Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#18 -Jak faceci mogą udawać orgazm?

Kiedy się ocknęłam, nie miałam pojęcia, gdzie się byłam. Była godzina dwunasta, tak wskazywał zegar, a ja leżałam samej bieliźnie na łóżku, na którym spał jeszcze Dylan, który nie miał koszulki. Byliśmy sami w pokoju, a na dodatek strasznie bolała mnie głowa. Chłopak trzymał mnie za rękę i obejmował w pasie, a policzek miał wtulony w moją pierś.

Przypomniało mi się, co stało się w nocy. Miałam na ramieniu odbite obleśne łapy tego dupka Thomas'a. Chciał się zemścić za miesiąc chodzenia w gipsie i za złamany nos? Udało mu się.

-Nareszcie wstałaś.- usłyszałam z boku zachrypnięty głos.- Nie umieliśmy Cię z chłopakami obudzić i chcieliśmy jechać na pogotowie, ale zrezygnowaliśmy, bo Chris protestował, że jesteś niepełnoletnia i mogłabyś mieć problemy.

-Co zrobiłeś temu dupkowi?- zapytałam, na co ten podciągnął się i oparł na łokciach. Zmierzył mnie wzrokiem i przełknął głośno ślinę. Odruchowo zakryłam się bardziej kołdrą.

-Pobiłem go.- przyznał, na co ja uśmiechnęłam się lekko i musnęłam ustami jego policzek.- Kto to był?

-Chłopak ze starej szkoły, przez niego wyleciałam. Był typem, przez którego miałam tam piekło, nasyłał na mnie dziewczyny, żeby mnie pobiły, a sam był ciotą i tego nie zrobił. Szkoda tylko, że te wszystkie laski dostawały wpierdol ode mnie, a jak się dowiedziałam, że on obiecał tym naiwnym dziwkom ruchanie, to sama złamałam mu rękę i nos.- wyjaśniłam. No a co, miałam kłamać?

-Dostał za swoje i wyleciał z tego domu.

-Co było dalej?

-Zack zamknął imprezę i zajęliśmy się Tobą. A swoją drogą, to mogłaś się trzymać nas.- powiedział poważnym tonem.

-Byliście zajęci tymi... pannami.- skrzywiłam się, przypominając sobie dziewczyny, z którymi poszli na piętro.

-Mi tylko obciągnęła, na dodatek była taka chujowa, że udawałem orgazm.

-Jak faceci mogą udawać orgazm?- zapytałam, a on zdziwiony spojrzał na moją twarz, która zapewne przybrała różowy odcień. Cholercia...

-Nie zawsze ma się wytrysk, więc tak, faceci mogą udawać orgazm.- wyjaśnił. Jeździł swoją dłonią po moim brzuchu, co było przyjemne.

-Dobra, koniec tematu.- odciągnęłam od siebie jego dłonie, jednak ten przyciągnął mnie do siebie tyłem i położył je niżej, niż bym chciała, bo ma gumce moich skąpych fig. A propo, gdybym wiedziała, że będę leżała z nim w jednym łóżku, to ubrałabym ładniejszą bieliznę.

-A na jaki temat chcesz rozmawiać?- wyszeptał mi do ucha. Jego dłoń wjechała pod moje majtki, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Przez niego robiło mi się mokro.

-Nie przeginaj, Black.- rzuciłam ostro, chcąc wyjąć jego rękę. Na nic, bo moje obie zablokował jakimś chwytem.

-Wiem, że Ci się to podoba.- przycisnął palce do mojej łechtaczki. Mój oddech stał się płytki. Podczas gdy on się mną bawił, ja obmyślałam plan, jakby się od niego wyrwać. Byłam wściekła.- Jesteś mokra.

Tak? Nie zauważyłam.- pomyślałam. Uszczypnęłam go mocno, po czym uciekłam z łóżka, spadając na ziemię.

Ten rozbawiony pochylił się nade mną, po czym oblizał palce.

-Jesteś obrzydliwy.- skrzywiłam się.

-A ty seksowna.- mruknął, po czym chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. Założyłam swoje ubrania leżące na krześle obok usiadłam na łóżku obok ubranego już Dylan'a.

-Nikomu ani słowa.- zmrużyłam na niego oczy.- Muszę zwijać do domu, bo muszę się jeszcze spakować.

-Wyjeżdżasz gdzieś?- zapytał, a ja przypomniałam sobie, że on nic nie wiedział. Ale nie ufałam mu na razie na tyle, żeby mu powiedzieć.

-Wyprowadzam się trochę dalej od starego domu.- nawiązałam do domu dziecka.

-Mam nadzieję, że bliżej mnie.- wyszczerzył się. Ja podniosłam się z łóżka i zakręciło mi się lekko w głowie, ale nie straciłam równowagi.

Zeszłam na dół i rozejrzałam się po salonie, w którym panowała czystość, a chłopaki grali w coś na kanapie i popijali piwo. No takk, faceci.

-Cześć wam!- rzuciłam, siadając między Jamie, a Chris'em. Jednak chwilę później przypomniało mi się, że musiałam już iść.- Przyszłam się pożegnać.

-Chcesz z nami zapalić?- zapytał Mark, starannie skręcając blanta. Skrzywiłam się i zaprzeczyłam przecząco głową.- Jak tam sobie życzysz, laleczko.

-Nie nazywaj mnie tak, cipko.- zmrużyłam na niego oczy.- Sam sobie pal i nie wkręcaj w to bezbronnych nastolatek.

-Czy takich bezbronnych, to ja nie wiem.- Dylan roześmiał się.

-A ty zapalisz ze mną, przyjacielu?

-Obiecałem mamie, że zajmę się Darcy. Powiedziałem małej, że zabiorę ją do parku, lepić bałwana.- uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Kiedy byłam u niego, widziałam zdjęcia tej małej, słodkiej dziewczynki. Była prawie tak samo urocza, jak moja Nina. Prawie!

Mark, Jamie i Zack zaczęli się nabijać z opiekuńczej twarzy Dylan'a. Walnęłam każdego z nich poduszką i poszłam ubrać buty, które jakimś dziwnym trafem zostały ułożone w szafie na buty i kurtkę, która ładnie wisiała na wieszaku.

-Odwieźć Cię?- zapytał Black, wychodząc ze mną z domu. Skinęłam głową i razem ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Usiadłam na siedzeniu pasażera i odjechaliśmy spod dużego domu z piskiem opon.- Tam, gdzie ostatnio?

-Hmm?

-Odwieźć Cię tam, gdzie ostatnio?- powtórzył rozbawiony. Zaprzeczyłam ruchem głowy.

-Wysadź mnie na drugim przystanku przy Portland Street.

-Kawał drogi.- mruknął. Pół godziny później byliśmy na miejscu. Pożegnałam go całusem w policzek i wyszłam z samochodu, a on odjechał w swoim kierunku. Do ośrodka został mi dobry kilometr, który przeszłam w śnieżycy pomieszanej z deszczem. Świetny początek Nowego Roku.

W ośrodku zaczęłam pakować wszystko, co tam miałam. Uzbierało mi się tam dużo rzeczy, a te, które były na mnie za małe, albo mi się nie podobały, oddałam dziewczynom, które rzuciły się na stertę ciuchów. Taki dzień dobroci.

Miałam kilka toreb i dwie duże reklamówki moich ubrań i Niny, z którymi wyszłam po kolei na zewnątrz. Alex na mnie czekał w samochodzie, wczoraj wrócił od rodziny. Wpakowałam ubrania do bagażnika i wsiadłam do samochodu.

-Jak tam święta?- zapytałam, posyłając mu uśmiech.

-Daj spokój, matka nie dawała nam żyć.- skrzywił się.- Powiedziała, że do końca tego roku chce zobaczyć wnuka albo wnuczkę, ale to jest niewykonalne!

Zachochitałam na jego oburzony ton głosu. Zaparkował na podjeździe i wziął większość moich rzeczy. Gdy wszedł do środka, stanął w miejscu i w szoku zaczął się rozglądać.

-Tu jest zajebiście!- wrzasnął, rzucając się w stronę salonu.- Masz większy telewizor ode mnie! I wieżę masz! Czy to jest Xbox One S? I biały joystick?

-Gdzie mi w butach, ułomie!- wydarłam się. Ten ściągnął buty i rzucił je na hol, jednym trafiając mnie w głowę.- Już nie żyjesz.

-Gadanie!- włączył telewizor oraz konsolę. Załamana poszłam rozpakować swoje rzeczy. Gdy już skończyłam, dołączyłam do niego.

***

-Dzisiaj Twoje osiemnaste urodziny, więc rozpoczynasz nowe życie. Powodzenia, River'a.- powiedziała ze śmiechem dyrektorka. Uśmiechnęłam się kpiąco i nachyliłam nad jej biurkiem. Objęłam ręką jej ulubiony kubek z kawą, niestety już zimną i wylałam jej go na głowę, a następnie rzuciłam kubek na ziemię, przez co rozbił się na kilkanaście kawałeczków. Jaka szkoda.

Wyszłam z domu dziecka w końcu wolna jak ptak, po drodze zbierając swoje pochowane po posiadłości rzeczy. Byłam taka szczęśliwa. W końcu byłam pod swoją własną opieką. Wczoraj jeszcze nie mogłam nic, a dziś mogłam wszystko. Iść do sklepu, kupić fajki, alkohol, wyjechać za granicę.

Spóźniona dobrych kilka lekcji przyszłam do szkoły. Na dodatek dowiedziałam się, że jako jedna z nielicznych mam wysoką średnią w klasie, co z procentowało mój dzisiejszy humor. Po szkole pożegnałam się z chłopakami, który zadeklarowali, że wpadną do mnie wieczorem. Dylan'a dzisiaj nie było w szkole z niewiadomych mi przyczyn.

Dziadek czekał na mnie w swoim Dodge, co chwila posyłając mi tajemnicze uśmieszki.

-Jedziemy na zakupy.- oświadczył stanowczym głosem. Zmarszczyłam brwi, bo myślałam, że zrobimy tak, jak zawsze. Usiądziemy u niego w salonie i będziemy pić wodę na czas.

Jednak osiemnaste urodziny ma się raz w życiu, prawda?

Podjechaliśmy pod ogromną galerię, w której dostałam kartę dziadka. Mogłam kupić sobie co tylko chciałam, więc wybrałam jedną rzecz. Pierwszą w życiu sukienkę. Była w odcieniu śnieżnej bieli, miała długie, obcisłe rękawy, była w pasie owinięta złotym paskiem, sięgała mi do połowy uda.

Dziadek, jak mnie w niej zobaczył, uznał, że potrzeba mi do niej odpowiednich butów. Moimi pierwszymi w życiu obcasami były zamszowe, całe białe, na dwu-centymetrowym podwyższeniu szpilki, których wysokość miała dziesięć centymetrów. I prawie się na nich zabiłam, ale to szczegół.

Dziadek potem zaciągnął mnie do sklepu dla dzieci, gdzie miałam wybrać potrzebne dla małej rzeczy, jak ubranka, pampersy i inne niezbędne rzeczy.

Z pełnymi siatkami wróciliśmy do mojego mieszkania.

-Mam dla Ciebie niespodziankę.- powiedział dziadek, wyglądając przez okno.- Za chwilę powinna ona przyjechać.

-Przyjechać?- zapytałam zdziwiona, wychylając głowę znad lodówki. Dziadek kazał kupić Abby jedzenie do mojego domu.

-Już jest.- wyszczerzył się. Wyjrzałam przez okno i otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.- Audi A8 prosto z salonu.

-On jest... On jest...- nie umiałam wydusić z siebie słowa.- Piękny!

-Dlatego jest Twój, kochanie.- dziadek posłał mi uśmiech. Przytuliłam go z całej siły jaką miałam, a następnie pobiegłam na zewnątrz, nie przejmując się tym, że miałam tylko skarpetki. Samochód był koloru białego. Był cudowny.

Mężczyzna, który przywiózł na holowniku samochód, ostrożnie go odholował, a ja patrzyłam, jak inny facet zgrabnie zjeżdża z lawety na podjazd, zaraz obok Charger'a dziadka. On był piękny.

-To dlatego kazałeś mi kupić fotelik dla małej?- zapytałam dziadka, który pokiwał twierdząco głową. Musiałam podpisać papiery, a następnie mężczyźni odjechali. Ja już byłam w trakcie wkładania butów.- Jadę się przejechać. Biorę fotelik.

-Zdałaś prawo jazdy, wolno Ci. Poczekam na Ciebie, skarbie. Bądź ostrożna.- dałam mu całusa w policzek i uradowana pobiegłam do samochodu. Sam dźwięk otwierania go pilotem mnie podniecał. Wsiadłam za kierownicę. Urzekło mnie beżowe, skórzane wnętrze samochodu. Odpaliłam i ostrożnie wyjechałam z podjazdu.

Przycisnęłam gaz i zmieniłam biegi, a po chwili osiągnęłam wysoką prędkość. Nina. Mogłam po nią jechać. Zaparkowałam na małym parkingu przy domu dziecka, a grupa chłopaków z zaciekawieniem spoglądała na mój samochód, który miał przyciemniane szyby. Pierwsza jazda była boska!

Wpadłam do pokoju małej,  po czym zmarszczyłam brwi. Nie było jej. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam małe ciałko leżące na ziemi. Przerażona podbiegłam do dziewczynki i zauważyłam, że śpi, a na rączkach miała gęsią skórkę i kilka małych siniaków.

Podniosłam ją i ubrałam w kombinezon i butki, które tu zostawiłam, po czym wcisnęłam jej na głowę czapkę, a w okół szyi zawiązałam szalik. Mała się obudziła, więc zostawiłam ją na chwilkę na skórzanym fotelu i dałam jej swój telefon, po czym weszłam do pomieszczenia.

-Kendall, masz wpierdol.- warknęłam na siedzącą w świetlicy dziewczynę, która piła kawę. Walnęłam jej z pięści w twarz.- Tego dziecka powinnaś pilnować, a nie bawić się w najlepsze! Dlaczego ona spadła z łóżeczka? Jak?!

-A skąd mam to wiedzieć, nie było mnie tam.- oburzyła się. Wstała i poprawiła krótką spódniczkę.

-Lepiej będzie, jak sobie pójdę, zanim Ci coś gorszego zrobię, nadęta kurwo.- powiedziałam, trzaskając drzwiami.

Wzięłam małą i wsadziłam ją do fotelika na tylnym siedzeniu, po czym odjechałam wolniej niż wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro