. Dom, zajrzyj do Niny.
-Uuu, Nina to Twoja kolejna córeczka o której świat nie słyszał?
-Córka Dree, ośle. Idziemy stąd.- warknął mój tata, ciągnąc za ucho starszego. Hah, nie wiedziałam, że tata miał rodzeństwo oprócz Alex'a.
Wybrałam ostatecznie ten ogromny prysznic, bo nie chciałam zasnąć w wannie. Dzisiaj w ogóle nie miałam w sobie jakiejkolwiek energii i jedyne, czego chciałam, to spać. Najlepiej w ramionach jakiegoś bruneta z czekoladowymi tęczówkami i pieprzonymi dołeczkami. I niech nazywa się on Dylan Black.
Przebrałam się w krótkie spodenki i ciepłą bluzę, której rękawy podwinęłam do łokci. Szybko na palcach przemknęłam do swojego pokoju, by zimne kafelki nie zamroziły moich stóp i jęknęłam niezadowolona.
-Zajrzyj do Niny nie oznacza obudź ją i baw się z nią w najlepsze.- zmrużyłam oczy, dopiero po chwili dostrzegając kolejną osobę siedzącą w moim pokoju. Wzrok chłopaka skierował się na mnie, zmierzył mnie spojrzeniem i uśmiechnął się głupio.
-Pff, nie bądź taką surową matką, jak mała teraz się wyszaleje, to będzie Ci lepiej spać.- tata wzruszył ramionami. Odchrząknęłam, podając mu paczkę chrupków czekoladowych z torby, które były ulubionym przysmakiem małej.
-Kto to?- zapytałam, kiwając na blond chłopaka, który rozbawiony siedział na fotelu.
-Nie znasz mnie?- zaprzeczyłam ruchem głowy, a chłopak udał urażonego, ale po chwili się uśmiechnął łobuzersko i wystawił mi rękę, którą niepewnie chwyciłam.- Jestem Steve i właśnie dowiedziałem się, że mam kuzynkę. Kurwa, gdybyś nią nie była...
-Ej, ej, dość. Nie zapędzaj się młody, ona ma 18 lat i chłopaka, więc morda.- do akcji wkroczył Dominic, ciskając piorunami w bratanka.
-18 lat czyli jesteś.. Dwa lata młodsza ode mnie. Jak mogłeś ją ukrywać, Dom?
-Całe życie była schowana przed Tobą w pudełku po butach.- prychnął czarnowłosy, zabawiając dziewczynkę. Mój telefon rozdzwonił się i jak na złość Steve był najbliżej niego. Przewróciłam oczami, kiedy odebrał.
-Kto dzwoni?- zapytałam, ale nie zbył, machając lekceważąco ręką.
-Halo?... Dylan, stary! Kopę lat! Co tam u Ciebie?... No spoko... No...To Twoja laska?... Fajna... Nie, nie spokojnie, to moja kuzynka, nie tknę jej... Tak, chcę mieć jaja na miejscu... No.. Dobra, a jak tam tam chłopaki? Musimy się wybrać na piwo kiedyś... Nie bądź cipą, Black. Mieszkacie razem?! To związek na poziomie widzę, możesz ruchać kiedy chcesz.. Nie zamknę się.. Nie, sam się zamknij.. Nie, ty.. Ty.. No to kończę. Nie, ty kończ... Nie, ty.. Ty, kurwa Dylan... Powiem jej...
Uniosłam brew, wyciągając dłoń po telefon. Skoro dzwonił do mnie Dylan, a ten tak na luzie z nim rozmawiał, to musieli się dobrze znać.
-Dylan kazał mi wycałować jakieś dziecko. A ja nie mam dzieci. I co teraz?- zrobił wielkie oczy, które po chwili zatrzymały się na blondynce.- Czy to jest mały Black?
-Nie, to mała Rivera.- przewróciłam oczami. Mała wyciągnęła rączki w moim kierunku. Ułożyłam ją sobie na biodrze i cmoknęłam jej nos.
-Taty ce.- zacisnęła rączki na kosmykach moich włosów, dlatego jęknęłam, próbując uwolnić moje biedne włosy.
-W niedzielę pojedziemy na lody z Dyl'em i Darcy, dobrze?
-Tata.- w oczach dziewczynki zebrały się łzy, a ja nie wiedziałam, co mam robić. Najchętniej popłakałabym sobie z nią.- Tata, tata, tata.
-Uh, to my już pójdziemy.- tata pociągnął zszokowanego blondyna w stronę wyjścia z pokoju.- Bądźcie gotowe na 10:00. Dobranoc.
-Idźcie już.- mruknęłam, próbując uspokoić dziewczynkę, która bardziej zanosiła się płaczem.- Ciii, słoneczko..
-Tata.- zapłakała. Westchnęłam, chcąc nakrzyczeć na osobę, która weszła.
-Nie mam czasu.- Steve mnie zignorował i usiadł na moim łóżku, kładąc na nim laptopa.
-Co jest?- zapytał znajomy mi głos. Obie z Niną spojrzałyśmy na ekran, na którym było połączenie video z Dylan'em.
-Ona świruje.- powiedziałam, nakierowując kamerkę na Ninę.
-Dree, idź już spać. Ja porozmawiam sobie z tym małym urwisem.
-Nie zostawię jej tu samej.
-Przecież ja tu będę.- oznajmił blondyn, rzucając we mnie poduszką.- Możesz być spokojna.
***
Przetarłam zaspane oczy, a na moją twarz od razu wdarł się promienny uśmiech, który był spowodowany dzisiejszym dniem, czyli Easter. Było dopiero po ósmej, dlatego miałam trochę czasu na przemyślenie pewnych spraw.
Prawdę mówiąc nigdy nie przeżyłam go tak, jak przeżyć go trzeba. Nigdy nie chodziłam od domu do domu i nie zbierałam czekoladowych jaj, jak na brytyjską tradycję przystało. Nie bawiłam się w najlepsze z rodziną, bo nigdy jej nie miałam. Rok temu nawet Niny nie miałam, a teraz nie wyobrażałam sobie bez niej ani jednego dnia. Wtedy były tylko sprey'e, graffiti i mój własne problemy, ale z czasem zaczęłam ich dostrzegać więcej i nie tylko w okół siebie.
Przygryzłam wargę i zawahałam się, biorąc telefon. Wybrałam numer z internetu i dotknęłam zieloną słuchawkę.
-Wesołego Easter! W czym mogę pomóc?- usłyszałam wesoły głos mężczyzny.
-Ja chciałabym złożyć zamówienie na 400 czekoladowych jajek.
-Mhm, z nadzieniem czy bez?
-A jakie są?
-Są z czekoladowym kremem, karmelowe, truskawkowe i zwykłe nienadziewane.
-Po równo z każdego.
-Zapisałem. Do samodzielnego odbioru czy przewóz?
-Przewóz. Zapłacę przelewem, proszę wysłać numer konta.
-Dobrze, adres?
-Dom dziecka przy Jackson Street.
-Się robi. Numer konta wyślę sms'em, o której mam wysłać kierowce?
-Jak najprędzej, ja za pół godziny wpłacę pieniądze.
-Proszę się nie śpieszyć, spokojnie. Wpłaty może pani dokonać do 24 godzin lub zapłacić osobiście w najbliższym czasie.
-Wesołego Easter.- rozłączyłam się, wciągając na tyłek jeansy. Zauważyłam, że Nina i Steve spali na łóżku, które pomieściło by może jeszcze dobre cztery osoby.
Umyłam zęby i w miarę szybko znalazłam pokój taty, gdzie zabrałam jego kluczyki od samochodu. Oczywiście się zapytałam, ale zbył mnie, machając ręką, że mam mu nie przeszkadzać, bo śpi.
Schodząc na dół trafiłam na zaspaną babkę Holly.
-A ty gdzie idziesz, kochana?
-Do banku i sklepu.
-A masz szlugi?- zamrugałam, nie wiedząc, czy się właściwie nie przesłyszałam.
-Nie. Nie palę.
-A szkoda, musisz spróbować truskawkowych lm'ów. Są takie dobre, że prawie doszłam, jak je paliłam.
Przygryzłam wargę i się zaśmiałam, po czym odprowadziłam ją na fotel i wyszłam z domu. Samochodem taty jechałam już kilka razy, ale nigdy sama, dlatego trochę się obawiałam samotnej jazdy, bo każde auto jest inne.
Niemniej poradziłam sobie z wyjechaniem z podjazdu i jechałam według poleceń zamontowanej nawigacji, którą wcześniej nakierowałam na centrum. W internecie wyszperałam również bank, do którego właściwie zmierzałam.
15 minut później było po wszystkim i postanowiłam pochodzić trochę po sklepach. Od kiedy pracowałam u Tom'a Walker'a miałam pieniądze na małe wyrzeczenia, a przez fakt, że wysłałam drobny prezent do domu dziecka, zrobiło mi się cieplej na serduszku.
Około 9 byłam z powrotem, babcia już przygotowywała śniadanie w kuchni ubrana w ładny fartuszek w ozdobione jajka.
-Cześć słoneczko.- zaświergotała wesoło, tuląc mnie na przywitanie. Wzięłam się za przygotowanie kakao dla Niny.- Dzisiaj poznasz dziadka, maleńka. Dalej nie wierzę, że mam wnuczkę! Steve to już nie dziecko przecież..
-Tu jest świeży chleb z piekarni, jeszcze ciepły, rogaliki z czekoladą i..
-Palisz?
-Nie, to dla mnie.- babka Holly weszła do kuchni i zabrała papierosy, które jej kupiłam i wyszła.
-Wiesz, że nie trzeba było już nic kupować?
-Zapewne się nie spodziewaliście kogoś więcej, więc..
-Kogo my tutaj mamy?- usłyszałam głęboki głos, a babcia pisnęła i pobiegła przytulić mężczyznę.- Ty jesteś Dree, tak?
-Tak.- powiedziałam, przyglądając się mężczyźnie. Był on bardzo podobny do Alex'a i Owen'a. Zakładam, że to był ich ojciec. Miał siwe, krótko obcięte włosy, był wysokim mężczyzną z piwnym brzuszkiem.
-Jakbym widział Naomi z lat szkolnych.- Roman uśmiechnął się ciepło i porwał do uścisku.
-Tato, nie zatul mi bratanicy.- w kuchni pojawił się Alex ze średnią walizką. Boże, tak dawno go nie widziałam. Rozłożył ramiona, a ja podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego tors.- Też tęskniłem młoda. Gdzie moja Nina?
-Na górze.- pomachałam dziadkom i pociągnęłam blondyna do mojego pokoju, gdzie starałam się jak najspokojniej obudzić dziewczynkę, ale starszy rzucił się na Stev'a. Usiadł na nim i zaczął skakać.
-Pojebało Cię?- usłyszałam zduszony głos dwudziestolatka.
-Jak wyrażasz się do swojego wujka, gamoniu.- skarcił go Alex i spojrzał na Nins.- Moja mała księżniczka.
-Cześć Dree.- przywitał się ze mną młodszy blondyn. Podniósł się, zrzucając z siebie wujka i wszedł z pokoju, jakby był połamany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro