#18 -Jak faceci mogą udawać orgazm?
Kiedy się ocknęłam, nie miałam pojęcia, gdzie się byłam. Była godzina dwunasta, tak wskazywał zegar, a ja leżałam samej bieliźnie na łóżku, na którym spał jeszcze Dylan, który nie miał koszulki. Byliśmy sami w pokoju, a na dodatek strasznie bolała mnie głowa. Chłopak trzymał mnie za rękę i obejmował w pasie, a policzek miał wtulony w moją pierś.
Przypomniało mi się, co stało się w nocy. Miałam na ramieniu odbite obleśne łapy tego dupka Thomas'a. Chciał się zemścić za miesiąc chodzenia w gipsie i za złamany nos? Udało mu się.
-Nareszcie wstałaś.- usłyszałam z boku zachrypnięty głos.- Nie umieliśmy Cię z chłopakami obudzić i chcieliśmy jechać na pogotowie, ale zrezygnowaliśmy, bo Chris protestował, że jesteś niepełnoletnia i mogłabyś mieć problemy.
-Co zrobiłeś temu dupkowi?- zapytałam, na co ten podciągnął się i oparł na łokciach. Zmierzył mnie wzrokiem i przełknął głośno ślinę. Odruchowo zakryłam się bardziej kołdrą.
-Pobiłem go.- przyznał, na co ja uśmiechnęłam się lekko i musnęłam ustami jego policzek.- Kto to był?
-Chłopak ze starej szkoły, przez niego wyleciałam. Był typem, przez którego miałam tam piekło, nasyłał na mnie dziewczyny, żeby mnie pobiły, a sam był ciotą i tego nie zrobił. Szkoda tylko, że te wszystkie laski dostawały wpierdol ode mnie, a jak się dowiedziałam, że on obiecał tym naiwnym dziwkom ruchanie, to sama złamałam mu rękę i nos.- wyjaśniłam. No a co, miałam kłamać?
-Dostał za swoje i wyleciał z tego domu.
-Co było dalej?
-Zack zamknął imprezę i zajęliśmy się Tobą. A swoją drogą, to mogłaś się trzymać nas.- powiedział poważnym tonem.
-Byliście zajęci tymi... pannami.- skrzywiłam się, przypominając sobie dziewczyny, z którymi poszli na piętro.
-Mi tylko obciągnęła, na dodatek była taka chujowa, że udawałem orgazm.
-Jak faceci mogą udawać orgazm?- zapytałam, a on zdziwiony spojrzał na moją twarz, która zapewne przybrała różowy odcień. Cholercia...
-Nie zawsze ma się wytrysk, więc tak, faceci mogą udawać orgazm.- wyjaśnił. Jeździł swoją dłonią po moim brzuchu, co było przyjemne.
-Dobra, koniec tematu.- odciągnęłam od siebie jego dłonie, jednak ten przyciągnął mnie do siebie tyłem i położył je niżej, niż bym chciała, bo ma gumce moich skąpych fig. A propo, gdybym wiedziała, że będę leżała z nim w jednym łóżku, to ubrałabym ładniejszą bieliznę.
-A na jaki temat chcesz rozmawiać?- wyszeptał mi do ucha. Jego dłoń wjechała pod moje majtki, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Przez niego robiło mi się mokro.
-Nie przeginaj, Black.- rzuciłam ostro, chcąc wyjąć jego rękę. Na nic, bo moje obie zablokował jakimś chwytem.
-Wiem, że Ci się to podoba.- przycisnął palce do mojej łechtaczki. Mój oddech stał się płytki. Podczas gdy on się mną bawił, ja obmyślałam plan, jakby się od niego wyrwać. Byłam wściekła.- Jesteś mokra.
Tak? Nie zauważyłam.- pomyślałam. Uszczypnęłam go mocno, po czym uciekłam z łóżka, spadając na ziemię.
Ten rozbawiony pochylił się nade mną, po czym oblizał palce.
-Jesteś obrzydliwy.- skrzywiłam się.
-A ty seksowna.- mruknął, po czym chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. Założyłam swoje ubrania leżące na krześle obok usiadłam na łóżku obok ubranego już Dylan'a.
-Nikomu ani słowa.- zmrużyłam na niego oczy.- Muszę zwijać do domu, bo muszę się jeszcze spakować.
-Wyjeżdżasz gdzieś?- zapytał, a ja przypomniałam sobie, że on nic nie wiedział. Ale nie ufałam mu na razie na tyle, żeby mu powiedzieć.
-Wyprowadzam się trochę dalej od starego domu.- nawiązałam do domu dziecka.
-Mam nadzieję, że bliżej mnie.- wyszczerzył się. Ja podniosłam się z łóżka i zakręciło mi się lekko w głowie, ale nie straciłam równowagi.
Zeszłam na dół i rozejrzałam się po salonie, w którym panowała czystość, a chłopaki grali w coś na kanapie i popijali piwo. No takk, faceci.
-Cześć wam!- rzuciłam, siadając między Jamie, a Chris'em. Jednak chwilę później przypomniało mi się, że musiałam już iść.- Przyszłam się pożegnać.
-Chcesz z nami zapalić?- zapytał Mark, starannie skręcając blanta. Skrzywiłam się i zaprzeczyłam przecząco głową.- Jak tam sobie życzysz, laleczko.
-Nie nazywaj mnie tak, cipko.- zmrużyłam na niego oczy.- Sam sobie pal i nie wkręcaj w to bezbronnych nastolatek.
-Czy takich bezbronnych, to ja nie wiem.- Dylan roześmiał się.
-A ty zapalisz ze mną, przyjacielu?
-Obiecałem mamie, że zajmę się Darcy. Powiedziałem małej, że zabiorę ją do parku, lepić bałwana.- uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Kiedy byłam u niego, widziałam zdjęcia tej małej, słodkiej dziewczynki. Była prawie tak samo urocza, jak moja Nina. Prawie!
Mark, Jamie i Zack zaczęli się nabijać z opiekuńczej twarzy Dylan'a. Walnęłam każdego z nich poduszką i poszłam ubrać buty, które jakimś dziwnym trafem zostały ułożone w szafie na buty i kurtkę, która ładnie wisiała na wieszaku.
-Odwieźć Cię?- zapytał Black, wychodząc ze mną z domu. Skinęłam głową i razem ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Usiadłam na siedzeniu pasażera i odjechaliśmy spod dużego domu z piskiem opon.- Tam, gdzie ostatnio?
-Hmm?
-Odwieźć Cię tam, gdzie ostatnio?- powtórzył rozbawiony. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
-Wysadź mnie na drugim przystanku przy Portland Street.
-Kawał drogi.- mruknął. Pół godziny później byliśmy na miejscu. Pożegnałam go całusem w policzek i wyszłam z samochodu, a on odjechał w swoim kierunku. Do ośrodka został mi dobry kilometr, który przeszłam w śnieżycy pomieszanej z deszczem. Świetny początek Nowego Roku.
W ośrodku zaczęłam pakować wszystko, co tam miałam. Uzbierało mi się tam dużo rzeczy, a te, które były na mnie za małe, albo mi się nie podobały, oddałam dziewczynom, które rzuciły się na stertę ciuchów. Taki dzień dobroci.
Miałam kilka toreb i dwie duże reklamówki moich ubrań i Niny, z którymi wyszłam po kolei na zewnątrz. Alex na mnie czekał w samochodzie, wczoraj wrócił od rodziny. Wpakowałam ubrania do bagażnika i wsiadłam do samochodu.
-Jak tam święta?- zapytałam, posyłając mu uśmiech.
-Daj spokój, matka nie dawała nam żyć.- skrzywił się.- Powiedziała, że do końca tego roku chce zobaczyć wnuka albo wnuczkę, ale to jest niewykonalne!
Zachochitałam na jego oburzony ton głosu. Zaparkował na podjeździe i wziął większość moich rzeczy. Gdy wszedł do środka, stanął w miejscu i w szoku zaczął się rozglądać.
-Tu jest zajebiście!- wrzasnął, rzucając się w stronę salonu.- Masz większy telewizor ode mnie! I wieżę masz! Czy to jest Xbox One S? I biały joystick?
-Gdzie mi w butach, ułomie!- wydarłam się. Ten ściągnął buty i rzucił je na hol, jednym trafiając mnie w głowę.- Już nie żyjesz.
-Gadanie!- włączył telewizor oraz konsolę. Załamana poszłam rozpakować swoje rzeczy. Gdy już skończyłam, dołączyłam do niego.
***
-Dzisiaj Twoje osiemnaste urodziny, więc rozpoczynasz nowe życie. Powodzenia, River'a.- powiedziała ze śmiechem dyrektorka. Uśmiechnęłam się kpiąco i nachyliłam nad jej biurkiem. Objęłam ręką jej ulubiony kubek z kawą, niestety już zimną i wylałam jej go na głowę, a następnie rzuciłam kubek na ziemię, przez co rozbił się na kilkanaście kawałeczków. Jaka szkoda.
Wyszłam z domu dziecka w końcu wolna jak ptak, po drodze zbierając swoje pochowane po posiadłości rzeczy. Byłam taka szczęśliwa. W końcu byłam pod swoją własną opieką. Wczoraj jeszcze nie mogłam nic, a dziś mogłam wszystko. Iść do sklepu, kupić fajki, alkohol, wyjechać za granicę.
Spóźniona dobrych kilka lekcji przyszłam do szkoły. Na dodatek dowiedziałam się, że jako jedna z nielicznych mam wysoką średnią w klasie, co z procentowało mój dzisiejszy humor. Po szkole pożegnałam się z chłopakami, który zadeklarowali, że wpadną do mnie wieczorem. Dylan'a dzisiaj nie było w szkole z niewiadomych mi przyczyn.
Dziadek czekał na mnie w swoim Dodge, co chwila posyłając mi tajemnicze uśmieszki.
-Jedziemy na zakupy.- oświadczył stanowczym głosem. Zmarszczyłam brwi, bo myślałam, że zrobimy tak, jak zawsze. Usiądziemy u niego w salonie i będziemy pić wodę na czas.
Jednak osiemnaste urodziny ma się raz w życiu, prawda?
Podjechaliśmy pod ogromną galerię, w której dostałam kartę dziadka. Mogłam kupić sobie co tylko chciałam, więc wybrałam jedną rzecz. Pierwszą w życiu sukienkę. Była w odcieniu śnieżnej bieli, miała długie, obcisłe rękawy, była w pasie owinięta złotym paskiem, sięgała mi do połowy uda.
Dziadek, jak mnie w niej zobaczył, uznał, że potrzeba mi do niej odpowiednich butów. Moimi pierwszymi w życiu obcasami były zamszowe, całe białe, na dwu-centymetrowym podwyższeniu szpilki, których wysokość miała dziesięć centymetrów. I prawie się na nich zabiłam, ale to szczegół.
Dziadek potem zaciągnął mnie do sklepu dla dzieci, gdzie miałam wybrać potrzebne dla małej rzeczy, jak ubranka, pampersy i inne niezbędne rzeczy.
Z pełnymi siatkami wróciliśmy do mojego mieszkania.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.- powiedział dziadek, wyglądając przez okno.- Za chwilę powinna ona przyjechać.
-Przyjechać?- zapytałam zdziwiona, wychylając głowę znad lodówki. Dziadek kazał kupić Abby jedzenie do mojego domu.
-Już jest.- wyszczerzył się. Wyjrzałam przez okno i otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.- Audi A8 prosto z salonu.
-On jest... On jest...- nie umiałam wydusić z siebie słowa.- Piękny!
-Dlatego jest Twój, kochanie.- dziadek posłał mi uśmiech. Przytuliłam go z całej siły jaką miałam, a następnie pobiegłam na zewnątrz, nie przejmując się tym, że miałam tylko skarpetki. Samochód był koloru białego. Był cudowny.
Mężczyzna, który przywiózł na holowniku samochód, ostrożnie go odholował, a ja patrzyłam, jak inny facet zgrabnie zjeżdża z lawety na podjazd, zaraz obok Charger'a dziadka. On był piękny.
-To dlatego kazałeś mi kupić fotelik dla małej?- zapytałam dziadka, który pokiwał twierdząco głową. Musiałam podpisać papiery, a następnie mężczyźni odjechali. Ja już byłam w trakcie wkładania butów.- Jadę się przejechać. Biorę fotelik.
-Zdałaś prawo jazdy, wolno Ci. Poczekam na Ciebie, skarbie. Bądź ostrożna.- dałam mu całusa w policzek i uradowana pobiegłam do samochodu. Sam dźwięk otwierania go pilotem mnie podniecał. Wsiadłam za kierownicę. Urzekło mnie beżowe, skórzane wnętrze samochodu. Odpaliłam i ostrożnie wyjechałam z podjazdu.
Przycisnęłam gaz i zmieniłam biegi, a po chwili osiągnęłam wysoką prędkość. Nina. Mogłam po nią jechać. Zaparkowałam na małym parkingu przy domu dziecka, a grupa chłopaków z zaciekawieniem spoglądała na mój samochód, który miał przyciemniane szyby. Pierwsza jazda była boska!
Wpadłam do pokoju małej, po czym zmarszczyłam brwi. Nie było jej. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam małe ciałko leżące na ziemi. Przerażona podbiegłam do dziewczynki i zauważyłam, że śpi, a na rączkach miała gęsią skórkę i kilka małych siniaków.
Podniosłam ją i ubrałam w kombinezon i butki, które tu zostawiłam, po czym wcisnęłam jej na głowę czapkę, a w okół szyi zawiązałam szalik. Mała się obudziła, więc zostawiłam ją na chwilkę na skórzanym fotelu i dałam jej swój telefon, po czym weszłam do pomieszczenia.
-Kendall, masz wpierdol.- warknęłam na siedzącą w świetlicy dziewczynę, która piła kawę. Walnęłam jej z pięści w twarz.- Tego dziecka powinnaś pilnować, a nie bawić się w najlepsze! Dlaczego ona spadła z łóżeczka? Jak?!
-A skąd mam to wiedzieć, nie było mnie tam.- oburzyła się. Wstała i poprawiła krótką spódniczkę.
-Lepiej będzie, jak sobie pójdę, zanim Ci coś gorszego zrobię, nadęta kurwo.- powiedziałam, trzaskając drzwiami.
Wzięłam małą i wsadziłam ją do fotelika na tylnym siedzeniu, po czym odjechałam wolniej niż wcześniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro